Może mi popłynie, albo i nie. Co? Coś spod palca. Palcy. Palców. Palcat, choć to zdaje się do koni było. Słucham soundracku trzecich „Piratów…”, który to ost jest wg mnie jednym z najwybitniejszych albumów z muzyką filmową.
Jest to dla mnie fantastycznie miłe wręcz rozczarowanie. Po słabiutkim oście „Zemsty Sith” (ostrzyłem sobie na niego uszy, a okazało się, że są tam góra dwa motywy godne posłuchania), ilustracja muzyczna to uczta dla uszu, mózgu, bam bam i tak dalej.
Dawno nie słuchałem muzyki filmowej, która żyje niezależnie od filmu, a nawet przewyższa go. Ba! Ma w sobie ducha, który stracił ów film właśnie.
Fantastyczna manipulacja emocjami w obrębie jednego utworu. Od liryczności po gniew, swego rodzaju grozę, co daje się odczuć w temacie opowiadającym tragicznego Davyego Jonesa. Wielka pompa, dramat, potęga oceanu i siła przygody towarzyszą mi z kolei przy utworze „I Don`t Think It`s Best Time”, który w wielu momentach jest pięknie porywający. No w moim przypadku sprawił, że rośnie we mnie ten piracki duch, taki wiecie, chcę iść naprzód, zdobyć skarb, oddać się porubstwu i poawanturować się.
Jasne, jest tam mnóstwo patosu, chwytania za emocje. Ale kurczę, chyba o to chodzi! Chwycić słuchacza za gardło, rzucić nim o glebę, przydusić kolanem, czasem popuścić, by złapać chwilę oddechu. Potem poprawić kopniakiem w jajcy, by po chwili uśmiechnąć się: ja tylko żartowałem.
Trzeba przyznać, że Hans Zimmer, kompozytor ostu czerpie tutaj z dotychczasowej twórczości. Słychać wpływy „Gladiatora” (no, w tym przypadku zdaje się, że kompozytor sam się okrada, a przypadek nazywa się „Drink Me Up My Hearties” i jest motywem przewodnim całej trylogii), „Twierdzy”, czy nawet „Karmazynowego przypływu”.
Nie zmienia to jednak faktu, że wykorzystując te elementu, przetwarzając je, wplatając w nowe motywy stworzył soundtrack doskonały. Soundtrack, dzięki któremu moja wyobraźnia pracuje na podwyższonych obrotach. Nawet teraz, gdy słucham utworu, ilustrującego bitwę w wirze, klepię po klawiaturze nieco żwawiej. I za chwilę ten walc. A teraz znowu te podniosłe trąby, motoryka, kotły…
Ta muzyka ma też dodatkowy walor. Kiedy czytam książkę przygodową, mam już do niej soundtrack. To się nazywa klimat. Klimat Wielkiej Przygody. Hamilton już tu idzie. Słyszę. A jutro idę do biblioteki po pirackie książki.
Wiem, facet jest prosty jak mikser. Wystarczy odpowiednio nacisnąć. Tylko czemu nie potrafi tego baba, lecz jakiś muzykant z Holyłudu?
komentarze
Madziu
box się poszedł...na spacer
max -- 08.01.2008 - 00:44Prezes , Traktor, Redaktor
a co, wrzucic ci cos?
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 08.01.2008 - 00:45sątraka
rzecz jasna:)
max -- 08.01.2008 - 09:14Prezes , Traktor, Redaktor
teraz może być?
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 08.01.2008 - 10:11Mad
później sprawdzę, teraz nie mogę
max -- 08.01.2008 - 11:19Prezes , Traktor, Redaktor
Najdoskonalszy...
...to “Blade Runner” Vangelisa! Bezdyskusyjnie…
jotesz -- 08.01.2008 - 12:45:)
joteszu
Napiszesz cos na ten temat?
Tak na goraco mysle, ze gdyby tak kilku nas napisalo cos o swoich soundtrackach, potem mozna by zrobic taki zbiorczy wpis “najlepsze z najlepszych” wg TXT. Oczywiscie bez miejsc punktowanych, kolejnosci itd.
To jak?
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 08.01.2008 - 13:03Skromnym wielce...
...i po rozmowie mondrych u Szeryfa bym nie śmiał – ot poczytałem, Kałużyńskiego wspomniałem z łezką (zawsze go lubiłem wielce), ale żeby się dopisać???
