W salonie z ust od ust , z blogu na blog, przekazywany jest link do artykułu Piotra Gontarczyka w Rzeczpospolitej, flagowego historyka IPNu, który miał na strzępy roznieść „Strach” Grossa. Warto się przyjrzeć, czy mu się to udało.
Pierwszym argumentem Gontarczyka jest fakt, że Gross nie zrobił kwerendy polskich źródeł, przez co nie ma pojęcia o ówczesnych realiach, a fragmenty „obojętności PPR i MO” wobec Żydów są bzdurne. Gontarczyk z pasją cytuje fragment dr Grabskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego, o tym jak szeroką mieli Żydzi autonomię przed wojną i jak to PPR walczyła z antysemityzmem po wojnie. Mało tego, fakty te mają podważać główne (wszystkie?) tezy „Strachu”
Z tym, że główną tezą strachu jest nie tylko stosunek PPR i MO do Żydów lecz antysemityzm całego społeczeństwa. Zresztą jaka na ironię okazuje się, że ówczesne realia sprowadzają się do tego, że tolerancyjny, (przynajmniej formalnie, na pokaz) był aparat represyjno-partyjny, co oczywiście przy innej dyskusji traktowano by jako wybielanie komunistycznych zbrodni, ale akurat w tym przypadku bierutowcy są jak znalazł.
Brak kwerendy w polskich źródłach oczywiście dyskwalifikuje Grossa jako rzetelnego badacza, a same dzieło jako wyczerpujące studium historyczne na dany temat. Ale po pierwsze „Strach” to esej (zabawne, że Gontarczyk słowem o tym nie wspomina), a po drugie fakt omijania źródeł polskich, w dostateczny sposób nie podważa wiarygodności źródeł żydowskich. A to właśnie, a nie, o zgrozo, sprawa polityki PPR, jest sprawą fundamentalną przy omawianiu antysemityzmu po wojnie. Na ile wspomnienia Żydów dadzą się skonfrontować z innymi źródłami i na ile je można podważyć. Gross tego nie robi, ale nie robi tego też Gontarczyk. Jedyne na co się ten ostatni zdobywa, to wskazanie pozycji pominiętych przez Grossa, które jego zdaniem obracają w nicość wiele podstawowych twierdzeń Strachu. Rzecz jasna pisząc artykuł nie można się wdawać w szczegóły, ale skoro Gontarczyk znalazł nawet miejsce na cytaty Michnika o jego korzeniach, to mógłby chociaż wskazać listę przytoczonych historii, które jego zdaniem, stoją w zupełnej sprzeczności ze źródłami polskimi. A w artykule nie ma nawet jednego takiego przykładu, choć przecież jest tyle pozycji!
I tak jak po przeczytaniu artykułu historyka z IPN-u czuje, że Gross ordynarnie „robi mnie w konia”, tak jednocześnie gdy w owe argumenty się bardziej zagłębie, czuje, że to samo robi Gontarczyk. Bo o ile Gross stawia tezę, że antysemityzm i zbrodnie były powszechne, o tyle Gontarczyk twierdzi, że było to „zjawisko marginalne”. I obaj Panwie nie raczą się odnieść, do źródeł powołanych przez druga stronę sporu.
Gontarczyk stara się natomiast podważać sposób korzystania ze źródeł polskich, co słusznie jego zdaniem zasługuje na miano manipulacji. Tylko znowu pisząc, że Gross „często robi przedziwne wycinanki” ilustruję to zaledwie jednym przykładem cytatu z artykułu Dariusza Libionki. A po pierwsze to trochę mało, żeby stawiać tezę o owych „ częstych wycinankach”, a po drugie Libionka wprost stwierdza, że polskie podziemie Żydom jednak nie pomagało, choć byli to polscy obywatele. Gross „zapomina” dodać, że Libionka napisał, iż nie pomagali bo nie mieli ku temu środków i ratowali przede wszystkim swoich, Polaków. Z tym, że ten cytat nawet nie zmanipulowany, to kontrargument dla tych co twierdzą, iż Polacy (w tym podziemie) gremialnie pomagali Żydom w czasie okupacji. I znowu, jak przy PPR i MO, dyskusja prowadzi nas w miejsca, w których niekoniecznie chcielibyśmy się znaleźć.
