Nie trzeba było długo czekać na weryfikację słów Ludwika Dorna o wykształciuchach, którego celność porównań, a przede wszystkim ów sławetny list do młodych wyborców, na tyle zmobilizował te rzeszę absolwentów Wyższych Szkół Humorystyczno – Pedadogicznych, że do dziś Pan Ludwik z kolegami się nie może pozbierać, aż zaczął pić
i oglądać filmiki (porno?) w internecie.
Wydawałoby się więc, że skoro nie wykształciuchy, to chociażby równie wykształcony, ale bardziej błyskotliwy elektorat Prawa i Sprawiedliwości, który swym kontaktem z resztą Polski, nareszcie wypełnił pustkę po przedwojennej inteligencji, w mig wytłumaczy widzom Szkła Kontaktowego, o co tak naprawdę chodzi i dlaczego wczoraj Tekst Traktatu był dobry, a dziś okazuje się zły.
Niestety czy to przygotowania do Świąt Wielkiej nocy, czy też wadzenie się z Bierdiajewem w oryginale, ale jedyne co zdołał ów elektorat wycedzić, to dramatyczne pytanie: skoro preambuła nie ma znaczenia, to dlaczego Platforma jej nie zaakceptuje?
Zapadając w logiczne odmęty tego pytania, nie trudno jest zauważyć, że niejako pośrednio, jest to swoisty hołd składany Platformie Obywatelskiej, w myśl którego Platforma nie tylko intelektualnie ogrania zawiłości prawa konstytucyjnego, ale także nie może być Partią, która w przypadku uznania, iż preambuła jest nieszkodliwa, po prostu złośliwe by się o jej kształt nie handryczyła. To padanie na kolana przed Platformą, kierującą się zimną logiką, a nie emocjami, z jednoczesnym krzyczeniem o jej dyletanctwie i histerii, ma dość długą tradycję i wskazywać może, jak intelektualnie rozciągliwy, potrafi być elektorat Prawa
i Sprawiedliwości.
Padają też pytania o normatywny charakter preambuły. Owszem, może nie w tak dosłownym brzmieniu, gdyż zaiste trudno wymagać, aby niesalonowi prawnicy, po tym jak na casusie Geremka, roznieśli w pył formułę Radbrucha, mieli jeszcze czas na internet. Jednakże mimo wszystko, pytanie to zadano jak najbardziej serio.
Jak wiemy umowa to taki, akt prawny, który niejako definicji zawierany jest przez co najmniej dwie strony. Aby umowa wiązała strony, musi być więc przez te strony zaakceptowana, co wydaje się uwagą dosyć banalną, ale wciąż nie mogącą się przebić przez patriotyzmem zawekowane umysły polskich, a nie polskojęzycznych, Polaków. Być może myśl owa za mało jest naoliwiona.
Umowa zawierana przez państwo, ponadto musi być do porządku krajowego implementowana, a już umowa w wyniku której, przykładowo na mocy podpisu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Rzeczpospolita Polska dobrowolnie się zrzeka wykonywanie niektórych uprawnień i zgadza na przyjęcie pewnych obowiązków, musi być ratyfikowana
w formie ustawy wyrażającą na to zgodę, uchwalonej przez parlament, bądź przyjętej
w drodze referendum.
Jak nie trudno się jest domyśleć ową międzynarodową umowę, można poprzez rzeczoną ustawę ratyfikacyjną, przyjąć lub nie, wszystko zależy od tego jak zagłosuje parlament, bądź wyborcy w referendum. I tu dochodzimy do preambuły w ustawie ratyfikacyjnej, która ma w jakiś sposób chronić nas przed rzeczoną umową międzynarodową. Owszem preambuła owa może mieć normatywne znaczenie, w takim sensie, że wskazuje nam cele ustawodawcy, przydatne przy ustalaniu „co też ustawodawca miał na myśli ustanawiając przepisy ustawy”. Owe czytanie w myślach ustawodawcy (tzw. wykładnia funkcjonalna, celowościowa), jest jednak możliwa tylko w przypadku, gdy przepisy ustawy są albo niejednoznaczne albo jednoznacznie sprzeczne z owymi celami wyrażonymi m.in. w preambule. Tymczasem trudno uznać za sprzeczny z celami ustawodawcy przepis, który w przybliżeniu brzmi: „ Wyraża się zgodę na ratyfikowanie przez prezydenta RP Traktatu Lizbońskiego” (patrz http://isip.sejm.gov.pl/servlet/Search?todo=file&id=WDU20070820555&type=...).
Czym innym jest bowiem preambuła w samej umowie międzynarodowej, a czym innym preambuła w ustawie ratyfikacyjnej, w której ustawodawca wyraża wolę ratyfikowania danej umowy, co podkreślił niedawno prof. Winoczerek, zdaje się że niebyt lubiany przez prawdziwych Polaków.
Zresztą gdyby prawnicy: Kaczyński, Gosiewski czy Ziobro chcieli ustanowić jakieś klauzule zastrzegające ratyfikowanie umowy tylko w części, to ustanowili by to wprost w ustawie ratyfikującej, a nie w preambule do tej ustawy. Cóż za problem do dwóch artykułów ustawy dodać artykuł trzeci?
Zresztą nawet, przy karkołomnej tezie jakby można było ratyfikować umowę międzynarodową tylko w granicach zakreślonych w preambule ustawy ratyfikacyjnej, to i tak nie będzie ona obowiązywała w prawie międzynarodowym, bo strony które zawierały daną umowę zgodziły się na umowę danej treści, a nie umowę danej treści zmienioną przez preambułę, w myśl której, przykładowo Polska może czegoś żądać od Unii, ale Unia czegoś żądać od Polski nie może, mimo iż wprost zostało to zapisane w umowie i zaakceptowane przez wszystkie strony umowy.
komentarze
> major
Kaczyńscy idą śladem swego ukochanego Wałęsy: są za a nawet przeciw!
dawniej KriSzu
Dymitr Bagiński -- 16.03.2008 - 22:35