Co ja mam z tym Mistewiczem! To już, doprawdy, ludzkie pojęcie przechodzi! Przyobiecałem sobie, że nie będę się do jego tekstów odnosił, ale co zajrzę na stronę internetową Dziennika już tam na mnie dybie, już na mnie pełnym wyrazu okiem spogląda.
http://www.dziennik.pl/opinie/article347328/Radar_Tuska_na_najwyzszych_o...
W telewizyjnych wiadomościach zadaje szyku – No, kreator nowych politycznych mód, twórca określeń robiących wrażenie, tym bardziej, że i paryskie mody nam tu zaprowadza. Z Okopów Świętej Trójcy albo z lewicowych świetlic, wpycha nas wprost do buduaru, gdzie postpolityczne perfumy, tiule, pudry, lustereczka i pudełeczka wypełnione maściami, ponoć skutecznymi na tak zwane wstydliwe choroby współczesnej demokracji.
Tezy Mistewicza na pierwszy rzut oka nie olśniewają oryginalnością. To, że Platforma Obywatelska nie prezentuje żadnego, w miarę spójnego systemu idei, zastępując ideologię czymś w rodzaju miękkiej otwartości na wyzwania dnia – wiadomo od dawna. To, że pozbywając się ze swoich szeregów polityków takich jak Rokita, na ich miejsce wstawia wodewilowe w istocie gwiazdy postpolityki w rodzaju Cimoszewicza czy Krzaklewskiego, nie jest żadnym osobliwym odkryciem, które warte by było zajmowania się tego rodzaju strategicznymi rozgrywkami.
Tyle tylko, że Mistewicz jest facetem – wbrew temu, co się niektórym specjalistom do spraw politycznych wydaje – obdarzonym zarówno umiejętnością przeszczepiania na nasz grunt cudzoziemskich nowości, jak i całkiem drapieżnym, jak na nasze warunki, politycznym rozumem. Definiując partię rządzącą jako partię „multiideową” jednocześnie dał oręż jej chwalcom, apologetom Tuskowej „mega partii” jak i niepostrzeżenie, kopnął idee takiej właśnie bezideowej czy, jak chce Mistewicz – multiideowej partii – w tyłek, zakładając, że porządna, nawet bezideowa idea musi mieć na czym usiąść.
Czymże byłaby taka partia, jak nie partią „prajm tajmu”? Partią odzwierciedlającą poglądy i pomysły na świat pokazywane w głupawej telewizji między godzinami osiemnastą a dwudziestą drugą? Trochę telenowel, bajki, wiadomości i komentarze nie zakłócające w żaden sposób konwencjonalnego oglądu świata, poprzetykane jak kasza skwarkami nachalnymi reklamami.
To jest pomysł na zawłaszczenie sceny politycznej? Doprawdy? Coraz częściej odnoszę wrażenie, że Pan Eryk chciałby – by partyjni macherzy od pijaru z PO uwierzyli, że już są w ogródku, że za moment powitają się czule z przysłowiową gąską, a zmora politycznej konkurencji zniknie.
Uważam, że jest na to duża szansa. PO budując z podziwu godnym zapałem przedwyborczą „Arkę” niczym w humoresce Camiego, gdzie synkowie Noego obarczeni zadaniem załadowaniem na zbawczy pokład po jednej parze z każdego gatunku, jednak poszli na łatwiznę i gdy po wylądowaniu na suchym lądzie tłumacząc się ojcu, dlaczego nie uchronili przed zagładą w potopie: lwów, żyraf, słoni, owiec czy psów – w rozczulający sposób buntują się przeciwko twardemu osądowi patriarchy, że są fujarami, uspokajac tatusia, że mimo pewnych niedociągnięć, ładownie są wypełnione zwierzętami po brzegi.
- Jakie to zwierzęta? – pyta zdumiony Noe
- Ryby! – odpowiadają zadowoleni z własnej przebiegłości synalkowie
Sądząc po tekstach, będących pokłosiem tekstu Mistewicza, widać na pierwszy rzut oka, że nawet ludzie zawodowo zajmujący się ocenianiem politycznych rozgrywek, nie do końca rozumieją, że czas gdy Fukuyama zyskał sławę, błaźniąc się tezą o „końcu historii” bezpowrotnie minął. Niemniej okazuje się szalenie kuszące napisać tekst o końcu podziałów ideowych, sytuujących oczekiwania elektorów na mapie politycznej, jaką znamy. Na przykład Andrzej Morozowski w dzisiejszym Dzienniku, napisał wprost, że wyborcy nie chcą idei, tylko autostrad i stadionów.
http://www.dziennik.pl/opinie/article348029/Morozowski_Wyborcy_chca_auto...
