Depresja bankstera

O bankach można pisać w Polsce dobrze albo wcale – i w tych kategoriach odbieram wytoczony mi proces.

Zwi__zek_Bank__w_Polskich_logo.gif

„Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba / A tam zachodnim bankierom to włosy stają dęba” – śpiewał przed laty Andrzej Rosiewicz, pochylając się nad ciężkim losem zachodnich finansistów, którzy nieopatrznie utopili spore pieniądze w PRL-owskim cudzie gospodarczym doby Edwarda Gierka. Obecnie mamy sytuację podobną, z tą różnicą, że działający u nas zachodni i częściowo rodzimi bankierzy nawciskali ludziom na lewo i prawo toksycznych produktów finansowych w rodzaju walutowych opcji, kredytów niby-frankowych i polisolokat, a teraz przeżywają zgryzoty („A teraz zachodnim bankierom / Zgryzoty, jeno zgryzoty”), bo i ludzie nie pozwalają się dalej bezkarnie doić i – co gorsza – również władza zmieniła się na taką, dla której opinia tzw. „rynków”, czyli giełdowych spekulantów niekoniecznie stanowi ostateczną wyrocznię. Taka nagła zmiana musiała spowodować wśród nasłanej tu do drenowania Polaków szajki finansowej niemały wstrząs i niedowierzanie, te zaś szybko zamieniły się we wściekłość połączoną z objawami paniki, bo oto sypie się cudowny, obliczony na dziesięciolecia plan kolonialnej eksploatacji nadwiślańskiego bantustanu.

Jak napisał prof. Witold Modzelewski we wstępie do książki Janusza Szewczaka „Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy”, lobby bankowe przyzwyczaiło się, że wszelkie regulacje prawne pisze „pod siebie” i wręcza kolejnym układom rządzącym do przyklepania. A tu szok – na horyzoncie rysuje się widmo odwalutowania kredytów frankowych, lada chwila ktoś pochyli się nad procederem polisolokat, a i niedawna opinia Rzecznika Finansowego miażdżąca łże-kredyty oraz niepokojące wieści z sali sądowej – sąd przyznał rację klientowi mBanku i uchylił klauzulę waloryzacyjną, co w praktyce oznacza przewalutowanie kredytu i zwrot nadpłaconych rat – nie napawają optymizmem.

„A tam zachodnim bankierom / Za wcześnie siwieją włosy” – śpiewał Andrzej Rosiewicz, co jako żywo pasuje do zszarpanych nerwów lokalnych namiestników banksterskiej międzynarodówki. Nic więc dziwnego, że państwo ci zaczynają wykonywać jakieś groteskowe, nieskoordynowane ruchy, charakterystyczne dla działania w stanie długotrwałego, wyniszczającego stresu. Tylko w ten sposób potrafię sobie racjonalnie wytłumaczyć, że zostałem pozwany przez Związek Banków Polskich o zniesławienie – w trybie art. 212 Kodeksu Karnego – za swoje dwa felietony dla „Gazety Finansowej”: „Wytarzać banksterów w smole i pierzu” oraz „Kurs sprawiedliwy – dla wszystkich” (do znalezienia w internecie). W felietonach, jak to w felietonach, pojechałem „na ostro”, nie pisząc jednakże niczego, czego nie mówiono by i nie pisano w różnych mediach – o tym co mówią między sobą ludzie, szczególnie ofiary frankowych produktów spekulacyjnych, nie wspominając.

Przykładowo (by nie odkrywać swoich kart przed procesem poprzestanę na tym jednym exemplum) – zarzucono mi, iż naraziłem ZBP, zrzeszone w nim banki i pracowników „na utratę zaufania potrzebnego dla prowadzonej działalności”. No cóż, aby coś utracić, trzeba najpierw to „coś” mieć – w tym przypadku „zaufanie potrzebne dla…” – i tak dalej. Przepraszam, ale czy są na sali osoby, które jeszcze do niedawna miały bezgraniczne zaufanie do banków, uważały je za wzorzec z Sevres uczciwości, rzetelności i temu podobnych przymiotów, a dopiero pod wpływem moich dwóch skromnych felietonów, owo zaufanie uległo zachwianiu, a może nawet nieodwracalnej destrukcji? Proszę się zgłaszać, palec pod budkę... Ano właśnie.

Pochlebiam sobie, że znalazłem się w dobrym towarzystwie – uprzednio bowiem ZBP próbował zakneblować pozwem cywilnym pana Macieja Pawlickiego – prezesa zrzeszającego frankowiczów stowarzyszenia „Stop bankowemu bezprawiu”. Pan Pawlicki (którego sprawa stała się zresztą inspiracją dla jednego z inkryminowanych felietonów) miał odszczekać spod stołu opinię, że bankierzy są „rakiem będącym śmiertelnym zagrożeniem dla polskiej Wspólnoty”. Na szczęście sąd wniosek związku zawodowego banksterów oddalił. Podobnie pan wiceprezes ZBP Jerzy Bańka, którego podpis widnieje pod pełnomocnictwem procesowym również w mojej sprawie, próbował zaciągnąć do sądu dr Janusza Szewczaka, gdy ten wyraził przypuszczenie, że mogło dojść do manipulacji stawkami WIBOR.

Jak twierdzi wspomniany Janusz Szewczak o bankach można pisać w Polsce dobrze albo wcale – i w tych kategoriach odbieram wytoczony mi proces. Jest to rozpaczliwa próba zakneblowania negatywnych opinii o funkcjonowaniu banków w Polsce i jednocześnie dążenie do ustawienia sądu w uwłaczającej polskiemu wymiarowi sprawiedliwości roli cenzora. Słowem – panika. Ale cóż: Żal mi zachodnich bankierów / Liczyli te swoje procenty / Chcieli trochę zarobić / Wpłynęli w ciemne odmęty…”.

A teraz czekam na pozew za cytowanie Rosiewicza.

*

A poza tym:

Gadający Grzyb

http://archiwum.gf24.pl/wytarzac-banksterow-w-smole-i-pierzu/

http://archiwum.gf24.pl/kurs-sprawiedliwy-dla-wszystkich/

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ———->http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3892-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 24 (17-23.06.2016)

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Piotrze!

Też jestem ciekawy, jak te przechodzone „dziewice orleańskie” uprawdopodobnią posiadanie cnoty…

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Robią cnotę na Tajlandii.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Piotrze!

Mnie nie chodzi, gdzie się zoperują, tylko jak uzasadnią, że znów są dziewicami! Powołają się na interwencję boską, czy będą iść w zaparte, że zawsze byli dziewicami?

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość