Podziękowania, Życzenia + tekst Rosemanna

Zanim przejdziemy do życzeń świątecznych, pragnę w imieniu dzieciaków ze Szczypiorna podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do ziszczenia dziecięcych marzeń. Darczyńcom jawnym i ukrytym. Wszystkim tym, którzy pomogli, umieszczając na swoim blogu banner, informujący o akcji.
KaZetowi i Reni, którzy są prawdziwymi tej akcji organizatorami, i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do jej powodzenia.
Powiodło się w 100%. Dotarły słynne białe kozaczki a Amot zapewniła prezenty dla dzieciaczków, które dotarły do Ośrodka tuż przed Świętami!

Dziękuję blogerom Salonu24, Niepoprawnym i wiarze z TXT.
Odwaliliście kawał dobrej roboty!
Merlotowi, Rosemannowi, Referentowstwu Bulzackim, Y.Grekowi, Tośkowi33, Ufce, Knappowi, Grzesiowi, Penelopie i Odysowi, Triariusowi, Jull i Followowi, Timmemu, Pablito, Nicponiowi, Consolamentum, Eumenesowi, Rybitzky’emu, Amot, mu Łazarzowi, Karolinie, Legioniście ( którego paki wciąż w drodze) a także Chłopakom z Niepoprawnych, którzy przez chłodną Warszawę taszczyli w kartonach słodycze.
Administratoromi właścicielom portali za pomoc w promowaniu akcji.
Bandery można już zdjąć!

Niech Wam Wszystkim Bóg błogosławi! W imieniu dzieciaków – dziękujemy!
Kto nie zdążył – no świat się nie kończy i będą mam nadzieję kolejne okazje by pomóc tym, którzy są w prawdziwej potrzebie.
Jak tylko nadejdą zdjęcia, zamieścimy relację z Wigilii, aby każdy mógł zobaczyć te miłe dziecięce buziaki.

Wszystkiego Najlepszego!
Zdrowych i Wesołych Świąt! Niech moc będzie z Wami! – to ostatnie to od Krzysia, który za cztery dni skonczy 5 lat i jest fanem „Gwiezdnych wojen”

Na koniec, by pokazać jak ważna to była akcja, wklejam tekst Rosemanna pod wiele mówiącym tytułem:

„Koparka” – Rosemann ( Opowieść Świąteczna )

Chciałem z tą opowieścią poczekać do świąt, ale wyjeżdżam do Taty i brata. Tam zaś cywilizacja zagląda gdy zechce więc z całą pewnością będę odcięty od świata. No może nie od całego ale od was, Szanowne Koleżanki i szanowni Koledzy, z całą pewnością. Choć może się to wydać się absolutną fantazją, w mieście, co zdążyło liznąć swego czasu wojewódzkości a teraz dumnie obnosi się ze swą grodzkością, jest jedna internetowa kafejka z cerberem zabraniającym zbliżać cokolwiek do komputera a hot spot (poza macdonaldowym, którego zasad działania nawet panie tam pracujące objaśnić nie potrafią) istnieje tylko jako miejscowa legenda krążąca wśród wygłodniałych użytkowników. Ale nie w tym rzecz.

Najciekawsze historie z zasady zaczynają się banalnie i dopiero w trakcie narracji ich akcja zaczyna przyspieszać że aż dech bohaterom zapiera. W mojej aż tak nie będzie ale dla mnie jest warta stu innych.

Zaczęła się od znalezionej u Jareckiego prośby, bym został Mikołajem (cóż, kiedyś nadałbym się lepiej). I od dziecięcych listów z zapisanymi tam marzeniami. A nie ma nic bardziej szczerego niż to co dziecku śni się wywołując uśmiech. Szczególnie gdy jest to jedyna okazja by się uśmiechać. Przeglądanie listy tam, u Jareckiego i Algi spowodowało we mnie chęć by wszystkie te marzenia natychmiast spełnić. I strach, którego teraz tak bardzo się wstydzę, że może któreś z tych marzeń nie znajdzie swego Mikołaja. Wstydzę się tego braku wiary i tej mojej pomyłki.
Wśród dziecięcych marzeń były takie, których spełnić bym nie umiał. Bo jak wybrać 13 czy 16 letniej damie białe kozaki na obcasie albo kolczyki. Albo pojąc że istnieje cos takiego jak MP4. Zachowawczo (a pewnie i w porozumieniu z rosemnannem sprzed lat kilkudziesięciu) wybrałem koparkę i samochód.

Pierwszym odkryciem, którego dokonałem podejmując się tego odpowiedzialnego zadania było odkrycie jak zmieniły się i, w pewnym sensie smutno dorosły, wielkie miasta. I jak bardzo różnią się od prowincjonalnych, powiatowych choćby, miasteczek. Jakby dzieliła je cała epoka.
Bojąc się, że nie zdążę, szybko zanurkowałem w wiry mej metropolii by dokonać wstępnego rekonesansu co do tego cóż jest w stanie moje miasto zaoferować mi „w temacie” koparek. Jedyne, co odkryłem, to to, że z ulic miasta poznikały małe sklepiki z zabawkami a w ich miejsce pojawiły się zimne, surowe i nie budzące na żadnej prawie twarzy banki. Wszystko inne wypchano do hipermarketów i galerii handlowych. A te nie najlepiej się kojarzą.
Z uwagi na zwyczajne i niezwyczajne obowiązki odłożyłem więc rzecz całą na nieco później bo dnia następnego udać się miałem w celu dokonania czynności służbowych na prowincję. Do jednego z miasteczek powiatowych na obrzeżu województwa. Tam, zaraz właściwie po przyjeździe doznałem szoku. Nie zdążyłem na dobre zaparkować a już natknąłem się na cztery sklepy z zabawkami a każdy z nich naładowany był po sufit najróżniejszymi dziecięcymi marzeniami! Nie oparłem się i wszystkie zwiedziłem tak sumiennie jak powinno się zwiedzać Luwr albo Tate Modern (zależy co kto lubi…). Krążąc w tym dziecięcym raju odkryłem prawdziwe cuda- newidy, a wśród nich… koparkę Adriana! I tu przyznam, że byłem z siebie dumny bo… zachowałem zimną krew! Czym prędzej opuściłem sklep, telefonicznie nawiązałem kontakt z Kobietą Moją Kochaną i odbyłem w rzeczonym temacie fachowe konsultacje (zanim moi szanowni Koledzy zaśmiejecie się w głos i zakrzyczycie „Wariat! Baby się radzi w sprawie KOPARKI!!!!!” zróbcie rachunek sumienia i przypomnijcie sobie te wasze wszystkie klapy marynarek, kolory krawatów a i, bywa, wzorki „bokserek”, z którymi lecieliście po pomoc do swoich kobiet!) i ustaliliśmy, że wezmę ową maszynę ale nie bezwarunkowo! Musi nie tylko jeździć, obracać się ale, to przede wszystkim, tą taką łyżką do czerpania musi ruszać!

Gdy więc, po czynnościach służbowych dokonanych ponownie pojawiłem się w koparkowym mateczniku i starałem się w znalezionej zabawce odnaleźć pożądane przymioty nagle objawił się obok mnie anioł w postać subiektki wcielony. Ta zaś zapytała, pro forma tylko, czy chce zobaczyć jak owo cudo działa, po czym chwyciła maszynę, nabiła bateriami i… zaczęło się! Pani z wprawą ruszyła do przodu, zatrzymała, obróciła maszynę w jedną, w drugą stronę, cofnęła ją i nastąpiła „Melba Ciapiega”… Nagle jakiś guziczek Pani wcisnęła a ja z otwartymi ustami patrzyłem jak łyżka koparki majestatycznie porusza się i precyzyjnie zagarnia jakąś niewidzialną kupkę czegoś! Wtedy ją kupiłem. A że cena okazała się zaiste konkurencyjna dobrałem do zestawu jeszcze traktor, przyczepę, jakiś beczkowóz i ładowarkę.

Po powrocie do domu od razu na mój zakup popatrzyłem krytycznie. Wiadomo jak w życiu jest i czego to cwani sprzedawcy nie wcisną naiwnym klientom. A sprzedawcy- kobiety to już zgroza! Jacy my przy nich naiwni. Jak mi jedna gripeksa sprzedała jako batonika to ja tu mówić nie będę… Tedy postanowiłem, że samemu trzeba wszystko sprawdzić. Oczywiście jeździło. Brało przeszkody jak się należy a łyżka koparki zdawała się krzyczeć „Więcej! Dawać mi więcej! Wszystko mogę wykopać!”.
Otrzeźwienie przyszło gdy mocowałem się z zabezpieczeniami drugiego pudła. Bo przecież sprawdzić trzeba czy ta koparka sięgnie tej przyczepy i czy traktor uciągnie a poza tym w tym beczkowozie zapewne jest paliwo do koparki a ona dużo pali to i zaraz się jej skończy, a jak by się okazało że jednak przy tym ładowaniu coś się rozsypie to ładowarka będzie jak znalazł…
Przerażony powkładałem wszystko do pudełek i, krzycząc „apage satanas” i natychmiast machnąłem do Algi list, że już, natychmiast wysyłam bo inaczej zepsuję albo… będę stracony!

Za parę dni ( bo wcześniej się nie dało) popędziłem do galerii niestety, w celu zakupu dużego samochody na baterie dla 3,5 letniego Piotrusia. Określenie „duży samochód na baterie” z pozoru wydaje się jasne. Co do członu drugiego i trzeciego to zgoda ale z pierwszym był spory kłopot. Niewiele większy od tego że modeli do wyboru było z 1500. Wstępnie poradziłem sobie całkiem łatwo bo wybierałem… dla siebie . By jednak całkowicie rozwiązać problem pierwszej części nazwy piotrusiowego marzenia, z pakunkiem ruszyłem przez sklep klucząc pomiędzy misiami, wózkami, samolotami, skuterami… Tam znalazłem to, czego szukałem. Zobaczyłem młodą kobietę toczącą fachowe negocjacje w jakiejś istotnej sprawie z rumianym, równie fachowo podchodzącym do postawionego problemu chłopcem. Zapytałem pani czy to jej synek a gdy przytaknęła zapytałem jak ma na imię i ile ma lat. Negocjator okazał się trzyletnim… Piotrusiem.

