Znów w celu polemiki parafrazujesz moje opinie, by było je łatwiej odrzucić :). Tymczasem napisałem wyraźnie, że Sobór Laterański IV uchwalił (a więc przegłosował) usankcjonowanie przeistoczenia w czasie Eucharystii. Orzeczono więc, że nie może być ona już rozumiana jako “czynione na pamiątkę” Wieczornika symboliczne łamanie chleba i spożywanie wina, tylko – za Pawłem – że następuje mistyczny kontakt z obecnym osobowo Jezusem dokładnie w tej, a nie innej chwili. Wzmocnienie pozycji kapłana polegało na tym, że tylko on stał się predysponowany do takiego rodzaju kontaktu, co – zwłaszcza w wiekach ciemnych – musiało robić wrażenie, na identycznych zasadach, jak w obrzędach pogańskich i zupełnie niezgodnie z tym, co pisał Mateusz.
Ja z Tobą nie polemikuję, jedynie dorzucam komentarz. Z kontekstu -może Cię źle zrozumiałem, wynika jakoby nauka Kościoła podlegała ewolucji. A więc na poszczególnych etapach historii Kościoła jakby “wymyślano nowe prawdy Wiary”. Może z pozoru tak to wyglądać ale każda prawda wiary ma swoje osadzenie w nauczaniu w Ewangelii. I niektóre elementy są rozwijane szczegółowo w danych epokach i eksponowane w treściach Wiary i duchowości. Wynika to z rozwoju cywilizacji i wyzwań jakie ona niesie. Dla mnie takim mocnym przykładem rozwoju jest kwestia MIłosierdzia Bożego, które zostało uwypuklone za pośrednictwem mistyczki św.Faustyny Kowalskiej. Wprowadzono w Kościele święto w II niedzielę po WIelkanocy i głosi się MIlosierdzie w świecie w którym wydaje się, że grzech jest “trendy”.
Mamy więc ewolucję istoty liturgii – z rozmaicie rozłożonych akcentów w zależności od rytu – bynajmniej nie wszystkie uznawały przeistoczenie – do “centralnego” jego usankcjonowania.
Centralnego jej wyrażenia, podkreślenia oraz zapisania aby był to funadament Wiary dla całego Kościoła wobec różnych teorii, dyskusji oraz herezji jakie toczyły się w Kościele oraz poza nim.
Całe szczęście, że – jak równiez pisałem – wiele pozytywnych rzeczy robione jest “na dole” przez wartościowych ludzi Kościola. Tyle, że o działaniach tych“centrala” bardzo często nie wie. Zresztą wystarczy sprawdzić nawet w skali ostatnich kilkudziesięciu lat, ilu spośród polskich purpuratów gromadziło wokół siebie wspólnoty. Mi do głowy przychodzi tylko Jan Paweł II i kardynał Wyszyński. Reszta spośród duchownych skupiających wokół swoich działań, czy osobowości ludzi nie zajmowała istotnego miejsca w hierarchii. Poza wyjątkami więc, dobro z Kościoła płynie tam, gdzie działają wspólnoty, a nie tam, gdzie głos należy do hierarchii.
Inne zadania ma centrala a inne doły. Wszyscy tworzą jedną wspólnotę pomimo różnej posługi jaką pełnią.
Abp Antoni J. Nowowiejski pisze po prostu o tym, że nie można dokładnie odtworzyć liturgii z pierwszych trzech wieków, używa sformułowania – piszę z pamięci – że “okrywa je mistyczna tajemnica”. Nie chodzi tu więc np. o kolejne czynności, gdyż te znamy z wielu źródeł, z Ewangeliami na czele, lecz o ich mistyczne znaczenie, o które spory późniejsi katolicy wiedli przez dobre kilka wieków, a chrześcijanie wiodą do dzisiaj.
