Dlatego tak zależy im na pacyfikacji „katoli”, na tym, by „mohery” siedziały cicho. I dlatego należy protestować.
I. Uciszyć „katoli”
Przy okazji awantur rozpętywanych wokół prób rozkołysania społecznych nastrojów za pomocą różnych prowokacji ubieranych na ogół w pozory sztuki, słyszymy często, by owe prowokacje przemilczać, nie nagłaśniać, nie przydawać im znaczenia publicznymi protestami. W mojej świadomości pierwsze tego typu społeczne spięcie zafunkcjonowało przy okazji wejścia na ekrany kin filmu „Ksiądz”. Zapewne mało kto pamięta tę szmirę z głębokich lat 90-tych, wyjaśnię więc, że chodziło w niej o księdza-homoseksualistę, który wielce cierpi z powodu nietolerancji obłudnych hierarchów, ale wszystko, z tego co pamiętam, kończy się pomyślnie, bowiem po nagłośnieniu swych problemów ówże czynny pederasta w sutannie odprawia koniec końców Mszę Świętą koncelebrowaną wraz z innym wielce postępowym kapłanem, co w zamyśle reżysera dowodzić miało prawdziwie głębokiej wiary i eucharystycznego zaangażowania. O filmie już prawie nikt nie pamięta, ale wtedy wywołał on skandal, zaś protestującym środowiskom katolickim próbowano wmówić, że ich sprzeciwy i pikiety są przeciwskuteczne, robią bowiem rzeczonemu filmowi reklamę. Podobny schemat prewencyjnej pacyfikacji protestów stosowano również i później przy rozmaitych okazjach. Padały różne argumenty: prócz wspomnianego zarzutu o „reklamowaniu poprzez protest”, twierdzono, iż skandale są tematami zastępczymi, że mają odwrócić uwagę odbiorców od kwestii o większym ciężarze gatunkowym z bieżącymi wydarzeniami politycznymi na czele, że debata publiczna powinna się toczyć wokół reform, podatków, gospodarki…
Takie założenie, że sprawy polityczne, czy gospodarcze są z zasady ważniejsze od ekscesów różnych niewydarzonych lewaków biegających w mediach za artystów i to „wybitnych” jest moim zdaniem błędem i zaraz postaram się wyjaśnić, dlaczego, a uczynię to na przykładzie najświeższym, czyli „Golgota Picnic”.
II. Droga Gramsciego
Otóż, tego typu pseudoartystycznych prowokacji, jak „Golgota Picnic” Rodrigo Garcii nie można bagatelizować, mają one bowiem konkretny wymiar społeczno-polityczny. Oprócz podczepienia się różnych cwanych miernot i beztalenci pod szemraną awangardę, dzięki czemu mogą skroić co nieco publicznego grosza, mamy tu bowiem do czynienia z realizacją wskazań włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, by rewolucję przeprowadzać poprzez sferę kulturową i w ten sposób – rozbijając „kulturę burżuazyjną" – oduraczyć i doprowadzić do stanu mentalnej bezbronności całe społeczeństwa. Rzecz jasna, nie chodzi o to, czy „Golgota" posiada jakiekolwiek walory artystyczne. Skądinąd wiadomo, że to typowy niby-awangardowy knot. Nawet „Wyborcza” w swej relacji z pokazu nagrania sztuki w bydgoskim Teatrze Polskim zmuszona była przyznać, że publiczność znudzona wychodziła na długo przed zakończeniem.
Pozostaje zatem aspekt polityczny – bo dla lewactwa sztuka jest orężem politycznym właśnie. Plan jest po komunistycznemu prostacki, ale też, jak wykazał przykład rewolucji kontrkulturowej na Zachodzie, skuteczny – sterroryzować społeczeństwo wymuszając na nim hasłami o wolności słowa i swobodzie ekspresji artystycznej tolerancję dla bluźnierstwa, następnie stopniowo metodą salami posuwać się coraz dalej, by finalnie po latach takiej obróbki skrawaniem ująć oduraczone społeczeństwo w żelazne cęgi polit-poprawnego tolerancjonizmu, rugując z przestrzeni publicznej wszelkie tradycyjne wartości z religią na czele pod rygorem sankcji karnych. Sankcji, które będzie egzekwować już przemodelowane na lewacką modłę państwo, obsadzone w ramach „długiego marszu przez instytucje” przez zindoktrynowany aparat urzędniczo-sądowy. Już dziś w Szwecji pastor może trafić do więzienia pod pozorem propagowania „mowy nienawiści” za cytowanie Pisma Świętego potępiającego homoseksualizm, zaś w Kanadzie działaczka pro-life może spędzić większość życia za kratkami za pikietowanie klinik aborcyjnych.
