Wczesnym rankiem 20 marca, w przeddzień pierwszego dnia wiosny, w Sopocie SB przeprowadziła rewizję w czterech mieszkaniach członków WiP, którzy wezwali do uczestnictwa w happeningu na przywitanie wiosny w Trójmieście i topienie marzanny w czarnych okularach. Na ulotkach ogłaszano: „21 marca o godz. 16.00 zebrani pod »Ulem« na Monte Cassino w Sopocie pójdziemy topić Marzannę. Jej przeciwnicy przyjdą w czarnych okularach, a zwolennicy w niebieskich mundurkach”.
Lech Parell pamięta jak niefrasobliwie członkowie WiP zbierali się na mający nastąpić dzień później happening, gdyż nie przypuszczali jak śmiertelnie poważnie podeszła do tego władza. Opowiadał: „Dzień przed zadymą była impreza w mieszkaniu »Galla« [Krzyśka Galińskiego] na Kamiennym Potoku. Ogromny tłum. Ludzie do niego przyjechali z Trójmiasta i z Polski. Ja następnego dnia rano umówiłem się ze swoją dziewczyną i dlatego nie zostałem u Krzyśka na noc. Pojechałem się przespać do siostry do Gdańska na Niedźwiednik. Okazało się, że SB wpadła do mnie do mieszkania i do Gala do Sopotu. »Jacob« opowiadał mi, że gdy wpadli rano do »Gala« to wszyscy byli bardzo skacowani. Zakłuli ich w kajdanki i strasznie długo rewidowali mieszkanie. »Jacob« zaczął przekonywać jednego z ubeków, aby pozwolił mu się napić piwa, które zostało jeszcze na balkonie. Esbek nie chciał i nie chciał. W końcu mu pozwolił wypić mu to piwo ale w kajdankach. W asyście esbeka otworzył piwo i je w końcu wypił” . Ci, którzy nie zostali złapani „na kacu” następnego dnia urządzili w Sopocie happening.
Zeznający 21 marca jako świadek funkcjonariusz SB, Dariusz Zachowski, twierdził, że działalność członków WiP „nakierowana jest na stałe zakłócanie oficjalnych imprez państwowych, za co jej aktywiści byli wielokrotnie karani przez kolegia do spraw wykroczeń. Wielokrotnie były organizowane manifestacje, w których uczestniczyli tacy aktywiści tej organizacji, jak Wojciech Jankowski, Krzysztof Galiński, Klaudiusz Wesołek, Małgorzata Gorczewska, Krzysztof Gotowicki, Lech Parell, Krzysztof Grynder i inni” . Funkcjonariusz w trakcie „czynności operacyjnych” ustalił, że działacze WiP organizują w Sopocie happening, podczas którego miał „być przeprowadzony osąd nad tzw. marzanną, która ma być ucharakteryzowana na czołową osobistość państwową. Osąd ten miał mieć cechy rozprawy sądowej, w której oskarżycielem i obrońcą mieli być aktywni działeczce WiP, którzy organizowali tę »imprezę«”.
Aby nie dopuścić do obrazy „czołowej osobistości państwowej” przeprowadzono rewizje, w wyniku których zatrzymano ok. 20 osób. W mieszkaniu Krzysztofa Galińskiego od godz. 7.00 do 16.00 urządzono kocioł. Po przesłuchaniach zwolniono jedynie kobiety. Zatrzymano: Tomasza Burka, Jacka Fedora, Krzysztofa Galińskiego, Małgorzatę Gorczewską, Adama Jagusiaka, Wojciecha Jankowskiego, Wojciecha Jażownika, S. Karwowskiego, Jerzego Kolarzowskiego, M. Kończyło, Andrzeja Miszka, M. Pisarewicza, B. Rybitw, Iwonę Siekierzyńską, Małgorzatę Tarasiewicz, Wojciecha Turka, Janusza Waluszko, J. Wdowiaka, Klaudiusza Wesołka, J. Zimnego. W poniedziałek 21 marca odbyły się rozprawy przed kolegium. Ukarano: Fedora – 50 tys. zł, Galińskiego – kara ograniczenia wolności i dwóch miesięcy robót publicznych, Gorczewską – 50 tys. zł, Jagusiaka – 50 tys. zł, Karwowskiego – 50 tys. zł, Wesołka – 50 tys. zł.
