Badania z cyklu „Diagnoza społeczna” służyły do tej pory prof. Czapińskiemu do uprawiania medialnej propagandy sukcesu.
I. „Wyfajnowani” fajnopolacy
Ojej, Obozowi Beneficjentów i Utrwalaczy III RP chyba naprawdę zaczyna palić się pod siedzeniem, skoro jeden z przedstawicieli jego, z przeproszeniem, „intelektualnego zaplecza”, czyli pan prof. Czapiński pobiegł w te pędy ostrzec Dyktaturę Matołów przed możliwym krachem wyborczym. Tak ma wynikać z ostatnich badań z cyklu „Diagnoza społeczna”. Oto rysuje się scenariusz wedle którego do wyborów w 2015 roku pójdzie niespełna 40% wyborców co miałoby zapewnić zwycięstwo PiS-owi, zaś przy frekwencji niższej o kolejne 4% Prawo i Sprawiedliwość mogłoby rządzić samodzielnie, a nawet uzyskać większość konstytucyjną. Perspektywa ta stała się prawdopodobna na skutek zniechęcenia i demobilizacji elektoratu PO – w tym najtwardszego i bezkrytycznego dotychczas jądra, czyli tzw. lemingów.
W zasadzie zdziwienie może budzić tu jedynie stopień zaskoczenia obozu władzy tymi hiobowymi wieściami. Czy naprawdę sądzili, że po dwóch kadencjach wciąż skuteczny będzie szantaż wyborczy polegający na straszeniu Kaczyńskim i Macierewiczem, szczególnie w warunkach narastającego bezrobocia i pogłębiającego się kryzysu? Czy sądzili, że bez końca można odwracać uwagę ludzi polityką kolejnych medialnych wrzutek? Taka strategia mogła przynosić owoce w latach prosperity, kiedy to w miarę syte społeczeństwo faktycznie chciało świętego spokoju, cieplej wody w kranach i błogiej konsumpcji, ale nie w dobie kryzysu, gdy miraż „zielonej wyspy” ostatecznie się rozwiał, zaś przez mgłę propagandowego odurzenia nieuchronnie przebija się twarda rzeczywistość.
Oczywiście, to nie jest tak, że dotychczasowi wyborcy PO nagle postanowią zagłosować na PiS – nienawiść do „Kaczora” i „pisiorów” została zbyt silnie wdrukowana w ich zwoje. Jednak dotychczasowe „antykaczystowskie” paliwo, którym stymulowano ich emocje nie będzie już wystarczające, by po raz kolejny poprzeć PO. „Fajnopolacy” się po prostu „wyfajnowali”, co można było zaobserwować chociażby na przykładzie fiaska akcji „Orzeł może” - szczególnie, jeśli skonfrontować frekwencję z kolejnymi miesięcznicami smoleńskimi.
II. Krach anty-smoleńskiej narracji
O sprawie Smoleńska wspomniałem nie bez przyczyny, bowiem do tej pory antysmoleńskie zacietrzewienie „sekty Pancernej Brzozy” (by Seawolf) było jednym z podstawowych czynników mobilizacyjnych stosowanych wobec antypisowskiego elektoratu. Ta emocjonalna stymulacja swe apogeum miała podczas zajść pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i demonstracji „tarasowców”, zwanych też „młodymi z fejsbuka”. Rozpędu starczyło jeszcze na drugie zwycięstwo PO i sukces wyborczy Palikota, a następnie trend zaczął niepostrzeżenie wygasać. Obecnie – m.in. na skutek konsekwentnej pracy Zespołu Parlamentarnego pod kierownictwem Antoniego Macierewicza i ujawniania kolejnych kompromitacji rządu i prokuratury w smoleńskim śledztwie – dominuje nurt „smoleńskiego agnostycyzmu”, co z niepokojem odnotowali Janicki i Władyka w „Polityce”.
Bardziej szczegółowo pisałem o tym w notce „Smoleńsk jako narzędzie zmiany”, więc tu jedynie krótko powtórzę: „Budowana i uzasadniana z benedyktyńską cierpliwością hipoteza zamachowa po pierwszym szoku i odruchu odrzucenia zakorzeniła się w społecznym obiegu. Ludzie się do niej przyzwyczaili, oswoili się z nią i zaczęli brać pod uwagę jako jedną z dopuszczalnych możliwości – tym bardziej, że w międzyczasie wychodziły na światło dzienne kolejne blamaże i matactwa rządu Tuska w sprawie wyjaśniania przyczyn Tragedii.”
