Od 1 stycznia 2009 roku Turcja pełni funkcję rotacyjnego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Premier Recep Tayyip Erdogan od tygodnia podróżuje po stolicach państw bliskowschodnich, spotykając się m.in. z prezydentem Egiptu Hosni Mubarakiem, prezydentem Palestinian Authority Mahmudem Abbasem, królem Arabii Saudyjskiej Abdullahem. Turecki premier odwiedził także Syrię, która przewodniczy obecnie Lidze Arabskiej.
Turcy są głęboko poruszeni tym, co dzieje się w Strefie Gazy. Premier Erdogan nie szczędzi mocnych, i gorzkich dla Izraela, słów: “Izrael będzie przeklęty za śmierć dzieci i bezbronnych matek, które zginęły w wyniku bombardowań”. Erdogan wzywa świat, aby z podchodził do tego, co dzieje się w Gazie, z podobną wrażliwością jak do sierpniowych wydarzeń w Gruzji.
Co istotne, Erdogan stwierdził, że Hamas przestrzegał warunków zawieszenia broni, zanim wygasło przed Bożym Narodzeniem. Zdaniem premiera Turcji, to “Izrael nie zniósł embarga [na Strefę Gazy]. W Gazie ludzie żyli jak w otwartym więzieniu. W zasadzie, cała Palestyna stanowi takie więzienie.” Erdogan określa izraelską inwazję na Gazę mianem zbrodni.
“Jesteśmy gotowi zrobić wszystko co w naszej mocy, aby zapewnić pokój i stabilność w regionie” – dodał turecki premier. Turcy czują historyczną odpowiedzialność za Palestyńczyków, ale dużo ważniejsze są relacje łączące Ankarę z Jerozolimą. Turcja i Izrael to najbardziej proamerkańskie kraje regionu, które łączą silne więzy z Waszyngtonem. Współpraca turecko-izraelska ma długą historię i przynosi obu stronom wydatne korzyści.
Najsilniejsze więzy łączą oba kraje w sferze bezpieczeństwa – wojska oraz wywiadu. Izrael sprzedaje Turcji broń, zapewnia informacje wywiadowcze, a izraelska armia przeprowadza wspólne ćwiczenia z turecką. Oba kraje mają długą historię walki z terroryzmem i na tej niwie ich współpraca i wzajemne zrozumienie są najgłębsze. Kiedy jednak Turcy w ubiegłym roku pacyfikowali iracki Kurdystan, Izrael nie protestował i nie krytykował Ankary. Teraz, gdy Izrael przeprowadza analogiczną operację w Gazie, z Turcji sypią się gromy.
Tymczasem, przy wielu różnicach, problemy Turcji i Izraela da się sprowadzić do wspólnego mianownika, którym jest brak politycznego podejścia do sprawy – odpowiednio – kurdyjskiej i palestyńskiej. Wykorzystanie siły militarnej nie rozwiąże problemów, może być co najwyżej dawką morfiny zaaplikowaną w sytuacji otwartego złamania nogi. Chwilowo uśmierzy ból – i nic ponadto.
Wracając do współpracy turecko-izraelskiej, Ankara od wielu lat stara się pełnić funkcję mediatora pomiędzy Izraelem a arabskimi państwami regionu. Zaangażowanie to najbardziej widoczne jest w tureckich staraniach o doprowadzenie do pokoju Izraela z Syrią. Niestety, głównie z winy Izraela, do porozumienia nadal jest daleko, a obecna awantura w Gazie zamroziła wszelkie kontakty.
Turcja zaś polega na izraelskim lobby w Stanach Zjednoczonych, gdyz jej własne jest bardzo słabe, w promowaniu własnych interesów oraz ograniczaniu wpływu dobrze zorganizowanych lobby greckiego i ormiańskiego. Ankara posiada również największą armię w regionie (a drugą w NATO) i z jej głosem muszą liczyć się państwa Bliskiego Wschodu.
Stąd prawdziwym dramatem dla obu stron byłoby poluzowanie więzów łączących oba kraje. O zerwaniu nie ma raczej mowy. Natomiast nawet osłabienie współpracy może negatywnie odbić się na Turcji i Izraelu, a także na całym regionie. Blok proamerykański, choć dość niezależny w sferze polityki zagranicznej i realizacji własnych interesów narodowych, uległby defragmentacji. Co gorsze, byłby to kolejny krok w kierunku separacji Ankary od szeroko rozumianego Zachodu, a Stanów Zjednoczonych w szczególności.