W artykule Gontarczyka zastanawiający jest fragment o śródtytule „Niemiecki Żandarm jako typowy Polak”. Gontarczyk przypomina fakt, że Polak, niejaki Godlewski, skarżący się, że nie było nikogo do mordowania Żydów, a teraz wszyscy wyciągają łapy po żydowski majątek, był renegatem, i pełnił służbę jako niemiecki żandarm, więc nie był typowym Polakiem. Jest to oczywiście informacja kluczowa, z punktu określania zbioru „typowych Polaków”, ale już określając desygnaty zbioru „Polaków” informacja ta nie ma żadnego znaczenia, bo narodowość to nie obywatelstwo i de facto zrzec się go nie można. Jeżeliby nawet wszyscy Polacy podpisali volkslistę to nie znaczyłoby, że z dnia na dzień przestałby istnieć naród polski. To by byli nadal Polacy, którzy nagle zechcieliby zostać Niemcami tyle, że jedynie w sensie „administracyjnym”. Zdrada Polaka „obciąża” naród polski, tak jak zdrada Francuza z Vichy obciąża „naród francuski”.
Ale najdziwniejszy jest fragment podsumowujący ową manipulację Grossa, w którym Gontarczyk pisze „Tymczasem cała sprawa staje się w „Strachu” podstawowym elementem ilustracyjno-dowodowym narracji o „normach” i „mechanizmach redystrybucji mienia pożydowskiego” w polskim społeczeństwie. Podobne metody naukowe Gross stosuje w „Strachu”.
Albo więc Gontarczyk popełnił pewną niezręczność stylistyczną, albo jest to pomyłka w druku i w pierwszym zdaniu powinno być „sprawa staje się w „Sąsiadach” podstawowym elementem…”, albo autor przerzuca grzechy Grossa z Sąsiadów na „Strach”, podczas gdy Gross w „Strachu” sprawy Godlewskiego w ogóle nie porusza. Zwłaszcza, że sprawa Godlewskiego zajmuje połowę wspomnianego wyżej fragmentu i obok zabójstwa Liberfreunda ma stanowić niejako koronny dowód manipulacji Grossa. Jako, że książkę zamierzam dopiero przeczytać, (z tego również powodu z pomocą Gontarczyka ustalam sobie listę rozbieżności) to chciałbym zapytać tych, co strach przeczytali czy o owym Godlewskim z Radziwiłowa jest w „Strachu” owym podstawowym elementem ilustracyjno-dowodowej narracji.
„Sąsiadami” i Jedwabnem zupełnie wprost podpiera się Gontarczyk w dalszej części artykułu, wspominając o liczbie ofiar w Jedwabnem, czy o Grossowej „wpadce” z Boruszczakiem i Grądowskim, który jak się okazało nigdy nie byli naocznymi świadkami zbrodni w Jedwabnem, choć Gross ich zeznania uporczywie przytacza i to nawet po tym jak się przyznał do błędu.
Ta kompromitacja Grossa z owymi świadkami, zostaje położona na jednej szali, z przytoczeniem przez Grossa artykułu prof. Rzeplińskiego o działaniach prokuratury w sprawie Jedwabnego. Zdaniem Gontarczyka ostry osąd wydany przez Rzeplińskiego jest merytorycznie nieprzeciętnie słaby i bardziej niż obraz historii, pokazuje poziom kompetencji naukowych i prawniczych autora, co z kolei udowodnić miał inny historyk. Z całym szacunkiem dla wiedzy Pana Gontarczyka, ale akurat w kwestiach prawniczych to ani on, ani jego kolega po fachu specjalistami nie są, a ilość bzdur jakie historycy IPNu (niekoniecznie Gontarczyk) formułowali chociażby w kwestiach ciężaru dowodów w ustawie lustracyjnej, skłania do tezy, że wiedza prawnicza jest historykom z IPNu najbliższa. Ale nawet jeżeli Rzeplinkiego sądy były niesprawiedliwe, tudzież pochopne to nijak nie można tego zestawiać z kompromitacją Grossa z Sąsiadów, bo co innego psioczyć na prokuraturę, a co innego świadomie trwać w błędzie, do którego się samemu przyznano. Gdzie Rzym gdzie Krym.
Wracając do sprawy Liberfreunda, Gontarczk najprawdopodobniej trafnie wskazuje, że część Żydów nie była mordowana ze względów na narodowość, tylko dlatego, że poruszali się po kraju z całym dobytkiem, co oczywiście ratuje owych morderców przed łątką antysemitów (przy czym pewnie niesłusznie upiera się Gross), ale stacza ich w otchłań mordów rabunkowych, co nijak nie podważa tezy, że po pierwsze Żydzi mordowani byli, a po drugie Polacy w tych mordach nie uczestniczyli, a Holocaust wyzwalał z nich współczucie. Zwłaszcza, że jak pisze Gontarczyk taki pospolity bandytyzm stanowił plagę polskiej prowincji. I po raz kolejny drzwi, którymi zabarykadowaliśmy się przed oskarżeniami, zostają niejako przy okazji wyważone, tyle, że przez posłańca dobrej nowiny.
Niebagatelną sprawą jest liczba uczestników zajść w pogromie kieleckim, lecz to jest sprawa na temat, której już dość wiele napisano, lecz akurat w tym przypadku Gontarczyk nie raczy podać liczby tych uczestników, wskazując jedynie, że ci co „radośnie pili” po pogromie nie byli aktywnymi uczestnikami. A więc okazuje się, że ktoś jednak pił po pogromie i bynajmniej Polacy nie zostali zapędzeni batami do ganiania Żydów, jak chcieliby to przedstawiać niektórzy domorośli badacze polskiej historii.
Gontarczyk rzuca też śmiałą, obrazoburczą wręcz tezę, za którą każdy dziennikarz z „Wyborczej” skazany byłby na wieczne potępienie gdyż pisze wprost: Zabijanie Żydów w powojennej Polsce było udziałem wąskiego marginesu kryminalnego i antykomunistycznego podziemia, nie zaś – jak można byłoby wnioskować po lekturze „Strachu” – narodowym sportem Polaków.
I tylko czytając te peany na temat Gontarczykowego artykułu, który niektórych wbijał w fotel, zastanawiam się czy ten fragment o antykomunistycznym odziemiu też ich tak dogłębnie poruszył no i czy się absolutnie z historykiem z IPNu zgadzają?
Wbrew histerii jaka zapanowała po pojawieniu się książki, jak i po euforii po przeczytaniu Geontarczyka, wnioski nie są jednak dla Polaków zbyt optymistyczne. Owszem Gross, się myli, manipuluje, przyjmuje krzywdząco subiektywną optykę, jest głuchy na polskie racje, w tym te o ogromnej nadreprezentacji Żydów w UB, czy o realiach historycznych nacjonalizacji. Ale przykłady owych częstych manipulacji de facto wyglądają nad wyraz skromnie. Gontarczyk nie potrafi podważyć relacji żydowskich, więc starym zwyczajem sięga po cytat Żyda, który generalnie poddaje w wątpliwość ustne przekazy rodaków, a sam fakt, że mówi to Żyd ma nadawać tej banalnej uwadze jakiejś wzniosłości i zmuszać nas do uznania tej racji, no bo w końcu „nawet Żydzi tak mówią”. Zupełnie tak jakby na podstawie cytatu Bronisława Geremka czy Ryszarda Bendera budować sobie pogląd o wiarygodności przekazów Polaków. W salonie nazywam to „metodą na Tyrpę” (od nazwiska jej propagatora) i w salonie jak to w necie jest ona dopuszczalna. W nauce raczej nie przejdzie, nawet jak jest się historykiem IPNu i nawet jak się publikuje w niezależnej Rzeczpospolitej.
