Sobota integracyjna II
Mostek był opuszczony na przywitanie gości i Bronek nic nie musiał naciskać. W towarzystwie swojej dziewczyny przywitał nas na podjeździe przy pryncypialnym wejściu pałacyku.
Miło przywitał.
– Jezu! Rysiek! Tramwajem ci ktoś w pysk dal?!
Wypadało wpaść w ton.
– Drzwiami się przytrzasnąłem… Przecież skąd w Byrczy, tramwaj by kto wziął?
– A rzeczywiście…
– Jest już ktoś? Czyje to auto?
Krysia zdziwiła się, a ja zdziwiłem się Krysi, że czuje się w obowiązku znać wszystkie autka zaproszonych.
– A to… Gliny sobie przyjechały. Umyślili sobie, że tutaj łatwiej będzie z wami wszystkimi naraz pogadać… No! Jak Rysiek tak namieszał, to gliny nawet w weekendy robić muszą.
– Niby w czym namieszałem? Uprzejmie ci przypominam, że to mi najpierw zdemolowano, nie najpiękniejsze wprawdzie, ale prywatne moje oblicze, a potem pozbawiono mnie mojego ulubionego ekspresu do kawy dosypując czegoś bardzo niesmacznego i szkodliwego. Dalszą konsekwencją jest pozbawienie mnie służbowego autka i konieczność zakwaterowania się w Zajeździe.
– No, niby mówią, że to ciebie ktoś tam próbował, ale sam przyznasz, że chłopak się struł przez ciebie i to całe twoje pisanie… Bo przez co inne?
– Chodźmy do środka, bo na tych schodkach to i głupio wyglądamy i trochę zimno – przerwała dobrze rozwijająca się dyskusję, Krysia. A ja miałem przedsmak tego co mnie czeka.
Gliniarze dwaj siedzieli przy pierwszym stoliku od wejścia. Jeden od razu mi się nie spodobał. Drugi, to był ten sam, co poprzedniego wieczora dowodził zamieszaniem w moim pokoju.
– Ma pan swój telefon komórkowy?
Tak z miejsca. Z zaskoczenia. Żadnego dzień dobry! No, prawdę mówiąc, to tej doby już się widzieliśmy…
– Mam, bo co? Zadzwonić gdzieś chcecie?
Ten drugi, za takie odzywki, od dawna mnie nie lubił.
– Podobno ma pan wszystkie rozmowy z prezesem nagrane na tej komórce…
– No mam. Przegrane na swój laptop też. I opublikowane na blogu również.
– To poprosimy o ten telefon i sobie go zatrzymamy na trochę… za oficjalnym pokwitowaniem.
– To służbowy…
– Pana asystentka, jako przedstawicielka firmy przyjmie pokwitowanie, prawda?
Ten nie lubiany jeszcze się nie odezwał. Wypisywanie papierka trwało króciutko. Elegancko, w rubryczkach, co i od kogo, w ramach czego… O! Jest już numerek sprawy! No! Jest trup, to i numerek być musi.
Wcale nie byłem zaskoczony faktem, że akurat o telefon się upomnieli. Ktoś tam do rana przeczytał notki na blogu i nawet zrozumiał. – Rozumiem, że prezes jest za granicą, pewnie trochę potrwa zanim wróci, ale zastępca chyba został zawiadomiony…. Chcieliśmy rozmawiać z kimś uprawnionym… – Witek… Wiceprezes ma przyjechać tutaj wieczorem. Nie mógł wracać samolotem bo pogoda nie pozwalała na start… – Krysia powtórzyła glinom znane mi wyjaśnienie. Z chrzęstem żwiru miażdżonego oponami podjechał jeep Karola. Jasne. Personel niższego szczebla zawsze jest wcześniej przy bufecie.
