W 1971 roku Norman Jewison zekranizował słynny musical sceniczny „Skrzypek na dachu” ( „Fiddler on the Roof”). Jest to jeden z lepszych musicali jakie widziałam kiedykolwiek, a widziałam nie jeden.
Tematyka jest oryginalna – życie żydowskiego mleczarza, tradycja („tradition, tradition!”), wydawanie córek za mąż („Matchmaker, matchmaker, make me a match”), potem wysiedlenie z Anatevki („What do we need? Nothing mutch, only Anatevka”).
Historia podana w lekkiej musicalowej formie, a mimo to, niech to licho weźmie, zawsze ryczę na końcu… no i jeszcze w paru miejscach. Fabuła wzruszająca, ciepła, bliska skóry prawdziwego człowieka.
Wszystko w rytmie muzyki, która tak naprawdę niewiele ma wspólnego z tradycyjną muzyką żydowską, ale wypełnia znakomicie cały film.
Uwielbiam „Skrzypka na dachu” oglądałam go kilka razy i pewnie nie raz jeszcze zobaczę. Jest to film, który powinien zobaczyć każdy.
Z całą pewnością wielu kojarzy „Skrzypka…” z piosenką „If I Were a Rich Man”, to taki jakby singiel, przebój, ale wszystkie piosenki są świetne.
Ja chyba jednak najbardziej lubię piosenkę ze ślubu pod huppą „Sunrise, sunset”. Wszystkim z czystym sercem polecam ten film.
Trudno o lepszy film na Wielkanoc. W końcu Jezus Chrystus był Żydem.
Pozdrawiam
komentarze
Angie
Zjadlas Normanowi literke.;-)
Borsuk -- 20.03.2008 - 16:33W pale mi sie nie miesci, ze to juz tyle lat od premiery!
Film broni sie znakomicie w porownaniu z ksiazka Szolema Alejchema.
Pozdrawiam serdecznie.
Borsuk
Fakt zjadłam. Poprawię. To “word” mi zmienił nazwisko na pojęcie prawne – świnia.
Pozdrawiam
Sunrise. Sunset.
Angie -- 21.03.2008 - 09:03