Dziesięć służb uprawnionych do niekontrolowanego zbierania o nas informacji pozostanie państwem w państwie.
Co by nie mówić, Polska pod rządami PO ma jednak swe niezaprzeczalne osiągnięcia, ba – w niektórych obszarach jesteśmy wręcz europejskim liderem. Tak jest chociażby z inwigilacją obywateli przez licznie rozmnożone u nas „policje tajne, widne i dwupłciowe”. Już w 2011 roku Naczelna Rada Adwokacka alarmowała w swym raporcie, iż Polacy są najbardziej „prześwietlanym” przez służby społeczeństwem w Unii Europejskiej. W szczególności chodzi o dostęp do naszych danych telekomunikacyjnych. Oprócz klasycznych podsłuchów, kontrola służb obejmuje także SMS-y, bilingi, dane o logowaniu telefonów komórkowych do sieci itd. Przykładowo, w 2010 roku służby występowały o nasze dane telekomunikacyjne aż 1,3 mln razy, co jest absolutnym europejskim rekordem. Co ciekawe, informacje te udostępniła adwokaturze Komisja Europejska, bo nasza bezpieka odmówiła podania danych. Teoretycznie, uprawnienia służb powinny dotyczyć najcięższej przestępczości, w praktyce jednak, w ramach tzw. „kontroli operacyjnej” metody inwigilacyjne są stosowane często prewencyjnie i bez jakiegokolwiek nadzoru. Dotyczy to również zawodów, w których poufność odgrywa szczególną rolę – np. adwokatów, bądź lekarzy.
Warto dodać, że o ile w innych krajach tzw. retencja, czyli przetrzymywanie danych o połączeniach wynosi 6 miesięcy, to w Polsce operatorzy mają obowiązek przechowywać dane przez 2 lata. Przez jaki czas trzymają je służby tak naprawdę nie wiadomo, gdyż nie obejmuje ich pod tym względem żaden zewnętrzny nadzór – tzn. niby mają obowiązek dostarczać UKE informacje na temat zgłaszanych zapytań o dane retencyjne, ale taka SKW notorycznie się uchyla.. i nic. Podobnie jak nie sposób sprawdzić, do czego organy wykorzystały pozyskane informacje i czy je zniszczyły. Co więcej, katalog przestępstw których może dotyczyć inwigilacja jest – w przeciwieństwie do innych krajów – otwarty i może dotyczyć wszystkich abonentów, niezależnie od tego, czy są podejrzani o popełnienie jakiegokolwiek czynu zabronionego. Czyli mamy wolną amerykankę, tym bardziej, że służb uprawnionych do pozyskiwania naszych danych telekomunikacyjnych jest łącznie dziesięć. O skali i trendzie tego procederu mogą świadczyć informacje pozyskane przez Fundację „Panoptykon” od Urzędu Komunikacji Elektronicznej, wedle których w 2014 uprawnione organy (służby, sądy i prokuratury) złożyły łącznie 2,18 mln zapytań o dane telekomunikacyjne. Porównajmy to sobie z 1,3 mln w 2010…
W 2011 Rzecznik Praw Obywatelskich złożył do Trybunału Konstytucyjnego wniosek (wsparty następnie przez Prokuratora Generalnego) dotyczący m.in. określenia katalogu informacji zbieranych za pomocą środków technicznych w działaniach operacyjnych oraz zasad niszczenia pozyskanych danych. Trybunał wypowiedział się w tej kwestii w orzeczeniu z lipca 2014, kiedy to uznał za niezgodne z Konstytucją szereg przepisów ustaw regulujących działanie Policji, Straży Granicznej, Kontroli Skarbowej, Żandarmerii Wojskowej, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Wywiadu Wojskowego, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Celnej i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. TK wskazał ponadto na konieczność niezależnej kontroli pozyskiwania materiałów telekomunikacyjnych, stworzenie transparentnej procedury ich niszczenia oraz sformułowanie zamkniętego katalogu przestępstw w przypadku których służby mogłyby występować do operatorów po dane abonentów. Na uchwalenie nowych przepisów Trybunał dał termin 18 miesięcy.
No i niedawno doczekaliśmy się – Senat wyprodukował stosowny projekt, który… nie rozwiązuje żadnego z problemów. Na senackim projekcie suchej nitki nie zostawiło Biuro Analiz Sejmowych, organizacje pozarządowe i Sąd Najwyższy, za to entuzjastycznie przyjęło go do dalszych prac MSW. Przykładowo, o wykorzystaniu w postępowaniu karnym danych dotyczących tajemnicy zawodowej (np. adwokackiej, lekarskiej), lub objętych zakazem dowodowym ma na wniosek prokuratora decydować sąd, co prowadzi do osłabienia ochrony tajemnicy zawodowej. Co do kontroli pozyskiwanych danych – przewiduje się jedynie kontrolę następczą. Oznacza to, że służby nie będą musiały pytać sądu o zgodę, a jedynie co pół roku wysyłać zbiorcze sprawozdania, które sąd będzie mógł wyrywkowo sprawdzić. Katalog przestępstw których może dotyczyć inwigilacja z sięgnięciem po dane teleinformatyczne został natomiast ujęty tak szeroko, że nie ma żadnej różnicy w porównaniu ze stanem dotychczasowym.
Krótko mówiąc – wiele musiało się zmienić, by wszystko zostało po staremu. Dziesięć służb uprawnionych do niekontrolowanego zbierania o nas informacji pozostanie państwem w państwie, co idealnie wpisuje się w konsekwentnie realizowany przez PO scenariusz pełzającego zamordyzmu. Na zakończenie refleksja – o tym, kto realnie rządzi Polską i skali zinfiltrowania przez służby „klasy politycznej” świadczą właśnie takie kwiatki, kiedy to senatorowie piszą prawo pod ewidentne dyktando bezpieki.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 35 (28.08-03.09.2015)