Pierwsi pasażerowie zajmują miejsca siedzące. Kierowca otworzył drzwi, aby wpuścić kolejnych towarzyszy drogi. Przy przejściu tłum, gwarno, słychać żywe dyskusje i krzyki. Koszt biletu – jak u księdza – co łaska. Czasem nawet starczy miłe słowo i dobry uśmiech kierowcy. Kierowca Donald Tusk, miły gość. Na twarzy cały czas zwycięski grymas, w mimice widoczny chłopięcy luz. Zniknęły zaciśnięte zęby, złe ogniki w oczach, niepewność. Przecież cały autobus za Donkiem stoi. A w autobusie, cóż za przekrój ludzi ! I z lewa, i z prawa. Inteligencja i wykształciuchy. Autorytety i pół-bogowie. Klasa średnia i niska. Kulturalni i grzeczni. Chamy i prostaki. Posłowie i senatorowie. Przyszli i przeszli ministrowie. Przyszli i przeszli szefowie spółek skarbu państwa. Skorumpowani i walczący z korupcją. Dyplomaci i dyplomatołki. Szerzej: anty-kaczyści.
Wesoły autobus przygotowuje się do długiej drogi. Cztery lata jazdy, w zamierzeniu z jednym kierowcą. Miejmy nadzieję, że nie kimnie. Wśród pasażerów jest Lech Wałęsa – jak widzimy mentor nowego kierowcy, autobusu zwanego Polską (kiedyś był tramwaj zwany pożądaniemJ). Nowy premier już oznajmił, że będzie obwoził Wałęsę, po wszystkich stolicach świata, aby zatrzeć złe wrażenie po zagranicznych wojażach Braci Kaczyńskich. Przypomina to obwożenie chłopa z unikatowym niedźwiedziem w klatce po okolicznych wioskach, aby gawiedź mogła sobie popatrzeć jaki to faktycznie unikat. Tudzież wędrowną trupę cyrkową, z niezastąpionym błazen obwożonym po miasteczkach, gwoździem każdego widowiska. Ale Wałęsa, oprócz mentorowania i dziadkowania, koledze z Gdańska, chce porwać mapę ze schowka autobusowego i niedoświadczonemu kierowcy, podyktować przebieg trasy. Na szefa dyplomacji nie Sikorski, a Geremek. Francuskojęzyczny profesor, zamiast amerykańskiego dżentelmena. „Przecież tu Europa, a nie ani me ani be ani kukuryku (wałęsowskie określenie Stanów Zjednoczonych). Dla nas jest tylko „Unia, unia i jeszcze raz Unia”. Tak, tak a „Słowacki wielkim poetą był” Ale przecież nikt nie może od Lecha wymagać wiele. Dziś ogłosił, że Tusk będzie najlepszym premierem po 1989. Czy Tusk sprosta zadaniu, się przekonamy. Ale na pewno będzie lepszy od prezydenta kadencji 90-95. Bo już gorszym być nie można. Lech Wałęsa deklaruje pomoc, ale z zastrzeżeniem coś za coś. Donald Tusk ma unieszkodliwić IPN. Polski Mordor w przeświadczeniu Wałęsy, gdzie zasiadają złe orki i uruk-hai, gotowe go – Wielkiego Boga, który jak mniema urodził się, zapisał do WZZ i sam obalił komunizm, zlustrować. Trochę się to kłóci z zapewnieniem Tuska o otwarciu archiwów. Czy wesoły autobus pozwoli na „babranie się ubeckim szambie” ?
Obok Wałęsy – pan Waldek. Zmieniony od czasów zamierzchłych. Pewny siebie, trzyma w ryzach swoją partię, no i szykuje się na ministra gospodarki. Na pewno zechce wprowadzić wiele e-nowinek do niej, od kiedy polonezy, zamienił na bakcyla informatycznego. Wałęsa przez ucho szepta: Panie Waldku, pan się nie boi, cała Platforma za panem stoi. W autobusie co prawda siedzą, ale to fakt niezbity.
Najbliżej kierowcy, jego osławiony dwór. Grzegorz Schetyna – przyszły szef MSWiA, widocznie radosny z dopuszczenia do konfitur. Gattuso w drużynie Tuska: twardy, bezwzględny i nieustępliwy. Kto wie, może to większy ojciec sukcesu PO, niż nam się zdaje. Trzyma w ryzach całą tą armię, śpiewająca i wesołą na tyłach autobusu.
