„Zwrotniczy” to idealna propozycja dla spragnionych innego, autorskiego kina. Film, który jest wyzwaniem i zaproszeniem do wspólnej podroży w nieznane. Witajcie w minimalistycznym świecie Josa Stellinga, reżysera filmu „Zwrotniczy”.
Podróżująca pociągiem Kobieta przesypia stację, na której miała wysiąść. Mając nadzieję na nadrobienie zwłoki w podróży wysiada na położonej na bezludziu stacyjce, której jedynym gościem i mieszkańcem jest Zwrotniczy. Rychło okazuje się, że mimo, iż jest tu miniwęzeł kolejowy, nie zatrzymują się pociągi. Zrozpaczona Kobieta musi tu zostać dopóki nie nadjedzie jakikolwiek pociąg. Poznaje Zwrotniczego, gbura i analfabetę, który cechuje się tym, że nic nie mówi. Jego jedynymi znajomkami są Maszynista, jego Pomocnik, oraz nieprzyjemny Listonosz. Do momentu przybycia Kobiety życie toczy się według utartego schematu; comiesięczne wizyty Listonosza przywożącego wypłatę, rzadkie odwiedziny Maszynisty. I codzienne czynności, wykonywane mechanicznie. Jakby stały się częścią Zwrotniczego. Zdaje się, ze te wszystkie gałki, przekładnie, zegary i zwrotnice stanowią przedłużenie organizmu bohatera.
Codzienny bałagan, niechlujność, prostackie życie i zwyczaje nagle stają w konfrontacji z przybyłą do tego zapomnianego świata Kobietą. Wytworną, zdecydowaną, obdarzoną silną osobowością, o czym świadczy jej wyzywający, krwistoczerwony strój. Nieoczekiwanie dla wszystkich, otaczający dworzec świat ulega przewróceniu. Przepraszam, prawie wszystkich, bowiem bohater początkowo ignoruje Kobietę. Na dodatek kompletnie jej nie rozumie. Nie dość, że jest półgłówkiem, nie dość, że nie ma zamiaru odezwać się do niej, Kobieta jest Francuzką i mówi tylko w swoim ojczystym języku. Jedyną próbą porozumienia jest język gestów i symboli. Żadnych słów, tylko gesty. W miarę upływu czasu bohater zaczyna odkrywać w sobie ciekawość, fascynację, może nawet po swojemu rozumianą miłość do Kobiety. Równocześnie dociera do niego, że przedstawiciel Władzy, a więc Listonosz pożąda jego współlokatorkę. Konflikt jest kwestią czasu.
Film Josa Stellinga jest interesującym eksperymentem. Pokazuje, jak język gestów, oszczędna mimika i surowa scenografia zastępuje dialog. Z zapartym tchem oglądamy film, w którym para bohaterów nie zamienia z sobą nawet zdania! Mało tego, w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę dialog jest nie na miejscu! Odkrywamy przyjemność, ba! smakujemy opowieść snutą poprzez spojrzenia, zmarszczenie twarzy, skrzywienia ust, machnięcie ręką, czy sposób, w jaki bohaterowie poruszają się. Odkrywamy moc tkwiącą w szczególe; strzępie ubrania, zmienianiu wyuczonych nawyków. Poznajemy smak samotności oraz stopniowego przywykania do znienawidzonego świata i ludzi. Zimne odludzie, prostacki Listonosz, prostolinijny Maszynista i jego Pomocnik. Gburowaty Zwrotniczy, który stara się zmienić. Zmienić, bo na swój sposób zaczyna kochać Kobietę. Jak w przypadku tego typu ludzi, jest to miłość zaborcza, pałająca gniewem i niezrozumieniem. Paradoks, ale tak jest.
Zwrotniczego nie obchodzi, czy Kobieta darzy go jakimkolwiek uczuciem. Dla niego ważne, że on to robi. Jest przy tym bezwzględny, by za chwilę stać się porażająco nieśmiałym. Kiedy jego wybranka nareszcie opuszcza dworzec, Zwrotniczy nie umie powrócić do poprzedniego życia. Nie potrafi być „zwrotniczym”. Od kiedy poznał siłę uczucia, stał się innym człowiekiem. To, co nadawało sens jego życiu, a więc, codzienne przestawianie zwrotnic, nagle przestało mieć znaczenie. Stał się Człowiekiem.
Jak kończy się historia Zwrotniczego i Kobiety? Smutno, choć od początku było wiadomo, że ich znajomość nie może przerodzić się w cos trwalszego. Zbyt dużo dzieliło tych dwojga.
Zmieniam zdanie. Jednak „Zwrotniczy” nie jest eksperymentem. Jest piękną opowieścią o dwóch odludkach, pragnących akceptacji i zrozumienia. Osób chcących kształtować życie na własnych zasadach. Jeśli macie dość szalejących w kinach sztormów, efekciarstwa i pseudointeligenckich bełkotów o mrocznej miłości, obejrzyjcie, proszę „Zwrotniczego”. Prostej, minimalistycznej opowieści o dążeniu do niemożliwego. Naprawdę warto.
komentarze
kurde
to chyba pamiętam
filmy inspirowane koleją to ciwkawe są. widziałeś “Uciekający pociąg”?
Sir H. -- 02.02.2008 - 21:03Widzialem, ale dawno i przydaloby sie odswiezyc.
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 02.02.2008 - 21:05