A co mnie to wszystko obchodzi?

Manifest człowieka płynącego z prądem

Wstaję o 6 rano, piję kawę, wypalam pierwszego papierosa. Potem spacer z psem. Odwożę córkę do szkoły. Potem do pracy. Tu – po włączeniu komputera – najpierw zaglądam do informacji bieżących, potem na Txt. Przychodzi kolej na informacje branżowe, pierwsze spotkania, rozmowy ze współpracownikami.

W przerwach Txt. Od czasu do czasu Salon. Niektóre teksty czy komentarze podnoszą jeszcze bardziej adrenalinę, której – szczerze mówiąc – w pracy mi nie brakuje.

Wieczorami, po powrocie z pracy (jeśli jestem w Polsce) spacer z psem, wyjazdy na zakupy z żoną, czasami rodzinnie do kina. W weekendy spacery, niekiedy wyjazdy do Szczawnicy. W telewizji głównie National Geografic, AXN, Zone Europa, sport (meczów, w których gra polska drużyna raczej nie oglądam – są granice poziomu adrenaliny). Raz na jakis czas – tak co trzy, cztery dni, podczas delegacji jednak niemal codziennie – napada mnie chęć czytania książek, które pochłaniam na jeden raz, starając się nie robić przerw. Co oczywiście odbija się na długości snu.)

Od czasu do czasu, głównie z serwisów informacyjnych w necie, dopadają mnie tzw. wydarzenia polityczne. W telewizji omijam programy z komentarzami, jako że od zawsze miałem coś przeciwko propagandzie. Tym bardziej, że fachowców jak na lekarstwo. Wystarczają mi teksty i komentarze na forach, z których wyciągam średnią.

Zresztą – szczerze mówiąc – nie przeceniam mego wpływu na rzeczywistość w wymiarze jeśli nie globalnym, to choćby polskim. Wystarczy, że wiem, co może mój pracodawca w swojej branży i jaki jest jej wpływ na pozostałe płaszczyzny życia gospodarczego.

Stąd, jeśli biorę udział w dyskusjach, to dotyczą one czasu terażniejszego i przyszłego, mniej historii, chyba, że ma ona wpływ na sposób przygotowania i prowadzenia negocjacji biznesowych, a także strategię działań w perspektywie kilku najbliższych lat. Oczywiście strategię działań firmy, w której pracuję.

Z przyjaciółmi spotykam się rzadko, podobnie jak z dalszą rodziną – czasu jakby mało, poza tym rzeczy ważne należy sobie dawkować w sposób odpowiedni i nie być zachłannym.

Moja opinia o rządzących w naszym kraju, czyli generalnie członkach Związku Zawodowego Dziennikarzy end Polityków (ZZDEP), jest jednoznaczna: wszyscy mnie denerwują za przyczyną bezczelnego dążenia do wykorzystania obywateli (i ich pieniędzy) dla swoich celów czyli zdobycia i utrzymania władzy. Choć trzeba przyznać, że natężenie ich działań może być różne – mniej lub bardziej intensywne oraz w mniej lub bardziej bolesny sposób odciskający swoje piętno na moim życiu.

Jedni i drudzy w podobny, czysto intencjonalny sposób, posługują się historią, dniem dzisiejszym, a także omawianiem przyszłości, jaka mnie czeka. Oczywiście będzie ona świetlana. Zawsze i bez względu na kolor głoszącego. Tylko ci, którzy mają inne zdanie od głoszącego, będą wyklęci i uznani za szkodników.

Pomału staję się (a może już jestem) rasistą, gdy idzie o kolory wyznań politycznych. Zaczynam być zdania, że najlepiej być bezbarwnym w tej kwestii, a dokładniej – przeźroczystym. Lub transparentnym jak kto woli.