Obecnie zatem mamy do czynienia z sytuacją, że ponad 50% respondentów badania TNS Polska nie deklaruje wprawdzie wiary w zamach, ale równocześnie twierdzi, że nie wiadomo co tak naprawdę się na Siewiernym wydarzyło – odrzuca zatem raport Millera i „oficjalną wersję wydarzeń”. W przełożeniu na politykę oznacza to, że nie da się używać dłużej antysmoleńskiego zacietrzewienia dla wyborczych celów Dyktatury Matołów, co obiektywnie sprzyja PiS-owi dysponującemu zdyscyplinowanym elektoratem.
III. Propagandysta społeczny
Wróćmy jeszcze do zasygnalizowanych na wstępie oznak paniki – bo trudno inaczej wytłumaczyć motywy, które kazały prof. Czapińskiemu lecieć z alarmem do Platformy, jeszcze przed ustaleniem ostatecznych wyników „Diagnozy społecznej” (jak sam przyznaje, do komputerów wprowadzono dotychczas połowę próby, czyli odpowiedzi ok. 15 tys respondentów). Muszę tu przypomnieć mój tekst z lipca 2012 roku „Propagandyści społeczni” , w którym starałem się opisać na przykładzie profesorskiej trójcy Markowski – Krzemiński – Czapiński, jak pod płaszczykiem nauki politolodzy, socjolodzy i psychologowie społeczni uprawiają propagandę w interesie PO, a szerzej – w interesie Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, której aktualną polityczną ekspozyturą jest obecna Dyktatura Matołów.
Otóż badania z cyklu „Diagnoza społeczna” służyły do tej pory prof. Januszowi Czapińskiemu do uprawiania medialnej propagandy sukcesu, nieodmiennie bowiem wynikało z nich, że „Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej”. Polacy mają więcej pralek, lodówek, telewizorów i generalnie są zadowoleni z życia, choć może niekoniecznie już z ogólnej sytuacji w kraju. Niemniej, dopóki z badań wynikało, że stają się posiadaczami coraz większej ilości dóbr materialnych i chwalą sobie życie osobiste, to resztę negatywnych ocen można było gładko zwalić na karb „polskiego malkontenctwa”, no bo przecież obiektywne dane wskazują, że jest dobrze i coraz lepiej.
Dodatkową podbitką interpretacyjną była dla pana profesora wykoncypowana przez niego „Cebulowa teoria szczęścia”, która – w telegraficznym skrócie – głosi, iż na jakimś poziomie (kolejne warstwy „cebuli”) człowiek niemal zawsze jest szczęśliwy, choćby dlatego, że żyje. To w pozytywnej warstwie interpretacyjnej. W warstwie negatywnej natomiast profesor miał na malkontentów bata w postaci „Teorii niewdzięczności społecznej” – gdzie z kolei twierdzi, że „Społeczeństwa są niewdzięczne ze swej konserwatywnej natury i nigdy nie docenią w pierwszym pokoleniu zmian w regułach życia codziennego, nigdy nie nagrodzą twórców tych zmian.” Prawda, że urocze? Po pierwsze, jesteś człowieku zadowolony z cudów transformacji ustrojowej, nawet, gdy sam nie zdajesz sobie z tego sprawy, a po drugie, jeśli twierdzisz, że nie jesteś szczęśliwy, to dlatego, że nie doceniasz, niewdzięczniku, ogromu zbawiennych reform, które światłe elity III RP ci zafundowały… Nie kijem go, to pałką.
I tak się to toczyło, aż do teraz. Wprawdzie nie wiadomo jeszcze do jakich ponurych szczegółów dokopał się profesor Czapiński w tegorocznej „Diagnozie”, ale muszą być naprawdę powalające, skoro zdecydował się na porzucenie wygodnej maski „bezstronnego autorytetu” i postanowił w tak spektakularny sposób zaalarmować umiłowaną Władzę. Czyżby obecnej „Diagnozy” nie sposób było spożytkować w służbie propagandy sukcesu?
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/propagandysci-spoleczni
http://niepoprawni.pl/blog/287/smolensk-jako-narzedzie-zmiany
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl