W politycznym matrixie nic już nie powinno nas zaskakiwać, a jednak co jakiś czas słychać o decyzji, która wprawia w osłupienie. W przypadku Mariana Krzaklewskiego ta decyzja jeszcze nie zapadła, ważą się za i ważą się przeciw, więc do samego osłupienia jeszcze nie doszło, zwłaszcza małżonki pana Mariana, która jest w gdańskim PiSie. Z punktu widzenie logiki politycznej wystawienie Mariana Krzaklewskiego na Podkarpaciu, gdzie Platformersi nie są ani lubiani, ani popularni jest jakimś pomysłem. Co prawda Marian Krzaklewski w samym regionie nie jest jakoś szczególnie ceniony, ale jest rozpoznawalny i kojarzy się z człowiekiem, pracownikiem, a nie biznesmenem, który z miejsca budzi dwuznaczne, niedobre skojarzenia. A takie skojarzenia budzi właśnie sama PO, która wystawiając człowieka związkowego ostatecznie się z tych brzydkich podkarpackich skojarzeń uwolni. Natomiast Marian Krzaklewski generalnie niezbyt pozytywnie się kojarzy w pozostałej części kraju. Ostatnie wybory w których biernie uczestniczył, wybory prezydenckie, skończyły się dla niego sromotną klęską, bo przegrał nie tylko z Kwaśniewskim ale również Olechowskim. Główny elektorat PO głosował w tamtych wyborach właśnie na tych dwóch polityków, którzy pozbawili Mariana szans na drugą turę (a warto dodać, że Krzaklewski był kandydatem największej partii parlamentarnej w obecnym czasie, więc trzecie miejsce to klapa totalna). Więc na szali z jednej strony prawdopodobne zdobycie Podkarpacia a na drugiej straty w pozostałej części kraju spowodowane personalnym bigosem Platformy. Krzaklewski nie jest tak gładki jak Jerzy Buzek, który też z list PO do PE startuje; więc dla centrolewicowych wyborców PO może być nie do przełknięcia. Tym bradziej jest to dobre pytanie w świetle nowej centrolewicowej PO, która ma zamiar zjeść ze smakiem SLD, bo dąży do polaryzacji sceny politycznej.
Oczywiście popieram zdrowy rozsądek i logikę polityczną, chęć okiełznania trudnych regionów z punktu widzenia elektoratu, ale gdzie jest granica personalnych zagrywek? Gdzie jest granica między pragmatycznością polityczną a kanonem i fundamentem ideologiczno-programowym danej partii, który z automatu wyklucza osoby o pewnych poglądach czy biografiach. Może Podkarpacie po prostu należy sobie odpuścić, bo to region nie dla PO, a pomyśleć o młodych, wykształconych obywatelkach i obywatelach z większych miast, którzy być może PO nie poprą, jak w składzie uczestników na 4 letni turnus do PE będzie również Marian Krzaklewski?
Zakładając, że chce aby mój głos się liczył, czyli oddam go na partię, która ma realne szanse na przekroczenie progu wyborczego, a więc (teoretycznie) zagłosuje na PO, to w gruncie rzeczy co wybiorę? Jasny, czytelny niewykluczający się wzajemnie program zawierający cele dalsze i podporządkowane im cele bliższe i ludzi których on łączy i którzy go realizują, czy po prostu oddam głos na zbiór pojedynczych osób połączony chęcią uzyskania wspólnych korzyści, zwłaszcza materialnych w postaci wysokiej niekryzysowej europejskiej pensji, a więc ludzi którzy poprą każdą partię i każdą ustawę, jeżeli tylko w ramach danego ugrupowania mogą odnieść namacalne korzyści? Czy wystawienie Mariana Krzaklewskiego nie przyśpieszy w gruncie rzeczy upadku Platformy, największej wydmuszki polskiej sceny politycznej? Okaże jej brak spójności ideowo-programowej i wzajemnie wykluczających się ludzi jak Danuta Hubner kontra Jacek Saryusz-Wolski, Janusz Palikot i Kazimierz Kutz kontra Jarosław Gowin i Stefan Niesiołowski. Co łączy tych ludzi? Ani wiara, ani etyka, ani poglądy dotyczące spraw ekonomicznych. Łączy ich Platforma Obywatelska. PO czyli co?