Wygląda na to, że dopóki PiS i Ruch Narodowy nie przyjdą do opamiętania, to „dwa płuca polskiego patriotyzmu” będą oddychać oddzielnie.
I. Przeciw Systemowi III RP
Na swoim blogu na Niepoprawnych.pl wstawiłem licznik odmierzający czas do tegorocznego Marszu Niepodległości. Podobnie zrobiłem po Marszu 2011 w reakcji na medialną nagonkę rozpętaną po starannie sprowokowanej zadymie na Placu Konstytucji i gościnnych występach niemieckich bandziorów z „Antify” zaproszonych przez tutejsze lewactwo z „Porozumienia 11 Listopada”. Nie ukrywam, że między innymi właśnie to wściekłe ujadanie reżimowych mediodajni robiących za pudła rezonansowe Dyktatury Matołów z jej zastępami przebierańców-prowoków, tajniaków i jawniaków od pałowania, kopania po twarzy, gumowych kul, gazów i co tam jeszcze mają w pacyfikacyjnym repertuarze – że całe to natężenie werbalnej i fizycznej pogardy do tej części narodu, która ośmieliła się odrzucić „pedagogikę wstydu” sprawiło, iż wziąłem udział w zeszłorocznym Marszu. Bo kiedy usiłują nas gnoić, nie wolno udawać, że nic się nie dzieje.
Zresztą, Marsz od początku – a co najmniej od czasu jego „umasowienia” – funkcjonował na kilku płaszczyznach przekazu. Prócz uczczenia rocznicy odzyskania niepodległości i oddania hołdu tym, którzy położyli najwięcej zasług i ofiar na drodze do wolności, ze szczególnym uwzględnieniem sekowanej do niedawna tradycji endeckiej, mieliśmy również do czynienia z demonstracją „pozytywnej niezgody” – na bylejakość obecnej Polski, na zaprzaństwo jej „zastępczych elit”, na pełzające wynaradawianie Polaków i inżynierię społeczną mającą nas przerobić w luźne zbiorowisko wykorzenionych klonów bez tożsamości. Po Marszu 2011 doszło jeszcze pragnienie pokazania Obozowi Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, że prowokacje służb i medialne szczucie nie robią na nas wrażenia.
II. Nie masz poza PiS-em życia na prawicy…
No i, drodzy Państwo, niedawno oznajmiono mnie i dziesiątkom tysięcy uczestników, że to wszystko było niepotrzebne. Że szczekaczki i Dyktatura Matołów w gruncie rzeczy miały rację, twierdząc że ten cały Marsz Niepodległości jest zlotem niebezpiecznych zadymiarzy, faszystów i podpalaczy. Wynika to wprost ze słów wiceprzewodniczącego PiS, Mariusza Kamińskiego, który w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził m.in. „(...) po wydarzeniach z ostatnich lat, weźmiemy odpowiedzialność za organizację obywatelskich obchodów Święta Niepodległości 11 listopada. Nie można bowiem przyzwalać na sytuacje, w których grupa nieodpowiedzialnych osób dąży jedynie do konfrontacji z policją, uniemożliwiając w ten sposób innym godne manifestowanie przywiązania do tradycji niepodległościowej.” Jacek Sasin z kolei stwierdził na antenie „Trójki”, iż „Po ostatnim 11 listopada posłowie z komisji spraw wewnętrznych mieli okazję oglądać materiały policyjne, z których wyraźnie wynikało, że przyszli tam ludzie, których jedynym celem było wywoływanie burd” .
Ja naprawdę wolałbym tu uniknąć tanich złośliwości, niemniej nie sposób nie zauważyć, że do pewnego momentu politycy Prawa i Sprawiedliwości gadali jednak z innego klucza, potępiając policyjne represje, prowokacje i chwaląc masową, patriotyczną demonstrację. Ba, nie widzieli żadnych przeciwwskazań, by samemu uczestniczyć w Marszu i poogrzewać się wizerunkowo w jego ciepełku. Aż do momentu, gdy jego organizatorzy ogłosili zamiar powołania Ruchu Narodowego. Wtedy, zgodnie z niepisaną regułą, że poza PiS-em nie ma życia na prawicy, Marsz przestał się podobać, a taki redaktor Sakiewicz nagle ze zgrozą odkrył w komitecie honorowym obecność Jana Kobylańskiego i postanowił wystawić marszową reprezentację Klubów „Gazety Polskiej” „razem ale osobno” z odrębnym wiecem na koniec.
Ten ostatni pomysł zresztą, patrząc perspektywicznie, mógł się okazać całkiem sensowny i racjonalnie zagospodarować w jednej pojemnej formule poszczególne odłamy patriotycznych środowisk, którym wszak z rozmaitych względów nie zawsze musi być po drodze z narodowcami. Jak się zdaje, właśnie chyba takie podejście przyświecało działaczom Ruchu Narodowego, kiedy złożyli PiS-owi propozycję wspólnego marszu zakończonego kilkoma różnymi wiecami. Ale dla opozycyjnych monopolistów to nie honor dołączać do inicjatywy współorganizowanej przez Ruch Narodowy, który wedle słów Mariusza Kamińskiego „nie rośnie w siłę i nie jest dla nas żadną konkurencją. Ma poparcie w granicach 1 proc. i z naszych badań nie wynika, by jego polityczna siła znacząco wzrosła.” Słowo daję, że jak cenię sobie pana posła Kamińskiego za Ligę Republikańską i szefowanie CBA, tak jego obecne oblicze partyjnego aparatczyka potrafi być nieraz dość odpychające. Tak się zastanawiam – czy pan Kamiński nie widzi, że jego słowa o zadymiarzach stawiają go w jednym rzędzie z propagandowymi tubami władzy, czy nie przymierzając – z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem i jego pogróżkami pod adresem „faszystów”?
III. Ciosy na oślep
Oczywiście, nie jest tak, że narodowcy nie mają w tym konflikcie niczego za uszami. Zeszłoroczna demonstracja wzbudziła we mnie szereg zastrzeżeń, które szczegółowo opisałem w notce „Co dalej z Marszem?”. Między innymi, organizatorzy porzucili „ekumeniczne” spektrum ideowe na rzecz monopolu endecji (ani razu nie wspomniano o Piłsudskim!), boleśnie odczułem też brak jakichkolwiek wzmianek o Smoleńsku, zupełnie jakby był to temat zbyt „pisowski”. W podsumowaniu wyraziłem obawę, że jak tak dalej pójdzie, masowy Marsz Niepodległości zmieni się w środowiskową imprezę narodowców – odpadać będą kolejne środowiska zrażone zbytnią „hermetyzacją” przekazu, aż historia zatoczy koło i wrócimy do punktu wyjścia, czyli ONR plus Młodzież Wszechpolska okraszone jakimiś drobniejszymi organizacjami.
Nie można również pominąć milczeniem szeregu jawnie nieprzyjaznych i kompletnie niepotrzebnych komunikatów kierowanych przez Ruch Narodowy pod adresem PiS-u. Wrzucanie Prawa i Sprawiedliwości do jednego worka z Platformą i resztą politycznych emanacji Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP to jakaś aberracja, jeśli wziąć pod uwagę jak histerycznie i wszelkimi dostępnymi metodami zwalczane jest to ugrupowanie i środowiska społeczne z nim związane. Ambiwalentna postawa w kwestii Tragedii Smoleńskiej budzi co najmniej niesmak, by nie powiedzieć więcej. Robienie ze śp Lecha Kaczyńskiego chłopca do bicia za ratyfikację Traktatu Lizbońskiego to już gruby i prymitywny populizm, zważywszy na to, jak Prezydent do końca usiłował się z tego aktu wywikłać. Zarzuty te brzmią tym bardziej obłudnie, że formułowane są przez środowiska, które ponoć hołdują „realizmowi” nakazującemu grę stosowną do politycznych okoliczności i układu sił.
