Na początku stycznia 1944r. Armia Czerwona przekroczyła dawną wschodnią granicę II RP zdobywając m.in. wołyńskie Sarny. W związku z tym dowództwo Okręgu AK Wołyń, jako pierwsze na terenach przedwojennej Polski, przystąpiło do realizacji planu „Burza”. 16. stycznia 1944 roku komendant Okręgu płk. Kazimierz Bąbiński „Luboń” wydał rozkaz koncentracji oddziałów konspiracyjnych i partyzanckich w zachodniej części Wołynia. Sztab Okręgu założył kwaterę polową w opuszczonym przez Niemców miasteczku Kupiczów.
Początkowo „Luboń” planował utworzenie jednostki wielkości korpusu, jednak z uwagi na zagrożenie ukraińskie część żołnierzy polskich samoobron (około 2 tysięcy) pozostało w swoich miejscowościach, by dalej chronić ludność cywilną. Na przykład mieszkańcy Przebraża „zaaresztowali” komendanta samoobrony H. Cybulskiego po to, by ten nie mógł wyruszyć na koncentrację.
Ostatecznie „Luboniowi” udało się skupić pod swoją komendą około 6-7 tysięcy żołnierzy, co i tak jest liczną imponującą w kontekście przejść polskiej społeczności na Wołyniu. Nowo powstałej formacji nadano nazwę 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK. Pomijając Powstanie Warszawskie, był to największy partyzancki związek taktyczny na ziemiach polskich.
Płk. Kazimierz Bąbiński „Luboń”, pierwszy dowódca Dywizji
Począwszy od 16 stycznia w wyznaczonych miejscach zbiórek gromadzili się żołnierze przyszłej dywizji. Tak wspominał to jeden z nich, Józef Turowski: „Tu dopiero wyszedłszy z konspiracji spotykali się żołnierze w swojej masie, do niedawna nieznanej im, rozproszonej i ukrytej w rozlicznych tajnych ogniwach organizacji, znanych tylko dowódcom i to nie wszystkim. Radosnym powitaniom coraz to napływających przybyszów towarzyszyło niejednokrotnie zdziwienie, tym większe im kto był bardziej zakonspirowany w mieście. Wielu pełniąc swoją służbę w konspiracji, nie przypuszczało, że robił to samo sąsiad, niepozorny, cichy lub inny, pełen inicjatywy, pozornie współpracujący z Niemcami. (...) Młodzież konspiracyjna spotykała się tutaj z oddziałami samoobrony oraz zaprawionymi w walkach oddziałami partyzanckimi, o których tylko słyszała w ubiegłym półroczu.”
20.01.1944 dołączył do tworzącej się dywizji polski batalion policyjny nr 107 dezerterując ze służby u Niemców.
Sformowana dywizja opanowała teren na zachód od Kowla o wymiarach 80 na 40 kilometrów, tocząc zarówno walki z UPA jak i (osobno) z Niemcami. W celu poszerzenia tzw. bazy operacyjnej i z obawy przez dywersją wygnano z opanowanych wiosek ludność ukraińską. Zdaniem niektórych ukraińskich autorów 27 DP AK dopuściła się wówczas zbrodni w miejscowościach Ochniwka, Ludmiłpol, Osiekrów i Manowicze (podawane są liczby po kilkadziesiąt-stokilkadziesiąt ofiar). Nie potwierdzają tego polskie źródła. Do rewelacji ukraińskich badaczy należy podchodzić ostrożnie – potrafią oni np. przypisywać Polakom zbrodnie dokonywane jakoby przy użyciu pociągu pancernego, co jest absolutnym nonsensem.
Trzeba podkreślić, że dowództwo dywizji wydało surowe zakazy odnośnie zabijania ludności cywilnej. Pisał „Luboń” w rozkazie z 16. stycznia:
Zalecam prowadzenie walki z grupami ukraińskimi z całą bezwzględnością i surowymi rygorami, a szczególnie w akcjach odwetowych za rzezie całych polskich rodzin. Dla morderców kobiet i dzieci nie ma pobłażania. Walki tej nie chcieliśmy, pragnąc żyć w sąsiedzkiej zgodzie z ludnością ukraińską Wołynia. Stało się inaczej, nie my winni tej krwi. (...)
Nie odwzajemniajmy się w walce mordami kobiet i dzieci ukraińskich. Najbardziej kategorycznie powtarzam zalecenia i rozkazy dawane ustnie na odprawach inspektorom i dowódcom oddziałów partyzanckich., aby nie dopuszczali w walce lub po jej zakończeniu do czynienia krzywdy i kobiecie i dziecku ukraińskiemu. Z całą surowością będę pociągał do odpowiedzialności dowódców i żołnierzy, którzy by posunęli się do takich niegodnych czynów. Wydając te rygory walki – kieruję się nie tylko względami humanitarnymi, lecz najwyższym dobrem utrzymania morale naszych oddziałów, naszego żołnierza. Wysokie cechy żołnierskie łatwo jest utracić w trudnych warunkach partyzantki. (...) Wierzę, że nie uszczupli to zapału do walki i dążenia do bezwzględnego niszczenia wroga, a nas i nasze dobre imię ochroni na przyszłość od hańby zarzutów, że prowadziliśmy walkę również z kobietami i dziećmi.
Jakże różni się ten rozkaz od ludobójczych dyrektyw Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Walki 27 DP AK z Niemcami nie przyniosły osiągnięcia większości celów zakładanych przez plan „Burza”. Prawie nie dysponująca ciężką bronią dywizja z trudem przeciwstawiała się w walkach o frontowym charakterze regularnym oddziałom niemieckim. Do spodziewanego rozkładu wojsk niemieckich i opanowania „ziemi niczyjej” nie doszło. Dwukrotnie okrążona przez Niemców, straciła dywizja od 10 do 50% stanu osobowego poszczególnych oddziałów. Część zgrupowania pod koniec maja 1944r. przeszła Prypeć i przedarła się przez front, gdzie dowódca zgrupowania został aresztowany, a żołnierze po rozbrojeniu wcieleni do armii Berlinga. Inne części dywizji w maju-czerwcu 1944r. przekroczyły Bug i brały udział w „Burzy” na Lubelszczyźnie.
Wołyński szlak bojowy 27. DP AK to prawie 60 stoczonych bojów, przeszło 600 zabitych, 400 rannych i 1500 rozproszonych, zaginionych i wziętych do niewoli. Przez kilka miesięcy wiązała dywizja duże siły wroga, współdziałała z Armią Czerwoną w zdobyciu Kowla i w innych walkach. Ocenia się, ze zadano nieprzyjacielowi (Niemcom i Węgrom) straty porównywalne ze stratami własnymi, co jest ewenementem w przypadku walk formacji partyzanckiej z regularnymi oddziałami frontowymi.
Pomimo włożonego wysiłku nie osiągnięto celu politycznego – uznania przez Sowietów władzy Rządu Emigracyjnego i praw Polski do Wołynia. Wielu oficerów dywizji trafiło do sowieckich więzień i łagrów.
Był wysiłek zbrojny 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK jeszcze jednym z przegranych, romantycznych zrywów w polskiej historii.
Odznaka 27 WDP AK. Źródło: Wikipedia
____________________
Źródła:
Józef Turowski, „Pożoga. Walki 27 Wołyńskiej Dywizji AK”, Warszawa 1990
Grzegorz Motyka, „Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006
Strony internetowe:
Portal żołnierzy 27WDP AK: http://www.27wdpak.btx.pl/
http://pl.wikipedia.org/wiki/27_Wo%C5%82y%C5%84ska_Dywizja_Piechoty
komentarze
Panie Dymitrze!
Nareszcie coś o słynnej 27. dywizji. Dlaczego 27.? Dlaczego nie zadbano o ciężki sprzęt? Może powinno się zestawić te dwa rozkazy?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.01.2009 - 00:02JM
27 – nawiązanie do przedwojennej numeracji, do 27 Kowelskiej dywizji WP. Przyjęto też przedwojenną numerację pułków
Dymitr Bagiński -- 17.01.2009 - 08:12Ciężki sprzęt – łatwo powiedzieć “nie zadbano”. Po prostu go nie było. Miała Dywizja 4 działka p-panc, 5 moździerzy. Były też 2 działa 75mm ale… bez amunicji…
Rozkazy – nie zestawiam, bo były wydawane w innym czasie
Do 27WDP AK mam bardzo osobisty stosunek
Byli w niej moja matka i ojciec, byli w niej wszyscy kuzyni którzy zdołali unieść broń i byli do czegoś przydatni.
Kosicz -- 17.01.2009 - 09:16Była w niej moja zaledwie kilkutygodniowa siostra, niestety zmarła w trudnych obozowych warunkach w 1944 roku.
Temat osobiście zbyt bolesny abym się o nim wypowiadał w sensie ogólnym, całościowym i nie o to mi chodzi tym bardziej, że lepsi znawcy tematu, historycy napisali wiele i ciągle opisują coraz to nowe fakty.
Wyrosłem w atmosferze skrywanych kombatanckich, partyzanckich opowieści, w zasadzie wszystkie tematy do znudzenia dotyczyły, Wołynia, Kresów, AK, Samoobrony, IIWŚ, Ukraińców, ludobójstwa, obrony za wszelką cenę, losów powojennej tułaczki, niemozności znalezienia sobie miejsca w powojennych realiach (5 razy moja rodzina zmieniała miejsce zamieszkania) strach przed prześladowaniami UB, ogólna trauma.
Mój ojcie gdy poszedł na wojnę w 1939r to tak naprawdę wrócił z niej w 1957 roku i to jeszcze nie do końca, fizycznie nie rozbroił się aż do śmierci, zawsze był “porządnie” zabezpieczony w broń i granaty.
Wszędzie szukał i węszył za Ukraincami i znajdował ich, znajdował ich we wrogich dla Polaków miejscach w PRL-u.
Za plecami Ojca wyśmiewaliśmy to, pukaliśmy się w głowę.
Często buntowałem się i kontrowałem śp.Ojca, że Ukraincy to też ludzie, że walczyli jak umieli o swoją ojczyzne, że Polacy wcale nie byli święci itd. itp zdarzało się, że moją skórę ratowały moje szybkie nogi przed gniewem Ojca.
W wieku 15-16 lat wyrosłem z tego, jeszcze nie do końca podzielałem zdanie Ojca ale już go nie pouczałem, nie poprawiałem i tak zostało aż do jego śmierci, zmarł w wieku 92 lat, matka 30 lat wcześniej.
Obecnie sam już jestem dość stary i zaczynam dostrzegać coraz jaśniej wszystkie “proroctwa i krakania” mojego staruszka, czasami robi mi się bardzo głupio, że byłem tak beznadziejnie głupi kontrując swojego ojca, niestety.
Niestety nie mogę już mu tego powiedzieć a nawet przeprosić.
Prawda zaczyna się robić dużo gorsza od Jego przewidywań, niestety.
Pozdrawiam.
ps.
Przeczytałem większość Pańskich wypowiedzi, artykułów, wspomnień,
Wszystkie są świetne, widać w nich talent i lekkość pióra.
Nawet nie wiem jak bym chciał być złosliwy to nie ma do czego się przyczepić.
Wszystko co Pan napisał to piekna książka, półpowieść, półdokument, to już jest “hit w proszku”.
Wystarczy uporządkować chronologicznie, poprawić, trochę uzupoełnić i ma Pan besceler pełnej miary, ma Pan gotowy scenariusz porządnego filmu.
Życzę powodzenia.
To była bitna,
ekipa.
Zanim sowieci ich rozbroili, tę część, która przebiła się na ich stronę trzymała front razem z A.Cz. a znaczna część po wcieleniu do I Armii odmawiała złożenia przysięgi i oddania oficerów.
Ta część która przebiła się za Bug, biła się do lipca na Lubelszczyźnie a w czasie Powstania Warszawskiego została sformowana kompania, która wzięła udział w walkach.
P.S. Pan Maciejewski jak zwykle rozkoszny. Panie Jerzy jak by pan wydał rozkaz to broń by sie znalazła, nawet czołgi, choćby z wikipedi. Prawda?
Igła -- 17.01.2009 - 09:34Drogi Igło!
Czy Pan ma też kłopoty dyslektyczne?
Jerzy Maciejowski -- 17.01.2009 - 11:57Panie Dymitrze!
Proszę przeczytać uważnie komentarz pana Kosicza, a potem nie krygować się, gdy ja czy inni konfederaci piszemy prawdę o Pańskich notkach. To jest wspaniała robota.
Odnośnie sprzętu ciężkiego, to zdarzało się, że ten sprzęt jakimś cudem znajdował się. Czy braki wynikały z innej koncepcji walki, czy ze słabości wywiadowczej?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.01.2009 - 12:03Tak panie Jerzy
Tylko zaświadczenia nie mam.
