Polscy komentatorzy amerykańskiej kampanii wyborczej boją się jeszcze napisać i powiedzieć tego, co widać już gołym okiem i co już jest praktycznie nieodwracalne – dziś, na 5 tygodni przed wyborami decyzje już zapadły – następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie czarnoskóry demokrata, ze stanu Illinois – Barack Obama. I to prawdopodobnie zostanie wybrany ogromną, jak na amerykańskie warunki, większością głosów elektorskich.
Okazuje się, że klucze do wygrania amerykańskich wyborów nie leżą, jak by się to jeszcze wydawało miesiąc temu, w Iraku, czy w staraniach o określony krąg wyborców – w tym wypadku, dla Johna McCaina, wyborców konserwatywnych – lecz znajdują się na Wall Street. To krach finansowy – bo to już nie jest kryzys, lecz początek krachu i przewartościowania rynku i zasad funkcjonowania amerykańskiej gospodarki – jest przyczyną porażki republikańskiego kandydata. Można śmiało powiedzieć, że wynik wyborczy jest wykładnią działań administracji George’a W. Busha, a jeszcze bardziej byłego szefa rady gubernatorów FED – Alana Greenspana. To jego polityka monetarna, pompowanie pieniądza, spowodowało nagromadzenie się tendencji spekulacyjnych i nadmiar pieniądza, który znalazł ujście w złych kredytach. Można chyba napisać, że to on jest grabarzem systemu banków inwestycyjnych i hipotecznych.
John McCain miał swoje apogeum w trakcie konwencji Partii Republikańskiej w Minneapolis, na początku września. Tam ukazała się światu jego tajna broń, Sarach Palin, republikańska siła, która miała być przeciwwagą dla czarnego demokraty. Miała zabrać głosy kobiet, konserwatystów i jednocześnie dać białym Amerykanom poczucie, że wszystko jeszcze w USA zależy od nich. Niestety, okazało się, że pani Palin jest nie tylko ignorantką w sprawach międzynarodowych, co wykazały wywiady dla stacji telewizyjnych (słynne już zdania o Putinie, który ma się pochylać nad Alaską, której gubernatorem była Palin), ale również ciągną się za nią afery, małe szwindelki z kasą za “służbowe podróże” do domu, czy po prostu, znany z polskich realiów, nepotyzm. I tak oblicze pani Palin, obleczone w klasyczne, rogowe okulary, zamiast wzbudzać poczucie pewności, stateczności – budzi nerwowe reakcje, nawet wśród republikanów, a sama pani kandydat na wiceprezydenta okazała się gotowym materiałem dla programów satyrycznych, ze słynnym Saturday Night Live, stacji NBC, na czele. Po krótkim zauroczeniu panią senator, na czele określeń jej zdolności jest słowo “ignorancja”, a za nim idą takie określenia, jak mściwość, nepotyzm i kłamstwo. To, co wyglądało na błyskotliwy ruch, nominacja, która miała przechwycić głosy młodych i kobiet, a także zaktywizować głosy tradycjonalistów – okazało się kulą u nogi McCaina.
To jeden z trzech elementów porażki republikańskiego kandydata.
Drugim elementem jest debata telewizyjna. Pierwsza debata, która jak amerykańska praktyka pokazuje, jest najważniejsza, o czym przekonał się prawie 50 lat temu Richard Nixon, który przyjechał zmęczony i nieprzygotowany na spotkanie z Johnem F. Kennedym – i przegrał.
John McCain nie był zmęczony, był przygotowany i komentatorzy, którzy SŁUCHALI debaty dali mu za nią punkt, według nich wygrał, był lepszy merytorycznie, w sprawach zagranicznych, a także ekonomicznych. Ale w sondażach widzów – przegrał, wyraźnie przegrał, kilkunastoma procentami głosów. W sondażach WYBORCÓW, a nie ekspertów (w sondażu CNN Obama wygrał debatę w stosunku 51 do 38 proc). Do tego okazało się, że grupa niezdecydowanych wyborców skierowała swoją sympatię w stronę Baracka Obamy – odpowiednio na niego zdeklarowało się 40% niezdecydowanych – na McCaina – tylko 18%… Mamy jeszcze dwie debaty – ale jak sądzę, szala zwycięstwa jest już głęboko przechylona na stronę Obamy.
No i trzeci element, który pogrążył McCaina – krach banków i systemu finansowego Stanów Zjednoczonych, a właściwie – z pozycjonowanie się w tej sprawie jego macierzystej Partii Republikańskiej.
Kilkanaście dni temu McCain ogłosił zawieszenie swojej kampanii i poleciał do Waszyngtonu, by pomóc rządowi i Kongresowi w osiągnięciu porozumienia, na podstawie materiału, jaki zaproponowała administracja Busha, czyli tak zwany plan sekretarza skarbu, Paulsona. Senator McCain zaapelował o odroczenie debaty telewizyjnej. Obama nie poparł tej inicjatywy – i debata się odbyła – z wiadomy rezultatem.
