Po prostu dostałem od przeznaczenia kilka miesięcy ciszy. Po gwałtownych burzach w życiu, przychodzi zwykle czas na głębsze refleksje.
Pewien etap życia dobiegł końca. Zaczynam nowy. Tu, w tej krótkiej odpowiedzi, pozostanę oszczędny w słowach i ascetyczny.
Napiszę tylko, że moje ego stało się ostatnio bardziej spolegliwe i takie przeźroczyste jakby nie miało już sił, żeby tworzyć granicę pomiędzy mną a całością mojego doświadczenia i świata, w którym żyję.
Zmiana jaka się dokonała ostatnio (i wciąż się pogłębia) raczej nie jest kwestia wyboru, lecz spontanicznym przestawieniem perspektywy percepcji. Jakbym był fragmentem nieskończonego hologramu; jakby się czasoprzestrzeń rozwarła wokół bardziej zintegrowanej drogi.
Idę więc sobie moją drogą jak pielgrzym i dziwię się, że mogłem kiedys marnować tyle czasu na przystankach gniewu, pożądania, rojeń o sukcesach zawodowych, fantazji o misji do wypełnienia, przywiązania do zrobienia czegoś szczególnego i wyjatkowego, uczestniczenia w wyścigach szczurów, itepe, itede… Dziwię się, że nie widziałem celów i pragnień innych ludzi.
Gdy przeczytałaś te słowa, może dostrzegasz sprzeczność z tym, co w notce na górze? Ja nie dostrzegam. Widzę tu raczej komplementarność. Dopełnienie. Moje cele nie są ważniejsze niż cele bliźnich. Stają się bardziej autentyczne, gdy harmonizują i rezonują z celami osób, z ktorymi tworzę wspólnotę. Taki cel można sobie postawić, gdy pojawia się radość z sukcesów innych. A ja, ostatnio odkryłem, że – własnie to – sukcesy innych lecz konkretnych osób, przynoszą do mojego życia radość.
Gretchen
Po prostu dostałem od przeznaczenia kilka miesięcy ciszy. Po gwałtownych burzach w życiu, przychodzi zwykle czas na głębsze refleksje.
Pewien etap życia dobiegł końca. Zaczynam nowy. Tu, w tej krótkiej odpowiedzi, pozostanę oszczędny w słowach i ascetyczny.
Napiszę tylko, że moje ego stało się ostatnio bardziej spolegliwe i takie przeźroczyste jakby nie miało już sił, żeby tworzyć granicę pomiędzy mną a całością mojego doświadczenia i świata, w którym żyję.
Zmiana jaka się dokonała ostatnio (i wciąż się pogłębia) raczej nie jest kwestia wyboru, lecz spontanicznym przestawieniem perspektywy percepcji. Jakbym był fragmentem nieskończonego hologramu; jakby się czasoprzestrzeń rozwarła wokół bardziej zintegrowanej drogi.
Idę więc sobie moją drogą jak pielgrzym i dziwię się, że mogłem kiedys marnować tyle czasu na przystankach gniewu, pożądania, rojeń o sukcesach zawodowych, fantazji o misji do wypełnienia, przywiązania do zrobienia czegoś szczególnego i wyjatkowego, uczestniczenia w wyścigach szczurów, itepe, itede… Dziwię się, że nie widziałem celów i pragnień innych ludzi.
Gdy przeczytałaś te słowa, może dostrzegasz sprzeczność z tym, co w notce na górze? Ja nie dostrzegam. Widzę tu raczej komplementarność. Dopełnienie. Moje cele nie są ważniejsze niż cele bliźnich. Stają się bardziej autentyczne, gdy harmonizują i rezonują z celami osób, z ktorymi tworzę wspólnotę. Taki cel można sobie postawić, gdy pojawia się radość z sukcesów innych. A ja, ostatnio odkryłem, że – własnie to – sukcesy innych lecz konkretnych osób, przynoszą do mojego życia radość.
pozdrawiam wieczorowo
Synergie -- 29.11.2009 - 21:40