To jest oczywiste, że wraz z tworzeniem się wspólnot chrześcijańskich – zwłaszcza po uzyskaniu przez nie wolności, następuje nie tylko rozwój samej liturgii i formacja w ich ramach. Właśnie najpóźniejsza Ewangelia św.Jana jest właśnie takim tekstem w którym obok faktów z życia Jezusa pojawia się głęboka ich teologiczna rzeczywistość. Co właśnie stanowi jeden z fundamentów na którym rozwija się zarówno teologia jak i nadaje samym wspólnotom chrzescijańskim oraz samej ich Liturgii nie tyle nowych treści co je pogłębia. Na pewno również wpływa na ich rozumienie.
Przecież w początkowym okresie chrześcijaństwa bardzo zywe jest przekonanie, że Chrystus przyjdzie niebawem. A więc mocnym elementem religijności jest żywe oczekiwanie na Tego, który przyjdzie. Rozwój chrześcijaństwa oraz to, że “Chrystus nie przychodzi” powtórnie, implikuje także kierunek rozwoju katechezy i duchowości chrześcijańskiej. To bardzo ciekawy proces.
To jasne, tyle że gdyby kwestia istoty – a nie tylko formy, jak np. w przypadku przyjmowania komunii do ręki – była jasna i niezmienna, Kościół nie musiałby “ustalać” swojego stanowiska. Po raz kolejny zwraca uwagę, że “ustalanie” to miało (i ma) miejsce w dyskusjach kolejnych pokoleń “uczonych w Piśmie”.
Można rzec, że każdy naukowiec na katedrze, poseł w sejmie, nauczyciel w szkole, pedagog, psycholog jest wg Twojej definicji “uczonym w piśmie”. To normalne i oczywiste we wspólnotach nie tylko religijnych ale państwowych, także w nauce na katedrach, i w wielu dziedzinach świeckich, są ludzie którym deleguje się wg różnych kluczy władzę do określania zasad, porządku, przepisów-także prawa, których obdarza sie zaufaniem i którzy określają i przystosowują pewną “materię” do wymogów obecnej cywilizacji. Nic w tym złego, a nawet jest to wskazane i porzyteczne.
Ewangelii nie “pisano”, tylko spośród wielu dostępnych pism wybrano te, które uznano za kanoniczne, odrzucając inne – apokryfy. W tym kontekście ciekawie wygląda tu wybór dokonany wśród apokaliptyk. Apokalipsę św. Jana znacznie więcej łączy z innymi dziełami tego gatunku – np. przytaczanymi Księgami Henocha – niż z Ewangeliami i Listami. Intrygująca sprawa.
No pewnie, że tak. Zresztą każda z Ksiąg Biblii ma swój osobny proces powstawania oraz historię włączenia do kanonu. Ale to dla Ciebie oczywiste, więc pisze ogólnie.
Nie wiem czy Apokalipsa miała “konkurencję” czy były inne apokalipsy. Znaczenie ogromne tejże, ma nawiązywanie tej Księgo do Starego Testamentu jak i do wspólnot Kościoła w Azjii Mniejszej. Zresztą Apokalipsa jest księgą pisaną ku “pokrzepieniu serc”, której tezą jest to, że nawet najbardziej ciężkie prześladowania kończąc się tryumfem Chrystusa. Zaś powstawała ona za czasów panowania bardzo delikatnie mówią “niechetnych” chrześcijanom cesarzy takich, jak Neron i Domicjan. A więc jest księgą mówiącą o rzeczywistości Kościoła uciskanego oraz o ostatecznym tryumfie Baranka. Jest to więc nie tylko zachęta ale prawda o powołaniu chrześcijanina do dawania świadectwa w trudnym realiach życia. Zapewne pisana aby umacniać wiarę wobec prześladowań ale również jest aktualna w każdym czasie. Gdyż “jesteśmy w drodze” i przed powtórnym przyjściem i ostatecznym tryumfem Chrystusa. Zresztą kanoniczność każdej księgi domaga się zgodności teologicznej z nauczaniem Jezusa oraz tymi tekstami ksiąg starego testamentu które zawierają przekaz Mesjański jak i odnoszący się do końca czasów. Na tym przykładzie świetnie widać, jak potrzebne sa księgi starego testamentu do odczytywania oraz rozpoznawania kanoniczności nowszych ksiąg.
Mam wrażenie, że różnice w doktrynie znacznie wykraczają poza sferę widzialną...
To zależy w jakich kwestiach. W kwestiach liturgicznych, np. liturgia prawosławną jest cały czas liturgią z V/VI wieku. Niezreformowaną cały czas tą samą. Zresztą Kościół Wschodni nie zaprowadził takiego porządku w swojej strukturze jak Kł zachodni. Nie ma tam jednego zwierzchnika – odpowiednika papieża, który jest widzialnym znakiem jedności Kościoła WSchodniego. Są patryarchaty, które są autonomiczne pomiedzy sobą, tzw. “Kościoły siostrzane”. To rodzi konsekwencje zarówno liturgiczne jak i teologiczne i róznice także między tymi Kościołami. Więc oczywistymi są różnice. Ale sakramenty są te same. Ale rdzeń jest ten sam.
Papież Jan Paweł II, określał te różnice obrazowo, jako dwa płuca tego samego Kościoła. Myślę, że wiele możemy wziąść z bogactwa duchowości Kościołów wschodnich. W Kosciele zachodnim był nacisk na prawo i jego zachowywanie zaś we wschodnim, bardziej duchowość wyrażała się w całym bogactwie jakie wyraża osobowość człowieka. Zresztą świetnie to widać w kulturze wschodu i zachodu.
Pozdrawiam.
p.s.
Moje parafrazy pokazują sposób w jaki rozumiem, to co piszesz. Jeśli niezgodnie z Twoimi intencjami je rozumiem, to poprawiaj mnie – biorę poprawkę na to, że mogę coś źle zrozumieć.. .
FOxx
Znów w celu polemiki parafrazujesz moje opinie, by było je łatwiej odrzucić :). Tymczasem napisałem wyraźnie, że Sobór Laterański IV uchwalił (a więc przegłosował) usankcjonowanie przeistoczenia w czasie Eucharystii. Orzeczono więc, że nie może być ona już rozumiana jako “czynione na pamiątkę” Wieczornika symboliczne łamanie chleba i spożywanie wina, tylko – za Pawłem – że następuje mistyczny kontakt z obecnym osobowo Jezusem dokładnie w tej, a nie innej chwili. Wzmocnienie pozycji kapłana polegało na tym, że tylko on stał się predysponowany do takiego rodzaju kontaktu, co – zwłaszcza w wiekach ciemnych – musiało robić wrażenie, na identycznych zasadach, jak w obrzędach pogańskich i zupełnie niezgodnie z tym, co pisał Mateusz.
Ja z Tobą nie polemikuję, jedynie dorzucam komentarz. Z kontekstu -może Cię źle zrozumiałem, wynika jakoby nauka Kościoła podlegała ewolucji. A więc na poszczególnych etapach historii Kościoła jakby “wymyślano nowe prawdy Wiary”. Może z pozoru tak to wyglądać ale każda prawda wiary ma swoje osadzenie w nauczaniu w Ewangelii. I niektóre elementy są rozwijane szczegółowo w danych epokach i eksponowane w treściach Wiary i duchowości. Wynika to z rozwoju cywilizacji i wyzwań jakie ona niesie. Dla mnie takim mocnym przykładem rozwoju jest kwestia MIłosierdzia Bożego, które zostało uwypuklone za pośrednictwem mistyczki św.Faustyny Kowalskiej. Wprowadzono w Kościele święto w II niedzielę po WIelkanocy i głosi się MIlosierdzie w świecie w którym wydaje się, że grzech jest “trendy”.
Mamy więc ewolucję istoty liturgii – z rozmaicie rozłożonych akcentów w zależności od rytu – bynajmniej nie wszystkie uznawały przeistoczenie – do “centralnego” jego usankcjonowania.
Centralnego jej wyrażenia, podkreślenia oraz zapisania aby był to funadament Wiary dla całego Kościoła wobec różnych teorii, dyskusji oraz herezji jakie toczyły się w Kościele oraz poza nim.
Całe szczęście, że – jak równiez pisałem – wiele pozytywnych rzeczy robione jest “na dole” przez wartościowych ludzi Kościola. Tyle, że o działaniach tych“centrala” bardzo często nie wie. Zresztą wystarczy sprawdzić nawet w skali ostatnich kilkudziesięciu lat, ilu spośród polskich purpuratów gromadziło wokół siebie wspólnoty. Mi do głowy przychodzi tylko Jan Paweł II i kardynał Wyszyński. Reszta spośród duchownych skupiających wokół swoich działań, czy osobowości ludzi nie zajmowała istotnego miejsca w hierarchii. Poza wyjątkami więc, dobro z Kościoła płynie tam, gdzie działają wspólnoty, a nie tam, gdzie głos należy do hierarchii.
Inne zadania ma centrala a inne doły. Wszyscy tworzą jedną wspólnotę pomimo różnej posługi jaką pełnią.
Abp Antoni J. Nowowiejski pisze po prostu o tym, że nie można dokładnie odtworzyć liturgii z pierwszych trzech wieków, używa sformułowania – piszę z pamięci – że “okrywa je mistyczna tajemnica”. Nie chodzi tu więc np. o kolejne czynności, gdyż te znamy z wielu źródeł, z Ewangeliami na czele, lecz o ich mistyczne znaczenie, o które spory późniejsi katolicy wiedli przez dobre kilka wieków, a chrześcijanie wiodą do dzisiaj.
To jest oczywiste, że wraz z tworzeniem się wspólnot chrześcijańskich – zwłaszcza po uzyskaniu przez nie wolności, następuje nie tylko rozwój samej liturgii i formacja w ich ramach. Właśnie najpóźniejsza Ewangelia św.Jana jest właśnie takim tekstem w którym obok faktów z życia Jezusa pojawia się głęboka ich teologiczna rzeczywistość. Co właśnie stanowi jeden z fundamentów na którym rozwija się zarówno teologia jak i nadaje samym wspólnotom chrzescijańskim oraz samej ich Liturgii nie tyle nowych treści co je pogłębia. Na pewno również wpływa na ich rozumienie.
Przecież w początkowym okresie chrześcijaństwa bardzo zywe jest przekonanie, że Chrystus przyjdzie niebawem. A więc mocnym elementem religijności jest żywe oczekiwanie na Tego, który przyjdzie. Rozwój chrześcijaństwa oraz to, że “Chrystus nie przychodzi” powtórnie, implikuje także kierunek rozwoju katechezy i duchowości chrześcijańskiej. To bardzo ciekawy proces.
To jasne, tyle że gdyby kwestia istoty – a nie tylko formy, jak np. w przypadku przyjmowania komunii do ręki – była jasna i niezmienna, Kościół nie musiałby “ustalać” swojego stanowiska. Po raz kolejny zwraca uwagę, że “ustalanie” to miało (i ma) miejsce w dyskusjach kolejnych pokoleń “uczonych w Piśmie”.
Można rzec, że każdy naukowiec na katedrze, poseł w sejmie, nauczyciel w szkole, pedagog, psycholog jest wg Twojej definicji “uczonym w piśmie”. To normalne i oczywiste we wspólnotach nie tylko religijnych ale państwowych, także w nauce na katedrach, i w wielu dziedzinach świeckich, są ludzie którym deleguje się wg różnych kluczy władzę do określania zasad, porządku, przepisów-także prawa, których obdarza sie zaufaniem i którzy określają i przystosowują pewną “materię” do wymogów obecnej cywilizacji. Nic w tym złego, a nawet jest to wskazane i porzyteczne.