Podczas rewizji u „Jacoba” SB znalazła m.in. kartkę, która służyła jako dowód w sprawie. Był na niej zapisany tekst, który zaczynał się od słów: „Wielkieś ty uczyniła pustki w kraju moim, moja droga Marzanno”. Za te napisane w jednym egzemplarzu, ale niewypowiedziane słowa do Marzanny, został ukarany przez kolegium przy prezydencie miasta Sopotu karą ograniczenia wolności i dwoma miesiącami robót publicznych.
Niecodzienny dalszy ciąg miała sprawa rewizji u Małgorzaty Tarasiewicz, która oświadczyła funkcjonariuszom, że część zarekwirowanych wydawnictw jest jej niezbędna do napisania pracy naukowej w Studium Podyplomowym Instytutu Nauk Politycznych UG, którego jest słuchaczką zatytułowanej “Niezależne ruchy pokojowe w krajach Europy Wschodniej”. W sprawie zarekwirowanych materiałów napisała skargę do Prokuratury Wojewódzkiej, a kopie do Prokuratora Generalnego, Komisji ds. Przestrzegania Prawa przy Sejmie oraz Amnesty International Londyn.
W „rewanżu” WUSW w Gdańsku zażądał od dyrekcji Instytutu informacji na temat Tarasiewicz. Podporucznik Andrzej Staniszewski dowiedział się, że po skończeniu w 1985 r. anglistyki rozpoczęła studia podyplomowe pod kierunkiem dr. Olgierda Sochackiego (jak zanotowano – „znany z negatywnych poglądów politycznych”). Funkcjonariusz przeprowadził „rozmowę operacyjną” z dyrektorem Instytutu prof. Kazimierzem Podoskim, który powiedział mu, że temat pracy został ustalony bez jego zgody, ale taka zgoda nie była wymagana. Podoski miał powiedzieć, że „Tarasiewicz nie posiada żadnej zgody władz uczelni na posiadanie bezdebitowych materiałów i pracę dyplomową może napisać w oparciu o oficjalne materiały naukowe”. Jednak w oficjalnym piśmie do naczelnika Wydziału Śledczego WUSW nie napisał tego, co mówił podporucznikowi. Profesor stwierdził: „tym niemniej materiały dot. ruchu »Wolność i Pokój« mogą stanowić do pewnego stopnia materiał ilustracyjny do pracy dyplomowej w zakresie działania w krajach socjalistycznych organizacji nielegalnych głoszących hasła związane z walką o pokój”. 20 maja odstąpiono od wniosku o ukaranie jej przed kolegium i oddano część zarekwirowanych wydawnictw.
Mimo działań SB 21 marca w Sopocie odbył się happening topienia marzanny w czarnych okularach. W wielu miejscach Trójmiasta rozrzucano ulotki i rozklejono małe plakaty o nadchodzącym „Sądzie nad Marzanną”. Uprzedzona o planowanej imprezie Służba Bezpieczeństwa nie pozostała bezczynna: „Rejon planowanej akcji, tj. ul. Monte Cassino i molo w Sopocie zabezpieczone zostały siłami operacyjnymi i porządkowymi”.
O umówionej godzinie zwarta grupa młodych osób, w czapkach muchomorkach, czapkach kwiatkach, okularach płetwonurków itp., nad głowami której wznosiły się transparenty „Niech żyje węgorz”, „Precz z centralną rybną” i „Ryby tak! Wypaczenia nie!” ruszyła w dół sopockiego deptaka. W takt gwizdków i wybijanych przez bęben rytmów śpiewano piosenki. U dołu Monciaka zatrzymano się. W półkolu wznoszono okrzyki i przyśpiewki oraz odegrano skecz wyławiania z morza ostatniego węgorza. Węgorzem był jeden z młodych ludzi ubrany m.in. w płetwy, okulary płetwonurka i sieć. Agent SB zanotował: „Cały przebieg zajścia miał humorystyczny i maskaradowy charakter i tak też była przyjmowana przez przechodniów, których większość od razu wyrzucała otrzymane ulotki (których zresztą nie było wiele) i pukając się w czoło przechodziła dalej”.