Ja zawsze odbierałem sztukę wszelaką przez trzewia. Zawsze ludycznie – się mi podoba – to lubię! A jak mi się nie podoba, to chowam się za gardą “ja się nie znam, nie jestem specjalistą”. Muzyki słucham od zawsze (czytaj – od gramofonu Bambino), ale nigdy się nie uczyłem gry na żadnym instrumencie, ani czytania nut. Czytywałem coś przypadkowego, co nie dało mi żadnego ogólnego instumentu oceny. Dlatego, mimo że przez przyjaciół uważany jestem za znawcę (jak widać przesadnie), melomana (z tym się mogę zgodzić) i zbieracza (to akurat prawda), to jestem tylko Amatorem. Miłośnikiem i laikiem w sprawach teoretycznych.
Vangelis to mój ulubieniec (z cholernie licznego grona) od czasów prehistorycznych, kiedy to jeszcze był podporą Aphrodithes Child, w którym to zespole grał na gitarze (!) i śpiewał (znakomicie) Demis Russos. Muzyka do “Łowcy Androidów” jest dla mnie idealnym soundrackiem i tu moja laicka ocena zbiegła się z tą Akademii, przyznającej Oskary. Pierwsza scena filmu, z ponuro futurystyczną panoramą Los Angeles, jest ilustrowana muzyką monumentalną i budzącą nieokreślony przestrach, obawę czegoś nieuchronnego…
Może jednak się skuszę do zaprezentowania paru moich ulubieńców, z zastrzeżeniem tytularnym – “Uchem laika”?
jotesz -- 08.01.2008 - 15:09:)
--> Mad Dog, mam mala ciekawostke
“Fluch Der Karibik” w wykonaniu Jugendsinfonieorchesters Berlin pod kierownictwem Johannesa Lucchesi.
A tutaj, ta sama orkiestra podczas proby (tez z “Karaibami”) jakosc dzwieku jeszcze gorsza :-), ale za to mozna z bliska przypatrzyc sie mlodym wykonawcom.
Moja corka, gra w pierwszych skrzypcach w mlodszej orkiestrze prowadzonej przez mistrza Lucchesi i ma dosc spore szanse (jak sie lenic nie bedzie) trafic za jakies poltora roku do Jugendsinfonieorchesters, ktory to dosc powazny projekt jest. Nutki partii I skrzypec do “Piratow” tez ma i z wypiekami na twarzy sobie cwiczy.
Jerry
Szeryf -- 09.01.2008 - 12:13--> jotesz
Bardzos niesprawiedliwy wobec mnie (tak to przynajmniej odebralem). Nigdzie nie neguje osobistych gustow, zwracam tylko uwage na to, ze sztuka to tez nauka scisla jest.
Jerry
Szeryf -- 09.01.2008 - 12:15Szeryfie - WYBACZ!
Wcale nie byłem niesprawiedliwy wobec ciebie i smutno mi, że tak odebrałeś mą wesołą, w założeniu, dopiskę. Mondrzy to nie miała być złośliwość, tylko kompleks amatora, który nie ma żadnej podbudowy teoretycznej czy szkolnej i jest skromnym muzykolubem, wobec ludzi z branży muzycznej czy filmowej.
Jestem namiętnym wielbicielem bossa novy, więc tym bardziej, po wejściu na Twoją stronę zawodową i posłuchaniu kilku kawałków brazylijskich, nie mógłbym być niesprawiedliwy czy złośliwy wobec Ciebie. Wyszedł dysonans a miała być krotochwila. Lepiej się znam na dysonansach w architekturze niż w muzyce.
Przeprosiny wkleję również w biurze Szeryfa, żeby nie zawisły w próżni, jak dłoń kanlerzycy, zwrócona do prezydenta…
jotesz -- 09.01.2008 - 12:27:)
--> jotesz :-)
odpowiedź u mnie
Jerry
Szeryf -- 09.01.2008 - 12:33Szeryf
Noooooooo!!!!!!
To gratulujęęęęęęęęęęę!!!!!!!!!!!!
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 09.01.2008 - 15:35--> Mad Dog
Dzieki !
Odpukac, co by nie zapeszyc :-)
Jerry
Szeryf -- 09.01.2008 - 15:39