Walka z „faszyzmem” zaostrza się w miarę postępów Postępu.
I. Walka klasowa…
Kiedy wreszcie odwiedzę siedziby TVN-u i „Wyborczej” ze spluwą w garści, różańcem na szyi i plecakiem trotylu, jak na porządnego katofaszystę przystało, to wtedy dopiero pozatrudniana tam dziennikarska swołocz będzie miała realny powód do spazmów i histerii. Prokuratura i jej Ślepokura dopiero wtedy otrzyma przesłanki do „wzmożeniowego” śledztwa i stawiania zarzutów, zaś „abewiaki” od Bondaryka powody do porannych nalotów. Obie służby natomiast – do konferencji prasowych z materiałami filmowymi świeższymi niż 12 lat.
Póki co natomiast, zgodnie z myślą Stalina, że walka klasowa zaostrza się w miarę postępów w budowie komunizmu, mamy do czynienia z sytuacją w której walka z faszyzmem zaostrza się w miarę postępów Postępu. To zaś naturalną koleją rzeczy powoduje wzmożone zapotrzebowanie na „faszystów”, których należy wytropić, zdemaskować, przykładnie napiętnować i wsadzić za kraty. Rzecz jasna, powyższe komponuje się idealnie z procederem pełzającej represjonizacji wdrażanej systematycznie przez Dyktaturę Matołów, która umiejętnie podsyca społeczny strach przed „prawicowym ekstremizmem” – wypisz wymaluj w identyczny sposób, w jaki władze PRL siały propagandę o „ekstremie” z „Solidarności”.
II. Na tropie „ekstremy”
Prowokacje podczas Marszu Niepodległości to już klasyka. Tylko przytomności umysłu rzecznika ONR, Mariana Kowalskiego, który zapanował nad wielotysięcznym tłumem zawdzięczamy, że „hodowanie zamieszek” się nie powiodło, ale było blisko. Do tego nagabywanie przez policję organizatorów wyjazdów zbiorowych, „profilaktyczne rozmowy” na komendach, najścia na domy członków ONR... Ale to jeszcze wypadło blado, trzeba było czegoś mocniejszego, by wokół „faszyzmu” rozpętać histerię.
Owym mocniejszym akcentem był finał groteskowej operacji ABW w sprawie „brunobombera”. Funkcjonariusze wychwycili w internecie narwańca, by następnie go hodować, podsuwając mu agenturalnych „współkonspiratorów”, a rzecz całą zakończyć prokuratorską pokazuchą z filmami sprzed 10-12 lat i „arsenałem” złożonym z jakichś rupieci oraz militarnych gadżetów z Allegro – akurat wtedy, gdy było potrzebne to Dyktaturze Matołów i jej medialnej ekspozyturze. Mamy tu do czynienia z istnym powrotem do czasów urbanowo-jaruzelskich. Telewizja stanu wojennego również pokazywała „arsenały” rzekomo gromadzone przez solidarnościowych „terrorystów”.
Tego było trzeba, by rozpętać histerię antyfaszystowskiego wzmożenia. Zaraz „Wyborcza” znalazła wpis Artura M. Nicponia, w którym pytał się o możliwość hipotetycznego referendum w sprawie zastrzelenia Tuska. Nicpoń sprawę postawił w kontekście głosowania w kwestii aborcji, ale tego już „Wyborcza” nie podała, bo taka wiedza jej czytelnikom jest niepotrzebna. Ponieważ strona http://www.nicek.info/ wyleciała w powietrze, to zacytuję dla porządku, za blogiem MarkaD: „No ale weź mi, jako prawnik, taką rzecz powiedz – mamy tę całą demokrację i liberalizm. Czy można w Polsce zrobić referendum na projektem zastrzelenia Tuska i zbierać pod takim projektem podpisy? Żeby zastrzelenie go jak psa było legalne. Kumasz, jeśli można majdrować przy dzieciach w fazie prenatalnej i można sobie głosować, czy je zabić czy nie, to czy tak samo można z Tuskiem?” (wytłuszczenie moje – GG) .
No i wreszcie wypowiedź Grzegorza Brauna – z gatunku takich, które wygłasza w zasadzie na niemal każdym publicznym spotkaniu. Zdrajców należy rozstrzeliwać, bo jeśli nie wisi nad nimi widmo kary, to tworzy się popyt na zdradę i zaprzaństwo – taki z grubsza był jej sens. Oczywista oczywistość, również w odniesieniu do funkcjonariuszy reżimowych mediodajni z TVN-u i „Wyborczej” (odpowiednio – dwa tuziny i tuzin do rozwałki). Oni doskonale wiedzą, że Braun ze swoją atletyczną posturą notorycznie doprowadza do płaczu całe plutony policji, więc nie dziwię się, że mogło im powiać nieprzyjemnym chłodkiem po krzyżu. No, ale katofaszystą Grzegorzem B. zajęła się już niezależna prokuratura, a wkrótce może i rozgrzane sądy, zatem pewnie trochę odetchnęli.
