jak się orientujesz, siedzę w w oku cyklonu.
A tu, jak zwykle w centrum huraganu, panuje całkowity spokój.
Mój osobisty barometr w zasadzie nie wykazuje żadnych anomalii – ani nieoczekiwanych skoków i ani dramatycznych spadków.
Choć, co prawda, początek roku miałem fantastyczny, oficjalnie przecież kryzys nas nie dotykał; administratorzy wielce z siebie kontenci, wypłacali sobie sowite premie, a zlecenia na fanaberie (bo kulturę można zaliczyć do fanaberii, nie?) napływały jak zawsze.
Później było trochę gorzej: okazało się, że jednak, nie zupełnie jest tak jak to obwieszczało się oficjalnie, więc na gwałt trzeba było ograniczać wydatki z budżetu miasta.
Ale co mi tam; kontrakty były podpisane i realizowane, a jedyną niedogodnością było oczekiwanie na spłynięcie gotówki.
Przez następne pół roku miałem, wyczekująco – asekuracyjny, święty spokój, aby od września budżet znowu okazał się dla mnie łaskawy. Nad wyraz łaskawy.:)
W moim całorocznym osobistym bilansie po stronie “ma” przybyło znacznie.
W porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego.:)
Tak wiec, gdybym miał wnioski wysnuwać tylko na podstawie własnego doświadczenia, to pewnie nosiłbym Pana Premiera, co piątek na barana, z URM na lotnisko wojskowe na Bemowie. I zakręcał jeszcze, z lizusowskim uśmieszkiem, śmigłem helikoptera…
Lecz nie bardzo mogę się przełamać, bo mimo usilnych starań, kurka wodna, zawsze jakaś nieprzyjemna wiadomość do mnie dotrze.
Dziś rano np., PIN Radio podało, że z zakładanego deficytu budżetowego na rok 2009 (przypominam; pierwotne 18 mld, zwiększone do 24 mld) nici.
Rzeczywista dziura budżetowa, przy wyliczeniach wielce optymistycznych ma wynieść ponad 50 mld, a przy bardziej realistycznych; ok 75 mln…
Z idiosykraztami, takimi jak ten milaczek: http://tekstowisko.com/comment/604456/Azraelu
którego irracjonalny wstręt nie opuszcza nawet podczas odświętnego składania życzeń noworocznych, pozostaje tylko pomiziać się.
Mówię Ci… jak oni to uwielbiają.:)
Ale bez przesady, nie za często, bo wówczas popaść mogą w paskudną depresję.
Natomiast argument Pino z doktoratu z ekonomii, to już dokumentnie mnie zatopił.
Jestem przecież stałym czytelnikiem bloga dr nauk ekonomicznych Pana Waldemara Kuczyńskiego!
A ten doktor ekonomista, to dopiero ma przechył;
jak prom “Heweliusz” w porcie Ystad, na rok przed tragedią.
Sam to widziałem…
Andrzeju,
jak się orientujesz, siedzę w w oku cyklonu.
A tu, jak zwykle w centrum huraganu, panuje całkowity spokój.
Mój osobisty barometr w zasadzie nie wykazuje żadnych anomalii – ani nieoczekiwanych skoków i ani dramatycznych spadków.
Choć, co prawda, początek roku miałem fantastyczny, oficjalnie przecież kryzys nas nie dotykał; administratorzy wielce z siebie kontenci, wypłacali sobie sowite premie, a zlecenia na fanaberie (bo kulturę można zaliczyć do fanaberii, nie?) napływały jak zawsze.
Później było trochę gorzej: okazało się, że jednak, nie zupełnie jest tak jak to obwieszczało się oficjalnie, więc na gwałt trzeba było ograniczać wydatki z budżetu miasta.
Ale co mi tam; kontrakty były podpisane i realizowane, a jedyną niedogodnością było oczekiwanie na spłynięcie gotówki.
Przez następne pół roku miałem, wyczekująco – asekuracyjny, święty spokój, aby od września budżet znowu okazał się dla mnie łaskawy. Nad wyraz łaskawy.:)
W moim całorocznym osobistym bilansie po stronie “ma” przybyło znacznie.
W porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego.:)
Tak wiec, gdybym miał wnioski wysnuwać tylko na podstawie własnego doświadczenia, to pewnie nosiłbym Pana Premiera, co piątek na barana, z URM na lotnisko wojskowe na Bemowie. I zakręcał jeszcze, z lizusowskim uśmieszkiem, śmigłem helikoptera…
Lecz nie bardzo mogę się przełamać, bo mimo usilnych starań, kurka wodna, zawsze jakaś nieprzyjemna wiadomość do mnie dotrze.
Dziś rano np., PIN Radio podało, że z zakładanego deficytu budżetowego na rok 2009 (przypominam; pierwotne 18 mld, zwiększone do 24 mld) nici.
Rzeczywista dziura budżetowa, przy wyliczeniach wielce optymistycznych ma wynieść ponad 50 mld, a przy bardziej realistycznych; ok 75 mln…
Z idiosykraztami, takimi jak ten milaczek:
http://tekstowisko.com/comment/604456/Azraelu
którego irracjonalny wstręt nie opuszcza nawet podczas odświętnego składania życzeń noworocznych, pozostaje tylko pomiziać się.
Mówię Ci… jak oni to uwielbiają.:)
Ale bez przesady, nie za często, bo wówczas popaść mogą w paskudną depresję.
Natomiast argument Pino z doktoratu z ekonomii, to już dokumentnie mnie zatopił.
Jestem przecież stałym czytelnikiem bloga dr nauk ekonomicznych Pana Waldemara Kuczyńskiego!
A ten doktor ekonomista, to dopiero ma przechył;
jak prom “Heweliusz” w porcie Ystad, na rok przed tragedią.
Sam to widziałem…
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 02.01.2010 - 23:38