Giedroyc mawiał, że Polską rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Można dodać, że polską polityką wschodnią rządzi trumna Giedroycia.
I. Giedroyc upupiony
Na marginesie sejmowej uchwały w 70. rocznicę ludobójstwa na Kresach, w której jak wiemy przyjęto ostatecznie pokraczną formułę o „czystce etnicznej noszącej znamiona ludobójstwa”, naszła mnie refleksja, że polityka wschodnia sformułowana przez „księcia” z Maisons-Laffitte nałożyła nam pęta z których polskie elity po dziś dzień nie potrafią się wyzwolić. O ile bowiem wedle Giedroycia Polską rządzić miały trumny Piłsudskiego i Dmowskiego, o tyle polską polityką wschodnią nadal rządzi trumna Giedroycia. A że elity III RP są rozpaczliwie wtórne intelektualnie i zdolne jedynie do bezrefleksyjnego kopiowania różnych wzorców bez próby twórczej reinterpretacji, to siłą rzeczy również zalecenia Redaktora wdrażane w obecnych czasach niepostrzeżenie przekroczyły granicę parodii. Stało się tak dlatego, że nasza klasa polityczna poszła po najmniejszej linii oporu i w stosunkach z ULB (Ukraina, Litwa, Białoruś) postawiła na strategię wręcz dziecinną: kokieterię mianowicie.
W skrócie wygląda to tak: nie zadrażniajmy stosunków, chowajmy pod sukno kwestie sporne, dopieszczajmy wschodnich partnerów, nie wywlekajmy kłopotliwych dla nich historycznych zaszłości, popierajmy ich międzynarodowe aspiracje, to oni z wdzięczności nas polubią i obiorą korzystny dla nas prozachodni kurs, a także nie będą nam bruździć i przyznają prawa polskiej mniejszości. Dziecinada i żenada – Giedroyc trafiony, upupiony.
II. Himalaje konformizmu
Jednym z niewielu zarzutów, które można sformułować pod adresem prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego była właśnie owa niemożność wyzwolenia się z giedroyciowego paradygmatu polityki wschodniej. Taktyka wspierania do końca schodzącego ze sceny „pomarańczowego” Juszczenki, który w ramach chwytania się brzytwy wszedł w sojusz z neo-banderowcami okazała się nieskuteczna w wymiarze międzynarodowym, a w wymiarze wewnętrznym krzywdząca dla środowisk kresowych, czego najdobitniejszym przykładem było wycofanie prezydenckiego patronatu z obchodów 65. rocznicy kresowego ludobójstwa. Ta naiwna polityka charakteryzuje zresztą wszystkie ekipy, zaś obecny rząd wywindował ją na Himalaje konformizmu.
Jest to o tyle kuriozalne, że sam Giedroyc nie był w żadnej mierze politycznym doktrynerem i potrafił modyfikować swe stanowisko zależnie od zmieniających się okoliczności. Wystarczy przypomnieć tu Jerzego Giedroycia z międzywojennego „Buntu Młodych” – piewcę „mocarstwowej Polski”, który niemalże wysyłał Żydów na Madagaskar – z Giedroyciem „paryskim”, kiedy to sformułował obowiązującą do tej pory w polskich elitach polityczno-intelektualnych koncepcję polityki wschodniej, która odeszła od „mocarstwowości” na rzecz wspierania niepodległościowych aspiracji Litwinów, Białorusinów i Ukraińców. Miało to oczywiście głębokie uzasadnienie geopolityczne – odepchnięcie Rosji od polskich granic i stworzenie kordonu państw osłabiających samym swym istnieniem rosyjski imperializm. Wizja ta została zrealizowana wraz z rozpadem ZSRS – w zamian za rezygnację Polski z nierealnego w obecnych warunkach dążenia do odzyskania utraconych terytoriów wschodnich II RP.
I to było jak najbardziej racjonalne podejście – zyskujemy „strefę buforową” za cenę wyrzeczenia się tego, czego i tak nie jesteśmy w stanie odzyskać. Tyle, że nasze elity – tak z prawa, jak i z lewa – na tym się zatrzymały. Okazując się niezdolne do przedefiniowania diagnoz paryskiej „Kultury” z lat Zimnej Wojny i kontynuując ustępliwą wobec wschodnich sąsiadów linię, same zapędziły się w kozi róg. Tymczasem Giedroyc wcale za Ukraińcami nie przepadał – był z gruntu „zwierzęciem politycznym”: czynił to, co w danych okolicznościach uważał za konieczne i zgodne z polską racją stanu. Natomiast politycy i zapatrzony w „Kulturę” mainstream intelektualny III RP przenieśli tę ustępliwość wobec aspiracji zniewolonych przez Sowietów narodowości sprzed lat 1989-1991 na niwę stosunków międzynarodowych między suwerennymi podmiotami – bo jak nie, to się na nas obrażą i pójdą do Ruskich.
III. Iluzja polityki ustępstw
To beznadziejnie krótkowzroczne podejście zostało bezbłędnie rozpracowane przez „wschodnich partnerów”, którzy bez skrupułów wykorzystują naszą postawę, hodując własne nacjonalizmy, lub grając na dwie strony. Spójrzmy: Litwini, choć weszli „w pakiecie” razem z nami do UE i NATO ani myślą uszanować praw polskiej mniejszości; Białoruś pod rządami Łukaszenki postawiła ostentacyjnie na sojusz z Rosją; Ukraina zaś balansuje między Wschodem a Zachodem, starając się ugrać na swym położeniu maksymalnie wiele korzyści. Przez żadne z tych państw nie jesteśmy traktowani jako „adwokat” ich suwerenności, z którego zdaniem należałoby się liczyć, zaś nasze kokieteryjne unikanie zadrażnień odczytywane jest jako słabość – zupełnie słusznie zresztą.
Na zakończenie przywołam tu spostrzeżenie z wykładu prof. Czesława Partacza podczas niedawnej konferencji „Ludobójstwo na Kresach” (24.06.2013). Otóż powiedział on, że w trakcie wieloletniej, regularnej lektury periodyków wydawanych przez ukraińskie MSZ ani razu nie spotkał się ze stwierdzeniem, że Polska jest strategicznym partnerem Ukrainy. Stany Zjednoczone, czy Niemcy – owszem, jak najbardziej; Polska – nigdy. Pokazuje to iluzoryczność wyrozumiałej, kunktatorskiej – i koniec końców tchórzliwej – polityki ustępstw. Nasza spolegliwość i dopieszczanie „strategicznego sąsiada w regionie” skutkuje jedynie tym, że nie jesteśmy traktowani jako partner poważny.
Podsumowując, najwyższy czas wyzwolić się z pęt Giedroycia, nałożonych w innych realiach naszemu spojrzeniu na Wschód i rozpocząć etap normalnych stosunków opartych na grze interesów narodowych. Na dobry początek można by zerwać z zakłamanym samoograniczaniem się w kwestiach polityki historycznej i fałszowaniem w oficjalnym przekazie prawdy o kresowym ludobójstwie – bez oglądania się na ukraińskie fochy. Tak będzie zdrowiej, uczciwiej i w zgodzie z naszymi interesami. Od czegoś w końcu trzeba zacząć.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Polecam cykl Godziemby:
http://niepoprawni.pl/blog/3081/program-wschodni-kultury-1
http://niepoprawni.pl/blog/3081/program-wschodni-kultury-2
http://niepoprawni.pl/blog/3081/program-wschodni-kultury-3
http://niepoprawni.pl/blog/3081/program-wschodni-kultury-4
Wykład prof. Czesława Partacza:
komentarze
Panie Gadający Grzybie!
Moim zdaniem, obecna klasa polityczna prl-u bis nie ma wyobraźni i apelowanie do nich, by się opamiętali nie ma sensu. Oni nawet mając gotowca nie są w stanie z niego skorzystać.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 19.07.2013 - 00:24re: W pętach Giedroycia
Rzecz w tym, że mają gotowca – spłodzonego w paryskiej “Kulturze” kilkadziesiąt lat temu i nie potrafią się od niego uwolnić.
Co do linkowanego tekstu – pytanie, czy polskie matury są uznawane na Litwie.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 21.07.2013 - 12:54Panie Gadający Grzybie!
Polskie wykształcenie na pewno jest uznawane na Kowieńszczyźnie. Jeśli nie wynika to z tradycji (było uznawane za komuny), to z obecności w unii brukselskiej. Tak czy inaczej, jeśli absolwenci szkół średnich z Kowieńszczyzny mogą studiować u nas, a studiują, to nasi mogą tam. Natomiast jeśli będą chcieli, by Polacy z Wileńszczyzny studiowali w Polsce, to ja nie widzę problemu.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 21.07.2013 - 13:17