Wyborców już nie interesuje czy partia jest zielona, czerwona czy czarna, tylko to co ta partia obieca? Obieca, bo przecież nawet partia szczerych cudotwórców w ramach kampanii wyborczej nie wybuduje nawet kilometra autostrady.
No, chyba że wybuduje, ale ja osobiście takiej nie znam. W tekście Morozowskiego zawarty jest też gruby błąd polegający na tym, że autor z niepowodzeń partii radykalnych wysnuwa wniosek, że wyborcy w swojej masie odrzucają idee, jako takie. To jest nieprawda.
Wyborcy wybierają ich lżejszą wersję, wersję bardziej przystającą do rzeczywistości, w jakiej żyją, ale nie ma lżejszej wersji kompletnej bezideowości. Nie da się za bardzo rozwodnić wody, a taki przepis akurat próbuje nam się sprzedać. Byłaby PO partią homeopatyczną w sferze ducha?
Poza wszystkim – jeśli tak jak w PO, znajdą się ludzie z lewicy, centrum i z prawicy, nawet nazwani przez media wybitnymi, ma to stanowić gwarancje sukcesu? Przecież wszyscy ci wybitni politycy, których przygarnia PO, są właśnie taki rybami z humoreski Camiego. Zamiast pływać we wzburzonych toniach potopu, przez czterdzieści kilka dni będą wożone w ładowniach statku, a potem zostaną wysadzone na suchy ląd.
Mniejsza z ich wygodą, ale wypada zauważyć, że jakby nie patrzeć – są to politycy od dawna przegrani. Mało tego – dzięki takim zabiegom szefostwa PO, zabierają miejsce działaczom tej partii. W razie porażki nowych, egzotycznych kolegów, może nastąpić bardzo solidne rozliczenie tej decyzji.
Celną diagnozę stawia Rokita w tekście „Operacja trójka” i chętnie mu wierzę, że nie przemawia przez niego gorycz, choć widzieć na swym miejscu pana Cimoszewicza, musi być dla niego „osobliwą przyjemnością”
http://www.dziennik.pl/opinie/article348513/Operacja_Trojka.html
Eryk Mistewicz niczym mały czołg wpadł między kruche intelektualnie konstrukcje, na których opiera się nasza dzisiejsza klasa polityczna w swym dążeniu do sukcesu i ostatecznego tryumfu. Przezabawne jest to, że środowiska wspierające PiS na siłę chcą widzieć w nim wroga i chwalcę nowych porządków proponowanych przez pijarowców PO. Ci drudzy za to, siedzą w bibliotece i drapią się po czuprynach oraz łysinach. Każdy po swojej – żeby nie było.
Zupełnie tak, jakby w politycznym narodzie zanikła całkowicie trudna sztuka czytania ze zrozumieniem, prostych w sumie tekstów. Mistewicz pokazał klucz, którym można otworzyć drzwi do politycznego sukcesu. Co gorliwsi, dalejże biegać z tym kluczem, powielać wzór, klucz udoskonalać i upiększać.
- Klucz w multiideowości, w pragmatyzmie, w obiecankach – cacankach, w prajm tajmie, w łatwości – Klucz! Klucz! Klucz!
Dobrze – PT specjaliści od polityki, spin doktorzy i story spinersi.
Macie klucz, ale gdzie drzwi, a zresztą – co tam drzwi?
Co jest za tymi drzwiami, że spytam? Na pewno wiecie?
Otworzycie drzwi, a tam być może będzie czekał skuteczny budowniczy autostrad, stadionów czy nawet marmurowych schodów wiodących Bóg wie gdzie – co wtedy?
Naprawdę zapomnieliście, że zza fasady bezideowej rozkosznej babraniny zawsze gotowa wychynąć bezlitosna, nieludzka morda tyrana? Przecież to już w tej naszej, ciągle naiwnej Europie przerabialiśmy. Żadna nowość.
komentarze
Problemem
jest to, że Mistewicz jest tylko bystrym obserwatorem. Tak jak ty czy ja, tyle że o ile my poruszamy się pomiędzy TVN24 czy Dziennikiem lub Rzepą on łazi pomiędzy żywymi politykami.
I na dodatek wydaje się że nie należy do żadnej politycznej sitwy. Więc sitwy przez niego opisywane muszą go najpierw do którejś przypisać a potem albo kupić jakąś synekurą albo zaszczuć.
Igła -- 27.03.2009 - 07:04O PO najkrócej można by napisać,
że jak ktoś chce być do wszystkiego, to będzie do niczego.
pzdr
grześ -- 28.03.2009 - 13:53