Dom Elżbiety VIII

Stukanie było natarczywe, jakby ktoś walił na alarm.
Było późno, minęła już dziesiąta i nie spodziewała się nikogo. Gdy wyszła Kanusia, zamknęła drzwi i zabezpieczyła je łańcuszkiem.

Przeszła przez hol i z głośnym zapytaniem „kto tam” stanęła przy drzwiach.

- Elżbieta! – usłyszała po drugiej stronie głos Andrzeja – mama zasłabła, prosiła byś do niej przyszła.

Szybko zdjęła łańcuszek i otworzyła drzwi, po drugiej stronie stał przerażony Andrzej, syn Kanusi.

- Twoja mama zaledwie kilka minut temu ode mnie wyszła! To nie możliwe, by się jej coś stało, była w świetnej formie.

- To się stało jak wróciła do domu, nagle jęknęła, powiedziała, że powinna ci coś powiedzieć, a potem zaczęła łapać powietrze, jakby jej zabrakło tlenu. Karetka już przyjechała, lekarz chce ją wziąć na obserwację do szpitala, a ona się upiera, że nie pójdzie, jeśli ci czegoś nie powie.

- W takim razie, wejdź ja za chwilę będę gotowa, muszę tylko włożyć jakiś sweter, bo zrobiło się chłodno.

- Poczekam, pospiesz się, naprawdę mama wyglądała źle, a wiesz jaka jest uparta, nie podda się żadnym zabiegom ani prośbom Maryli, póki nie przekaże ci tego, co uważa, że musi.

Ela szybko włożyła pierwszy sweter który wyłowiła z jeszcze nie rozpakowanego nesesera. Przemknęło jej przez myśl, że powinna się była najpierw zająć rozpakowywaniem własnych rzeczy, a nie myszkowaniem po strychu. Podświadomie miała żal do siebie, że przy Kanusi poruszyła temat Zofii Mioduckiej, bo jak sądziła, to, to wyprowadziło ją z równowagi. Widziała, jak zareagowała na sam dźwięk jej nazwiska.

- Już jestem gotowa – zwróciła się do stojącego wciąż w drzwiach Andrzeja. – Tylko zamknę drzwi i możemy iść.

Po drodze Andrzej się prawie nie odzywał, Ela widziała, że bardzo niepokoił się o matkę. Nagle, jakby głośno wyrażając własne myśli powiedział:

- O czym z mamą rozmawiałyście? Do domu przyszła jakaś nieswoja, wiesz, to taki typ człowieka, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. A dziś jak od ciebie przyszła, usiadła ciężko w kuchni przy stole i siedziała, aż do momentu, gdy zasłabła.

- Zapytałam się jej o jedną moją krewną…Zofię Mioducką.

- Nie rozumiem, to ją tak wyprowadziło z równowagi?

- Podejrzewam, że tak. Nie wiedziałam, że to wywrze na niej takie wrażenie, wybacz. Sam mi polecałeś, bym się jej wypytała o swoich przodków.

- Mama z panią Karską wciąż o twojej rodzinie rozmawiały, szukały różnych źródeł informacji, więc…rozumiesz, mama jest skarbnicą wiedzy o waszej rodzinie. Widać, ta Mioducka jest jakaś trefna, bo ją naprawdę nie łatwo wyprowadzić z równowagi.

- Jasne, wiem.

Na tym rozmowa się skończyła i za chwilę doszli do domu Kanusi.
Kiedy weszli, lekarz z karetki próbował podać jej tlen, a ona nie dawała sobie pomóc, mimo, że twarz nabrała ziemistej barwy, a oczy okalały ciemne obwódki.
W kuchni szlochała Maryla, jej obfity biust falował wraz z każdym wciągnięciem powietrza.

- Elżbieto! – Zawołała Kanusia gdy ją dostrzegła – muszę ci coś powiedzieć, to bardzo ważne – tu spojrzała wymownie na lekarza i syna.

Mężczyźni posłusznie usunęli się z pokoju, mimo, że lekarz się trochę opierał. Andrzej przekonał go, że tak będzie lepiej, bo matka i tak nie da za wygraną.
Kiedy tamci wyszli, Kanusia poprosiła, by Ela zamknęła drzwi i do niej podeszła.