Świeżo upieczony wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski, oskarżany o homofobię i seksizm, siedzi niedaleko, obok swojego nowego przyjaciela Kazimierz Kutza, laureata gejowskiego Nobla pokojowego – Tęczowego Laura. Pieniący się przez ostatnie dwa lata, profesor znany z sympatii do muchówek, tym razem studzi zbyt rozgrzane emocje kolegów z partii, temperując ich rozliczeniowe, na poły rewolucyjne zapędy, podsycane przez redakcję „Gazety Wyborczej”. Za Niesiołowskim siedzi, Ewa Kopacz – koleżanka zaszlochanej posłanki Sawickiej, jak niektórzy spekulują osławiona „macherka”. Jej ma przypaść resort zdrowia, którym pokieruje lepiej niż Religa. Nie będzie afery Corhydronu, strajków głodowych pielęgniarek i protestów lekarzy. Czy dojdzie do prywatyzacji szpitali, raczej nie, partia się z tego wycofała w czasie wyborów, to okazji do „kręcenia lodów” nie zabraknie. Zoll, na szczęście jako pasażer na gapę wyrzucony na pierwszej stacji. Podobnie Michał Boni, tracący przez swą przeszłość dość smutną, szansę na tekę ministra polityki społecznej.
Jest jeszcze Komorowski, który mimo swoich marzeń o MSZ, dochrapał się funkcji marszałka. Oczywiście w autobusie są też dobre duchy, spoza partii – tzw. autorytety i fachowcy. Na samej górze profesor Bartoszewski z piękną kartą historyczną i wielkimi zasługami, ostatnio zapomnianymi. Unieśmiertelniony jednak wypomnieniem Kaczyńskim, że są „bydłem, psychicznymi dewiantami i dyplomatołkami”. Ponoć im wyższy autorytet, tym wyższe wymagania. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, twórca warszawskiego korka i pomysłodawczyni wybudowania stadionu narodowego w polu też w autobusie znajduje poletko dla siebie.
Ale do wesołego autobusu, wskakują też dawni oponenci. Włodzimierz Cimoszewicz cieszy się niezmiernie, że „po zwycięstwie PO, w Moskwie i w Berlinie odetchnięto z ulgą”. Bronisław Geremek, z marszu udzierający Platformie 69 sposobów, jak klękać przed Europejczykiem. Nie ma Kwaśniewskiego, bo to nie turystyczny na Filipiny, ale jest Jacek Żakowski. Nowy fan Donalda Tuska, który uwierzył, że skończył się czas „czarnych lustracyjnych mszy” i „polowania na czarownice”. Te ostatnie, w osobie Magdaleny Środy i czarownika Biedronia, chcą przyjść do Donalda i prosić o ministerstwo ds. równouprawnienia, tak w ramach taniego państwa i redukcji zbędnych urzędów.
Jak w tym autobusie świeżo, zniknęła ciemnogrodzka duchota. Światłość spływa na oświecone głowy strumieniami. Czysta europejskość. Miła odmiana, po tych wschodnim zaścianku.
Tylko w wesołym Autobusie kogoś brakuje. Janka Rokity. Przecież kierowca, zapowiadał, że i dla niego znajdzie się miejsce w rządzie. Puste krzesło
Zaraz ruszają. Donald umościł się wygodnie w siedzeniu. Hałasy nadal trwają. Trochę ciszej się zachowuje senator Gowin, Zdrojewski czy Nitras. Zadają sobie szeptem pytanie:
Dokąd jedziemy ? Krótkie zdezorientowanie. Może zorientują się w drodze. Ruszyli w nieznane. Ale ktoś za autobusem biegnie. Płaszcz, niska sylwetka, znany kapelusz. Janek ? Facet coś krzyczy. Autobus mija go i znika za horyzontem.
Zrezygnowany Jan Rokita odchodzi z pustego placu.
WRONG WAY, ciśnie mu się tylko na usta.
komentarze
@
Stian
Bomba!
Mnie to bardzo przypomina “Czerwony Autobus” Kaczmarskiego.
Pozdrawiam serdecznie.:D
Alga -- 17.12.2007 - 23:38Algo
Pisząc, felietonik słuchałem “Czerwonego autobusu” Kaczmarskiego. Przy czym z nowej płyty Grabaża.
stian -- 18.12.2007 - 15:28Stian
Jestem wielka, patrz nie wiedziałam co słuchałeś, a wyczułam.;P
“A kierowniczy układ, bezgłowa dzierży kukła”
Pozdrawiam.
Alga -- 18.12.2007 - 22:29