McCain wyraźnie dawał do zrozumienia, że stawia interes kraju wyżej niż swoje szanse wyborcze, ale wyszło to bardzo niezręcznie. Przypomniano mu od razu, że już w czasie trwania kryzysu głosił, że podstawy amerykańskiej gospodarki są stabilne. Postępowanie McCaina wyglądało na próbę odwrócenia trendu spadku jego notowań, postępującego w miarę pogłębiania się kryzysu bankowego i finansowego.
Ale główny cios przyszedł wczoraj. Otóż Izba Reprezentantów odrzuciła 700 mld planu Paulsona, na uchwaleniu którego McCain postawił swoja polityczna przyszłość. I to odrzuciła go głosami Partii Republikańskiej…
Z punktu widzenia “czystości” ekonomicznej decyzja IR była jak najbardziej racjonalna, tym bardziej, że plan administracji zakładał dofinansowanie banków, które był źle zarządzane – bez perspektyw i planów ich uzdrowienia. Poza tym kongresmeni głosowali, kierując się głównie interesami swoich wyborców, co jest zresztą zrozumiałe (system okręgów jednomandatowych się kłania).
John McCain chciał dzięki projektowi zdobyć kapitał wyborczy, prezentując się jako mąż opatrznościowy systemu finansowego. Okazało się jednak, że jego partia przedkłada pragmatyzm i interesy swoich wyborców nad interesy Wall Street. I tym sposobem jego macierzysta partia wbiła mu nóż w plecy.
Ostanie sondaże dają przewagę Baracka Obamy 50 do 42 procent (w skali całego kraju). Jednak groźniejsze jest to, że co raz więcej młodych ludzi rejestruje się w okręgach wyborczych, i są to wyborcy demokratyczni.
John McCain będzie walczył swoją ostatnią walkę polityczną do końca. Takie są reguły gry demokratycznej, takie są jego zobowiązania dla wyborców, donatorów i jego partii. Jednak jego porażka zapowiada się na sromotną. Będzie płacił zresztą nie tylko za swoje błędy i za kryzys ekonomiczny – ale głównie za 8 lat prezydentury Busha.
Dla Polski, w wymiarze głównie polskiej polityki zagranicznej, to dobre informacje. Biały Dom opuszczają krwawi neokonserwatyści, którzy przez lata mieli przemożny wpływ na polską politykę zagraniczną. Ale o tym innym razem.
Azrael
P.S. Uwaga na marginesie;
1. Nie piszę o kryzysie finansowym, ponieważ są lepsi ode mnie na ten temat. Ale jak słucham opowieści, że Polska nie zostanie nim dotknięta – to ogarnia mnie pusty śmiech. Radzę tym, którzy mają pieniądze w funduszach inwestycyjnych – by raczej zaczęli się swoim planom uważnie przyglądać… lepiej przeżyją ten okres inwestorzy giełdowi – ale ci oczywiście rozsądni. I trzeba pamiętać o dywersyfikacji inwestycji…
A w ogóle – zasada ograniczonego zaufania, szczególnie wobec analityków, którym płacą finansiści – jest podstawą bezpieczeństwa własnych pieniędzy…
A.
komentarze
Pewnie jest dużo racji
W tym co piszesz.
Tyle, że:
- to nie my wybieramy
- co wynika dla nas z tego, że to może być Obama, a nie McC?
Igła -- 30.09.2008 - 12:38@Igła
Dużo, bardzo dużo, w wymiarze właśnie polityki zagranicznej. Polska od roku 2001 idzie w parze z Amerykanami – to jest kolosalny błąd.
O relacjach polskiej polityki zagranicznej i amerykańskiej napisze może jutro.
Wybór Obamy będzie miał znaczenie też w związku z relacjami USA z UE, co jest równie ważne.
Azrael -- 30.09.2008 - 12:44Azrael
Jeszcze chyba nic nie wiadomo Azraelu. Miesiąc amerykańskiej kampanii wyborczej to szmat czasu i dosłownie wszystko może się zmienić. Nikt nie jest w stanie przewidzieć wyniku bo sytuacja, chociażby w związku z kryzysem jest bardzo dynamiczna. Kongres odrzucił plan Paulsona ale nie załatwił w ten sposób sprawy. W tej sytuacji kryzys może się tylko pogłębiać i leninowskie pytanie co robić? jest (będzie) cały czas aktualne.
Wydaje się, że politycznie kryzys uderza w partię republikańską ale im dalej w las tym bardziej będzie widoczny brak pomysłu także i demokratów, a i samego Obamy. Od przyszłego prezydenta USA wyborcy będą jednak wymagać recepty na zmierzenie się z wyzwaniem jakim jest załamanie systemu finansowego.