komentarze
historycy IPN
Gontarczyk to czołowy przykład “historyka IPN” – nie mylić ze “zwykłym” historykiem. To są ludzie, którzy z góry przyjmują pewne założenia, a następnie szperają w archiwach tylko po to, by znaleźć tam materiały uzasadniające te założenia. Dokumentów, które owe z góry przyjęte tezy kwestionują, Gontarczyk i spółka po prostu “nie zauważają”.
Poczytajcie książkę PG o początkach PPR. Stanowi ona klasyczną egzemplifikację tej postawy. Gontarczyk obficie cytuje fragmenty zeznań, wymuszonych przez UB na uwięzionych ludziach Gomułki. Ubecy chcieli uzyskać “dowody” na okupacyjna współpracę tych ludzi z gestapo. Dla Gontarczyka to wystarczający “dowód”.
O warsztacie badawczym tego chłopaka najlepiej świadczy jego głośny swego czasu tekst o środowisku “komandosów”. Po prostu streścił poglądy esbeka-antysemity: pasowały do jego wizji, więc “przydały się”. W tej sytuacji takie duperele jak krytyka źródła, jego weryfikacja są jedynie czymś, co przeszkadza. A potem szybciutko do “NeoRzepy” czy “Wprost”.
Gontarczyk to tylko jeden z przykładów. Tacy Żaryn czy Duek, równiez ipeenowscy dygnitarze, są niewiele lepsi.
Stach -- 13.01.2008 - 17:49Gratuluję, wyważony wpis
Ale, autorze, żeby nie było tak prosto z tymi zandarmami, przytaczam relację H.Dmytriwa, świadka eksterminacji Żydów w Galicji (znalezione w “Dowodach zbrodni OUN i UPA” W.Poliszczuka, s.414):
Dymitr Bagiński -- 13.01.2008 - 21:58“Kolej przyszła też na Gorlice. Zmobilizowano polską i ukraińską policję. Ona obsadziła wszystkie wyjścia z miasta. Żydzi mieli zebrać się koło synagogi (...) Tutaj poglądowo można było zobaczyć różnicę między polską a ukraińską policją. Polska policja zachowywała się biernie, ukraińska zaś odwrotnie, przystępowała (do działań) aktywnie”.
Celne uwagi!
Zwłaszcza te końcowe zdania…
Sam dodam cokolwiek dopiero po przeczytaniu, co potrwa, bo ta lektura nie jest moim priorytetem i ogólnonarodowe zamieszanie nie zmusi mnie do zmian!
jotesz -- 14.01.2008 - 15:15:)
@ GM
Twoim głównym zarzutem wobec Gontarczyka jest to, że jakoby w swoim krytycznym tekście stosuje podobne chwyty erystyczne jak Gross, tymczasem ilość zastosowanych przez ciebie sofizmatów i kompletnie nieuprawnionych opinii skłania mnie do twierdzenia, że – jak to ładnie ujął Stach, modelowy przedstawiciel “sekty Grossa” – jesteś typowym zwolennikiem pisania pod a priori założoną tezę. Nietrudno zauwazyć, że twoje nastawienie do Gontarczyka – poprzez jego stanowisko w IPN-ie – nacechowane jest ledwie skrywana pogardą i lekceważeniem, nie od dziś przeciez wiadomo, jakie jest twoje zdanie o samym Instytucie i ludziach go tworzących. Stanowisz dobrany tandem ze Stachem.
Dziwnym trafem autorytetam dla ciebie jest (co ledwie skrywasz we fragmencie o działąniach prokuratury w sprawie Jedwabnego) prof. Rzepliński – rozumiem to – ale jako ledwie co odrosły od ziemi absolwent prawa powinienes wiedzieć, że Gontarczyk nie dezawuował wiedzy stricte prawniczej, odnoszącej się do procedury procesowej, tylko warstwę historiograficzną. Choć z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć twoje przekonanie, że jako prawnik równiez na historii Rzepliński, znany i waleczny bojownik o prawa bandziorów, zna się lepiej od byle ipeenowego “historyka”. Wszak – jak powiedział mój kolega prawnik – jestescie elitą i najwyżej wykwalifikowaną grupą zawodową...
W każdym razie – dość zabawnie czyta mi się tekst człowieka, który co prawda posiada wiedzę w temacie, o którym pisze, jednak zupełnie lekceważąco dla prawdy i faktów stosuje sofizmaty w celu udowodnienia swoich tez. I wszystko jakoby w celu bezstronnej oceny tekstu innego autora (PG)...
Bezstronność ta jest szczególnie widoczna w ośmieszającym lekceważeniu oczywistych i ORDYNARNYCH manipulacji, jakie stosuje Gross.
Przecież właściwie zdanie o Grossie-historyku i Grossie-naukowcu można wyrobić sobie li tylko na JEDNYM przykładzie oszustwa w “Strachu”, czyli przytoczonego przez Gontarczyka fragmentu:
- – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - –
(...) Z publikacji, z których Gross korzysta, często robi przedziwne wycinanki. Na przykład na stronie 228 „Strachu” cytuje opublikowany w książce „Żydzi i Polacy pod okupacją niemiecką 1939 – 1945. Studia i materiały” fragment artykułu Dariusza Libionki: „Od początku niemieckiej okupacji rzeczywistość na ziemiach polskich postrzegano w kategoriach etnicznych. (…) Chociaż zbrodnie przeciwko Żydom polskim w 1942 roku przybrały monstrualną skalę, ZWZ-AK nie podjęła ograniczonej nawet akcji zbrojnej w ich obronie. (…) Za charakterystyczną cechę oficjalnych oświadczeń polskiego podziemia wydawanych w dniach „wielkiej akcji” w getcie warszawskim uważam – pisze Libionka – brak nawiązań do tego, że mordowani Żydzi są obywatelami Rzeczypospolitej”.
Tekst ten w oryginalne wygląda następująco: „Chociaż zbrodnie przeciwko Żydom polskim w 1942 roku przybrały monstrualną skalę, ZWZ-AK nie podjęła ograniczonej nawet akcji zbrojnej w ich obronie. Złożyło się na to wiele przyczyn. Przede wszystkim Polskie Państwo Podziemne nie dysponowało środkami do przeprowadzenia jakichkolwiek skutecznych działań mogących powstrzymać Niemców. (…) Jak słusznie pisze Krystyna Kersten: „wojna, wyostrzając i wynosząc na powierzchnię podziały narodowe, nadała specyficzny kształt świadomości narodowej. Poprzez sytuację zagrożenia naród stawał się powszechnie dominującą kategorią myślenia, podstawową więzią. głównym przedmiotem działania. Rozdarcie społeczeństwa II Rzeczypospolitej po szwach narodowych stało się faktem”. Od początku niemieckiej okupacji rzeczywistość na ziemiach polskich postrzegano w kategoriach etnicznych. (…) Nawet dla osób dalekich od antysemityzmu „obcość” Żydów nie ulegała wątpliwości. Napiętnowanie Żydów za sprawą nazistowskiego ustawodawstwa, zamknięcie ich w gettach, a przede wszystkim przez to fizyczne wykluczenie ich ze społeczeństwa, wśród którego żyli, pogłębiło jeszcze ich alienację. (…) Za charakterystyczną cechę…” (str. 52 – 54).
Libionka pisze o problemach, zjawiskach i ich uwarunkowaniach. Gross powycinał i posklejał potrzebne mu zdania, zniekształcając prawdziwy sens słów autora. I tak stworzył kolejny dowód antysemityzmu polskiego podziemia. Całość skomentował następująco: „Rozróżnienie rasowe wprowadzone przez hitlerowskie władze okupacyjne zostało odzwierciedlone w realiach Polski Podziemnej”.
- – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - –
Tyle Gontarczyk.
Powyższy przykład jest absolutnie wystarczającym, by Gross w środowisku historyków, publicystów i samych czytelników wylądował na śmietniku. Jego zerowa wiarygodność sytuuje go pomiędzy tuzami rodzaju Leszka Bubla, tyle że semickiej prowiniencji.
Tymczasem w twojej notce gładko przechodzisz do porządku dziennego nad kompletnie dyskwalifikującymi Grossa oszustwami, by w następnym wersie “zniszczyć miażdżącym kontrargumentem” argument Gontarczyka. Czym innym jest fragment?:
“Owszem Gross, się myli, manipuluje, przyjmuje krzywdząco subiektywną optykę, jest głuchy na polskie racje, w tym te o ogromnej nadreprezentacji Żydów w UB, czy o realiach historycznych nacjonalizacji. Ale przykłady owych częstych manipulacji de facto wyglądają nad wyraz skromnie.”
Słowo-klucz – “owszem”. Przecież w króciutkim w porównianiu z paszkwilem Grossa tekście Gontarczyka wynaleźć można całkowicie WYSTARCZAJĄCE kilka przykładów zamierzonej i cynicznej manipulacji Profesora Grossa, ale cóż... ich liczba jest nad wyraz skromna, bo liczy się ilość, nie jakość...
Gdyby powszechnie strosować w nauce ta miarę, to fizykom NIEPOTRZEBNA byłaby dokładnośc obliczeń większa niż do dwóch zer po przecinku. A każda książka historyczna mogłaby zawierać dziesiątki baboli, bo przecież w takiej masie faktów te kilka pomyłek i manipulacji się zgubi…
Skrajną nieucziwością z twej strony jest oczekiwanie, że Gontarczyk rozprawi się z wszystkimi, a przynajmniej większością kłamst i manipulacji Grossa a także LEKCEWAŻNIE wagi grossowego “Strachu”.
Doskonale wiesz, ze jego książki SĄ CZYTANE CHĘTNIE na Zachodzie, szczególnie w Stanach, i że stanowią one ważna pozycję w debacie nt. antysemityzmu Polaków. To, że u nas Gross wzbudza tylko złość nie oznacza, ze do tej piramidalnej sterty bzdur, jakie się o Holokauście, Polakach czy Polsce pisze i mówi w USA czy Izraelu nie jest dokładana kolejna porcja powiedzmy sobie szczerze kurewskich kłamstw Grossa.
Za chwilę się okaże, że Niemcy niczego nie robili w Polsce po 1939 tylko chronili Żydów przed Polakami!!!
Jeśli uważasz że uprawiam demagogię to zainteresuj się tematem (Google), co mówi się młodziezy izraelskiej przed przyjazdem do Polski. NIE UPOKARZA CIĘ TO!? Nie upokarza cię, że ci młodzi ludzie słyszą brednie o zagrożeniach ze strony bojówek polskich antysemitów od swoich wychowawców, rodzin, ochroniarzy?
Rozumiem, że nie? Bo przecież raz na jakiś czas jakis pojeb napisze na trasie Marszu Żywych na murze “Żydy do gazu”...
Wiedz tylko, że czy tego chcesz czy nie – mówiąc po polsku znajdujesz się w tym samym worze z napisem Polaczek-antysemita z dziada-pradziada.
Ad fragment z Libionki – kolejny fałsz. Gdyby Gontarczyk zdecydował się na kompleksową polemike z Grossem, mógłby sobie pozwolić na przytaczanie i udowadnianie tych wielu “wycinanek”, jakich dokonał Gross. I zapewne ktoś kiedyś to zrobi, ale wtedy i Wyborcza, i Polityka, i tobie podobni bedziecie siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Po prostu zgodnie z tradycją ZAMILCZYCIE temat. Nie potrafiąc znaleźć punktu zaczepienia – jako zarzut stawiasz to, ze podano tylko jeden przykład manipulacji Grossa! (sic!) Albo udajesz, albo celowo o droge pytasz – tekst PG ukazał sie w RZEPIE, gazecie żądzącej się taki “bzdurami” jak wierszówka, kolumny, ilość znaków, akapitów etc.
Przeciez to absurd. Krótki tekst, w pobiezny sposób zatrzymujacy się nad najbardziej żałosnymi przykładami indolencji i złej woli Grossa chcesz OBALAĆ za pomoca argumentu, ze zawiera ZBYT malo tresci (tu: dowodów i kontrargumentów).
Czyli, jadąc przypowiescią – gdy znajdziesz w torebce swej Pani jedną obcą, zużytą prezerwatywę, to poczekasz na dziesięć innych by przyjąć za pewnik fakt zdrady?
Szkoda gadać.
Nigdy nie dowiem się, kim naprawdę jesteś, ale zastanawia mnie, czy dożyje kiedyś dnia, w którym spotkam się z twej strony choćby z odrobiną obiektywizmu.
Oczywiście w swoim przekonaniu WSZYSTKO co piszesz jest pisane z pozycji uczciwego i obiektywnego obserwatora. Każdy z nas tak ma! Ja też!
Obserwując twoje opinie od długiego już czasu po prostu zastanawiam się, CO MUSIAŁBY napisac taki Gross, żebyś stanowczo zareagował sprzeciwem? Choć z drugiej strony jestes przedstawicielem tej lepszej, postepowej części społeczeństwa, zaczytanej w Żakowskim, Parandowskiej, Beylinie i Kurskim, co w oczywisty sposób determinuje twoj ogląd świata, nawet jeśli faktycznie nie jesteś miłośnikiem samego Żakowskiego.
Mam wrażenie, ze tego nie doczekam. Po prostu różnice światopoglądowe między tobą a większościa twoich oponentów sa zbyt głębokie i nie do pogodzenia.
Gdyby nawet wystosowana została deklaracja Komisji Europejskiej o V rozbiorze tego nieszczęsnego kraju – ty w Salonie czy tutaj walnąłbyś tekst z wszech miar słuszny i udowadniający, że ci faszystowscy kato-idioci z pistoletami kryjący się po lasach i czyhający na oddziały Euro-armii to niebezpieczni terroryści…
Czy naprawdę dla ciebie bycie Polakiem to taki obciach? Przywiązanie do symboli narodowych, historii i tradycji to objaw endeckiego zacofania?
Czy naprawdę bycie wypranym z tożsamości “europejczykiem” jest aż tyle warte? Czy rozpuszczenie się w pseudobraterskim tyglu i to, ze ktoś cię poklepie po plecach za porzucenie “wstecznego”, “prostackiego” przywiazania do swej narodowości ma aż taką wartość? Należysz do środowiska, które prześciga się w szczurzym pędzie do nowoczesności, zafascynowane Europą, jakby nie wystarczyło tylko to, że znika kontrola graniczna, nie ma ceł i przeszkód w prowadzeniu interesów.
Pytam cie o to nie jako Polak-katolik, tylko jak zdystansowany wobec prymitywnego, ludycznego, polskiego i zaściankowego patriotyzmu Ślązak.
Zresztą. Groch o ścianę ;-)
Misqot -- 14.01.2008 - 23:02