Ludzie zawsze znajdą powód by narzekać. Choćby na lekarzy, którzy w ramach sporu z rządem, mają zamiar utrudniać życie chorym.
I lekarze narzekają, ponieważ przeważnie są ludźmi. Ludźmi ciężko pracującymi. Wielokrotnie czytałem o lekarzach, którzy mdleją z przepracowania. Ostatni przypadek; Lekarz stracił kontakt z rzeczywistością po 36 godzinach nieprzerwanego dyżuru. Nigdy nie spotkałem się z podobną tragedią dotyczącą fryzjerów, listonoszy czy ślusarzy.
Lekarze by dopiec rządowi, będą wypisywali jedynie pełnopłatne recepty. Ich prawo.
Ich prawo, czy tam lewo, jak kto woli.
Wszystko pod hasłem “dla dobra” i “nie dajmy się władzy poróżnić z pacjentami” Można i tak, ale co powie lekarz, gdy w nocy zacznie szturmować jego posesję, mój skromny koleżka, niejaki Dżony Mamarony?
Dżony nie jest w ciemię bity i zna na pamięć przeróżne taryfy, w związku z czym, od trzech tygodni wyleguje się w domu jako chory. Naoglądał się telewizji i wyciągnął wnioski.
- Już mnie Jarecki, od medycyny mdli – zagaił rozmowę – Jestem chory od trzech tygodni, ale dopiero wczoraj mnie olśniło.
- Znowu spadłeś z tapczanu?
- Nie, obudziłem się o pierwszej w nocy ze strasznym bólem głowy. Męczę się, przewracam z boku na bok. Nie mogę zasnąć. Wstałem. Wyjrzałem za okno. Ciemno. Głowa pęka. Żona i dziateczki śpią.
Ja do kuchni, zażyć przeciwbólowe tabletki. Pies za mną. Diabeł nie pies!
- Do rzeczy – Dżony, do rzeczy! – Słucham, a torba z zakupami ciąży
- I wtedy przypomniałem sobie, co cięgiem słyszę w reklamach z telewizora. Ubrałem się i wyszedłem z chaty.
- Ubrałeś się i wyszedłeś z chaty o pierwszej w nocy?
- Jasne, przecież nie wyjdę na ulicę goły. Idę sobie, obce psy szczekają…
- Chwila, ale po co niby wyszedłeś?
- Aby przed zażyciem tabletek, skontaktować się najpierw z lekarzem lub farmaceutą
- O pierwszej w nocy?
- Dokładnie, kwadrans po pierwszej. Nie słyszałeś nigdy tego zastrzeżenia – Reklam nie oglądasz? Jak mogę zażyć tabletkę bez konsultacji?
Idę, uważasz, wiaterek chłodzi. Ktoś w oddali drze mordę. U lekarki świeci się światło. Dobra nasza. Dzwonię. Lekarka odzywa się śpiąco.
- Kwadrans po pierwszej, nic dziwnego!
- Już było wpół do drugiej. Na wstępie nieco się skompromitowałem. Nie pasowało powiedzieć dzień dobry, ani dobry wieczór, bo co to za wieczór o wpół do drugiej? – I jakoś tak wyszło, że powiedziałem “dobranoc”
Lekarka odpowiedziała “dobranoc” i domofon zamilkł.
Dzwonię ponownie i już bez żadnych wstępów zaznaczam, że ja w sprawie konsultacji. Ta się dziwi a ja powiadam, że boli mnie głowa i chciałem zażyć tabletkę, ale w telewizji ostrzegali, że przed zażyciem należy…
- Pewnie zrzuciła cię ze schodów?
- Nie mogła, stałem na płaskim, poziomym asfalcie, przed furtką. Nawet wyraziła się dość oględnie, że niby, mogę łykać wszystko co chcę i nic złego się nie stanie. Zawracanie głowy!
- Wróciłeś, zażyłeś…
- A gdzie tam! Od tego łażenia na świeżym powietrzu głowa przestała mnie boleć. Wszystko byłoby dobrze, ale w domu czekała na mnie żona z pytaniem, gdzie się włóczę?
- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą i dostałem w łeb, że niby jestem kurwiarzem.
Faktycznie Dżony ma plaster na czubku głowy i chętnie wierzę w jego zapewnienia, że “łeb mu rozsadza”
- Zażyj tabletkę – Doradzam
- Tabletkę? Ot tak, bez żadnej konsultacji? Wytrzymam do północy, a od lekarki dostałem przy okazji adres tej czarnulki z apteki…