I coraz mniej mnie to obchodzi, kto i jakie związki lat temu kilkadziesiąt zakładał. Kto skakał i przeskoczył, a kto w czasie skoku rozbił sobie kolano czy nos. Bo skakali wszyscy; moim zdaniem jeden człowiek, nie mający wsparcia w setkach tysięcy czy milionach, nie jest w stanie zmienić rzeczywistości na tyle, by koła historii weszły w nowe koleiny.

Tyle, że armia zmieniająca rzeczywistość w takim wymiarze składa się zawsze z dowódców i żołnierzy. Ci ostatni nie powinni o tym zapominać. Ci pierwsi zresztą również. Jeśli zapominają, to znaczy, że znowu chodziło im tylko pozornie o dobro wspólne (jeśli coś takiego w ogóle istnieje). Bo tak naprawdę w perspektywie długofalowej żołnierzom chodziło o zmianę istniejącego, nie spełniającego ich oczekiwań stanu rzeczy, a dowódcom o dalsze kariery.

I jak to na wojnie bywa, żołnierze giną częściej od dowódców, nie mówiąc już o tym, że jedni dowódcy okazują się być bardziej sprawnymi w realizacji swoich karier od innych. Po wojnie żołnierze wracają do domów, mniej lub bardziej zadowoleni (zadowoleni przynajmniej na początku), a dowódcy zaczynają włazić na drabiny awansów. Oczywiście nie wszystkim żołnierzom musi się to podobać, no i nie wszystkim dowódcom, szczególnie tym, ktorzy awansują wolniej lub w tych awansach zostali pominięci.

Wtedy zaczyna się wojny etap drugi czyli pokój, wstrząsany od czasu do czasu konwulsjami pretensji tych, którzy takiego biegu rzeczy nie zrozumieli albo zrozumieć nie chcą. Bo np. ma być po równo (lub miało). Bo miała być wolność, a ta okazuje się być przydzielana po uważaniu. Bo przecież każdy nosi w tornistrze (lub plecaku) buławę marszałkowską.

Tylko co mnie to dzisiaj obchodzi? Mogę odczuwać dyskomfort, że niektórych dowódców potraktowano gorzej niż innych (to znaczy, kto potraktował? Jeszcze wyżsi dowódcy?), że żołnierzy też potraktowano niezbyt dobrze, czyli tak jak zwykle? Że jedni dowódcy posłużyli się mniej humanitarnymi i cywilizowanymi metodami niż inni?

Przeprowadziłem małą ankietę wśród znajomych (kilkadziesią osób, co oznacza, że z punktu widzenia statystyki była ona całkowicie niemiarodajna) i prawie 80% z nich było tego samego zdania. Niemal wszyscy myśleli o przyszłości, a nie przeszłości, tym bardziej nie o przeszłości przedstawianej ustami polityków. Bo tak przedstawiana przeszłość służy jedynie bieżąco uprawianej polityce.

Nie chcę popadać w skrajność; już zaczynamy dochodzić prawdy o śmierci gen. Sikorskiego, tak jakby jej rodzaj lub powód mógł zmienić wymiar dnia dzisiejszego. Za chwilę będziemy musieli rozliczać powstanie styczniowe, a potem Jagiełłę za niewykorzystanie zwycięstwa pod Grunwaldem, bo – jak wiadomo – gdybyśmy wtedy na amen pogrzebali Zakon, to dzisiaj ….

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Lorenzo

no dobra, ale co mnie to?

:))

prezes,traktor,redaktor


W ramach pokuty polecam lekturę

——————->>>>>>>>>>>>>> (Mt 5,3) <<<<<<<<<<<<<<——————————


Drogi Sąsiedzie!

Podpisuję się rekoma obiema’ i dodaję słowa Adama Asnyka:

“Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe,
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę

Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą:
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą!”

Mówili mądrzy ludzie,że świadomość historii własnego narodu jest bezduskusyjnie potrzebna. Że człowiek, aby wytyczyć zyciowy cel, kierunek w którym ma iść, musi poznać miejsce z ktorego wyszedł. Ale nie może przecież iść bez przerwy ogladając sie do tyłu, bo się w końcu nieuchronnie wyłoży na byle patyku!
Świadomość historyczna pomaga określić cele, ale nie może jej zgłębianie zamienić się w cel sam dla siebie!