III. Pełzająca represjonizacja
Aż żal bierze gdy się spojrzy, jakie to wszystko dęte, jak nieudolnie fastrygowane. „Terrorysta”, którego musi czynnie podżegać do przestępstwa komando „abewiaków”, jakieś sensacje z d…y wzięte w rodzaju internetowego wpisu z niszowej strony, jakaś wyrwana z kilkugodzinnej dyskusji wypowiedź sprzed niemal trzech miesięcy. No, ale skoro poszedł prikaz, by walczyć z „faszyzmem” i „ekstremą”, to nie ma rady. Należy pryncypialnie stać na nieubłaganym gruncie niczym czekiści o chłodnych głowach i gorących sercach, bo – powtórzmy – walka z faszyzmem zaostrza się w miarę postępów Postępu. Nie to, co taki Cezary Michalski ze swymi życzeniami uśmiercenia kilku byłych kolegów – publicystów, czy Krzysztofa Rybińskiego, który wedle Michalskiego skończyć miał jak Aldo Moro. Walczyć z lewacką ekstremą „nie lzia”.
A tak na poważnie – właśnie okazało się, po co to budowane od tygodni napięcie, to całe antyfaszystowskie wzmożenie i medialna histeria. Otóż wszystko to miało zbudować atmosferę przyzwolenia na nowelizację kodeksu karnego, a konkretnie – poszerzenie penalizacji tzw. „mowy nienawiści”. Tak się bowiem pięknie zorkiestrowała „podgatowka” mediów z zamysłami władzy, że PO w odpowiedzi na „społeczne zapotrzebowanie” złożyła w Sejmie projekt zmiany art.256 KK, który ma otrzymać brzmienie: „kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
Obecnie art. 256 brzmi: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” Jak łatwo zauważyć, do katalogu dodano kategorię polityczną oraz „naturalne lub nabyte cechy osobiste” (zapewne chodzi o homosiów), usunięto zaś kategorię wyznania – czyli wyjęto spod ochrony prawa „katoli”, wzięto zaś pod opiekę Dyktaturę Matołów i jej poputczików, bo chyba nie ma wątpliwości, w którą stronę rozgrzane sądy będą interpretowały „nawoływanie do nienawiści wobec osoby lub grupy osób z powodu jej przynależności politycznej”.
Mamy zatem do czynienia z kolejną odsłoną pełzającej represjonizacji – tym razem pod płaszczykiem walki z „mową nienawiści”. Knebel z sankcją karną, którego jedną z glównych ofiar będzie internet, w tym blogosfera oraz inne media niezależne. Oczywiście, nie da się kontrolować wszystkiego i karać wszystkich – stosowane będą uderzenia punktowe, wybiórcze, obliczone na efekt zastraszenia – przypuszczam zresztą, że rolę delatorów ochoczo wezmą na siebie reżimowe mediodajnie z „Wyborczą” (przypomnę – tuzin do „czapy”) i TVN (dwa tuziny…), jak uczyniły to z Braunem i Nicponiem. Jest to zresztą ciąg dalszy kampanii zapoczątkowanej kilka miesięcy temu przez prokuratora Seremeta, który zalecił ściganie „mowy nienawiści” w sieci, po tym jak „Tygodnikowi Powszechnemu” zrobiło się przykro, że nie ma kary na tych nienawistników (pisałem o tym w notce „Młot na pisowców”).
IV. Marzenia mediodajni i „antystemowcy” pod presją szantażu
Tak sobie myślę, że Dyktaturze Matołów i jej medialnej ekspozyturze bardzo odpowiadałoby, gdyby pojawił się jakiś prawicowy, „faszystowski” Cyba. Oni wręcz tego wyczekują, co widać po ich okrzykach na temat „brejwików”, że teraz, po tej wypowiedzi Brauna to już na pewno jakiś maniak zacznie ich mordować („zbliżamy się do jakiegoś krytycznego punktu, po którym zdarzy się nieszczęście” – prof. Jan Hartman), co pozwoli im pozbyć się uciążliwego moralnego garba po mordzie łódzkim, bowiem „prawicowi publicyści i politycy od razu przypominają, że to oni są obiektem ataków – przecież w Łodzi zamordowany został działacz PiS. I to ma zamknąć wszystkim usta” („Reagujmy na brednie” – GW). Wreszcie można by pograć na propagandzie męczeństwa i pod tym pretekstem zdelegalizować, zamknąć... a ileż nowych „surowych ustaw” można by wprowadzić! („Gdy tylko w Polsce obejmę władzę, szereg surowych ustaw wprowadzę” – jak marzył Gnom w „Rozmowie w kartoflarni”)
Stąd też mój wstęp o rozwałce w siedzibach „GW” i TVN-u. Oby ktoś się przypadkiem nie zabrał za spełnianie tych waszych marzeń, bo wtedy nigdy nie wiadomo na kogo trafi…
Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze skonstatować ze smutkiem, że prawa strona tzw. „dyskursu publicznego” dała się niemal kompletnie sterroryzować tym nędznym, prymitywnym szantażem kleconym na zasadzie – wybieramy czyjąś wypowiedź i co wy na to: odcinacie się? PiS pozwolił, by „Wyborcza” korygowała mu politykę kadrową (zawieszenie Nicponia i sąd partyjny). Natomiast prawicowi gwiazdorzy – za wyjątkiem Ewy Stankiewicz – w sprawie Brauna albo nabrali wody w usta, albo wręcz uznali za stosowne na wyprzódki się od niego dystansować. Do tej pory im nie przeszkadzał: zapraszali go, dyskutowali na spotkaniach, robili z nim wywiady, fetowali filmy i zacierali ręce z radochy słysząc jego co bardziej ostre wypowiedzi. Tak to wygląda – koledzy, taka ich mać. Grunt, żeby żaden „wariat” nie popsuł im wizerunku i całego tego patriotyczno-opozycyjnego biznesu w którym wyrobili sobie pozycję celebrytów swoją starannie skalkulowaną „antysystemowością”. Obrzydliwe.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/