Wygrajcie wybory – w jakikolwiek sposób – następnie zaś dajcie Polakom własność, oraz swobodę gospodarowania i rozporządzania tak sobą, jak i swoim mieniem.
I. Tyle „obywatelskości”, ile własności
Znamy wszyscy z Żeromskiego ten obrazek: chłopi zbiegają się na pobojowisko, by obdzierać trupy poległych powstańców styczniowych. Pokazywał on w symboliczny sposób przepaść dzielącą świadomych swej polskości, „uobywatelnionych” ziemian, spośród których rekrutowali się uczestnicy kolejnych powstań, od „pańszczyźnianych”, dla których, w pewnym uproszczeniu, „pańska” zbrojna ruchawka istotna była o tyle, o ile dostarczała łupów ściąganych ze zwłok.
Zdający sobie z powyższego sprawę przedstawiciele polskich elit – czy to narodowo-demokratycznych, czy pozytywistycznych, czy socjalistycznych, ruszyli zatem w drugiej połowie XIX wieku „w lud”, by uświadamiać, edukować, „pracować organicznie”, i – jak ujmowali to Dmowski z Popławskim – „uobywatelniać”, tudzież „polityzować masy”.
Wszystko to jednak na nic by się zdało, a w każdym razie efekt byłby o wiele mizerniejszy od oczekiwań, gdyby nie doszedł jeszcze jeden czynnik, który tę pracę uczynił możliwą. Czynnikiem tym była własność. Dopiero uwłaszczenie chłopów, dokonywane w kolejnych zaborach sprawiło – jak można się domyślać, wbrew intencjom zaborców – że polski chłop przekształcił się we włościanina, co siłą rzeczy wymuszało odpowiedzialność za posiadaną własność, wyrywało z bierności i tworzyło sprzyjające warunki do „uświadamiającej” działalności i „uobywatelnienia”, czy wręcz „unarodowienia” szerokich mas społeczeństwa.
Ten proces ewolucji z „tutejszego” chłopa o perspektywie zawężonej do folwarku do włościanina – Polaka, przebiegł nad podziw szybko. Weźmy zabór rosyjski – dekrety uwłaszczeniowe ogłaszano w latach 1861 – 1863, a już na przełomie XIX i XX stulecia Roman Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka” zachwycał się rzutkością, zaradnością życiową i rezolutnością włościan, przeciwstawiając pod wieloma względami chłopów zbyt biernej jego zdaniem warstwie szlacheckiej, ziemiańskiej. Wystarczyło jedno pokolenie.
Z takim „materiałem ludzkim” można już było sensownie pracować, i stąd wziął się niesamowity sukces operacji „polityzacji mas”, przekształcający autochtonów, jakichś „prywislańskich Aborygenów” w obywateli znających „obowiązki polskie”. O sukcesie tym najdobitniej świadczy zdany w skrajnie trudnych warunkach egzamin, kiedy to u samego zarania świeżo odzyskanej niepodległości przyszło się bronić przed bolszewicką inwazją. To właśnie chłopi – posesjonaci, lub nawet bezrolni, lecz ukształtowani już w środowisku „Borynów” i nim nasiąknięci, obronili w godzinie próby Polskę przed bolszewikami. Sami ziemianie – choć oczywiście stanowili warstwę przywódczą i kulturotwórczą, z powstańczymi tradycjami, nie daliby rady bez masowego zaplecza, oparcia w rozbudzonym narodzie składającym się bądź to z włościan, bądź z robotników ze świeżymi, chłopskimi korzeniami.
Procentowało to przez kolejne dziesięciolecia, włącznie z czasami komunizmu, kiedy to wbrew usiłowaniom czerwonych nie udało się polskiej wsi skolektywizować. Tam zaś, gdzie pozakładano pegeery, nastąpił błyskawiczny regres i degradacja, której nie zwalczy „socjal” ani żadne „programy pomocowe” – trzeba było rozparcelować ziemie pomiędzy „robotników rolnych”, tak jak uwłaszczono chłopów w XIX stuleciu. Bez tego podstawowego warunku szkoda zachodu.
II. Wyzuci z własności
Piszę o tym ukształtowaniu postaw obywatelskich przez własność, rzecz jasna, nie bez przyczyny. Oto bowiem pod wieloma względami nasza współczesna sytuacja społeczna, z rozpaczliwym deficytem obywatelskości, świadomości „obowiązków polskich”, przypomina tę sprzed ponad półtora wieku. I przyczyna jest podobna: Polacy zostali wyzuci ze swej własności przez komunistycznych okupantów i po 1989 roku im tej własności nie zwrócono. Stało się tak, jak sądzę, nieprzypadkowo.
Zdarzało się mi już powoływać na tę anegdotę, ale przytoczę ją jeszcze raz: oto na zamkniętym zebraniu Unii Demokratycznej – jak wiadomo, „partii ludzi rozumnych” – jeden z prominentnych działaczy miał gardłować, iż nie wolno dopuścić do reprywatyzacji, gdyż wytworzyłaby ona klasę średnią, która „jest naturalnym społecznym zapleczem dla prawicy”. Nawet, jeśli anegdota nie jest autentyczna, to dobrze wymyślona, pokazuje ona bowiem jak w soczewce przesądy, antynarodowe uprzedzenia i wąskie horyzonty postokrągłostołowych „elit”. Oni po prostu boją się Polaków, boją się samej idei narodu i ze wszystkich sił starali i starają się nie dopuścić do upodmiotowienia społeczeństwa – a to upodmiotowienie można osiągnąć w skali masowej tylko przez własność i związane z nią poczucie odpowiedzialności – za siebie, swój domek z ogródkiem i za rodzinę – na którym dopiero można zacząć budować autentyczne poczucie więzi, przynależności do wspólnoty i odpowiedzialności szerszej – za ojczyznę, która tę własność i oparty na niej byt, oraz poczucie życiowego sukcesu gwarantuje. Własność zakorzenia, brak własności – wykorzenia. Tak jesteśmy skonstruowani i żaden mądrala tego nie zmieni.
Własność i oparta na religii wspólnota kulturowa – bez tego nie ma co myśleć o poważnym narodzie z prawdziwego zdarzenia. W chwili obecnej zadbano o to, byśmy własności nie mieli, natomiast toczy się jeszcze walka z Kościołem – drugim filarem narodowej wspólnoty. Gdy i on padnie, wówczas po Polakach zostanie tylko kilka zohydzonych propagandowo kart w historii.
Oczywiście, udeckie antynarodowe gusła to nie wszystko, choć wiele tłumaczą: wykorzenionych niby-Polaków łatwiej przerobić na mierzwę dla Nowego Wspaniałego Świata – kosmopolitycznych „Europejczyków”, których nowoczesność ma się sprowadzać do indukowanego rechotu pod dyktando starszych i mądrzejszych. MWzWM pokazywali już po Smoleńsku co potrafią i będzie ich przybywać. Ale, jak rzekłem, to nie wszystko – wykorzenionych łatwiej też przekazać pod obce panowanie i odebrać im ojczyznę, bo nie będą widzieli interesu ani sensu, by się o tę ojczyznę upominać. Tak, jak to napisał Dmowski: „Nierzadko spotykamy się ze zdaniem że nowoczesny Polak powinien jak najmniej być Polakiem. Jedni powiadają że w dzisiejszym wieku praktycznym trzeba myśleć o sobie nie o Polsce, u innych Polska zaś ustępuje miejsca – ludzkości. Tej książki nie piszę ani dla jednych, ani dla drugich.”
Inną, prócz ideologicznych guseł, przyczyną, wyzucia Polaków z własności, były oczywiście interesy komunistycznej nomenklatury i biznesu z bezpieczniackimi korzeniami. To oni mieli stanowić nową kastę rządzącą (realnie, nie nominalnie) w konstruowanej kartoflanej republice, gdzie o sukcesie miał decydować stopień „zblatowania” w ramach uprzywilejowanej sitwy, a nie jakaś tam samowolka. Dlatego też, po okresie „pieredyszki” pod rządami ustawy o działalności gospodarczej ministra Wilczka, nastąpiło stopniowe dokręcanie śruby, tak by przedsiębiorczość Polaków która wybuchła w okresie „łóżek polowych” nie zagroziła interesom tych, którzy do robienia tychże interesów zostali wyznaczeni. Tak więc, nie dość, że nie zwrócono Polakom własności, to jeszcze nie pozwolono im jej nabyć własnymi siłami.
Udzielono w ten sposób Polakom lekcji: „wyżej d… nie podskoczysz, a jak podskoczysz – to wylecisz”. I Polacy tę lekcję zrozumieli. Stąd ta społeczna bierność, nad którą biadolą różni zatroskani, oraz ekonomiczna emigracja na masową skale, jako żywo przypominająca tę, która w XIX wieku rzuciła tak wielu naszych rodaków do obu Ameryk. To ucieczka z wrogiej struktury: czy to zaborczego imperium, czy to – współcześnie – „polskiego” państwa zaprojektowanego by chronić pozycję uprzywilejowanej kasty – którą nazywam „obozem beneficjentów i utrwalaczy III RP” – kosztem aspiracji reszty społeczeństwa.
III. Sen o elitach
Obecnie mamy w szeroko rozumianym „drugim obiegu 2.0” różne inicjatywy, w których jak mantra przewija się postulat wytworzenia nowych, lepszych, prawdziwie patriotycznych elit. Elity te, tworzone za pomocą jakichś odgórnych zabiegów, szkoleń i kongresów, mają następnie iść – niczym w przywoływanym powyżej XIX stuleciu – „w lud” i „polityzować masy”, aktywizować obywateli, tworzyć „archipelagi polskości”, „uobywatelniać” i tak dalej. Nawet Igor Janke poczuł się ostatnio w obowiązku stworzyć „niepartyjny” think-tank, który „będzie zmieniał jakość polskiej polityki”. I chyba nawet całkiem serio uważa, że ten jego think-tank jest właśnie tym, czego Polska potrzebuje dziś najbardziej. Wszystko to bardzo szlachetne i nie odmawiam nikomu dobrej woli, jednak różni poważni i utytułowani ludzie, którzy tą patriotyczną działalnością się zajmują zapominają, że w XIX wieku sukces przyniosła nie tyle patriotyczna agitacja, ile strzał w stopę, który zafundowali sobie zaborcy uwłaszczając chłopów i tworząc tym samym podglebie dla kształtowania postaw obywatelskich – zrozumienia dla „obowiązków polskich”, że tak jeszcze raz odwołam się do Romana Dmowskiego.
Dziś nasi władcy są mądrzejsi i uwłaszczać Polaków ani myślą, zaś Polacy wedle orientacyjnych danych nie dość, że prawie nic nie mają, to jeszcze są po uszy zadłużeni – szacunkowo (dokładnych danych nikt nie ma, albo się nimi nie dzieli), prywatne zadłużenie Polaków oscyluje w granicach połowy zadłużenia państwowego – czyli jakieś 400 miliardów złotych. W praktyce oznacza to, że mieszkanie wzięte na drakoński kredyt, to „własność” nader iluzoryczna, bardziej przykuwająca „konsumenta” do banku niczym pańszczyźnianego chłopa do ziemi, niż dająca poczucie bezpieczeństwa i swobody podejmowania decyzji.
Dlatego chciałbym się zwrócić do różnych zawodowych patriotów, co to pragną stworzyć prawdziwe, nieumoczone, patriotyczne itd. elity i za ich pomocą kształtować pożądane z punktu widzenia polskiej racji stanu społeczne postawy, tudzież wyrwać Polaków ze stanu narodowej abnegacji. Wygrajcie wybory – w jakikolwiek sposób – następnie zaś dajcie ludziom własność oraz swobodę gospodarowania i rozporządzania tak sobą, jak i swoim mieniem. Wówczas wasza agitacja trafi na właściwy grunt. Ba, naród wytworzy wtedy nawet „autentyczne” elity – i to samodzielnie, oddolnie, bez szkoleń w patriotycznych instytutach i think-tankach. Bez tego podstawowego warunku wszystko inne będzie tylko czczą gadaniną.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL
P.S. Niektóre notki na podobny temat:
http://niepoprawni.pl/blog/287/ani-dla-jednych-ani-dla-drugich
http://niepoprawni.pl/blog/287/iv-rp-o-muerte-czesc-1
http://niepoprawni.pl/blog/287/iv-rp-o-muerte-czesc-2-ostatnia
komentarze
Panie Gadający Grzybie!
Nie jestem pewny czy ma Pan rację, co do cudotwórczej roli uwłaszczenia. Chłopi na Śląsku zostali uwłaszczeni wcześniej niż ci w kongresówce, a Niemców zrobiła z nich dopiero komuna. Pomimo że w państwie polskim ich przodkowie byli gdzieś w XIV wieku po raz ostatni. Uwłaszczenie nie zmieniło Rusinów w Polaków na wschodnich terenach Rzeczpospolitej, zaś Żmudzini poczuli się Litwinami. Sprawa wydaje mi się bardziej złożona niż Pan to przedstawia.
Niemniej w swojej publikacji Państwo na stronie 53 przedstawiam jak przeprowadzić reprywatyzację, tak by było uczciwie i nikt nie mógł potem mówić, że ktoś dostał za dużo czy za mało.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.07.2012 - 21:39re: O uobywatelnieniu przez własność
Uwłaszczenie to dopiero punkt wyjścia – podglebie do dalszej pracy. Możliwe, że właśnie ono przyczyniło się np. do rozbudzenia świadomości Rusinów, którzy przestali być “miejscowymi”.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 05.07.2012 - 18:53