Właśnie! Bufet! Gdzie taki? Do tej zapowiedzianej obiadokolacji jeszcze kawałek! Długo będziemy tak urzędować przy samym wejściu? – Mogliby państwo wskazać nam jakieś mniej uczęszczane miejsce? Przy okazji z kilkoma osobami porozmawialibyśmy na osobności. A że to sobota, to nie zakłóciłoby to normalnej pracy w przedsiębiorstwie…
No proszę! Władza dba o niezakłócone funkcjonowanie Stasiowego Fetusonu! Ma chłop szczęście! – Najlepiej otworzę wam biuro – zaoferował Bronek. – Wszystko tam jest, telefon, faks, komputer i dostęp do Internetu…
Karol z towarzyszką stanął w drzwiach i elegancko się znalazł. – Dzień dobry wszystkim! O! Mamy gości… Pewnie z policji, tak sądzę… Rysiek… Nieszczególnie dziś wyglądasz… Moim zdaniem powinieneś takie coś trochę odleżeć… A Krysia, jak zawsze piękna…
Z tej strony gościa nie znałem! Tokował jak dandys z przedwojennego wodewilu! I to miał być lordowski kierowca i pilot?
Gliniarz trącił mnie w ramię… – Najpierw z panem porozmawiamy…
Wcale to nie zabrzmiało jakby chcieli mi ulżyć, zanim jeszcze świeże rany i spodziewane napitki powala mnie do łoża. Postraszyć mnie chcą? Ja jestem już dostatecznie postraszony! Trupa niespodziewanego widziałem, pobili mnie. Otruć też chcieli… To może tak dużo tego było, ze słabo reaguję na te policyjne strachy?
Po drodze zgarnąłem ze stolika termos z kawą i filiżankę. – Weźcie jeszcze cukier i śmietankę, bo rąk mi brakuje…
O dziwo! Gliny posłuchały! Nawet każdy po filiżance sobie wziął! Dłuższy pobyt przewidują!
Biuro, jak każde biuro miało oprócz biurka urzędowego, stolik i cztery fotele dla gości. Jeden fotel od razu mi się spodobał. Ustawiłem sobie filiżankę we właściwej pozycji i naciurkałem cateringowej kawy. Zajazd dla Fetusonu byle czego nie serwował. Smak i aromat Jacobsa nawet św. Mikołaja by ściągnął, gdyby to miesiąc później było. – A miałem nadzieję, że już nigdy nie będę musiał ciebie służbowo oglądać.
Ten, który mnie nie lubił, przerwał wreszcie milczenie, ale nielubienie kontynuował. – Przypuszczasz, że ja tak specjalnie, tobie na złość łeb sobie rozbiłem, a potem z tego wszystkiego zapomniałem, że sam miałem się otruć kawą? – W każdym razie, jestem w stu procentach pewien, że to twoja obecność tutaj dowaliła nam roboty, jakiej nie lubię. – Jak pamiętam, to ten zawód wybrałeś samodzielnie – przypomniałem. – Nawet z pewnym entuzjazmem i ambicjami. – A skąd miałem wiedzieć, że co rusz na ciebie będę się natykał!? – Przecież nie wymagam żebyś mi się kłaniał na ulicy… Nawet „dzień dobry” mi nie mówisz. – Przez gardło takie życzenie by mi nie przeszło! – No to jak już sobie uaktualniliście swoją znajomość, to może przejdziemy do rzeczy?
Drugi glina nie miał zamiaru marnować całego weekendu na słuchanie naszych przekomarzań. – To był twój pomysł z tym kontraktem? – W życiu! Już pewnie sprawdziłeś, że z Pruseckim znamy się od wieków i czasem się widujemy. To od początku do końca jego pomysł. Jedyna moja inicjatywa, to ten blog. Jest tak, jak piszę i ta rozmowa jest nagrana. – Kiedy miałeś ostatni kontakt z Pruseckim? Przecież musicie jakoś ustalać co i o czym piszesz. – Ostatni raz zadzwonił do mnie bladym świtem na trzeci dzień. Przedwczoraj. Oni tu mają takie barbarzyńskie obyczaje, sami wstają, innym każą wstawać po ciemku i o siódmej być na chodzie. O ile mnie pamięć nie zawodzi, to o Krysię wypytywałem się czy wolna. – Rzeczywiście jest ta rozmowa. Ale z innego numeru do ciebie dzwonił…
Wzruszyłem ramionami. – Nie ma przepisu, że taki prezes to może mieć tylko jeden numer… – Pewnie.
