Nadszedł czas rytualnej dyskusji o Powstaniu Warszawskim. W tym roku zaczął zręczny Zychowicz i wielu czuje potrzebę chwalenia lub besztania pana redaktora.
Jako znanemu prostakowi, w związku z tą dyskusją, uporczywie przypomina się meni błahe, jak to u niego, opowiadanie fantastyczne Kiryła Bułyczowa w którym pewien chłopczyk, gromadzi w WielkoGuslarskim kinie małoletnią publiczność na seansach starodawnego filmu „Czapajew” tym, że natężając się, siłą woli zmienia zakończenie filmu, dzięki czemu Czapajew, choć rażony kulami białych kontrrewolucjonistów, przecież szczęśliwie wypływa i tryumfalnie żyć raczy. Małomiasteczkowa, młodociana publika szaleje, klaszcze i zadowolona udaje się do domów na obiad.
Właśnie tak, z mojej perspektywy wygląda twórczość pana Zychowicza i jego alternatywne wersje historii, które są zabawą starą jak literatura, tyle, że u nas odgrywaną na poważnej scenie, na scenie politycznej.
Czy naprawdę, na poważnie sądzicie, że wiedza o wydarzeniach przeszłych jaką dysponujemy obecnie, uprawnia nas do snucia konfabulacji na temat ich nieznanych wówczas i teraz następstw?
W momencie, gdy jeszcze mamy szansę zapytać uczestników Powstania Warszawskiego, o ich osąd, który zresztą i tak jest przefiltrowany przez głębokie, siedemdziesięcioletnie sito pamięci?
Łatwiej napisać, pływając w baseniku popularnego obrazoburstwa o nieadekwatnym wobec wielkości zbrojnego celu, marnym uzbrojeniu Powstańców, niż o sile naszej obecnej Armii.
Jeszcze łatwiej rozpuścić w kwasie pogardy, starodawną I Rzeczpospolitą, opowiadając o jej minimalistycznej, biegającej po bardzo długich granicach, armii. Czym był przysłowiowy pacyfizm polskiej szlachty, oparty na fałszywej wierze w siłę mobilizacji (w razie czego) , wobec naszego pacyfizmu, polegającego na prostym podkuleniu ogona?
Nie jesteśmy lepsi ani gorsi od naszych przodków, dopóki nie zostaniemy sprawdzeni w ogniu bitwy. Choćby to była tak amatorska bitwa jak Powstanie Warszawskie. Mam nadzieję, że taka okazja nie nadejdzie, lecz co się pisze o nadziei, każdy przytomny wie.
Na przeszłość, panie Zychowicz, mamy wpływ jeno publicystyczny, w najlepszym razie. Na przyszłość mamy wpływ realny.
Miast tworzyć zakręcone wersje historii, pilnujmy spraw Polskiej Armii. I niech to się wreszcie stanie sprawą ponadpartyjną, sprawą Rzeczpospolitej, sprawą polityków, dziennikarzy und blogerów wszech-opcji. Sprawą wszystkich, którzy nie łakną rzezi, powstań, daniny krwi spłacanej przez cywilów.
Kto ma polityczną szansę, niech walczy o każdą dodatkową złotówkę na Armię, niech pilnuje tej złotówki, jej zbrojnego wykorzystania. W ten sposób stworzycie najlepszy, najżywszy pomnik w historii. Może za 70 lat jakiś dobrodziej, który będzie wiedział lepiej, nie zgłosi do nas, miażdżących nasze sumienia zastrzeżeń.
By nigdy nasi nie szli w bój bez broni!
komentarze
Panie Jacku!
Nie wiem, co pisze wspominany przez Pana autor, ale wzywanie stronników obcych mocarstw by dbali o polską armię jest lekko zabawne.
Natomiast walutą w Polsce nadal jest złoty, zaś złotówka to jest moneta o nominale jednego złotego…
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 29.07.2013 - 14:11