- Pytałaś mi się o Zofię Mioducką – zaczęła, a świszczący oddech świadczył, że naprawdę powinien się nią zająć jak najszybciej lekarz – Uważaj, to bardzo niebezpieczna osoba. Nie wiem, czy zjawiła ci się we śnie, czy przemknęła jak mgła po domu…to zły duch twojej rodziny. – krople potu na czole Kanusi świadczyły ile wysiłku wkłada by ją ostrzec.

- Powinna pani jak najszybciej udać się do szpitala – Ela ze strachem przyglądała się zmienionej twarzy Kanusi – Nie wierzę w duchy, a zapytałam się, bo gdzieś w bibliotece znalazłam na kartce zapisane jej nazwisko.- Skłamała, by ją uspokoić.

- Niemożliwe! Pani Leokadia usunęła wszystko, co było z nią związane.- Na obrzeżach ust Kanusi zaczęły pojawiać się sinawe obwódki.

- Kanusiu droga, potem o tym porozmawiamy, ty teraz powinnaś jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. – Ela była przerażona tym co się z Kanusią działo – a nie ważne kim była ta Mioducka, teraz jesteś ważna ty.

- Nie! Muszę cię ostrzec. Panią Leokadię ta Zofia nachodziła w snach, ona się jej bała, czasem prosiła, bym u niej została na noc, to nie był zwykły lęk, to było przerażenie dziecko. Twoja babcia nie należała do osób strachliwych. Wiem, że Zofię usunięto z ksiąg rodzinnych i parafialnych. Była ekskomunikowana…- siność wokół ust Kanusi się pogłębiało, powietrze wciągane świszczało, a ona sama zaczęła tracić przytomność.

- Panie doktorze! – Wykrzyknęła Ela.

Średnia ocena
(głosy: 7)

komentarze

Łoł!

Zaczyna się....
Dreszczyk….


Pani Iwono!

Coraz lepiej się to kręci…

Pozdrawiam


Dorciu

a jak!

Nie mówiłam że to będzie coś w rodzaju opowieści z dreszczykiem ;P

Wspólny blog I & J


Panie Jerzy

serdeczne dzięki.:D

Wspólny blog I & J


No, no,

dałem dobra ocenę, bo gotycko i literacko na TXT tez czasem byc może, ale warunek jest jeden:)

“Poczekam, pospiesz się, naprawdę mama wyglądała źle, a wiesz jaka jest uparta, nie podda się żadnym zabiegom ani prośbą Maryli,”

Trza to szybko zmienić, znaczy “prośbą” na “prośbom”.
Takich błędów się nie wybacza:)

Ale jak zmienisz, to możesz mnie wykasować albo wyedytuję swój komentarz:)

Pozdrawiam zaglądając już do części dziewiątej:)


No masz, zdarzył się ortograf!!

no, takie życie…

pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Ja używam słownika Firefoksa i on mi wszystko wyłapuje.

Pozdrawiam


Panie Jerzy

no cóż, inny czas i czasem się zdarzy, zamiast ogonka “em” lub “en”. Widać język polski rzeczywiście jest trudny.

Serdeczności.:D
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Mnie tego nie trzeba mówić. Jak Szkoci pytają dlaczego tak? ja odpowiadam wzruszeniem ramion. Oni powoli uczą się tego i coraz rzadziej chcą wiedzieć dlaczego po polsku coś jest inaczej niż po angielsku. Choć wczoraj się okazało, że mamy bardzo podobne wyrażenie: „czarna owca w rodzinie” u nich „a black sheep of a family” i chłopy cieszyły się jak dzieci.

Pozdrawiam


No tak

ubaw po pachy.:P
pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Bardzo ładny idiom:

dodać jajko do jajka, zamiast dwa do dwóch :)


Pino

Idiom? Raczej bon-mot.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Algo, idiom,

trust me, wiem co mówię :D

pozdro też


Pino

jasne, ale jako bon-mot też niezłe.
Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość