Zaiste, przeogromna musi być potęga polskiego żuru. A to pojono nim wojów pod Cedynią Germanów łojących, a to do gardzieli obrońcom Częstochowy go lano, a to wreszcie okazało się, że być może z miłości do polskiego żuru z kiełbasą, niejaki Roger – piłkarz warszawskiej Legii, zostanie obywatelem najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Czyżby Legia Warszawa, ten klub wojskowy, mający wielkie zasługi w pozyskiwaniu piłkarzy, swoim pradawnym zwyczajem, wysłał Brazylijczykowi powołanie do armii, a ten zachwycony wojskową grochówką, żurem i pierogami, zakochał się w kraju nad Wisłą? Wszystko możliwe, wszak jak mawiają bogobojne, nie wiedzieć czemu, rzadko podrywane kobiety: tylko przez żołądek do serca.
Być może jednak szalę przeważyła jakaś duchowa wspólnota z byłem premierem, wszak obaj lubią dryblować, często sami ze sobą, obaj za granicą prędzej spodziewać się mogą czułego kopa niż podania ręki, no i obaj, nie wiedzieć czemu, jako Polacy, nie znają polskiego hymnu.
Tak czy inaczej ta kulinarna miłość Rogera Guerreiro do polskich frykasów, niejednemu patriocie czułą strunę duszy poruszy, wszak kto by się spodziewał, że znajdziemy jeszcze amatorów, którzy zamiast słodyczy drinków Copacabany wybiorą smak polskich jajek wysiadywanych przez polskie kury, a nie opieczętowane kury – dziwki unijne czy smak polskiej kiełbasy, niekoniecznie z czosnkiem, wszak Unia Wolności już dawno w trumnie.
A Roger to wybrał, pogardził słońcem, piaskiem i plażą i wybrał bałtycki bursztyn, a że poza kąpaniem się w polskich zupach, Roger przypadkiem też piłkę kopie, to może dziwnym trafem szybko Pan Leo, zabierze go na Euro, a potem na Mundial. Wszak takie przypadki trzeba wykorzystywać, zwłaszcza, iż zdaje się, że ostatnio Pan Leo otworzył stragan rozdając polskie paszporty, przez co przypadkiem może się trafić, że jak wreszcie polską kadrę przejmie wyczekiwany Janusz „kasa, misiu, kasa” Wójcik, to nie będzie wiedział w jakim języku ma z reprezentantami Polski golić tych swoich frajerów.