Z powodu zmasowanych sił milicyjnych w rejonie deptaka około 50 młodych ludzi zebrało się na plaży za Grand Hotelem.
SB zanotowała: „Niektórzy z nich wyjęli spod płaszczy elementy, z których zmontowali kukłę ucharakteryzowaną na przywódcę państwa. W wyniku natychmiast podjętych działań kukłę odzyskano. Zebrane osoby zaczęły wznosić okrzyki antypaństwowe i antymilicyjne. Zatrzymanych zostało 29 osób, z których 20 osadzono w areszcie, a 9 zwolniono z braku dowodów popełnienia wykroczenia”.
Służba Bezpieczeństwa nie przyznała się w swoich raportach do porażki, okłamywano zwierzchników pisząc o odzyskaniu kukły a pomijając informację, że wyciągnięto ją z wody.
Kukłę wrzucono do morza w okolicach Grand Hotelu (wejście na molo było odcięte przez milicję), mimo ataku oddziałów ZOMO, które nie ocaliły „czołowej osobistości państwowej”. Niósł ją 19-letni Zbigniew Mańczyk z FMW. Opowiada:
Była to akcja WiP, ale ich prawie wszystkich pozamykali. To byli cudowni i fantastyczni ludzie. Oni się oczywiście dzień wcześniej spotkali, urządzili imprezę, a rano wjechała na nich brygada antyterrorystyczna z esbekami. Wszystkich zgarnęli. Za Grand Hotelem w pewnym momencie zobaczyłem, że jest gotowa Marzanna, ale w mordę konia, nie ma chętnych do jej niesienia. No to kto okazał się chętny? Oczywiście „Piszczyk” – tak mnie później na strajku w stoczni Mariusz Wilk ochrzcił. Wziąłem ją i podniosłem do góry. W momencie jak się pojawiła to zaczęła się ruchawka. Ruszyli w moją stronę milicjanci. Chłopacy otoczyli mnie kordonem, coś skandowali, i ruszyliśmy biegiem w stronę morza. Widzę, że już jest coraz bardziej gorąco, że gliniarze przerwali kordon, to jeszcze bardziej wyrwałem do przodu, po prostu zapierdalałem ile miałem sił byle dopaść morza. Myślałem tylko o jednym – trzeba utopić generała! Byłem w długim płaszczu do kostek. Wbiegłem po kolana do lodowatej wody i w ostatniej chwili rzuciłem Marzannę jak najdalej mogłem. W tym momencie dostałem pałą w tył głowy i zaszumiało mi w głowie, o mało nie osunąłem się w wodę. Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje. Poczułem tylko, że chwytają mnie jakieś silne ręce.
Na plaży był też Lech Parell, który widział jak „Mańczyk w ostatnim momencie dopadł do wody i takim rzutem na taśmę wrzucił do wody kukłę Jaruzela, i dostał pałą w głowę. Milicjanci rzucili się za kukłą do morza i ja wyciągnęli”. Milicja jednocześnie próbowała wyłapać wszystkich uczestników, później na mieście robiono łapanki i przeprowadzano rewizje u wszystkich młodych ludzi.
Wśród prawie 30 aresztowanych byli studenci: Mariusz Wilczyński (PG), K. Wargań (UG), P. Sawicki (PG), Jacek Śmiech (UG) i A. Łoziński (UG). 11 osób zostało ukaranych przed kolegium w Sopocie: J. Rocławski, M. Czerniewski, H. Szczepański, P. Klein, M. Nowicki, Z. Mańczyk, P. Sawicki, J. Gajek, R. Surowiński, L. Sikora, C. Waluszko. Jedna osoba została ukarana grzywną 30 tys. zł, dwie – 40 tys. zł, a reszta po 50 tys. zł bez zamiany na areszt. Na sopockiej komendzie, jak podawano w podziemnych gazetkach, został pobity Cezary Waluszko.