- A ty duży jesteś Piotrusiu?- zapytałem dla pewności.

- No!- potwierdził chłopczyk kiwając przy tym pewnie głową. Przymierzyłem wówczas pudło z autem do niego mimo zdumionych oczy jego mamy. Sięgało połowy jego wzrostu więc uznałem, że to… duży samochód i ruszyłem do kasy. I wtedy… zobaczyłem koparkę! Była większa, może bardziej błyszcząca i taka jakaś bardziej super od tamtej już kupionej! Naprawdę nie wiedziałem co robić. W domu jeszcze długo myślałem o niej nim mi się udało zasnąć. Bo naprawdę chciałem, by Mikołaj zaniósł Adrianowi koparkę najprzedniejszą między koparkami! Gdy więc następnego dnia otwierali galerię, stałem już pod drzwiami i pierwszy pobiegłem pomiędzy stoiska (tę starszą bym … coś bym z nią zrobił). Chwyciłem skarb i zacząłem rozglądać się za aniołami. Nie było ich a te smętne istoty snujące się wokół wcale nie były mną zainteresowane. Tedy sam je sobą zainteresowałem. Zapytałem przechodzącego subiekta o osiągi mej wybranki. Popatrzył na pudło i rzekł, że ona jeździ. Kazałem mu by pokazał. Z oporami wyjął maszynę i pokazał oszczędnie kilka figur z jazdą w tył, przód i obrotem całej maszyny.

- Teraz niech pan coś tą łyżką nabierze- poprosiłem rozentuzjazmowany.
Pan popatrzył na urządzenie sterujące, później na pudło i… zagarnął łyżką używając do tego ręki.

- Nie tak! –zakrzyknąłem i niemal tupać nie zacząłem- Samą tą łyżką!. A pan, zły na mnie, pokazał mi pudełko a na nim… narysowany chłopczyk ręką nabierał ową łyżką cośtam.

Wyszedłem ze sklepu z pustymi rękami. Ale z przekonaniem, że dostaniesz Adrianie najlepszą koparkę, jaką w życiu widziałem!

Opisywać pakowania prezentów i ich wysyłki nie będę choć i przy tym emocji było co niemiara. Alga wie, czemu to pominę a ja pozwolę sobie zilustrować to cytatem z Toma Sharpa

„Jako dziecko sądziłem, że qrwa jest fachowym terminem stolarskim bo słyszałem je wyłącznie dochodzące z garażu gdy ojciec kolejny raz oddawał się pasji majsterkowania”. Sami widzicie więc, że nie byłaby to opowieść dla dzieci.

Ten mój długaśny tekst tak naprawdę napisałem w bardzo określonym celu choć wiem, że bez problemu mogło go zastąpić kilka właściwie dobranych słów. Ale wydawało mi się, że w ten sposób lepiej będę mógł wyrazić moją wdzięczność Aldze, pani Renacie, Jareckiemu i KaZetowi. I wcale nie za to, że dali mi na chwilę okazję poczuć się lepszym człowiekiem niż jestem. Bo to też ale za to, pewien jestem, podziękują im inni.
Ja chcę im podziękować za cud, którego dokonali. Za przywrócenie mi na kilka, wcale nie krótkich chwil mojego dzieciństwa. I dodanie mu kilku radości, których za tego prawdziwego poczuć nie miałem szans.

To tyle.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tekst Rosemanna

cudny, trza miec talent, by tekst o koparce napisać.

A w ogóle to dzięki za to, że akcję w sumie wymyśliliście i przeprowadziliści.
Bpo darczyńcy to tylko skromny element, choć perypetie, fakt, duże i różne były.

A to zdanie z Rosemana trafne strasznie:

“Albo pojąc że istnieje cos takiego jak MP4.”
:)
To ja tak miałem.

pzdr


Jacku,

pozdrów Rosemanna, jak go spotkasz.

Wszystkiego co dobre dla Ciebie, dla Algi i całej Waszej młodzieży, tej całkiem dużej i tej całkiem młodej.


Myślałem, że jakiś nowy tekst,

bo go nagle na szczycie widzę, a tu nic:(

No i jak kiedy fotorelacja z wręczania prezentów, że za pytam upierdliwie?

pzdr


Grzesiu,

nie masz pewności, że to był MP4?


Hm, ja to w odniesieniu do niczego nie mamm pewności,

a pewnośc mam, znaczy zaufałem sprzedawcy:)


Subskrybuj zawartość