Manipulacje IPN-owca
Rocznica Marca zbliża się wielkimi krokami, co wywołuje już pewna panikę w oczach tych, który próbują uporać się z koszmarem traumatycznej myśli, że Wyborcza obchodzi hucznie akurat te rocznice, które sama uzna za stosowne. A skoro niedługo Marzec to na pewno jako autorytet wypowie się mój ulubiony historyk Pan Piotr Gontarczyk, który tydzień temu, znów dał głos wolny, wolność ubezpieczający, przy okazji ubezpieczając też tyły naszego, kochanego Pana Marka Chodakiewicza.
Otóż jak wiedzą pilni czytelnicy mojego bloga (Krzysztofie z prowincji, pozdrawiam) Pan Marek Chodakiewicz wydał książkę – „Po zagładzie”, którą zbeształ w swej recenzji inny historyk, niejaki Paweł Machcewicz. Zdaniem Pana Pawła książka Chodakiewicza, mającą stanowić przeciwwagę dla Strachu Grossa, to naukowe kuriozum, pełne błędów i manipulacji, godne jedynie umieszczenia w gabinecie historycznych osobliwości. Przyznać trzeba, że zarzuty są to dość ciężkie i to wytaczane nie przez byle kogo, ale przez historyka, którego nawet nasz mistrz Gontarczyk nazywa badaczem znanym, z cenionym dorobkiem naukowym.
Machcewicz nie postaje gołosłowny i na dowód swych twierdzeń przytacza konkretne przykłady manipulacji. Pisze więc o tym, że na podstawie wspomnienia “zdarzały się dni, kiedy zabijali od 15 do 20 ludzi i przywozili ich na rynek w Ejszyszkach” Chodakiewicz “do tabelki zatytułowanej “Polacy, którzy padli ofiarą działań żydowskich”, wprowadza “15-20 Polaków zabijanych dziennie”. Poza tym, jak podkreśla recenzent owe Ejszyszki to tereny, które po wojnie do terytorium Polski już nie należały. Machcewicz stwierdza także, że Chodakiewicz wskazując z nazwiska Żydów, jako donosicieli w sprawie Jedwabnego ewidentnie mija się z prawdą, gdyż doniósł Żyd zza Oceanu. Zresztą sprawa Jedwabnego zdaniem Machcewicza pokazuje jak autor obchodzi się ze źródłami przytaczając zasłyszane wspomnienia jako wspomnienia naocznych świadków, odpowiednio potem nurzane w odautorskich komentarzach Chodakiewicza. Co ciekawe jak pisze Machcewicz w książce Chodakiewicza “nie ma opisów pogromów w Rzeszowie, Krakowie i Kielcach, których nie da się sprowadzić ani do pospolitego bandytyzmu, ani do działań wymierzonych w żydowskich zwolenników komunizmu. Kielce wspomniane są tylko dwa razy, i to w bardzo skrótowy sposób – kiedy autor pisze o licznych Żydach w miejscowym UB i gdy przytacza opinie, że zarówno wydarzenia w Rzeszowie, jak i Kielcach mogły być prowokacją komunistycznych służb specjalnych”. No i wreszcie ostatnim przykładem manipulacji ma być wskazanie niejakiego Stolcmana (rzekomego ojca Kwaśniewskiego), który prawdopodobnie był szefem UB w Białogardzie, czemu przeczy ogólnodostępna ipnowska publikacja naukowa.
Pisze to wszystko nie po to by zanudzić czytelników i przypominać swe stare przedruki, ale dlatego, że mój bohater Pan Piotr Gontarczyk zechciał z tezami Machcewicza podjąć polemikę i to w wysokonakładowej, nobliwej prasie jaką jest niewątpliwie Rzeczpospolita. Pan Piotr na dzieło Marka Chodakiewicza patrzy bowiem (cóż za zaskoczenie) zupełnie inaczej i jego zdaniem książka Chodakiewicza jest pracą naukową przekazującą ogromną wiedzę faktograficzną w stosunku do której Machcewicz “używa głównie inwektyw”.
Wydawałoby się więc, że skoro książka Chodakiewicza jest tak świetnie udokumentowana, a Machcewicz używa głównie inwektywy, to Gontarczyk na tych trzech bitych stronach A4 z łatwością wykaże, że wszystkie powyższe zarzuty to brednie, kłamstwa względnie przeinaczone fakty. Tym bardziej więc zabrałem się do lektury. Niestety ku mojemu zdziwieniu, jedyne merytoryczne uwagi, na które stać mistrza Gontarczyka to króciutki poniższy fragment:
“Machcewicz wytknął pracy „Po Zagładzie” kilka mankamentów, dołączając do nich ostry komentarz. Najpoważniejsze z nich to podanie niesprawdzonej informacji na temat ojca Aleksandra Kwaśniewskiego. Źródło tej wiadomości nazwał „śmieciem”. Chodakiewicz mógł to podobno sprawdzić w dokumentach IPN: „Te akta są już dostępne od dobrych kilku lat i nic nie stało na przeszkodzie, by skrupulatny badacz do nich dotarł. Jeżeli Chodakiewicz, mieszkający na co dzień w Stanach Zjednoczonych, nie miał na to czasu i ochoty, mogli to zrobić za niego jego krajowi wyznawcy”. Kiedyś w debacie historycznej trzeba było podjąć dyskusję merytoryczną, dziś wystarczy przyklejenie niszowych łatek Ale „ jak wynika ze wstępu do książki „ powstała ona w latach 1999 ? 2001. O normalnym dostępie do akt IPN nie było wówczas mowy. Kto jak kto, ale Machcewicz jako ówczesny dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej powinien to wiedzieć. Autor tekstu w „GW” ma rację, ganiąc redaktorów książki Chodakiewicza. Ale czy wobec nich warto posługiwać się inwektywami?”
Autor ma rację, ale używa inwektyw- taka jest merytoryczna konkluzja. Nie znajdzie się w polemice Gontarczyka nic o manipulacjach przy Jedwabnem, nie ma nic o brakach w sprawie Kielc i Rzeszowa, wreszcie ani słowem Gontarczyk nie zająknął się o tej dziwnej metodologii liczenia przy zbrodniach w Ejszyszkach. Wszystko to są zdaniem mistrza Gontarczyka mankamenty, które pewnie muszą być usprawiedliwione, gdyż nasz mistrz oceniając „Po zagładzie” pisze, że jak “każda praca naukowa zawiera ona usterki”.
Oczywiście to co u Chodkiewicza jest mankamentem i usterką u Grossa jest kalumnią, oszustem i manipulacją. Tymczasem zarzut o stosowanie podwójnych kryteriów w sprawie „Strachu” i „Po zagładzie” wysuwa Gontarczyk samemu Machcewiczowi i co najważniejsze ma rację. Z tym, że o ile Machcewicz przymyka oko na wady „Strachu” o tyle Gontarczyk robi dokładnie to samo w przypadku książki Chodakiewicza, a skołowany czytelnik, żeby mógł pojąć co naprawdę się stało, powinien teraz kupować po parę książek i do tego jeszcze czytać dziesiątki sprostowań i polemik.
I dałbym już sobie spokój z tą tym tańcem godowym Panów historyków, gdyby nie ordynarna manipulacja Gontarczyka, która rzuciła mi się w oczy przy lekturze dzieła Grossa. W artykule Daleko od prawdy, tej słynnej polemice z Grossem Gontarczyk pisał:
“Podobne metody naukowe Gross stosuje w „Strachu”. Jeżeli nawet opisywany przezeń przypadek zabójstwa Żyda wynika raczej z typowo rabunkowych, a nie antysemickich motywów, to i tak Gross twierdzi, że było inaczej. Tak jest w przypadku sprawy zabójstwa Henryka Liberfreunda opisywanego na stronach 55- 57. Cytowany tam dokument wydaje się wskazywać prawdziwego sprawcę: „w dwóch z tych domów (…) mieszka towarzystwo, którego ośrodkiem jest kobieta lekkich obyczajów (…) Całe towarzystwo bawi się dobrze nocami i pije, a od czasu do czasu czeka na przejeżdżający pociąg w nadziei jakiegoś łupu. Teraz ofiarami tych band są pasażerowie Żydzi przejeżdżający pociągam.” Jednak mimo dość dokładnych informacji, jakie posiada na ten temat Gross, Liberfreund jest doliczany do ofiar polskiego antysemityzmu. A przecież ten przypadek mógłby podsunąć Grossowi konieczność poważniejszego rozważenia kwestii zabójstw popełnianych na Żydach na prowincji, nie tylko w pociągach. “
A teraz fragment wspomnienia ze „Strachu”, który Gontarczyk pominął opisując sprawę morderstwa owego Liberferunda:
“Jeden mężczyzna jadący w przedziale obok męża o wyglądzie semickim został zagadnięty przez napastnika słowami „ty Żydek”. Ten oświadczył, iż może się wylegitymować papierami, że nie jest Żydem, wtedy niczego mu nie zrobił.”
Tymczasem Grossowi, ten właśnie fragment wydaje się dla całej sprawy kluczowy, gdyż jak sam podkreśla „Z kolei bandycki napad na Liberfreunda w pociągu, też jest pełen zaskakujących szczegółów, a z wypowiedzi jednego z pasażerów wynika, że od rabunku można się było po prostu wylegitymować”
Czyżby więc, to aryjskie papiery (o ironio losu), a nie wielkość zrabowanych łupów miała decydować o kwestii zabójstw na prowincjach?
I na tym chyba zakończę, a ocenę, już nie tylko warsztatu Gontarczyka, ale wręcz bezczelności w manipulowaniu czyimś cytatami, pozostawiam swym czytelnikom do swobodnej oceny.
PS Pojutrze minie rok mojego blogowania. Myślę, że to dobry moment, by podziękować moim czytelnikom i zapowiedzieć, że powoli będę zmniejszał moją aktywność w sieci. Zresztą można to było już zaobserwować po coraz mniejszej licznie moich komentarzy. Blog uzależnia, więc trzeba się zacząć pilnować, zwłaszcza, że zawsze miałem skłonności by się zatracać w swych przyjemnościach.
No i co najważniejsze życie stygnie w realu.
Pozdrawiam.
komentarze
Ale czemu...
...w dziale “Kultura i sztuka”?
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 03.02.2008 - 14:18@Autor
Gontarczyk jest teraz wicedyrektorem Biura Lustracyjnego i dalej będzie obficie korzystał z archiwów IPN. Ten “historyk” jest bardziej ideologiem, niż pracownikiem IPN.
Ollo -- 04.02.2008 - 09:28