Serdecznie pozdrawiam!

tarantula


Nic, drogi Maxie.

Absolutnie nic. Zgodnie z podtytułem.

Miłego


Lorenzo

Dzieło sztuki daje mozliwość nieskończonej liczby interpretacji jego przekazu. Historia jest jeszcze bogatsza. Tak dalece, że mogą na niej też prestidigitatorzy działać.

A co dopiero politycy.

Pozdrawiam serdecznie.


Szanowna Pani Delilah,

tak się zastanawiam, czy Mt 5,4 to dla Pani czy dla mnie. A może dla obojga:-)

Miłego popołudnia


Panie Lorenzo

WSP.

Czekam na CDN.

Pod tytułem – “To jest to, co mnie obchodzi”.

Jak najbardziej.

P.S. Oprócz prądu, rzecz jasna. Domyślam się wszak, ze rachunki z elektrownią ma pan uregulowane.


Lorenzo,

ale Zone Europa to ten filmowy kanał?
Jak tak to polecam Ale Kino, przynajmniej dawniej o wiele le[psze propozycje mieli.

A poza tym to przecież wiadomo, że Jagiełło Grunwaldu nie wykorzystał świadomie, by nie wzmacniac POlski zbytnio, bo jednak bardziej zależało mu na potędze Litwy.
tak przynajmniej dawno temu u Jasienicy żem czytał.

P.S. delilah, chodzi o jakiś konkretny fragment ci z ewangelii?
Bo mi wyskakuja takie, których nie umiem powiązać z tekstem i nie wiem o co chodzi.
A nie lubię nie wiedzieć.

pzdr


>Grzesiu

Służę ściągą:

“Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie”


Drogi Grzesiu

Miałem “Ale Kino”, ale tymczasowo mi wyłączyli, podobnie jako “Kino Polska”. Jutro maja mi zmienić dekoder na cyfrowy, więc pewnie bedę mógł znowu oglądać.

O Jagielle wiedziałem i napisałem kilka dni temu.

I żeby uzupełnić informację Delilah, to cytat z Mt 5,4 (pewnie Ciebie też zainteresuje):
Błogosławieni, którzy się smęcą; albowiem pocieszeni będą.

Pozdrawiam serdecznie


O tym, co mnie obchodzi, Panie Igło,

to ja już od dość dawna piszę i jakby grochem o ścianę:-)) Jedynym wyjątkiem jest założenie przez Panów TxT.

Ale dla Pańskiej przyjemności mogę powtórzyć, tylko Pani Delilah znowu będzie miała powód, by mnie per Monsignore tytułować, a nie chciałbym jej robić przykrości.

Miłego


WSP Lorenzo

Powtarzaj pan do skutku.

P.S. Jeżeli masz pan powyżej 1,60m w kapelusie to jestem za tym aby szanowna Dellilah tytułowała pana – Monsignore.

Bo inaczej to by trochę śmiesznie było.


PS. do Pana Igły

A jak Pan sobie poczyta takie rzeczy, jak:

...Kto będzie ostatecznie zwycięzcą w sporze, czy raczej wojnie, o historię „Solidarności”?...

...Nie ma tych, którzy są potrzebni w konflikcie o historię – młodych historyków, pełnych energii, nowych pomysłów i rewolucyjnego zapału…

...Najbardziej pracowici i żadni pracy związali się z IPN. Tam mają warunki do pracy i nauki. (oczywiście idzie o wspomnianych wyżej młodych historyków – przyp. L.)...

to prosze mi sie nie dziwić, chyba że Pan musi. Szczególnie spodobały mi się te możliwości nauki. A i mentorzy również. Choć po drugiej stronie też jest podobnie. Więc niech się Pan mi dziwi. No.