III. Wojna cywilizacji
Dlatego protesty przeciw tego typu wydarzeniom dewastującym przestrzeń kulturową kraju są każdorazowo potrzebne. Opór i nacisk mają sens. Nie jest to temat zastępczy, ani „przykrywka” mająca zagospodarować masowe emocje i odciągnąć je od ważniejszych spraw w rodzaju afery podsłuchowej. To jak ze znanym dylematem – myć ręce czy nogi? Odpowiedź jest oczywista – jedno i drugie. Podobnie z „aferą taśmową” i „Golgota Picnic” – sprawne funkcjonowanie państwa, oczyszczenie zgniłej „Republiki Okrągłego Stołu” z bagna zatrutych układów i korupcji oraz pogonienie władzy która im patronuje, czy wręcz idzie na pasku zblatow anych środowisk tworzących Obóz Beneficjentów i Utrwalaczy III RP, to jedno. Nie sposób jednak stworzyć zdrowego państwa z narodem bądź to sterroryzowanym duchowo przez lewactwo, bądź wręcz zdeprawowanym i wykorzenionym z wartości oraz kulturowego dziedzictwa.
To wojna cywilizacyjna. Zwróćmy uwagę na jeden aspekt: gdyby „Golgota Picnic”, tudzież wcześniejsze produkcje dyżurnych skandalistów w rodzaju inscenizacji „Do Damaszku” Jana Klaty, czy tego nieszczęśnika ocierającego się genitaliami o Chrystusa na Krzyżu, lub tęczy na Placu Zbawiciela były tak nieistotne i chodziło w nich jedynie o danie upustu ekspresyjnym chętkom różnych popaprańców, to czy mielibyśmy do czynienia z aż taką medialną młócką? Nie, gdyby to nie było istotne, to obóz Antycywilizacji Postępu nie zaangażowałby wszelkich dostępnych propagandowych sił w ich obronę, ani nie zabiegał o finansowanie z publicznych pieniędzy. Nie bez przyczyny również pierwsza komuna usiłowała zagonić religię do sfery prywatnej, obecnie zaś jej następcy wymachują sztandarami „świeckiego państwa”, które w istocie oznacza państwo hołdujące ideologii wojującego laicyzmu. Oni doskonale wiedzą o co toczy się gra – o Nowy Wspaniały Świat i stworzenie nowej mutacji „człowieka sowieckiego”. Dlatego tak zależy im na pacyfikacji „katoli”, na tym, by „mohery” siedziały cicho. I dlatego należy protestować. Milczenie bowiem oznacza zgodę.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa'' nr 27 07.07- 13.07.2014
komentarze
Panie Piotrze!
Tak jak się z Panem nie zgadzam w sprawie „anty choice”, tak popieram sprzeciw wobec finansowania takich knotów jak wspomniana przez Pana Golgota… Generalnie jestem za wstrzymaniem finansowania jakichkolwiek produkcji „kulturalnych” z pieniędzy podatnika.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 14.07.2014 - 22:42@JM
Sztuka to propaganda – państwo nie powinno wyzbywać się tego oręża, tylko je odpowiednio moderować.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 19.07.2014 - 19:44Panie Piotrze!
Ja jestem zwolennikiem liberalizmu. Zatem rolę państwa ograniczyć bym chciał do minimum. Ostatnią rzeczą, jaką powinna robić władza, to zajmować się za pieniądze podatnika propagandą. Wystarczy, że władza wprowadzi prawo zmuszające właścicieli środków masowej komunikacji skąd mają pieniądze, czyli czyje interesy reprezentują. Resztą władza nie powinna się zajmować.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 22.07.2014 - 05:18@JM
KAŻDE państwo od zarania dziejów zajmuje się propagandą i ją sponsoruje. To element wojny psychologicznej z konkurentami. Co najwyżej w monarchii tę propagandę sponsorowano z “prywatnej” szkatuły monarchy.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 24.07.2014 - 20:27