Igła -- 17.01.2009 - 12:23I rozkaz to jest rozkaz.
Panie Jerzy
No nie wiem, co Panu napisać. Broni nie było, bo nie było. Niemcy nie tacy głupi byli, by dać się okradać z ciężkiego sprzętu. Na wrogu w walce nie udało się jej zdobyć. Zrzut lotniczy 27 WDP dostałą tylko jeden, zresztą bardzo skąpy.
Dymitr Bagiński -- 17.01.2009 - 13:21Gdy trzeba było się przebijać z pierwszego okrążenia, cały ciężki sprzęt trzeba było porzucić. Dałby Pan radę ciągnąć działo przez las?
Drogi Igło!
Zatem nie czepiam się kłopotów z pisownią nazwisk. ;)
Jerzy Maciejowski -- 17.01.2009 - 14:39Panie Jerzy
sytuacja na Kresach była inna niż w centralnej Polsce. Mniejszość polska była poddana ogromnej presji ukraińskiej (właściwie: nacjonalistów ukraińskich). Stąd konspiracja musiała być bardzo zakamuflowana, dlatego nie można było sobie pozwolić na jakieś większe ekscesy typu fabryka amunicji, bo to zaraz spotkałoby się z denuncjacją. Krótko mówiąc, Polacy – do czasu wystąpienia zbrojnego – musieli siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
Dymitr Bagiński -- 17.01.2009 - 15:26Szanowni Panowie odczepcie się od kolegi Maciejewskiego
Nie kazdy musi znać przedwojenne i wojenne realia Wołynia.
Kosicz -- 17.01.2009 - 18:35Myśli on sobie, że wystarczyło pójść do byle jakiego zakładu mechanicznego,
rusznikarskiego i zamówić odpowiedni kaliber “cięzkiej broni” i amunicji.
Na obronę przed bandami wściekłych, zezwierzęciałych rezunów ukraińskich wystarczyliby adwokaci najlepiej żydowscy bo głównie oni na kresach świadczyli prawniczą pomoc.
Nawet biedak nie wie, że z głodu niejeden partyzant zjadł skórzany pas transmisyjny a na deser własne buty odpowiednio ugotowane z sianem i przemarznietymi pokrzywami.
Padłych koni nie wszystkim i nie zawsze starczało na gulasz po węgiersku.
Ciężka broń to bardzo ciężka sprawa w leśnych, często bagiennych sytuacjach
gdy w dzień tropią niemieckie samoloty a nocy czychają zza drzewa ukrainscy ludobójcy.
Panie Kosiszu
Proszę się nie denerwować naszymi gadkami z p.Maciejewskim.
My go tu od dawna znamy.
On ma fantazję jak wół, który ciągnie.
Z trudem, bo ma zaświadczenie.
A resztę sobie może w necie znaleźć i przepisać.
I niech pan nie traktuje naszych żartów z Maciejewskiego, tak jakbyśmy sobie z tragedii Wołyniaków pokpiwali.
Co to, to nie.
Igła -- 17.01.2009 - 18:54A oto "dowody" na OUN-UPA-owską "niewinność prosto z USA
Tak mniej więcej widzą sprawę Ukraińcy.
Wszystko w oryginale:
===========================================
odn Rzezi wolynskiej i w Kutach – glos z Ameryki
WPanstwo Kresowiacy:
Nawet Zagloba wstydzil by sie takiego podstepu i klamstwa
Rodem z Pabianic, wyroslam od osmego do 18 roku zycia w rodzinie Jarmolinskich przesiedlonych z Wolynia w poniemieckie gospodarstwo na wsi Bukowiec 15 km na poludnie od Lodzi, drugi dom od strony wsi Kraszew. Na majowe nabozenstwa biegalam boso do odleglego na 3 kilometry kosciola w Bedoniu k/Andrespola. Potem mieszkalam w Akademiku na Stokach uczeszczajac na wydzial historyczny Uniwersytetu lodzkiego a od 1963 roku w USA gdzie od 1988 roku jestem czlonkiem Polskiego Instytutu Historycznego ktorego jednym z zalozycieli byl Cichociemny dowodca AK w hrubieszowskim Marian Golembiewski mieszkajacy na Staten Island NY, major AK pracujacy w Kedywie a takze magister historii w Warszawie Tadeusz … wylecialo mi nazwisko z glowy mieszkal na ulicy Sulkowickiej 4. On zorganizowal a ja placilam za tablice wmurowana Rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu w katedrze Sw Jana w Warszawie. Pan Tadeusz stworzyl Muzeum Sikorskiego w Warszawie rowniez przy mojej pienieznej pomocy.
Podejrzane Okropnosci Opowiadane Tymi Co Przezyli …
Rodem z Pabianic, przez 10 lat wychowujac sie w domu przesiedlonych Wolyniakow, nasluchalam sie okropnosci jake popelniali Ukraincy nad Polakami Wolyniakmi. “Jak palili nas zywcem w stodolach Jak nigdy nie moglismy spac w domu tylko w polu. Jak cale wsie puszczali z dymem i zostawaly sie tylko zgliszcza. Jak rozbijali o sciane glowki dzieciom , Jak gwalcili ciezarne kobiety. Jak im rozprowali brzuchy. Jak nabijali na pal albo na krzyz przybijali do plotu ksiedza. Jak wydlubywali oczy”
(Podobne okrucienstwa rzekomo popelniali/tworzyli polscy wiesniacy w Jedwabnym i robotnicy w Kielcach o czym czytalam w Jewish Division of the New York Public Library, i w YIVO Institute of Jewish Culture jak rowniez nasluchalam sie w Ameryce od ukraincow ze to samo robili Polacy w stosunku do ukraincow-wolyniakow)
Czasem dziwilo mnie ze nikt z ich rodziny Jarmolinskich nie zaginal a najwiecej mnie dziwilo jak staruszka Mama (‘Babcia’) mojej przybranej mamy Wiktorii Jarmolinskiej, ktora od dziecka miala krotsza noge w biodrze mogla uciekac w pole od ukrainskich zbirow.
Do 1985 roku swiecie wierzylam wolynskim ziomkostwom ze
UKRAINCY ZAMORDOWALI POL MILIONA WOLYNIAKOW.
