Artykuł Przemka Osiewicza… eksperta w dziedzinie Cypru, opublikowany za jego przyzwoleniem…
Europa: Varosha jest miastem duchów, całkowicie opustoszałym, otoczonym szczelnym płotem i patrolowanym przez armię. Cywile nie mają tu prawa wstępu!
Był rok 1974. 20 lipca turecka armia rozpoczęła realizację operacji o kryptonimie „Attyla”. Na wybrzeżu Cypru wylądowały tureckie samoloty z transportem żołnierzy i ciężkiego sprzętu. Rozpoczęła się wojna między Turkami a broniącą Cypru Gwardią Narodową, zdominowaną przez Greków cypryjskich. Kiedy w sierpniu umilkły strzały i obie strony zasiadły do rozmów pokojowych, jeden z tureckich oficerów udał się dżipem na zwiad do greckiej dzielnicy Famagusty, nazywanej przez miejscowych Varoshą.
Lata tłuste i lata chude
Przed turecką agresją na Cypr był to jeden z najbogatszych i najbardziej prestiżowych kurortów Morza Śródziemnego. W Europie słynął z szerokiej piaszczystej plaży, którą zwykło nazywać się śródziemnomorską Copacabaną. I jak w Rio, życie toczyło się tu całą noc. Nowoczesne kasyna, restauracje, puby i dancingi pełne były zagranicznych turystów, zwłaszcza Brytyjczyków. Na ulicach stały najnowsze modele sportowych samochodów, a w sklepach wisiały najmodniejsze kreacje. Architekturą i rozmachem inwestycyjnym Varosha nie ustępowała Monte Carlo!
W lipcu 1974 r. ludność grecka opuściła Varoshę w popłochu ze strachu przed zbliżającymi się Turkami. Niegdyś czterdziestotysięczne miasto zmieniło się w opustoszałą betonową pustynię. Teraz sprawiało wrażenie, jak gdyby wszyscy mieszkańcy nagle wymarli w wyniku epidemii. Cypryjscy Grecy zabierali ze sobą tylko tyle, ile mogli unieść lub włożyć do samochodów. Byli przekonani, że opuszczają Varoshę jedynie na kilkanaście godzin, w najgorszym razie kilka dni… Minęły 32 lata. Varosha jest miastem duchów, całkowicie opustoszałym, otoczonym szczelnym płotem i patrolowanym przez turecką armię. Stopniowo kontrolę nad miastem przejmują siły natury, a upływający czas niemiłosiernie obchodzi się z nieremontowaną i nieeksploatowaną zabudową. O dawnej świetności przypominają jedynie wyblakłe plakaty i szyldy najbardziej znanych w latach 70. sieci sklepów oraz firm.
Za murem
Obszar Varoshy oraz wokół niej jest patrolowany dzień i noc przez wojska Turków cypryjskich. Jeszcze jesienią 2005 r. można było poruszać się wzdłuż ogrodzenia, najlepiej pieszo lub rowerem. Skorzystałem z tej możliwości. Robienie zdjęć surowo zakazane, ale pokusa bywa silniejsza od wizji ewentualnych nieprzyjemności. Czekam chwilę, nikt nie nadchodzi. Jednym ruchem wyciągam aparat i robię zdjęcia. Potem, jak gdyby nigdy nic, jadę dalej. Staram się sprawiać wrażenie zagubionego, zupełnie niezorientowanego w miejscowych realiach, turysty. Po przejechaniu kilku kilometrów dojeżdżam do posterunku wojskowego. Serce mam w gardle, bo żołnierze dają znak, bym do nich podjechał. Zatrzymuję się i… co za ulga. Uśmiechają się i podają ręce na powitanie. Jestem pierwszym niewojskowym od wielu, wielu dni, który tam dotarł. Słowo „Polonya” jest kluczem do ożywienia rozmowy i wymiany wielu ciepłych słów. Odjeżdżam, a tureccy żołnierze machają za mną na pożegnanie. Teraz byłoby to już niemożliwe. Od kilku miesięcy obszar Varoshy jest pilnie strzeżony, a za robienie zdjęć można trafić do aresztu, o czym w listopadzie przekonali się dwaj dziennikarze z Francji.
Czas, który stanął
Niegdyś wspaniałe ogrody dziś straszą gęstymi zaroślami, bo tylko roślinność przetrwała tę próbę czasu i mozolnie, rok po roku, wyrywa ludzkości kolejne przestrzenie. O Varoshy, którą Turcy nazywają Maraş, krążą legendy. Jednakże opowieści o znajdującym się tam majątku należy uznać za mocno przesadzone. Prawdę znają jedynie patrolujący teren żołnierze oraz pracownicy kilku ambasad, którzy każdego roku dokonują przeglądu mienia pozostawionego tam przez swoich obywateli. A raczej tego, co z niego jeszcze pozostało. Odwiedzają wyznaczone domy w asyście tureckiego oficera i sprawdzają czy niczego nie naruszono. Na stołach wciąż leżą strzępy gazet, puszki po coli, w szafach wiszą ubrania, w zlewach piętrzą się brudne naczynia. Kontrolerom pod żadnym pozorem nie wolno niczego ruszyć. Czas stanął w miejscu, nawet powietrze pachnie tu nadal latem 1974 r.
Trzy tygodnie przed wybuchem konfliktu w Varoshy oddano do użytku nowoczesny hotel, wybudowany za pieniądze brytyjskiego inwestora. W trakcie walk został zamknięty. I w nim niczego podobno nie ruszono; całe wyposażenie nadal znajduje się w środku. Mniej szczęścia miało okazałe i bogato wyposażone muzeum motoryzacji. Z wielu eksponatów na swoim miejscu pozostał ponoć tylko jeden uszkodzony wóz. Los reszty? Nieznany.
Jedyną szansą dla zwykłego śmiertelnika, by przekroczyć bramy Varoshy i opuścić ją żywym, jest praca związana z historią sztuki, najlepiej sakralnej. W jednej z dawnych świątyń zgromadzone zostały wszystkie zabytkowe ikony i cenne obrazy. By je zobaczyć, potrzebna jest rekomendacja tureckiego uniwersytetu. Reszta zależy od dobrego humoru dowódcy miejscowego garnizonu. Zezwolenie na wjazd w asyście wojskowych wydawane jest niezwykle rzadko. Natomiast wejście na teren miasta bez zezwolenia można uznać za akt samobójczy. Żołnierze mają bowiem prawo strzelać do intruzów bez ostrzeżenia. Tak drastyczne środki służą ochronie Varoshy przed złodziejami.
Realia polityczne
Varosha nie została – przynajmniej oficjalnie – splądrowana, bo w zamyśle Turków stanowić miała kartę przetargową w negocjacjach turecko-greckich o przyszłości Cypru. Kradzieże jednak się zdarzały. Od czasu do czasu ktoś nieoficjalnie proponuje zakup pięknie wydanych encyklopedii w języku nowogreckim. Lata wydania: 1970, 1973, ale nie nowsze niż z 1974 r. Nie wypada pytać o ich pochodzenie, bo i czemuż psuć miłą atmosferę. Strona turecka chciała wymienić piękne miasto na inne terytorium lub ustępstwa polityczne. Rzeczywiście, kilka razy próbowała oddać Varoshę w zamian za zezwolenie na loty bezpośrednie do Tureckiej Republiki Północnego Cypru – nieuznawanego przez społeczność międzynarodową państwa Turków cypryjskich, proklamowanego 15 listopada 1983 r. Jednak jak dotąd bezskutecznie! Niedawno bez powodzenia rozwiązanie takie próbowali przeforsować przewodniczący Unii Europejskiej Finowie. Cóż, w Varoshy panuje śródziemnomorska, a nie skandynawska rzeczywistość.
Jak długo duch Varoshy będzie obecny na wyspie? Już słychać głosy, by w tym miejscu utworzyć swego rodzaju skansen. Wiele wskazuje jednak na to, że zanim obie cypryjskie społeczności dojdą do porozumienia, siły natury dopełnią dzieła zniszczenia. I tylko byli mieszkańcy Varoshy, którzy kilka lat po 1974 r. musieli spędzić pod namiotami, wciąż nie mogą się pogodzić z faktem, że ich miasto nie jest już miastem.
Przemysław Osiewicz
[21 grudnia 2006 r.]
komentarze
ciekawie
a skąd wzięty ten artykuł? bo chciałbym go zacytować, a pana Przemka znam i wiem, że zna się na rzeczy
zaciekawiony (gość) -- 15.05.2009 - 19:22z netu...
..
znalazlem go w necie…
i tak poznalem Przemka…........
polska dla polaków,
ziemia dla ziemniaków,
księżyc dla księży…
a cyprusy na drzewa
jurek.cy -- 16.05.2009 - 15:23cypr
no cóż obawiam się że szybko tego miasta nie zobaczymy,mieszkałam parę miesięcy
kiti (gość) -- 22.05.2009 - 11:13na Cyprze i dość dobrze poznałam kulturę i ludzi .Wydaje im się , że są bardzo nowocześni i otwarci na świat a tak naprawdę to bardzo zacofani ludzie , którzy nie
przyjmują krytyki ,a wszystko oparte tam jest na znajomościach i do tego są bardzo uparci i święcie przekonani o swojej racji.Grecka część Cypru nie pogodzi się z turecką bo uważa ich za gorszy sort ludzi ,więc nie ma tu mowy o pojednaniu.
Obrażają się nawet jak mówi się o nich , że są grekami , nawet grekami cypryjskimi,bo oni uważają się za cypryjczyków .Nawet greków traktują z dystansem a nie na równi z sobą wiec krótko mówiąc nie jest to społeczność która jest otwarta
i gotowa iść na ustępstwa , wolą pozostać jedynym krajem na świecie który ma stolice podzieloną linią
...cóż
niby masz rację, a niby nie….
Co do GREKÓW…
Cyprole mają kompleks na ich punkcie…
Jak przyjeżdżają grecy to u mnie w hotelu menagerowie płaszczą się, dwoją i troją.....
To grecy uważają cyproli za wsiochów i buraków.
Mam greckich znajomych, którzy mówią, że cyprole muszą się nauczyć greckiego, bo ich wieśniacka wersja jest niezrozumiała….
polska dla polaków,
ziemia dla ziemniaków,
księżyc dla księży…
a cyprusy na drzewa
jurek.cy -- 22.05.2009 - 12:08