Artur Kmieciak -- 30.09.2008 - 13:31Pażiwiom...
...uwidim, jak mawiają na Kremlu, który też się zubożył tymi tąpnięciami…
jotesz -- 30.09.2008 - 13:37@AK
Wydaje się, że Obama zdobywa przewagę w stanach kluczowych, i to takich, gdzie McCain powienie zdecydowanie wygrać, np. Wirginia. Poza tym to już jest trend, a nie wyrywkowe dane, po trzecie – Pani Palin… :)
McCain mogłby wygrać, jeżeli Obama popełniłby wielki błąd – albo przyszedł pijany na następne debaty…
Młodzi, antyestaeblishmentowi wyborcy go poprą – i poza tym, wydaje się, że przekonał do siebie Latynosów. I zauważ – jeszcze nie poparła go Hilary Clinton – a tego należy się spodziewać, tak jak również już oficjalnego poparcia Pelosi.
Azrael -- 30.09.2008 - 13:50Mam przyjaciół w USA...
...takich po pięćdziesiątce. Gdy wyjeżdżali, byli dużo młodsi i wielu z nich stało się ostrymi konserwatystami z nowo wytworzoną niechęcią do czarnych. Dziś to oni mówią, że będą głosować na Obamę a nie na Starego! Fakt – jest od nich o te dwie dychy starszy…
jotesz -- 30.09.2008 - 14:00Azrael
nie ma co spisywać McCaina juz na straty,
różne cuda już się zdażały, także pewnosc może byc wrogiem Obamy.
Johna już skazywano na porażkę w prawyborach i dał radę.
Na tą chwile tak wygląda mniej więcej jak piszesz, ale mamy jeszcze inne debaty i poczekajmy
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 30.09.2008 - 14:47Azraelu
Co do tytułu i meritum, to nie byłbym tego taki pewien – zobaczymy co się wydarzy na poczatku listopada.
Co do oglaszania czy jakiś kryzys zawita, czy nie zawita do Polski, to akurat w tym wypadku pasuje mi takie powiedzenie mowiace o tym, że każda obserwacja ma wpływ na obiekt obserwowany.
Inaczej mówiąc do pewnych rzeczy może dojść, jeśli wiele osób ciągle sie ich spodziewa i o nich gada… Takie samo-spełniające sie zyczenie ;-)
A akurat w tym wypadku gadanie nic pomoc nie moze a moze zaszkodzić...
pozdrowienia
Jacek Ka. -- 30.09.2008 - 15:08@Jacek Ka
Nie piszę o samym kryzysie bankowym, bo się na tym znam słabo, natomiast wiem, że polskie TFI są powiązane mocno ze strukturami bankowymi banków zachodnich, oraz wiem, że ich aktywa, czyli tak naprawdę depozyty – radylanie zostały zmniejszone. Oznacza to, że jeżeli by doszło do paniki – czyli wycofywania się z funduszy – to te z kolei musiałby się wycofać z inwestycji – głównie giełdowych.
Polskie banki nie są bankami ryzyka inwestycyjnego – ale za to polski rynek kapitałowy, oraz inwestycyjny jest bardzo płytki. W Polsce w związku z tym najbardziej w d* dostaną inwestorzy finansowi – ciułacze. Obym się mylił...
Azrael -- 30.09.2008 - 15:34ja bym nie był taki pewny
Jerzy Dablju też był skazywany na pożarcie… i co?
“So if I can shoot rabbits,
Docent Stopczyk -- 30.09.2008 - 16:10Than I can shoot fascist.”
Eche?
Nie piszę o samym kryzysie bankowym, bo się na tym znam słabo, natomiast wiem, że polskie TFI są powiązane mocno ze strukturami bankowymi banków zachodnich, oraz wiem, że ich aktywa, czyli tak naprawdę depozyty – radylanie zostały zmniejszone. Oznacza to, że jeżeli by doszło do paniki – czyli wycofywania się z funduszy – to te z kolei musiałby się wycofać z inwestycji – głównie giełdowych.
Polskie banki nie są bankami ryzyka inwestycyjnego – ale za to polski rynek kapitałowy, oraz inwestycyjny jest bardzo płytki. W Polsce w związku z tym najbardziej w d* dostaną inwestorzy finansowi – ciułacze. Obym się mylił...
No może lepiej nie pisz, jak nie wiesz.
Bo to są zdania wzajemnie sprzeczne.
Po co ludzi denerwować.
I tak nadal wielu trzyma dolce w skarpecie mimo strat, a teraz okazuje się, że stracą dodatkowo trzymając w złotych.
Igła -- 30.09.2008 - 18:20