Pierwszym szokiem bylo dla mnie znalezienie w Londynie w Studium Polski Podziemnej tajnego radiogramu z Londynu (Rozkazu) do Armii Krajowej zabraniajacy prowadzenie dzialan przeciwko niemcom na terenarch rdzennie polskich w centralnej Polsce a trzeba je wykonywac na Kresach po to by “uniknac niemieckich retorsji na polskiej ludnosci”
Gdzie Slawna Polska Rycerskosc? Gdzie Woldyjowski ?? Gdzie Skrzetuski ??? Nawet Zagloba wstydzilby sie takiego podstepu!!!!
Drugim szokiem dla mnie byl przeglad wynikow spisu ludnosci wojewodztwa wolynskiego z 1930 roku kotry odnotowal obecnosc 1,300,000 Ukraincow i 340,000 Polakow. Jaki to byl wiec Polski Wolyn ??!! 340,000 “Polakow” z ktorych polowa to Ukraincy co byli zmuszeni caratem przejsc na rzymsko-katolicki obrzadek kiedy carat niszczyl Greko (ukrainski) Katolicki Kosciol. Swietnie to widac po nazwiskach nawet dzis w miasteczku Bransk niedaleko Warszawy np Zbigniew Romaniuk Kazimierz Kowalczuk. Polowe Polakow w 1939 roku wywiezli na Sybir Sowieci z ktorego malo kto powrocil z wyjatkiem mego sasiada Jozefa Kowala ktory przedostal sie do Armii generala Andersa.
W 1942-43 roku z pozostalych polowe Polakow lub wiecej, w ramach wyzej wspomnianych retorsji niemcy wywiezli na przyumusowe roboty do Niemiec a wsie wzdluz kolejowych torow spalili. Pozostalo wiec na Wolyniu okolo 40-20 tysiecy polskich chlopow ktorych potem Radzieccy Partyzanci zmuszali do wspolpracy przypominajac im ze Marszalek Rydz Smigly w 1939 roku wydal rozkaz zabraniajacy walke z Czerwonarmistami.*, a obecnie Rzad Polski w Londynie wspolpracuje z Moskwa na rozkaz Londynu.
Nic wiec dziwnego ze UPA atakowalo nieliczne obronne polskie wsie w ktorych na dodatek rzadzili radzieccy partyzanci. Nic wiec dziwnego ze gdy od strzalow zapalaly sie suche strzechy, chowajace sie w chatach ginely w pozarach kobiety i dzieci, ktorym od ognia pekaly ciezarne macice a dzieciom glowki na zasadzie wybuchajacego jajka w mikrofalowym piecyku. Tego rodzaju tragedie trafiaja sie kazdej zimy w Ameryce w pozarach przeludnionych murzynami lub latynosami budynkow.
* Walka z ZSSR wbrew temu rozkazowi Marszalka R. Smiglego byla bez watpienia glowna przyczyna samobojstwa Dolegi-Mostowicza 19 wrzesnia 1939 w Kutach kolo Zaleszczyk i wielu jemu podobnych nieposlusznych a bohaterskich i honorowych polskich oficerow.
Trzecim szokiem dla mnie bylo kiedy dowiedzialam sie ze w samej Anglii po wojnie Zwiazek Wolyniakow twierdzil ze ma okolo 100,000 potencjalnych czlonkow
W sumie w czasie kiedy Polska przestala istniec bo ulegla Czwartemu Rozbiorowi, Ukraincom nie bylo sensu ani przyczyny walczyc z Polakami czy to w Polsce czy to na Wolyniu. Wyjatkiem bylo kiedy polskie wsie obronne byly zmuszone do wspolpracy z partyzantka Kowpaka.
Wolyniacy musza udowodnic istnienie chocby 35 masowych grobow wielkosci Katynia
np na lotniczych zdjeciach Wolynia.
A gdyby Ukraincy zamordowali tylko zaledwie 140,000 Polskich Wolyniakow to historycy Polskich Kresow powinni bez trudu znalezc 35 (TRZYDZIESCI PIEC) wielkosci Katynia zbiorowych grobow grobow ich ziomkow na lotniczych zdjeciach Wolynia z czasow wojny i powojennych.
W 1988 roku Polski Instytut Historyczny w USA bez trudu odnalazl w United States National Archives w Waszyngtonie zdjecia Katynia z maja i kwietnia 1941 roku o czym pisano w The New York Times i przkazal je pracownikom w piwnicy Konsulatu ZSSR na East 67 Street w Nowym Jorku, akt opisany i zfotografowany przez znany dziennik New York City Tribune i dzieki temu 8 miesiecy pozniej rzad Gorbaczowa musial przyznac sie do winy Stalina i spolki
Poniewaz dotad nie znaleziono takich grobow, Wolnniacy dopuszczaja sie poteznego historycznego klamstwa odnosnie ukrainskiego ludobojstwa na Wolyniu.
Wolnniacy dopuszczaja sie glebokiego historycznego klamstwa kiedy przemilczaja fakt ze Cichociemny, Kawaler Virtuti Military dowodca AK na terenach Hrubieszowa s.p. Marian Golembiewski od 1944 roku wspolpracowal z UPA i ze Polska Armia Krajowa stoczyla swoj ostatni boj w historii jej istnienia razem z Ukrainska Powstancza Armia we wspolnym i skutecznym napadzie na Hrubieszowskie wiezienie Urzedu Bezpieczenstwa w maju 1946 roku.
Tylko oszolom moze uwierzyc ze M. Golembiewski Cichociemny z Anglii, zrzucony na spadochronie kolo Warszawy, Kawaler Virtuti Militari dowodca AK w hrubieszowskim nie wiedzial o ludobojstwie UPA na pobliskim Wolyniu
Tylko oszolom moze uwierzyc ze M. Golembiewski byl ukrainskim kolaborantem i zdrajca Polskiego Narodu
Skad sie wiec bierze historia Ukrainskiego Ludobojstwa Wolyniakow, Ormian i Zydow?
Poprostu ze Starego Testamentu. Howard Stein, amerykanski profesor Psychologii, zydowskiego pochodzenia w 1979 roku opisal nowa jednostke spoleczno-chorobowa pt Judaic Group Fantasies of Martyrdom, zbiorowe ujawy cierpietnictwa w odniesieniu do Zydow bazowane na ludobojstwie i okrucienstwie Krola Dawida i izraelitow na ich sasiadach Arabach opisanych w szczegolach np
w Psalmie 137 a potem my odkrylismy w 2 Ksiedze Salomona rozdzial 12 wiersz 31 i dalej.
Stary Testament utrwalil to ludobojstwo i okrucienstwa rowniez w Chrzescianskich piesniach koscielnych i Chrzescijanskiej podswiadomosci ktore to w obecnej chwili powielaja nie tylko Wolyniacy ale i niemieccy odwetowcy i Ukraincy i Gruzini, cecha wlasciwa wszystkim rasom i narodom.
Te same nonsensowne opisy okrucienstwa i narodobojstwa byly przypisywane np zydami Chmielnickiemu, a Polakom nie tylko w Jedwabnym ale odnosnie Zydow takze w czasie pierwszej wojny swiatowej, Chorwaci przypisuja zbrodnie Serbom, Serbowie przypisuja Chorwatom i Albanczykom w Afryce animisci muzulmanom itp, itd. Rowniez Niemcy ulegli tej uludzie czy klamstwu i w Bialej Ksiedze Polskich Zbrodni wydanej przez hitlerowskie ministerstwo spraw Zagranicznych (AuswartigeAmt) w 1939 roku przetlumaczonej na kilka jezykow twierdzili na podstawie zeznan “Tych Co Przezyli” ze we wrzesniu 1939 roku Polacy okrutnie zamorodwali 50,000 niemieckich cywilow kobiet i dzieci wlacznie z rzezia w Bydgoszczy. W 1942 roku Molotov vydal ksiazeczke Dyplomatyczna Note w kilku milionach egzemplarzy jak hitlerowcy mordowali radziecki narod a bedac ateista i byc moze fetyszysta do biblijnych okrucienstw
dodal wykrzyknik ze hitlerowscy zolnierze zdzierali z Rosjanek jedwabne majteczki i wysylali je do swoich kobiet w Berlinie. Dziwne ze w swej ksiazce przeznaczonej dla politrukow zapominal wspomniec historii o Babim Jarze ktora byla spreparowana dopiero kiedy hitlerowcy rozkopali masowe groby Polakow w Katyniu.
Z powazaniem
Irena Zdziarska
Polski Instytut Historyczny
25 Third Street
Stamford, CT 06905 USA
tel 203-357-7530
PS Tym ktorzy znaja jezyk angielski polecam przeczytanie mego artykulu na temat miedzy innymi niewiarygodnosci ‘Tych Co Przezyli’ ktory sie ukazal 1 stycznia 1994 roku w dzienniku o swiatowej slawie, ktorego wlascicielami jest zydowska rodzina Schulzbergerow: The New York Times pod wymownym tytulem Do Not Cut All Debate About the Holocaust.
Aby przeczytac w oryginale artykul gubernatora stanu New York Martin Glynn, na temat “holocaust” of “6,000,000 Jews and 800,000 Jewish children” w 1919 roku w Polsce i na Ukrainie prosze na wyszukiwarce Google nadziabac: Martin Glynn, The American Hebrew, holocaust. Pomocna moze byc rowniez w Polskim jezyku ksiazeczka wydana w Warszawie przez Narodowe Odrodzenie Polski w 1997 roku pt Mit Holokostu lub Mity Holocaustu, dokladnie tytulu nie pamietam.
Kosicz -- 17.01.2009 - 19:48Widzę
że i Pan to od NIEGO dostał
Dymitr Bagiński -- 17.01.2009 - 19:54Z pozornie najgłupszej treści można wyciągąć interesujace info
Podobnie jest i w tym przypadku.
Kosicz -- 18.01.2009 - 06:52Bezdennie kuriozalnie głupia, kompletna fałszywka a jak wielce wymownie informujaca o jego włascicielu.
Panie Bagiński a co Pan sądzi o tym “kawałku”?
“Nic wiec dziwnego ze UPA atakowalo nieliczne obronne polskie wsie w ktorych na dodatek rzadzili radzieccy partyzanci. Nic wiec dziwnego ze gdy od strzalow zapalaly sie suche strzechy, chowajace sie w chatach ginely w pozarach kobiety i dzieci, ktorym od ognia pekaly ciezarne macice a dzieciom glowki na zasadzie wybuchajacego jajka w mikrofalowym piecyku. Tego rodzaju tragedie trafiaja sie kazdej zimy w Ameryce w pozarach przeludnionych murzynami lub latynosami budynkow”
Dlaczego ja który od dzieciństwa słyszałem kilkaset podobnych opowieści, przeczytałem na temat wiele książek, pochodzę z prostej linii z tego piekła nigdy nie słyszałem o podobnym syndromie “pękających z hukiem ciężarnych macic i główek noworodków”???
Nad to kto i w jakich okolicznościach chowa się w płonącym domu?
No chyba, że przed zdziczałymi w morderczym amoku rezunami.
Nawet Żydzi przed Niemcami tego nie robili tylko ratowali się przed ogniem wyskakując z wysokich pięter np. w warszawskim gettcie.
Panie Bagiński z prostej przyczyny, Polacy tego nie słyszeli bo ci co słyszeli konali w męczarniach i już nikomu tego nie powtórzyli.
Prosta komkluzja, ten kto to tak dokladnie opisał to straszne zjawisko brał udział w tym strasznym ukrainskim, ludobójczym sabacie.
W takich przypadkach polskie akcje odwetowe zawsze były spóźnione, trupy dopalające się, było już po “głośnych hukach” po rezunach ani śladu.
Panie Bagiński ma Pan udokumentowane prawdziwe dane zebrane w luźny zbiór a po przeciwnej stronie stek kłamstw, Pan milczy a klamcy kręcą “domunetalne” filmy, wypisują brednie, kłamią w żywe oczy a Pan milczy bo dyshonor Panu nie pozwala na odwet lub pisze Pan w publikatorach o małym zasięgu?
Spokojnie, Panie kosiczu
Ja nie milczę tylko ciągle piszę. W takich publikatorach, jakie mam dostępne. W szarpaninę z nimi nie ma się co wdawać, im o to chodzi. To co oni robią, normalnych ludzi nie przekona, każdy poza nimi widzi, że to bełkot. Mam nadzieję, że ten film też będzie trzymał “poziom”.
Dymitr Bagiński -- 18.01.2009 - 09:26Rzeczywiście nie chcę się nad nim pastwić, ale jak facet będzie fikał, to się mu to wyciągnie.
Panie Jerzy Maciejowski (teraz chyba dobrze?)
......i co ja mam Panu odpowiedzieć?
Kosicz -- 18.01.2009 - 11:57Dyskusja odbywa się na pewnej płaszczyźnie, na pewnym poziomie,
nasza jest powiedzmy na średnim poziomie znajomości zagadnień.
Proszę więc opanować następujace hasła: – partyzanci, powstańcy, wojna powstancza, wojna partyzancka, – geografia fizyczna, geografia polityczna, ekonomiczna, historia Wołynia, – geopolityczne uwarnunkowania Kresów Wschodnich w okresie IIWŚ
Po opanowaniu materiału omówimy wszystkie Pańskie wątpliwości?
Odnośnie “głupot” które wkleiłem to tylko chciałem aby równiez Pan zapoznał się tzw. kłamstwami strony przeciwnej która zaprzecza ludobójstwu ukrainskiemu popełnionemu na Żydach, Polakch,Czechach, Ormianach, Węgrach, Rosjanach w czasie IIWŚ i w okresie powojennym.
Każdego kłamcę warto poznać i zneutralizować, zakłamanych pogrobowców i niedobitków nazistowskiej, ludobójczej OUN-UPA przede wszystkim.
Za przekręcone nazwisko przepraszam i pozdrawiam życząc udanej lektury na powyzsze tematy.
Panie Kosiczu!
Teraz świetnie!
Z dzieciństwa pamiętam publikację – książkę – poświęconą działaniom na Wołyniu. Tam była mowa o jakiejś armacie na stanie jakiejś samoobrony. Chciałbym wiedzieć, czy owa armata to jedno z dział przeciwpancernych wspominanych przez pana Dymitra, 76 bez amunicji czy coś innego.
Odnośnie geopolityki, to powinien Pan pamiętać ten stary dowcip, że gdyby nie fatalne położenie geopolityczne Związku zdradzieckiego między Polską a Chinami, to miałby wszelkie szanse stać się mocarstwem. Dlatego wszystkim mogę się interesować, ale geopolityka nie dla mnie.
PS. Moździerz 50 mm można nosić nie tylko w górach. Podobnie ma się sprawa z działkami małego kalibru (20 do 40 mm).
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 18.01.2009 - 18:46Update
Notka została zaktualizowana – dodałem zdanie o batalionie 107 i poprawiłem zdanie o przejściu Bugu – nie było jednego przejścia tylko trzy, w różnym czasie.
Dymitr Bagiński -- 19.01.2009 - 19:23Z tą partyzancką artylerią Pan Jerzy Maciejowski ma trochę racji
Mój Staruszek (ojciec) ma wielkie partyzanckie zasługi artyleryjskie.
Kosicz -- 19.01.2009 - 13:50W artylerię dość dużego kalibru wyposażył kilka wołyńskich wsi, przysiółków i kolonii.
Nie tylko wyposażał ale i był instruktorem kanonierskim, ogniomistrzowskim, przeprowadził pierwsze ćwiczenia.
Myślę, ze Pan Maciejowski będzie zadowolony?
Teraz już całkiem na poważnie.
Owa partyzancka artyleria polegała na starej beczce (im wieksza tym lepiej)
a ideałem była blaszana beczka.
W takiej beczce w jej dnie po środku robiło się otwór o średnicy lufy karabinowej
lub strzelby czy innego samopała.
Beczkę ustawiało się na konnym wozie wkładając od zewnątrz lufę karabinu w otwór na głębokość 10-20cm, padał strzał z ogromnym hukiem.
Koń dostawał batem od woźnicy i armata pędziła w drugi koniec wsi,
powtarzano kilkanaście takich strzałów w róznych porach dnia a nawet w nocy.
Lekką artylerię stanowiły tzw.“byksy” najlepiej nadające się do tego były puszki od niemieckich masek p-gaz (były w cenie)
Tu już występowali bardzo młodzi artylerzyści, lekkiej artylerii, kanonierzy 10-12 letni.
Taka byksa miała również dziurkę w dnie, młody artylerzysta wrzucał do puszki trochę karbidu, wyciągał siuraka, lał do puszki następnie szczelnie zamykano dekiel
i do otworku przytykano płonącą zapałkę, rozlegał się głośny huk lekkiej artylerii albo coś na odgłos granatnika.
Działon pędził na złamanie karku w inny zakątek wsi i zabawa trwała.
Ukraińscy zwiadowcy donosili: Lachy ćwiczą i intensywnie się zbroją w ciężką broń.
Aby napaść tę czy inną miejscowość długo i starannie się przygotowywali (rezuni) co już nie uchodziło uwadze polskich zwiadowców i lokalnego wywiadu.
Gdy atakowali to zazwyczaj już na nich oczekiwały trochę większe polskie siły.
Inną cudowną ciężką bronią były granatniki, była to 2-3 metrowa cienka deska, najlepiej jesionowa (bardzo elastyczna) często były to dwie drewniane narty, rodzaj prymitywnej katapulty.
Czymś takim miotano na znaczne odległości ręczne granaty co z kolei dezinformowało Ukraińców o małej bliskości do Lachów więc prali ze swojej broni w pobliskie krzaki.
Wszystko byłoby nawet zabawne gdy nie to, że w ten sposób ratowano swoje życie.
Pozdrawiam.
Panowie
powyższa dyskusja została wymoderowana. Trzymamy fason.
Dymitr Bagiński -- 19.01.2009 - 19:55Ja tam się nie odzywam
Panie Dymitriju.
Igła -- 19.01.2009 - 21:28Bo i po co?
Pan se radzisz dobrze sam.
Co z tego, że jest merytorycznie, cicho, kulturalnie?
Jeżeli wszyscy się wystraszyli i ze strachu nie oddychają w kątkach lub mysich dziurach?
Kosicz -- 20.01.2009 - 08:42Nam tu trzeba wpuścić “dr dyrygenta” to dopiero by się działo aż cała buda by się trzęsła.
Podsuwam Panu temat:
“Mam Ukraińca w rodzinie” (a mam)
Proszę napisać coś mądrego to wprowadzę mojego pogrobowca rezunów.
Panie Kosiczu
Tu ludzie nie takie strachliwe na tym tekstowisku, bez obaw. Ale wytresowane przez tutejszą administrację, dlatego takie grzeczne.
Dymitr Bagiński -- 20.01.2009 - 21:20Co do “dr dyrygenta” obawiam się, że byłby raczej “doktorem no comment”.
Ja nie mam Ukraińca w rodzinie, więc nie czuję, o co chodzi.
Wydaje mi się, że jest bardzo potrzebny dialog
Realny polsko-ukraiński dialog-pojednanie.
Kosicz -- 21.01.2009 - 16:39Nie taki jak dotychczas lub taki jaki serwuje nam “dr dyrygent”.
Widziałbym coś większego, coś co odpuści wzajemne grzechy, stereotypy, animozje, coś co pozwoli na odreagowanie leżacych między nami stosów trupów, ludobójstwa i rzeki krwi.
Martwi nawet los Ukrainy który w ogóle nie martwi np. pogrobowców OUN-UPA i to mnie najbardziej zadziwia?
Pisze Pan, zbiera bardzo obiektywne, ostrożne dane, już nawet samym imieniem pseudo Dymitr niejako wyciąga Pan rękę ku zgodzie.
Przyznam się, że właśnie takich imion unikam, nie lubię ich, nie stać mnie na nie.
Zastanawiałem się jak to zrobić aby zasypać podziały i pełzającą nienawiść?
Znalazłem w trakcie dyskusji z “wykształconym dr muzykiem”.
Taką płaszczyzną powinna być sztuka, artyści.
Literatura, poezja, malarstwo, muzyka, kino, film to wszystko za mało, zbyt ulotne i za mało ogólne, za mało integrujące.
Pomyśłalem o czymś większym, ponadczasowym i napisałem list:
Do Pana Krzesimira Dębskiego
Szanowny Panie,
Jakiś czas temu przeczytałem w internecie Pański wywiad nt. Wołynia, Kresów, korzeni,
osobistych wspomnień repatriacyjnych już w powojennym PRL-u.
Mam dokładnie identyczny życiorys, dosłownie identyczny tyle, ze jestem ładnych parę lat od Pana starszy,
łącznie z rodzicami w 27WDP AK (moi oboje rodziców byłi w AK, pochodzili spod Włodzimierza)
Jednak nie w tym rzecz i nie tym chcę Panu zawracać głowę.
Miesiąc, dwa temu równiez w internecie spotkałem napastliwy otwarty list pewnego ukraińskiego,
kompozytora, dyrygenta atakujący bez pardonu ks.Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego
za jego rzekomą kłamliwą antyukrainskość, nieprawdziwe kłamstwa o ludobójstwie wołyńskim na Polakch
itd., itp.
Wziąłem Księdza w obronę co z kolei doprowadziło do furii Ukraińca, koniec końców jakoś doszliśmy
do częsciowego porozumienia, ba, prawie już przyjaźni gdyby nie na koniec “dr muzyk” na mnie się
pogniewał.
Fakt, był jakis dziwny, traumatyczny, rozmawiał ze mną 5-10 tematami na raz żadnego nie kończąc,
chyba chciał dyrygować naszą rozmową?
W trakcie rozmowy zaproponowałem mu aby zamiast bić wściekłą pianę jako nie historyk skomponował coś
muzycznego na pojednanie i podsunąłem nawet temat z propozycją tytułu:
“Golgota Słowian” wg mnie powinna to być opera, wyśpiewana epopeja w formie Wielkiej Opery dwóch narodów
z elementami trzeciego żydowskiego.
Od obu chrztów aż po dzisiaj, aż po współczesną wolność Polski i Ukrainy.
Nawet zaproponowałem aby własnie Pana zaprosił do współpracy przy komponowaniu polskiej części.
W kazdym bądź razie pogniewał się na mnie gdy zaproponowałem aby przeprosił Ksiedza i równiez zaprosił
go do współpracy w dziele pojednania naszych narodów tym bardziej, że ks.Isakowicz-Zaleski jest poetą z korzeniami z Kresów.
Przemyślałem sprawę jeszcze raz i dlatego zwracam się do Pana, przecież takie wielkie dzieło muzyczne mogłoby być
wielkim ukoronowaniem Pańskiego dorobku muzycznego?
Połowę muzyki już Pan skomponował, druga połowa na pewno gra w Pańskiej kresowej duszy.
Wydaje mi się, że wystarczy napisać konspekt tej Wielkiej Opery na miarę XXI wieku, polską część bez trudu Pan
skomponuje, do części ukraińskiej nawet może Pan ogłosić konkurs, do aneksu żydowskiego równiez.
Scenografię, historię i słowa opracują tacy kresowiacy jak chociażby wymieniony Ksiądz i inni Polacy którym dobro ojczyzny
lezy na sercu.
Strona finansowa jest do pokonania, to moze być forma fundacji, to może być jakaś dotacja państwowa polska i ukrainska.
To równiez może być ogólnonarodowy sponsoring.
Panie Krzesimirze to dzieło dla Pana jak żadne inne, prosze się nad tym głęboko zastanowić.
Pozdrawiam.
ps.
Co Pan o takiej inicjatywie mysli?
Może to my wspólnie przygotujmy konspekt na taką Wielką Narodową Operę, Myzyczne Widowisko?
re: 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK
ps.
Kosicz -- 21.01.2009 - 16:48Jest skierowany do Pana, Panie Bagiński.
Panie Kosiczu
To by była rzeczywiście wielka sprawa, takie dzieło, tych dwóch osób. Tyle że nie wyczuwam u “dr dyrygenta” dobrej woli. Waham się, nie chcę przesądzać, ale albo jest on całkowicie zindoktrynowany albo jest świadomym kłamcą. Jakiś gest musiałby nastąpić z jego strony – np. przeproszenie ks. Zaleskiego. W to nie wierzę. To człowiek bez wątpienia pyszny, zadufany w sobie i tego nie zrobi. Nie wiem, jak się zachowywał w stosunku do Pana, ale mnie próbował epatować swoim wykształceniem, wiedzą, specjalistycznym słownictwem. Mimo to skutecznie się mu odgryzałem, czego dowodem to, że się u Pana wypłakał.
Powiem Panu, że po roku pisania bloga przestałem wierzyć w coś takiego jak “pojednanie polsko-ukraińskie”. Może kiedyś.
Mamy napisać konspekt opery? Dwóch technokratów?!
Dymitr Bagiński -- 21.01.2009 - 19:49Panie Dymitrze!
Czy podejrzenie pana Kosicza są słuszne, iż Dymitr Bagiński to Pański pseudonim? Bo ja zakładam, że to imię i nazwisko.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 21.01.2009 - 21:19Panie Jerzy
Pan paska po prawej nie przeczytał. Tam stoi jak wół – to pseudonim.
Dymitr Bagiński -- 21.01.2009 - 21:29“pojednanie polsko-ukraińskie”
hmm Ukraina to po Czechach kraj, w którym byłem najwięcej razy i nigdy nie spotkałem się z jakimiś nieprzyjemnościami ze strony Ukraińców.
może miałem szczęście, ale tyle razy? nigdy nie ukrywałem, że jestem Polakiem. nie sądzę, że lud na Ukrainie jest tak zaawansowany w politpoprawności. jedynym epitetem jakim nas obdarzono to było “pany paliaki” ... ale to było w Odessie, więc się nie liczy. co ciekawe bardziej serdeczni wydali mi się Ukraińcy na zachodzie a więc ci, którzy powinni mieć więcej resentymentu do Polaków niż ci z “sowieckiej” Ukrainy.
a w ramach anegdoty. jak byłem dawno temu we Lwowie to zauważyłem budynek z czarno-czerwonymi flagami. ucieszyłem się, że to anarchiści, ale jak przeczytałem tabliczkę to mi radość opadła bo to była siedziba OUN ... :)
Docent Stopczyk -- 21.01.2009 - 22:07Panie Dymitrze
Już był spokój na blogu a pan znowu wyjeżdża z tymi wołami.
Igła -- 21.01.2009 - 22:13Hm..
Długo to nie trwało.
Będziem kasować?
Ja
Pańskich wołów nie wyciąłem. Można sprawdzić.
Dymitr Bagiński -- 21.01.2009 - 23:46Panie Dymitrze!
Mea culpa. Nie czytałem aż do dziś. Już się poprawiłem.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 24.01.2009 - 10:32Docent
pojednanie to chyba coś więcej niż możliwość pojechania na Ukrainę i nie oberwania.
Dymitr Bagiński -- 22.01.2009 - 08:36nie, no tak,
ale ja mam tam przyjaciół. czuję się dobrze i w ogóle. mogę powiedzieć że na moim jednostkowym poziomie jestem pojednany. oczywiście każdy może czuć co innego. poza tym ja nie jestem narodem…
Docent Stopczyk -- 22.01.2009 - 08:55Kij w mrowisku
Tak Panie Bagiński,
Kosicz -- 22.01.2009 - 10:58dwóch technokratów a nawet jeden taki jak Pan jest wstanie napisać ramowy konspekt epopejowej Wielkiej Opery o roboczej nazwie “Golgota Słowian”
Czym jest opera?
To «sceniczny dramat muzyczny, złożony z partii wokalnych, instrumentalnych, wstawek baletowych i niekiedy partii mówionych, wykonywany przez śpiewaków, tancerzy i orkiestrę»
Pan ma nakreślić ramy opery takiej jaka trafiłaby do Pana.
Od chrztu obu narodów, od chwili kiedy już byliśmy chrześcijanami i nadal się okładaliśmy mieczami – krzyżami, my rzymskokatolickimi, oni prawosławnymi.
To przecież wyspiewana, wygrana, mówiona historia na “dwa głosy”, chóry to zastępy rycerzy, bojarów, wojów a później szlachty, kozaków, tłuszczy ukraińskiej aż do czasów współczesnych, do “dr dyrygenta”, balet to różne mazurki, hopaki, kozaki, polonezy.
Należy pamiętać o trzecim bardzo ważnym półwątku żydowskim.
Taki opisowy konspekt wystarczy ubrać w poetyckie słowa, skomponować odpowiednią muzykę, choregrafię, scenografię i opera gotowa.
Moim zdaniem konspekt jest najważniejszy bo reszta to już układanka z puzzli dla zdolnych artystów.
Proszę posłuchać Operę Nabucco ile tam treści nawet pomimo niezrozumiałego języka.
Nasza powinna być współczesna, dla XXI wiecznego człowieka, zrozumiała dla zachodnich ignorantów.
Myślę, że na takiej płaszczyźnie jest możliwe pojednanie nawet dla takich jak “dr muzyk”.
>Kosicz
N***oń może wam zagrać na dudach.
Docent Stopczyk -- 22.01.2009 - 11:20Panie Kosiczu
ja nigdy nie gustowałem w operach. Z muzyki poważnej wolę zdecydowanie utwory instrumentalne, do tego jeszcze niezbyt podoba mi się programowość w muzyce.
Dymitr Bagiński -- 22.01.2009 - 20:56Widzę, że ma Pan to przemyślane, może niech Pan sam spróbuje?
Co do dr dyrygenta – o ile facet sie nie opamięta, to takie dzieło z jego udziałem będzie nieszczere, więc ja tu jakoś nie pałam entuzjazmem. Obstawiam, że i tak się nie zgodzi.
Opera to tylko bardzo silna umuzykalniona, forma przekazu wyrazu
Dlaczego ogólnie nie lubimy Opery?
Kosicz -- 25.01.2009 - 15:19Opera to wielkie muzyczne dzieło komponowane przez wielkich kompozytorów
i dlatego nie jest wyrzucana do śmietnika jak byle współczesna zużyta piosenka.
Co jakiś czas więc słuchamy na nowo kilkusetletnich oper i właśnie tych nie rozumiemy i nie lubimy.
A już np. współczesny balet “Grek Zorba” lubimy i chętnie ogladamy.
Do wysłuchania starego utworu operowego potrzeba minimum ogłady intelektualnej i podstaw wiedzy historycznej.
Byłem uczniem 5-letniego porządnego technikum w którym raz w miesiącu “na chama nas odchamiano”, 5 lat x 10 razy w roku to 50 bytności w operze, operetce, teatrze, filharmonii dlatego teraz nie boję się utworów operowych.
Druga połowa prawdy to ponad 20 lat budowy i remontów scen operowych, teatralnych i filharmonicznych. Znam je prawie wszystkie od kulis, od fosy orkiestry, od garderob, od scenografii, polskie i “bliskiej” zagranicy.
Opera nie musi być barokowa, to może być współczesna forma muzyczna i choreograficzna tak polska, ukraińska jak i żydowska.
Lekką formę muzyczną “Skrzypka na dachu” zna cały świat a pasuje ona jak ulał do opery o której myślę.
Opera Pojednania to nic innego jak XXI wieczna wyśpiewana nasza kiepska historia.
Pozdrawiam.
rock opera
"Na moją wolę"
Wolę twórczo pomilczeć z mądrymi,
Kosicz -- 26.01.2009 - 11:30niżeli pyszczyć z jadowicie głupimi.
Dziękuję za uprzejme, fachowe i merytoryczne rozmowy.
Do pomilczenia.