Ewangelii nie “pisano”, tylko spośród wielu dostępnych pism wybrano te, które uznano za kanoniczne, odrzucając inne – apokryfy. W tym kontekście ciekawie wygląda tu wybór dokonany wśród apokaliptyk. Apokalipsę św. Jana znacznie więcej łączy z innymi dziełami tego gatunku – np. przytaczanymi Księgami Henocha – niż z Ewangeliami i Listami. Intrygująca sprawa.
No pewnie, że tak. Zresztą każda z Ksiąg Biblii ma swój osobny proces powstawania oraz historię włączenia do kanonu. Ale to dla Ciebie oczywiste, więc pisze ogólnie.
Nie wiem czy Apokalipsa miała “konkurencję” czy były inne apokalipsy. Znaczenie ogromne tejże, ma nawiązywanie tej Księgo do Starego Testamentu jak i do wspólnot Kościoła w Azjii Mniejszej. Zresztą Apokalipsa jest księgą pisaną ku “pokrzepieniu serc”, której tezą jest to, że nawet najbardziej ciężkie prześladowania kończąc się tryumfem Chrystusa. Zaś powstawała ona za czasów panowania bardzo delikatnie mówią “niechetnych” chrześcijanom cesarzy takich, jak Neron i Domicjan. A więc jest księgą mówiącą o rzeczywistości Kościoła uciskanego oraz o ostatecznym tryumfie Baranka. Jest to więc nie tylko zachęta ale prawda o powołaniu chrześcijanina do dawania świadectwa w trudnym realiach życia. Zapewne pisana aby umacniać wiarę wobec prześladowań ale również jest aktualna w każdym czasie. Gdyż “jesteśmy w drodze” i przed powtórnym przyjściem i ostatecznym tryumfem Chrystusa. Zresztą kanoniczność każdej księgi domaga się zgodności teologicznej z nauczaniem Jezusa oraz tymi tekstami ksiąg starego testamentu które zawierają przekaz Mesjański jak i odnoszący się do końca czasów. Na tym przykładzie świetnie widać, jak potrzebne sa księgi starego testamentu do odczytywania oraz rozpoznawania kanoniczności nowszych ksiąg.
Mam wrażenie, że różnice w doktrynie znacznie wykraczają poza sferę widzialną...
To zależy w jakich kwestiach. W kwestiach liturgicznych, np. liturgia prawosławną jest cały czas liturgią z V/VI wieku. Niezreformowaną cały czas tą samą. Zresztą Kościół Wschodni nie zaprowadził takiego porządku w swojej strukturze jak Kł zachodni. Nie ma tam jednego zwierzchnika – odpowiednika papieża, który jest widzialnym znakiem jedności Kościoła WSchodniego. Są patryarchaty, które są autonomiczne pomiedzy sobą, tzw. “Kościoły siostrzane”. To rodzi konsekwencje zarówno liturgiczne jak i teologiczne i róznice także między tymi Kościołami. Więc oczywistymi są różnice. Ale sakramenty są te same. Ale rdzeń jest ten sam.
Papież Jan Paweł II, określał te różnice obrazowo, jako dwa płuca tego samego Kościoła. Myślę, że wiele możemy wziąść z bogactwa duchowości Kościołów wschodnich. W Kosciele zachodnim był nacisk na prawo i jego zachowywanie zaś we wschodnim, bardziej duchowość wyrażała się w całym bogactwie jakie wyraża osobowość człowieka. Zresztą świetnie to widać w kulturze wschodu i zachodu.
Pozdrawiam.
p.s.
Moje parafrazy pokazują sposób w jaki rozumiem, to co piszesz. Jeśli niezgodnie z Twoimi intencjami je rozumiem, to poprawiaj mnie – biorę poprawkę na to, że mogę coś źle zrozumieć.. .
************************
poldek34 -- 07.02.2012 - 11:27Drążę tunel.. .