Gdyby Lech Kaczyński, podobnie jak inni rodacy na skutek kryzysu gospodarczego stracił pracę, nie powinien mieć problemów ze znalezieniem nowej. CV Kaczyńskiego wyglądałoby naprawdę imponująco. Powinien być wręcz rozchwytywany przez headhunterów. Doktor habilitowany nauk prawnych, profesor nadzwyczajny. Już wykształcenie robi ogromne wrażenie. Następnie: niekarany, tzn. że w PRLu był praworządnym obywatelem. W dużo gorszej sytuacji byłby Wałęsa lub Frasyniuk, gdyby przyszły pracodawca zażądał zaświadczenia o niekaralności. Ale nie Lech Kaczyński. Lecz Kaczyński mieszkał z matką i studiował i generalnie raczej był grzeczny. Punktem kulminacyjnym CV byłoby oczywiście doświadczenie zawodowe: senator, poseł, prezes Najwyższej Izby Kontroli, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, prezydent Warszawy, prezydent Polski. Chyba nie ma innego Polaka z tak bogatym CV. Nawiasem mówiąc ciekawe dlaczego jest tak bardzo nieszanowany. W końcu kazał spieprzać tylko jednemu dziadowi, tymczasem większość go nie szanuje, albo się z niego śmieje i nazywa kartoflem albo jedno i drugie, zarówno w kraju jak i zagranicą. Zacne to zjawisko zwane Lechem Kaczyńskim i wyzwanie dla socjologów. Dlaczego człowiek piastujący tyle ważnych stanowisk, w tym wybieralnych bezpośrednio, nie potrafi zaskarbić sobie nie tylko sympatii ale nawet elementarnego szacunku?
Ale żarty na bok. Wracając do życiorysu bezrobotnego pana prezydenta najważniejsze byłoby to, czego w nim nie ma. To znaczy piastowana przez całe życie i niestety dożywotnio funkcja brata swojego w brata. Jeżeli Farfał jako p.o. prezesa TVP jest zniewolony przez Giertycha, wcześniej był zniewolony przez faszyzm, chociaż pewnie niejednego byłego faszystę Giertych mógłby zniewolić; tak Lech jest zniewolony przez Jarosława. Jak bardzo to zniewolenie prezydentowi ciąży pokazała kolejna kampania tym razem do Parlamentu Europejskiego. Orędzie w sejmie atakującej rząd według pisowkiej retoryki. Podawanie informacji o rzekomych zarzutach wobec posłów PO, których nie ujawni ze względu na ciszę wyborczą – to stara sztuczka z czasów kiedy Lech K. był ministrem sprawiedliwości zwana „coś wiem, ale nie powiem, co najwyżej tylko wspomnę i coś napomknę”. Ta rodzinna patologiczna pępowina, której Lech Kaczyński nie potrafi lub nie chce przeciąć, powoduje, że obecny prezydent 40 milionowego państwa nie jest samodzielny i nie potrafi „wybić się na niepodległość”, a każde jego działanie musi być wkalkulowane w dodatni sondażowy bilans PiSu. Dowodem tego jest Maria Kaczyńska, która bardzo przycichła od momentu kiedy oficjalnie została uznana przez pisowskiego guru z Torunia za czarownicę, ponieważ podpisała się pod listem dającym prawo do aborcji zgwałconym kobietom. Na tym skończyła się niezależność pałacu prezydenckiego. Lech Kaczyński nigdy nie będzie grał na własny rachunek, bo gra tylko brat Jarosław, Lech tańczy w rytm melodii i melduje wykonanie zadania. W ostatniej kampanii zadanie nie zostało wykonane, mimo że prezydent bardzo się starał. Bardzo schował żonę, która jakby zniknęła z powierzchni politycznej ziemi. Został tylko prezydent mówiący ustami PiSu. Sytuacja jest o tyle niesmaczna, że to prezydent jest marionetką a ośrodek decyzyjny jest zupełnie gdzie indziej. Podobnie było w systemach totalitarnych gdzie dublowały się stanowiska i rządził sekretarz partii a nie prezydent.
Pozostaje z nostalgią wspomnieć, mimo filipińskich przypadłości ,prezydenta Kwaśniewskiego, który pomimo „szorstkiej przyjaźni” ze swoim obozem politycznym, przynajmniej starał się pozostać poza codzienną pseudopolityczną pyskówką i potrafił nadać urzędowi prezydenta właściwą rangę i powagę; a co ważniejsze potrafił współdziałać w polityce zagranicznej nie tylko z rządem Millera, ale też rządem AWSu. Oczywiście zarzut marionetkowości nie jest tożsamy z zarzutem polityka z krwi i kości uwikłanego politycznie. Każdy „mąż stanu” jako prezydent ma prawo popierać swoich i głosić poglądy zgodne z własną ideologią. Ale niech nie będzie tylko kalką przekonań, zwykłym narzędziem, niech będzie odrębnym niezależnym bytem, który świadomie podejmuje decyzje.
komentarze
Oj czepiasz się,
chocby tegoż dziada, w sumie ja stwierdziłem juz dawno temu, że kaczyński to akurat tym zaplusował u mnie, znaczy ludzki się okazał:)
I normalny.
A co do tego niekarania?
Prawie rok był internowany po Stanie Wojennym , a i działalności opozycyjnej nie ma się co wstydzić, więc bym nie szydził tu tak, bo jednak nie do końca to prawda.
Co do uzależnienia od brata i reszty już się zgodzę w sumie.
W ogóle to muszę napisać w końcu tekst otym za co lubię/cenię braci K.:)
pzdr
grześ (gość) -- 08.06.2009 - 20:43grześ
Napisz, czekam z niecierpliwością na ten tekst. Tylko żebyś się szybko nie zniechęcił.
Natomiast rozróżni dwie kwestie: co innego jest być ludzkim i popierać rodzinę (co może prowadzić do nepotyzmu), a czym innym jest wykonywać jej polecenia. Chciałbym, żeby prezydentem była jakaś osobowość, która wspiera swoje środowisko co jest naturalne, ale niech nie będzie bezwolna i bieżącej polityki krajowej jak i zagranicznej nie podporządkowuje interesowi tej formacji. Czym innym było np patronowanie przez Kwaśniewskiego LiDu, czyli jakby poręczanie własnym nazwiskiem za taką nową formację. A czym innym wykonywanie poleceń tej formacji nawet kosztem bieżącej racji stanu (np spór kompetencyjny, krzesło, samolot itp).
Nie jestem za Tuskiem, ale nie chciałbym być w jego skórze. Jest odpowiedzialny za politykę zagraniczną, zwłaszcza tą europejską, są ważne dla Polski kwestie do rozegrania, tymczasem w każdej chwili może pojawić się brat szefa opozycji aby prowadzić kampanię wyborczą. To jest ta podstawowa różnica między Kwaśniewskim i Kaczyńskim, która powoduje, że ten pierwszy jest odbierany dużo lepiej. Rozgraniczenie patronatu, poręczenia własnym nazwiskiem za daną partię od bieżących zadań związanych ze sprawowaniem danego urzędu.
PS Marka Belkę też zaatakowała jakaś kobieta w lokalu wyborczym, ale poradził sobie bez epitetów. Fajnie, że ktoś jest ludzki i przeklina, ale niech nie obraża ludzi, których sytuacja materialna jest zła, odbiór rzeczywistości ograniczony, więc zasługują chociaż na minimalny szacunek. Nie uważam, że bluzganie ludzi jest takie do końca ludzkie.
elfrid -- 08.06.2009 - 21:18Oj, no na tej zasadzie,
że czasem jak z jakiegoś celebryty wyjdzie zachowanie takie zwyczajne to se cżłowiek pomyśli, to to takjk ja reaguje:)
Znaczy nie chce tego bronić, bo fakt, prezydentowi nie wypada, ale moim zdaniem szopką jest nadawanie temu zbyt dużego wymiaru.
Ot, incydent, chwąły nie przynoszący, ale zdarzający.
A że mógł z kklasa zareagować?
No mógł, ale moim zdaniem było dużo innych znacznie powązniejszych sytuacji, w których prezydent pokazał brak klasy i małostkowość, niekoniecznie ta z z dziadem.
pzdr
grześ -- 08.06.2009 - 21:28Lech K. to po prostu
polityk z przerośniętymi ambicjami, sztywniak, który ulega łatwo tym którzy stoją wyżej od niego, mnie osobiście niesmaczy jego uniżoność wobec pana Rydzyka, jego “nie, bo nie” w stosunku do wschodu i służalczość wobec wujaszka Sama.
silent wings -- 18.06.2009 - 00:24Mierzi mnie że nie stanął po stronie żony. Poza tym nieustannie dziwi mnie cóż ten pan robi w polityce, nie mając za grosz talentu dyplomatycznego?!
Myślę, że dużą część poparcia Tusk zawdzięcza właśnie Kaczyńskiemu (a właściwie obu), a konkretnie temu, że jest tak nielubiany.
A co do Kwaśniewskiego: cóż Kwaśniewski miał przynajmniej bardzo ładną i elegancką małżonkę. Stanowili ładną prezydencką parę. Pani Kwaśniewska, z którą nie wstyd się było publicznie pojawiać i która w dodatku ma coś do powiedzenia to dla mnie ideał Pierwszej Damy.