Mediom elektronicznym (radio, telewizja) w Polsce ufa zaledwie 37 procent badanych, prasie papierowej – 38 procent.
I. Telewizja kłamie
Elektronicznym mediodajniom leci. Tak przynajmniej można sądzić po wynikach badań European Trusted Brands 2012 przeprowadzonych przez „Reader’s Digest”, a przytoczonych niedawno przez „Rzeczpospolitą”. Badaniu mającym oszacować zaufanie do różnych mediów poddano obywateli 15 europejskich krajów, w tym Polski. Samo European Trusted Brands obejmuje oczywiście wiele różnych kategorii rynkowych – jest to jedno z najszerszych badań konsumenckich, choć metodologia może budzić pewne wątpliwości, bowiem respondentów dobiera się wyłącznie spośród prenumeratorów miesięcznika „Reader’s Digest”, najpierw więc warto by zbadać kim jest przeciętny prenumerator tego periodyku.
Jednak zważywszy, iż jest to ranking dość prestiżowy, zerknijmy: otóż mediom elektronicznym (radio, telewizja) w Polsce ufa zaledwie 37 procent badanych i jest to wskaźnik dalece odbiegający od innych krajów, gdzie tego typu mediom ufa średnio ok. 50 proc. obywateli (w Szwecji i Finlandii nawet 72 i 80 proc.). Prasę papierową darzy zaufaniem 38 procent Polaków, co nie odbiega znacząco od średniej w innych krajach (40 proc.). W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że o ile polską specyfika pozostaje hasło „telewizja kłamie”, to gdzie indziej raczej można mówić o podejściu „prasa kłamie”, jako że w innych krajach właśnie prasa stoi niżej mediów audiowizualnych.
Prawdziwym ewenementem jednak jest poziom zaufania naszych rodaków do internetu – wiadomościom podawanym w sieci ufa aż 56 proc., podczas gdy w innych ankietowanych krajach – 45 proc.
II. Mętlik w głowach
Optymista mógłby wysnuć z powyższych danych wniosek: brawo, naród wybudza się z matrixu. Rozdźwięk między rzeczywistością, a reżimową propagandą suflowaną przez mediodajnie stał się zbyt duży, przegięli i teraz wychodzi im to bokiem. Ja jednak byłbym ostrożniejszy, bowiem, jak kilkakrotnie pisałem (np. TU i TU), Polacy mają olbrzymi problem z powiązaniem ze sobą poszczególnych faktów w elementarne związki przyczynowo-skutkowe, niczym tuwimowscy „straszni mieszczanie”, co to „widzą wszystko osobno”.
Przykładowo, wedle tego samego badania „Reader’s Digest” jednym z zawodów o niskim poziomie zaufania jest zawód dziennikarza – ufa im zaledwie 32 procent respondentów. Jak to pogodzić z 37- i 38- procentowym zaufaniem do mediów, w których ci dziennikarze pracują? Ewidentnie jakaś część ankietowanych nie widzi związku między dziennikarzem a mediami w których ten dziennikarz pracuje… Nie jest to wprawdzie wyłącznie nasza specyfika, gdyż w innych krajach poziom zaufania do dziennikarzy jest jeszcze niższy (średnio 28 proc.), przy znacznie wyższym poziomie zaufania do medialnych instytucji, których ci sami dziennikarze są pracownikami! Pomieszanie z poplątaniem.
Innym przykładem mogą być lokalne wyniki zaufania do poszczególnych marek medialnych. Oto nasi „nieufni” rodacy największym zaufaniem wśród stacji telewizyjnych obdarzyli TVN, zaś wśród rozgłośni radiowych – RMF FM. No cóż, na usprawiedliwienie można rzec, iż wielkiego wyboru nie mieli, jako że mainstreamowe szczekaczki nadają z grubsza to samo, jednak wybór TVN-u przy jednoczesnym deklarowaniu braku zaufania do telewizji jest dość porażający.
No i wreszcie – jak ten deklarowany brak zaufania odnieść do wciąż dobrych notowań Platformy, która dwukrotnie wygrała wybory i wciąż, mimo pewnych wahnięć prowadzi w sondażach? Czyli – niby nie ufamy mediodajniom, ale jednocześnie pozwalamy im sobą manipulować, popierając partię, której są tubami propagandowymi.
III. Jest o kogo walczyć
Pocieszający jest wysoki wskaźnik zaufania do treści internetowych, oznacza ono bowiem, że Polacy się aktywizują i próbują sami docierać do informacji, których nie znajdą w mediach tradycyjnych. I tu widzę wielkie wyzwanie dla Drugiego Obiegu 2.0, częściowo zgrupowanym choćby w Federacji Mediów Niezależnych – dotrzeć do tych ludzi ze swym przekazem, zagospodarować ich i wyrwać z objęć matrixu, w którym obecnie pozostają. Polska blogosfera już teraz jest czymś wyjątkowym, a wraz z rozwojem nowych technologii może być tylko lepiej.
Póki co jednak, biorąc pod uwagę to co napisałem powyżej o kojarzeniu związków przyczynowo-skutkowych, przypuszczam, iż to „samodzielne” wyszukiwanie informacji kończy się u większości na największych portalach, powielających mainstreamowy przekaz, uzupełniony celebrycko-skandalizującą papką. Sądzę, że np. ktoś deklarujący nieufność do telewizji – niechby nawet i do przodującego TVN-u – odpala internet i wchodzi na Onet, po czym czuje się wielce usatysfakcjonowany informacjami, do których „samodzielnie dotarł”, nie zdając sobie sprawy, że zarówno telewizja, której „nie ufa”, jak i portal któremu „ufa” należą do tego samego koncernu – ITI...
Niemniej, badanie pokazuje, że przynajmniej jest o kogo walczyć. Zmiany w świadomości postępują opornie, ale są zauważalne. Warto zatem, by zwrócili na to uwagę politycy z opozycyjnej partii, którzy poza internetem i różnymi drugoobiegowymi inicjatywami nie mają w praktyce niczego – nawet jeśli we własnym mniemaniu uważają się za byty nieskończenie lepsze od jakiejś tam szarej internetowej masy. Zamiast bredzić za podszeptem jakiegoś sabotażysty, że „internet to tylko 15 procent”, jak raczył się onegdaj wyrazić Jarosław Kaczyński, warto Panie i Panowie politycy się ku temuż internetowi zwrócić, zanim ktoś zmagazynowany w nim potencjał sprzątnie Wam sprzed nosa. Po raz kolejny dochtór GG zaleca Państwu Terapię Czterech Kroków (recepty TUTAJ i TUTAJ).
Gadający Grzyb
PS. Kraje w których przeprowadzono badania: Austria, Belgia, Chorwacja, Czechy, Finlandia, Francja, Holandia, Niemcy, Polska, Portugalia, Rosja, Rumunia, Słowenia, Szwecja oraz Szwajcaria. Wzięło w nim udział 27 467 respondentów. (dane za „Rzeczpospolitą”).
Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL