Przypomina ciebie mi... Część 2. Osiemnastka.

Obiecałam, więc jest. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale jest ostatnio pod każdym względem nieogarnięta…

Najpierw nie było nic. Żadnych plnów i zamiarów. Nic nie zamierzałam szykować, bo po co i dla kogo?...
Potem narodziła się myśl: a może?... Jeśli już?... To jak?... I powstało w mojej głowe marzenie: tak jak zawsze. W tym miejscu jedynym, najmilszym. Przy ognisku, gitarze i kiełbaskach pieczonych na widełkach. Przy śpiewie i żartach. Z kim: z najlepszymy przyjaciółmi i kolegami. Żeby nie można było się znudzić. Żeby się bawić jak najlepiej, żeby każdy się dobrze czuł.
I w końcu pomyślałam: czemu nie? To się da zrobić! I zaczęłam realizować marzenie. Chciałam, by te urodziny były wyjątkowe: czyli tradycyjne ognisko, ale w innym składzie, niż tylko rodzina. Miało być niezapomniane i trwać na tyle długo, żeby nikt nie czuł niedosytu.
Tak miało być. A jak było?
Moja siostra i bratowa na początku lata miały rodzić. Zatem rodzice moi zostali w Warszawie, żeby być na każde zawołanie. A ja potrzebowałam kogoś dorosłego, kto zgodziłby się sprawować pieczę nad gospodarstwem. I żeby tata się zgodził – bez obecności dorosłego pomysł by nie przeszedł.
Udało się takiego kogoś znaleźć – przyjechał mój wujek ze swoją córką jako ów “nieodpowiedzialny dorosły”, przy którym będzie można sie bawić. Najlepsza opcja: człowek odpowiedzialny, gwarant bezpieczeństwa, uwielbia ten dom jak i my, a przy tym na każde szaleństwo przymykał oko.
Przyjechali wszyscy, jak prosiłam. Z przyjaciółką K. spędziłam cał tydzień na przygotowaniach i zabawie. Rąbaliśmy w Eurobiznes (inną wersję Monopolu) bez końca.
Dwa dni przed urodzinami przyjechały przyjaciółka A. i kumpela A. Spędziłyśmy razem fantastyczny wieczó przy grze fantasy.
Tak dobrze mi było spędzać z nimi czas, niefrasobliwie, bez przerażających wizji obowiązków, które nastąpią po zabawie. Nic przchodziłą na gadaniu i grach, ranek przesypialiśmy, w dzień pracowaliśmy od czasu do czasu. Przygotowywałam jedzenie, a mó brat kosił i rąbał drzewo na ognisko. Trochę roboty było. Ale gdy pogoda była deszczowa to cały dzień siedzieliśmy razem nic nie robiąc :). I gdzie ta dorosłość...
W wieczór przed urodzinami zjechali główni goście. Dom na wsi wzbudził w nich zrozumiały zachwyt. Sad i ognisko, podobnie, a największy entuzjazm zgromadzonych wywołała huśtawka. Goście zapowiedzieli, ze jeszcze tu wrócą...
Razem spędziliśmy lwią część nocy na grach i gadaniu. A rano przyjeciółka A. niestety musiała wracać...
Wręczyli mi prezenty i posprzątali po sobie. To ciekawe…
A wieczorem 6-tego lipca spuentowaliśmy zabawę trwającą już właściwie dwie noce. Dojechała jeszcze koleżanka S. i mało znany, a co lepsze, nie zaproszony, kolega A.
I tak właśnie było. Najlepsi przyjaciele świetnie się czuli na niepozornej posiadówie przy ogniu, gitarze, czipsach i sałatkach, z pieśnia na ustach… Nawet ułożyli piosenkę specjalnie dla mnie, to dopiero była niespodzianka :)!
Koleżanka A. miała nastrój na spacerki. Wyciągała po kolei różne postacie i szwendali się po wsi. Wszystko odbyło sie tak kulturalnie, że nie było najmniejszych komentarzy ze strony sąsiadów…
Największym powodzeniem, jak już wspomniałam, cieszyła się huśtawka. Co sie przy niej działo, sama nie wiem, ale pewnie to lepiej…
Gapiliśmy się w gwiazdy i oglądalismy wschód słońca. Kto nie wytrzymał, ten kładł się, gdzie popadło. Najśmieszniejsze było to, żę kazano mi usiąść i przetsać się krzątać, bo to jest mój dzień i ja powinnam się bawić, a nie martwić, czy każdy ma co jeść i pić. W związku z tym wszelka odpowiedzialność została z mojej głowy zdjęta i nikt mi nawet nie mówił, czy się bawi, czy idzie spać.
Przawie wszystko wyszło tak, ajk sobie wymarzyłam. Naet mój “głupi bart” przestał mi dokuczać i zachował się bardzo odpowiedzielnie, pilnując porządnego zakończenia, bez awantur i ekscesów. Ale wtedy, z powodu rozstroju hormonalnego i zmęczenia przygotowaniami, stresu, czy wszystko wyjdzie jak trzeba, kto i kiedy przyjedzie, czy każdy będzie się dobrze czuł, nie umiałam się z tego cieszyć. Ale teraz cieszą mnie wspomnienia.
W poniedziałek rano większość gości zebrała się do powrotu. trzeba było rano wstać na PKS, więc niektórzy profilaktycznie się nie położyli.
Ponieważ ja (też bez chwili snu) pojechałam z wyjkiem do pobliskiego miasteczka na targ, kupić sobie niezbędne spodnie (wtedy większoćś gości spała, a targ niestety tylko w poniedziałki), więc nie odprowadziłam czeredy na przystenk. Ofiarnie zrobił to mój brat.
o był, ajk się mówi wśród młodzieży, hardkor. Całą noc nie spałam, a w dwie poprzednie też zaliczyłam mało snu. Półprzytomna kupiłam spodnie, wróciłam, i dogoniłam na rowerze gości, żeby ich przed wyjazdem elegancko pożegnać. Pożegannie było krótkie i treściwe, bez wybuchó radości czy żalu: nikt nie miał na to siły, wszyscy byli raczej nieprzytomni.
A co ja zrobiłąm dalej? Zaspanemu i ofiarnemu bratu oddałam rower, a sama wracałam do domu na nogach. Pierwszy raz w życiu szłam i spałam równoczesnie. Nawet nie przeszladzały mi przejeżdżające obok tiry.
Po powrocie do domu walnęłam się do łóżka i spałam do 16.00.
A potem trzeba było dprowadzić mieszkanie i życie do codziennego porządku.
A piliśmy tylko wino (różowe!). Zawsze uważałam i uważam nadal, ze dobra zabawa nie zależy od ilości alkoholu…
Jest co wspominać...
A przykre rzeczy przemilczałam. A co!
:)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mido

dwie uwagi na szybko:

pisze się teraz “gupi brat” brzmi mniej agresywnie:)

bez “ł”

no i nikt nie uwierzy że tylko w te sreberka zawijaliście i grandy nie było :))

p.s moja osiemnacha tez ogniskowa była, choć pewnie nie tak udana, ale co tam :)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Pani Bogusiu!

Proszę nie wierzyć Maksowi. Ludzie kulturalni piszą głupi lub inteligentny inaczej. Za kilka lat okaże się, że on, znaczy brat, niesamowicie zmądrzał. A będzie to skutek zmiany Pani perspektywy.

PS. Mam zamiar przesłać Pani pozostałe pięć płyt Budki, ale komputerek szwankuje, a ja jestem zagoniony…


Mido, plis...

literówki, dużo ich trochę, co to Jachoo pisał?:)

A opowieść smakowita, zazdroszcę takij ogniskowej imprezy, ja pamiętam, że swoją osiemnastkę to ja w domu przesiedziałem, ale ja wtedy to fazę na izolację lekką miałem:)
Ale za to w dzień 18-tki się działo:), ale to w sumie nie ma się czym chwalić...

Pozdrówka.


Maxie, no wiesz...

Jak ktoś chciał pić, to pił, ale we własnym zakresie ;)
I ja z tym nie mam nic wspólnego :P
ja nie miałam nastroju…

A ówże mój brat to Jachoo z resztą...


Drogi panie Jerzy...

Niech się pan nie spieszy z płytami, gdyż ja i tak nie bedę miała możliwości ich odebrać. Brak sprzętu zaczyna mnie dobijać, ale nic nie mogę zrobić...


Grzesiu,

Sama się dziwię, że tak fajnie było… Teraz tamże planujemy oblewanie matury w podobnym składzie ;)
Najlepsze było śpiewanie :)...
A co do literówek, miej litość – pisałam na szybko na komputerze w bibliotece szkolnej…
I nie mam jak tego poprawić.
Cierpliwości… Choć ja sama ją juz tracę :)
Pozdro!
Kolejny odcinek wspomnień wakacyjnych w przygotowaniu.


No to czekam na odcinek kolejny,

może byc pisany nawet w bibliotece:), ale nie obiecuję się nie czepiać.
Bo ja to wredny jestem a właściwie bywam.

Pozdrawiam Sarah Vaughan słuchając i się zastanawiając czemu w listopadzie słońce mi do pokoju jak w lipcu świeci, nie podoba mi się to.

Pozdrówka.


Grzesiu,

Nie wredny, a wybredny jesteś.
Słońce jest dobre zawsze! W listopadzie również. Mam nadzieje, że niedługo będzie oświecać białe połacie. Od śniegu, a nie od soli, oczywiście :)
Literówki zaraz poprawię, mam moment wolny. A słucham Młynarskiego (koncert na 1-nce).
A pojawił sie pomysł, żebym dostała własnego laptopa, tylko mam na niego oszczędzać, a nie mam jak, bo nie posiadam żadnych funduszy :)
Może Tatuś cos wysupła na ten cel, tylko nie wiadomo kiedy…


Subskrybuj zawartość