Mańczyk dobrze pamięta areszt w sopockiej komendzie: „Stłoczyli nas maksymalnie gęsto w małych celach. Wcześniej nie zrobili osobistej rewizji i stąd ludzie zaczęli zjadać kartki i całe notesy. Jak można na zadymę iść z konspiracyjnymi zapiskami? Ze mną siedział Mariusz Wilczyński. Pamiętam jak wspólnie jedliśmy kartki z jego notesu bez możliwości popicia wodą – coś okropnego. Waluszko podobno już na przesłuchaniu przełamał na pół gumkę myszkę przerobioną na pieczątkę WiP i ją połknął. Po przesłuchaniach zawieźli nas na »dołek« do Gdańska, a następnego dnia na kolegium. Wtedy fajnie zachował się Borsuk [Bogdan Borusewicz], który przyszedł na nasze kolegium z Janiną Wehrstein. Dodało nam to otuchy. To w końcu był sam guru podziemia, który wstawił się za tych co to utopili generała”. Parell także przyszedł na kolegium, aby podtrzymać na duchu swoich kolegów. Pamięta, że „zeznający milicjant chwalił się, że nie pozwolili utopić generała”.
Podczas happeningu kolportowano m.in. wierszyk/piosenkę:
Dziś na ulicy zapytała mnie dziewczyna
dlaczego ja nie przypominam jej Lenina.
Ref. A ty maszeruj, maszeruj i głośno krzycz
Niech żyje nam Wołodia Ilicz.
Dziś wszystkie kwiaty, wszystkie ptaki, wszystkie drzewa
Cała przyroda o Leninie śpiewa
Ref. A ty maszeruj…
Dziś w telewizji nie wystąpi zespół Novi
bo cały program poświęcony Leninowi
Ref. A ty maszeruj…
Już cała Moskwa jest aż biała od polucji
na samą myśl o wielkim wodzu rewolucji
Ref. A ty maszeruj…
Jest w Poroninie jeszcze taki baca
co Leninowi kwaśnym mlekiem leczył kaca
Ref. A ty maszeruj…
A kiedy z łóżka nie chcesz rano podnieść dupska
przypomnij sobie jak walczyła Nadia Krupska
Ref. A tym maszeruj…
Jak dobrze było kiedyś za Lenina
Dziś zniszczyła to wszystko banda Kosygina.
Wrzucenie Marzanny do morza było głośne w całym Trójmieście i w Polsce. Informowało o tym także Radio Wolna Europa. Było to działanie niepoważne, ale z takich działań rodziła się nadzieja, że ci młodzi ludzie będą mogli bez względu na represje wspomóc działania „Solidarności”.
(zdjęcia z archiwum WiP: www.tezeusz.pl)
PS.
Topienie generała było jedną z zagadek zadanych przeze mnie w poprzednim poście. SB upierała się, że nie dopuszczono do obrazy czołowej osobistości państwowej. Prawda jaka jest każdy widzi:)
PS2
Tekst jest fragmentem z przygotowywanej do druku mojej książki
komentarze
Jak zwykle
znakomita porcja wiedzy podana w ciekawej formie.
A no i widać, że mieliście fantazję w tej opozycji:)
pzdr
grześ -- 21.03.2009 - 14:00:-)
Dziękuję za tę relację :-) Szkoda, że ja nie miałam, o co walczyć, ale cieszę się, że im się chciało.
Frida -- 22.03.2009 - 21:18grześ
Fantazję to mieli głównie “wariaci” z WiP i krasnale, czyli Pomarańczowa Alternatywa z Wrocławia. To od nich się zaczęło i później rozprzestrzeniło. Gdy nie można było pokonać władzy to przynajmniej można było ją obśmiać, albo utopić:)
leszek.sopot -- 22.03.2009 - 22:26Frida
Zawsze jest o co walczyć, z tym, że dziś prawie nie ma jak się skrzyknąć w celu “przywalenia” partyjniakom. Wtedy było prosto – była jedna wroga partia, a dziś się tego namnożyło. Z partiami dbającymi przede wszystkim o siebie i o swoich członków powinno się nadal tak samo walczyć jak za czasów PZPR.
leszek.sopot -- 22.03.2009 - 22:29Oj, racja...
A poza tym dziś nikomu się nie chce. Mnie również.
Frida -- 23.03.2009 - 01:13