“Relacje międzyrządowe nie powinny angażować emocji. Powinny angażować wiedzę, mądrość i doświadczenie. Jednakże niesprawiedliwość nigdy nie powinna być dozwolona. Jeżeli ma miejsce okrucieństwo, nie możemy tego popierać. Chcemy spróbować znaleźć rozwiązanie poprzez rozmowy” – powiedział Recep Tayyip Erdogan.
Słabo z tymi rozmowami jest w przypadku tureckiego Kurdystanu i praw Kurdów, więc Turcja nie ma moralnego prawa do potępiania w czambuł Izraela. Dla dobra wzajemnych relacji należałoby stonować wypowiedzi i przestać grać pod publiczkę. Izrael rozumie, że nastroje w krajach muzułmańskich są mu skrajnie nieprzychylne i nie będzie się obrażał, ale strategiczni partnerzy nie powinni używać wobec siebie określeń powyżej pewnego kalibru.
Nie wróżę tureckiemu zaangażowaniu w sprawę wielkich sukcesów, a słowa Erdogana, jakoby Turcja mogła przedstawić Radzie Bezpieczeństwa propozycję Hamasu dotyczącą zawieszenia broni oraz deklarację, iż “Hamas ma pełne zaufanie do Turcji” należy traktować bardzo ostrożnie. Ankara poczuła moc w wyniku objęcia, po raz pierwszy w swej historii, rotacyjnego miejsca w RB ONZ i próbuje wykorzystać swój potencjał, co bardzo się chwali. Jednak wpływ Turcji na Izrael czy na Hamas jest niewielki, a operacja “Płynny Ołów” będzie trwać dopóty Izrael nie uzna, że czas ją zakończyć.
Piotr Wołejko
Wcześniejsze wpisy o Turcji:
* Tureckie problemy – studium przypadku
* Turcja – sądzenie rzeczywistości
* Polityczny chaos – delegalizacja partii rządzącej?
* Abdullah Gul – opinie o nowym prezydencie
komentarze
Dobry tekst
Dziękuję – mam podobne odczucia co do retoryki liderów krajów muzułumańskich w zakresie konfliktu Izraelsko-Palestyńskiego. Wszyscy są zakładnikami islamskich tłumów, dla których sytuacja jest czarno-biała. Niestety – jest to skutek wieloletniej polityki kanalizowania napięć wewnętrznych – wszystkiemu miał być winien spisek Amerykańsko-Żydowski.
Osobiście mam na temat tego konflitu pogląd skrajny: uważam, że Izrael powinien doprowadzić do fizycznej eksterminacji Palestyńczyków i jednostronnie zaanektować terytorium Palestyny. Takie staroświeckie rozwiązanie sytuacji, niczym w epoce przed-nowożytnej przeczyściłoby sytuację a pozycja Izraela wcale nie ulagłaby dużej zmianie: przecież kraje arabskie, Iran oraz związane z nimi ugrupowania terrorystyczne i tak wykorzystają pierwszą nadarzającą się okazję do tego, aby “wipe Israel off the world map”. Pokoju tam nie będzie, nastroje anty-izraelskie wśród Palestyńczyków będą tylko narastać i nie da się ich rozładować półśrodkami. Hamas będzie usatysfakcjonowany wyłącznie wymazaniem państwa Żydowskiego. Zatem Izrael powinien przestać się przejmować opinią publiczną, która i tak jest tradycyjnie antyżydowska tylko powinien dokonać radykalnych czystek etnicznych na wielką skalę i to szybko – zanim się zrobi poruszenie.
Wiem, że to brzmi barbarzyńsko, ale barbarzyńska wojna totalna jest jedynym rozwiązaniem totalnego, równie barbarzyńskiego i zapiekłego konfliktu.
Zbigniew P. Szczęsny -- 05.01.2009 - 12:53Wow!
Panie Szczęsny – Mein Kampf żeś się pan naczytał?
A sprawa z Turcją ciekawa – kolejny element diabelskiej układanki… dodajmy do tego turecką świadomość historyczną – wszak Palestyna jeszcze sto lat temu była fragmentem Imperium Otomańskiego…
W Jenin do dzis stoi na przykład stary, nieczynny dworzec kolejowy. Zbudowany w tureckich czasach. Kiedyś prowadził w świat…
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 05.01.2009 - 15:38@xipetotec
Nie, nie naczytałem się ani Hitlera ani Pol Pota. Mój tutaj radykalizm wynika z faktu niewiary w możliwość uporania się z tego typu konfliktami metodami innymi niż wojna prowadząca do fizycznej eliminacji jednej ze stron.
Po prostu – każdy konflikt można rozwiązać metodami dyplomatycznymi lub ograniczonej wojny, jeśli istnieje pole kompromisu. Jeśli jednak takiego pola nie ma, bo Palestyńczyków usatysfakcjonuje jedynie sytuacja, kiedy Izrael ma zniknąć lub skurczyć się do jakiegoś nikroskopijnego skrawka ziemi, który i tak będzie niebawem zniszczony – to jakie jest inne wyjście niż gruntowne “oczyszczenie atmosfery”?
Konflikt na Bliskim Wschodzie tli się już całe dziesięciolecia. Zginęło już w nim miliony ludzi, już obecnie mamy do czynienia z wielkim cierpieniem, którego końca nie widać. Być może najlepiej jest zdobyć sie na jeden moment okrucieństwa, żeby zapewnić normalne życie przyszłym pokoleniom? Tak robiono w dawnych czasach – jedne plemię wyżynało w pień drugie i obejmowało dane terytorium. Dopiero od niedawna mamy do czynienia z nowym paradygmatem “wojny, której nie da się wygrać”. Co za bzdura? Takie dylematy powinny dotyczyć mocarstw globalnych, których wojna oznacza de facto zagładę życia na Ziemi, ale nie dwóch małych krajów, z milionową populacją. Ci niech się rżną do upadłego i chwała zwyciężcy!
Zbigniew P. Szczęsny -- 05.01.2009 - 17:24Eh, Zbigniewie Szczęsny,
chyba jesteśmy na takim etapie że takich rozwiązań cywilizowane kraje nie dopuszczają?
Na szczęscie.
@Piotr Wołejko
Tekst ciekawy, też mi się wydaje że Turcja nie za bardzo powinna krytykować i oceniać Izrael, sama nie umiejąc rozwiązać spraw z Kurdami pokojowo i sensownie.
pzdr
grześ -- 05.01.2009 - 17:23Noo..
można dodać jeszcze, że Turcy patrzą na Arabów jak na psów, podobnie jak na Persów a ci z wzajemną miłością i na Turków i na Arabów..
Igła -- 05.01.2009 - 17:29My ich wrzucamy do wspólnego muzułmańskiego worka a tymczasem oni różnią się między sobą wszystkim. Historią, kulturą i językiem a nawet różnice religijne są znaczące.
Kurdowie np to pobratymcy Persów.
A dlaczego Turcy tak usiłują pomóc Syrii?
Bo ta też ma problem z Kurdami.
A jednocześnie nienawidzi Persów.
Wszystkie trzy strony i czwarty Irak popierają cudzych Kurdów jednocześnie masakrując własnych.
I tak się to toczy w tym Lewancie.
Dodajmy jeszcze Żydów i Ormian, Greków i mniejszości chrześcijańskie, które są w tych krajach ( albo były ) elitami kulturalno- ekonomicznymi z rozgałęzioną siecią powiązań rodzinno/finansowo/handlowo/szpiegowskich.
@grześ
A w Burundi cywilizowane kraje jakoś dopuściły i co?
Panie Grzesiu – cywilizowane kraje najchętnie od takich spraw trzymają się z daleka, no chyba, że same mają w tym jakiś interes.
Proszę popatrzeć na Darfur, na Kongo, na Wybrzeże Kości Słoniowej, na Koreę Północną, parę lat temu na Kambodżę – gdzie były lub są “cywilizowane kraje” ???
Konflikt na Bliskim Wschodzie jest wojną proksy i dlatego ma takie pokrycie medialne. Izrael i Palestyna są pionkami w tej grze, która nie może się zakończyć z powodów od nich niezależnych. Jedynie krwawy terror i czystki etniczne dają szansę na przerwanie tego absurdu. Inaczej jeszcze całe dziesięciolecia będą sobie skakać do oczu i będzie Pan do końca życia codziennie czytał o nowych ofiarach tego konfliktu.
Zbigniew P. Szczęsny -- 05.01.2009 - 17:31No właśnie dopuściły, bo to było daleko i i je nie obchodziło,
ale ja za cywilizowany i zachodni kraj uważam właśnie Izrael i raczej wątpię, by naśladowali oni Hutu/tutsi z Rwandy czy władze sudańskie.
A że świat olewa Afrykę i inne państw ai na zbrodnie tam nie reaguje, to akurat wg mnie powód do wstydu dla świata.
No ale pewnie naiwny jestem.
grześ -- 05.01.2009 - 17:42Panie Szczęsny,
Wie Pan, jak czytam takie głodne kawałki, jak te, które Pan tu wypisuje, to mi się odechciewa tego całego blogowania.
i tyle na ten temat.
Bloger Szczęsny w ciepłym domku waląc w klawiaturę w radykalny sposób rozwiązuje problemy świata.
A tam umierają ludzie. Naprawdę – nie na potrzeby podtrzymania temperatury dyskusji na TXT.
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 05.01.2009 - 19:19@xipetotec
Drogi Panie,
Rozumiem i nie agituję do swoich tu przekonań, lecz zauważam, że ludzie umierają wszędzie – jak nie od kul, to z zimna lub z głodu. Jakbym miał się nimi wszystkimi przejmować, to bym chyba oszalał ze zgryzoty.
Więc skoro jest jak jest – to niech chociaż umierają szybko i dadzą żyć innym.
Pozdrawiam,
Zbigniew P. Szczęsny -- 05.01.2009 - 21:30ZS
Zbigniew Szczęsny
Radykalne rozwiązanie Pan proponuje. Z czysto cynicznego punktu widzenia, przyjmowanego jeszcze kilka dekad temu np. przez Pol Pota, jedynym rozwiązaniem jest fizyczna eliminacja przeciwnika. Jednak dziś takie rozwiązania są niemożliwe, i dobrze.
W Palestynie nadal jest możliwe rozwiązanie polityczne i pokojowe. Jeśli Izrael prowadzi swoją operację w klasycznej dla Bliskiego Wschodu sytuacji: wojna o pokój, to być może za inwazją na Gazę pójdzie polityczna ofensywa. Jakoś mało w to jednak wierzę. W każdym razie, nie nastąpi to szybko.
Piotr Wołejko -- 05.01.2009 - 22:27@Piotr Wołejko
Pol Pot nie walczył z żadnym wrogiem. On prowadził bardzo zdecydowaną operację ograniczania rozmiarów klęski demograficznej w Kambodży. On tak trochę po azjatycku zinterpretował to, czego go nauczyli na Sorbonie – że nie ma postępu bez ograniczenia przeludnienia…
A co do kwestii palestyńskiej – to jednak stoję na stanowisku, że brak mozliwości wyrżnięcia wroga w pień oznacza, że nigdy nie zostaną tam spełnione warunki do zawarcia prawdziwego pokoju. No bo dlaczego Palestyńczycy mieliby wybrać pokój, skoro nigdy ich nie pokonano? Skoro wiadomo, że zasłaniając się cywilami można bezkarnie strzelać do Żydków i wypuszczać na nich rakiety? Skoro wiadomo, że jak tylko zacznie się wojnę przegrywać, to światowa opinia oburzona skalą zniszczeń i liczbą cywilnych ofiar zmusi wroga do wycofania się? A jak się Żydzi wycofają, to wystarczy kilka tygodni na pozbieranie się i można znowu zacząć do Żydków strzelać, wypuszczać rakiety i wysadzać zatłoczone żydowskie autobusy.
Fajnie – co? Podoba się Panu? No to proponuję, aby od dziś zaczął Pan dzierżyć dumnie tytuł “mirolubca” – jak niegdyś car Aleksander III.
Zbigniew P. Szczęsny -- 05.01.2009 - 23:56