Wyjątkowo zgodliwy glina. – Niepokoi mnie to co piszesz kursywą, jako fragment ksiązki… Skąd to wiesz? – Co, wiem? – No, że Prusecki pojechał finalizować takie powiązania Fetusonu… – Jezu! Człowieku! Przecież ja piszę książkę! Fikcję! – Ale trup jest jak najbardziej prawdziwy.
Mój osobiście znajomy gliniarz nie omieszkał przypomnieć Chyba go jeszcze bardziej znielubię! – Ten ostatni telefon Pruseckiego do ciebie, to było połączenie krajowe. Poprzednie, rzeczywiście z zagranicy. Prusecki wrócił? – Nic o tym nie wiem…Witka się zapytacie jak tu ściągnie wieczorem… Wice, to powinien wiedzieć, gdzie to tatko się podziewa. I zaraz powinien przybyć Michał, dyrektor całych finansów firmy. Też powinien wiedzieć… Ja tu piszę książkę, a nie zarządzam tym Fetusonem. – No rzeczywiście… Jak myślisz? Czym tak kogoś wpieniłeś, że zechciał ciebie utrupić? Komuś dziewczynę na te swoje książki poderwałeś… „ Gołego” podesłałeś do poczytania… – Kiedy?! W trzy dni? Nawet tą swoją Krysię mało co oglądałem bo jakaś papierologia ją dopadła…
= Lepiej pogłówkuj nad tym pytaniem. Następnym razem może się komuś udać. Takie dochodzenie poprowadziłbym z prawdziwą przyjemnością! – Jesteś wredny! Podobno priorytetem dla was jest zapobieganie przestępczości… – Teoretycznie. Tylko nikt nie wie jak to praktycznie zrobić. Może ty wiesz? Jak złapać mordercę, zanim zamorduje? Przecież on wtedy nie jest mordercą! Taki może kazać mi się wypchać, nawet jak go złapię! – Z tych nagrań monitoringu, coś wam wyszło? – Nie wiem. Na razie, daliśmy to do obrobienia. Wiesz jaka jest jakość obrazu z takich kamer… Teraz sobie już idź i przyślij tego kierowcę, Karola… – Tylko kawę dopiję… – Przecież możesz za drzwiami?
Mogłem.
Karol nadal tokował na środku sali. Aż trudno było powstrzymać się, żeby mu nie zrobić małego kuku. Jak ma być wszystko przeze mnie to wszystko. – Karol! Panowie z policji mają do pogadania…
Tonem i machnięciem kciuka za siebie, leciutko zasugerowałem, że jakbym go troszkę wrobił!
komentarze
Panie Ryszardzie!
Piękne. Szczególnie końcówka z Karolem.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 21.02.2012 - 10:01Karol
Sam nie wiem. Młodszy i przystojniejszy ode mnie… Zabić go?
Ryszard Katarzyński -- 23.02.2012 - 20:26Panie Ryszardzie,
Kill them all, że klasykiem polecę:)
grześ -- 23.02.2012 - 20:41Jakiś sposob to jest
Rada wydaje się słuszna. Taki Szekspir w Hamlecie to cudem sam przeżył zamykanie wszystkich wątków dramatu. I to tylko dlatego, ze wtedy też był teatralny obyczaj, że publika na końcu przedstawienia wolała z sali: “Autor. Autor!” Ale czy ja tak mogę? Czy nie byłby to przerost ambicji? Być jak Szekspir – no! Pomyślę. Choć z drugiej strony nie wiem czy sprawa warta jest aż takiego wysiłku, bo Stasiu na samym początku zauważył, żebym Nobla się nie spodziewał...
Ryszard Katarzyński -- 25.02.2012 - 17:59Panie Ryszardzie,
ja do trochę młodszych klasyków niż Szekspir nawiązywałem, a co do rady, widzę, że pan korzysta:)
Przy okazji przypomniało mi się “Dziesięciu Murzynków” Agathy Christie, gdzie w końcu giną wszyscy.
grześ -- 26.02.2012 - 23:50U pana też jakaś wyspa jest, z tego, co się zorientowałem, więc do dzieła można śmiało przystępować, a poważnie mówiąc, to jak nadrobię te odcinki ostatnie (acz post od neta mi potrzebny), to może podrzucać będę inne jakże fascynujące pomysły rozwoju akcji:)