Cytaty powyższe zaczerpnąłem z tekstu Rybiztkiego http://rybitzky.salon24.pl/92408,index.html

Jeszcze raz życzę dobrego samopoczucia (no offence)


Panie Lorenzo

Mnie szczegóły, tym bardziej od Rybitzky’go mało obchodzą.

To nie on rozdaje karty.

I mam wrażenie, że pański txt nie o tym jest.
Tylko, o ogólnym dyzguście.

Historycy niech się spierają, a proszę bardzo.

Liczy się jednak pamięć ludzka i wpływ na młode pokolenie.

Pan jesteś drugi, po Leskim, który stwierdza że woli gadać z własnym jamnikiem/kotem niż dawać świadectwo.

I nie o świadectwo Rybitzky’go tu chodzi.
Bo on za smarkaty jest.

I dlatego powstało TXT, aby ludzie gadali, informowali się, wspominali, komentowali. Ze swojego pkt. widzenia.
Nie jakiegoś dętego i akademickiego.
Ani partyjnego.
Ani durnego.
Ani kurewskiego.

Dezerterujesz Pan?


Fakt, Panie Igło,

to nie Pan Rybitzky rozdaje karty. Jeszcze.

Nie przeceniaj Pan również tej pamięci ludzkiej, bo doświadczenia z nią bywają różne. Czego masz Pan aktualnie dowody.

Gadał Pan kiedyś z jamnikiem, widział Pan wyraz jego mordki i oczu? Jak Pan pogada, to porozmawiamy.

A idzie tu też o świadectwo Rybitzkiego, bo to on (jako młody i cierpiący zwolennik PiS-u) też będzie tworzył tę pamięć, albo jej wyobrażenie. I te słowa o zwycięstwie. Gdzie tu miejsce na prawdę? Na różne jej odcienie? Może mnie to przestać obchodzić?

Ja – dezerterować? Chyba tylko przed Panią Delilah, i to też raczej tyły podawać i na drabinę włazić na czas jakiś.

Pozdrawiam


>Monsignore Lorenzo

Proponuję pozyskać jeszcze dwie osoby i przegłosować sprawę.

Może nawet będę wdzięczna?


Szanowny Panie Lorenzo Magnifico,

że tak sobie z medycejska pozwolę Pana zatytułować, bardzo trafnie napisane i bardzo do mnie trafiło. Może ja tępy i ostrości Igły nie posiadający…

Mnie się od tych historii, dziejących się ostatnio i żerujących na historii ostatnich paru dekad, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich dwu, robi niedobrze i zniechęcająco. Do pisania zniechęcająco. Nawet w TXT...

Do oglądania naszych polityków zniechęciłęm się już dawno i żadne zachęty mojej Naj nie zmuszą mnie do oglądania Lisa i menażerii, którą sprasza, Teraz Tamtych z TVN też, i wszelkich innych!

Ale ciągle lubię czytywać TXT, choć też wprowadziłem kastowość jakąś, bo najpierw szukam wzrokiem Starego, Lorenza, Yayco czy młodziaków Grzesia albo Maxa. I też niektórych autorów raczej unikam…

A poza tym, to jestem zdrowy, choć remontem zmęczony!
:)


Oj, Delilah,

znowu o jakichś nieistniejących głosowaniach i wykluczeniach gadasz?
Przecież to wtedy chodziło że ktoś zgłosił koment do usunięcia nie osobę jakąś.
Lepiej się pokłóć rzetelnie u Tarantuli, bo piszesz jakieś z kosmosu opinie tam, znaczy niepotwierdzone, i nie wiadomo na czym oparte.
No.


Pani Delilah miła

bez odrobiny soli, pieprzu i paru jeszcze przypraw żadna potrawa nie będzie smakowała. Jakże bym miał sam sobie taką pokutę nakładać?! A co do głosowań, to Grzesiu Pani wyjaśnił. Poza tym, mnie Pani nie obraża.

Miłego popołudnia życzę

PS. Nie lubię porzekadeł i przysłów ludowych, niemniej “kto się czubi…”


Subskrybuj zawartość