Można odnieść wrażenie, że RN szuka swej tożsamości wręcz na oślep, pragnąc za wszelką cenę – również cenę zdrowego rozsądku – odróżnić się nie tylko od władzy, ale również od głównej siły opozycyjnej. To wpychanie kolanem PiS-u do „republiki Okrągłego Stołu” jest bezsensowne o tyle, że można by spokojnie znaleźć wiele innych różnic, bez tworzenia niepotrzebnej złej krwi. Tym bardziej, że narodowcy celują jednak w inny segment elektoratu, stawiając sobie za cel głównie aktywizację tych, którzy nie widzą dla siebie reprezentacji na obecnej scenie politycznej. I jeszcze jedno – chyba przywódcom RN nie uderzyła sodówka na tyle, by wierzyć, że będą samodzielnie rządzić „zaraz po PiS-ie”, jak twierdzi ostatnio Ziemkiewicz? Bo takie palcem na wodzie pisane efektowne diagnozy są przejawem zwykłego chciejstwa – jak najdalszego od racjonalnej kalkulacji.
Generalnie, mamy do czynienia z dążeniem do zachowania opozycyjnego monopolu politycznego i dominującej pozycji w obozie patriotyczno-niepodległościowym z jednej strony, z drugiej zaś z próbą zbudowania wyrazistego wizerunku opartego na przesłaniu „wszyscy poza nami są umoczeni w kolaborację z systemem III RP”. Póki co, korespondencyjnym testem będą dwa równoległe marsze 11 Listopada.
IV. Dwa płuca polskiego patriotyzmu
Nie ukrywam, że dla mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) – osoby światopoglądowo pozostającej gdzieś pomiędzy post-piłsudczykami z PiS a neo-endekami z Ruchu Narodowego, oraz przy okazji od wielu lat wyborcy Prawa i Sprawiedliwości – sytuacja ta jest pewnym kłopotem, zmuszającym do dokonania wyboru na który absolutnie nie mam ochoty. Uważam, że ta wymuszona polaryzacja jest sztuczna i szkodliwa. Na marginesie: celowo nie zajmuję się w tym tekście klimakteryjnym szczytowaniem organizowanym 11 Listopada przez Tuska i możliwym zlotem lewactwa, bo na to nie mamy wpływu. Gorzej, że jak widać nie mamy również wpływu na poczynania politycznych herosów z parlamentarnej i pozaparlamentarnej opozycji, którzy najwyraźniej postanowili urządzić sobie zawody frekwencyjne na konkurencyjnych imprezach w ramach walki o rząd dusz patriotycznego elektoratu. My, tu na dole, mamy za zadanie im tę frekwencję nabić drepcząc grzecznie w pochodzie… tylko, no właśnie – w którym? A potem, w zależności od sympatii, ekscytować się wyliczeniami gdzie było nas więcej: u PiS-u czy u narodowców? Aż się odechciewa…
No cóż, „marszowego” licznika z bloga nie zdejmę, do Warszawy zapewne się wybiorę, bo jednak chodzi tu o coś więcej, niż partykularne ambicyjki liderów – choć nie ukrywam, że uczynię to z dalece mniejszym entuzjazmem, niż w zeszłym roku. Wciąż uważam, że postulowane przeze mnie „dwa płuca polskiego patriotyzmu” tak czy inaczej się zmaterializują. Po pierwsze dlatego, że ludzi o narodowych przekonaniach nie da się trzymać bez końca w polityczno-społecznej piwnicy. Po drugie, obozowi patriotyczno-niepodległościowemu potrzeba tlenu zaczerpniętego z obu tradycji – piłsudczykowskiej i endeckiej. Wygląda jednak na to, że dopóki obie strony nie przyjdą do opamiętania, płuca te będą oddychać oddzielnie.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/dwa-pluca-polskiego-patriotyzmu
http://niepoprawni.pl/blog/287/ruch-narodowy-nowoczesni-endecy