Pewien staruszek, a nie był ani zdziecinniały ani chory, ot tyle, że emeryt, strasznie się nudził na tym swoim państwowym dożywociu. Starał się robić wszystko to, co robią inni emeryci, ale czuł się jakoś tak nieswojo.
- Będziesz miał teraz czas robić to, czego nie miałeś czasu robić, gdy pracowałeś – powiedział mu na przykład syn, a staruszek zachodził w głowę, co też może robić teraz, czego nie robił, gdy był młodszy, czyli tak naprawdę kilka dni temu.
Rozumiecie sami, że taka rada jest bardzo głupia i w takiej radzie nic dobrego nie uświadczysz.
Staruszek, zanim został staruszkiem lubił na przykład napić się piwa albo innej wódki, ale jako solidny pracownik pijał tylko po pracy, i tak naprawdę nigdy do syta – no chyba, że w sobotę.
- To, co? Teraz mam pić od rana? – Martwił się staruszek, którego taka perspektywa specjalnie nie podniecała. Na dziwki też nie chodziłem – przypomniał sobie, ale przecież teraz mojej Zośki nie zostawię z wnuczkami, a sam nie będę przesiadywał w burdelu.
Po pierwsze, co by na to dziwki powiedziały, że niby, co ty tu staruszku taki i owaki robisz? A po drugie staruszkowi dziwek się jakoś nie chciało. Z taką emeryturą dali by mi pewnie najgorszą wydrę! – Przy moim szczęściu – zauważył dodatkowo staruszek, z pewnością zaraz bym złapał jakąś brzydką chorobę i dopiero by się wszyscy ze mnie śmiali.
Staruszek lubił w dawnych czasach grać w karty i nawet dobrze grał w brydża, ale z kolegów, z którymi uprawiał ten niewinny hazard został tylko on.
- Mietek i Marek na zawał, Robert na raka, a Henio – szlag by go trafił – podczas wycieczki po morzu Egejskim wypadł ze burtę i utopił się tak skutecznie, że nie nigdy go nie odnaleziono.
To nie pomyłka, że wymieniam pięciu, choć każdy przytomny wie, że w brydża gra się w czterech. Zmieniali się i tyle. Przy dobrej grze zawsze jest robota dla piątego. A teraz został sam, a samemu grać w brydża nie sposób.
Po obcych ludziach chodzić i się pytać, czy ktoś by nie zagrał? Wstyd trochę. W necie? Nuda!
Staruszek aż zmarniał od tego myślenia. Poszedł do garażu, odpalił auto – działa. Nie ma, znaczy się, co naprawiać. Umył auto, choć było całkiem czyste. Sprawdził płyny. Pojechałby gdzieś, ale gdzie tu jechać i po co? Zakupy zrobione, wnuczęta odwiezione a na dodatek jego Zośka z nimi. Staruszek na włościach.
Do lasu pojechać, niby na tą przyrodę popatrzeć? Kiedyś pojechał to zaraz go w lesie napadł leśniczy, że niby nie wolno pchać się między drzewa, bo susza. Zresztą, po co w kwietniu do lasu? Grzybów nie ma, a zresztą – Pluję na grzyby! – Zezłościł się nasz bohater.
- Łazi człowiek, schyla się a ten robaczywy a ten znowu nic nie warty, a potem tak czy tak się zje i nic się z tego nie ma. Przepadną grzyby w kałdunie, jak wszystko na świecie.
Inni emeryci uprawiają ogródki, a staruszek nie lubi i już. Nigdy nie lubił, choć czasem udawał przed żoną, że lubi. Podlać mogę – sam siebie przekonywał staruszek, ale, po co podlewać skoro deszcz dopiero, co przestał padać i mokro?
Poszedł do domu, popatrzył w telewizor. Zdziwił się, że takie głupstwa ludowi pokazują. Popstrykał kanałami – nic. Wziął do ręki gazetę – nic. Książkę – A co to ja jakiś niedorajda jestem żeby książki czytać, skoro tak pięknie na dworze. Zajrzał do Internetu – kłócą się jak zwykle. Nie chciało się staruszkowi nawet zalogować.
Wyszedł na dwór – Faktycznie pięknie!
Pospacerował pod kwitnącymi czereśniami w ogrodzie. Pogadał z bąkami, że czemu one takie grube, podczas gdy on nie bardzo. Nawet się uśmiechnął dwa razy. Usiadł na ławeczce i zamknął oczy.
- Teraz sobie, najspokojniej na świecie w tym moim ogrodzie umrę – pomyślał staruszek – i ta myśl bardzo mu się spodobała. Pachnie kwiatami, bąki grubo brzeczą a ptaszki patałaszki ćwierkolą. I zebrał się staruszek w sobie, nadął się nawet by naprawdę umrzeć, a tu u sąsiada łajdaka jak nie ryknie głośnik.
Drze się Mick Jagger jakby obdzierany ze skóry, chyba na złość staruszkowi wyskoczył ten Jagger.
Wypuścił staruszek z siebie śmiertelne powietrze i otworzył oczy. Przed nim na trawniku siedział czarny kot i gapił się na niego bezczelnie.
- Ten Jagger, stare dziadzisko, w moim wieku a … i nagle staruszek uświadomił sobie, że on też jest z pokolenia rock and rolla. Co ze mnie – kurwa – za staruszek? Przygnębił mnie reżim rzeczywistości i tyle! Trzy dni na emeryturze i już dopadła mnie depresja – zezłościł się sam na siebie nagle odmieniony staruszek i na początek poszedł do domu zaparzyć sobie kawy.
I can’t get now satisfaction! – Zawył facet, który przed chwilą robił w tej historyjce za staruszka. I tak trzasnął drzwiami, że znad framugi odleciał mały kawałek tynku.
- Życie jest tym, no… – zaczął ale machnął ręką i bez pointy poszedł do kuchni.
( zdjęcie na blogu – Natalia Jarecka )
komentarze
Pikna ta historia jest,
no.
Ale to jest w sumie problem, ja jak mam wolny dzien od pracy, to nie wiem, co robić i najczęściej nic nie robię, za to jak mam dużo pracy też nic nie robię, bo sobie wmawiam, że i tak się nie wyrobię i nie zdążę.
pzdr
grześ -- 22.04.2009 - 12:02Grzesiu to już jesteś "staruszkiem"?
hi hi…
ha! jestem znów na TXT
Alga -- 22.04.2009 - 14:19Wspólny blog I & J
Prawie:)
albo i gorzej:)
No Jacek tyż jeszcze nie raczej:)
pzdr
grześ -- 22.04.2009 - 15:50W ogóle to tytuł mi
się z piosenką “Staruszek świat” skojarzył:)
Ale oczywiście klasyką jest to, no:)
Jak i cały, zresztą genialny Kabaret Starszych Panów.
grześ -- 22.04.2009 - 20:50To ja tam tak piszczę
Z Małgośką i Zuzą, w sali Kongresowej. Staruszka
Ktoś (gość) -- 23.04.2009 - 20:31