No, dzięki za dotychczasowe wyrazy:-) nt. “Starociarzy”. Mam cichą nadzieję, że uda mi się Was dziś zaskoczyć.
No dobra, lecimy. Proszę włączyć wyobraźnię.
Starociarze
serial
III
Kilka miesięcy później. Ola, już z widoczną ciążą odbiera pocztę internetową. Przepisuje informację z maila na kartkę i dzwoni.
Giełda staroci pod gołym niebem. Sławek chodzi po nieskończenie wielkim bazarze, który przypomina swą urodą i klimatem wschodni targ. Sławek prowadzi przed sobą specjalny wózek, w którym ma kupione już starocie. Podchodzi do handlarza białą bronią. Sławek jest zafascynowany różnorodnością kordów, noży, kalwarów, mieczy, sztyletów itp.
Uwagę Sławka przyciąga jedna z szabel. Bierze ją w rękę, obserwuje. Kupuje ją.
Nagle dzwoni jego komórka. To Ola. Każe mu szybko wracać do domu. Jest „zajebisty” towar do odkupienia.
Mieszkanie Hermana. Typowe robotnicze mieszkanie. Sławek wita się z gospodarzem.
Gospodarz prosi Sławka na balkon, przeprasza go na chwilę. Sławek obserwuje widok za balkonem- typowe ponure blokowisko, z resztkami placami zabaw itp. Po chwili wraca Herman z piwami w ręku. Przechodzi na drugi koniec balkonu, odkrywa przykrytą kocem skrzynię, długo przygląda się jej, po czym ociągając się otwiera wieko. Przygląda się zawartości. Wyjmuje przedmiot. Podsuwa go do oczu Sławka. Jest zaskoczony.
Gospodarz, patrząc na przedmiot, którego nie widzimy, ni przypiął, ni przyłatał, mówi, że „kwatermistrz to ma klawe życie; siedzi na tyłach, wydaje żarcie, albo mówi, że nie ma i żyje kosztem szwejów.”
RETROSPEKCJA
Wieś. Noc. W swoim pokoju śpi mały Herman. Nie może zasnąć, bo bardzo ciśnie go pęcherz. Nie wytrzymuje wychodzi z izby. Ostrożnie, na paluszkach przekrada się przez izbę, w której śpią jego rodzice. Słyszy, jak jego ojciec mówi przez sen: „nigdy nie odbierzesz mi majątku, słyszysz.” Chłopiec wychodzi z chałupy. Idzie do wychodka.
Tymczasem wokół obejścia pojawiają się mężczyźni z baniakami w rękach.
Herman załatwia się w wychodku, nagle w różnych częściach gospodarstwa wybucha pożar. Chłopiec przerażony siedzi w środku. Tymczasem podpalacze blokują wejścia do chaty, podpalają ją.
Pożar niszczy gospodarstwo. Słychać wycie zwierząt, krzyki palonych rodziców Hermana.
W wychodku siedzi sparaliżowany strachem Herman. Jednak przez otwór w drzwiach widzi podpalaczy. Jeden z nich mówi, że „trzeba było dać po dobroci.”
Rankiem. Herman stoi umorusany na zgliszczach gospodarskich. Widok jest okropny. W pewnej odległości stoją już grupki sąsiadów, którzy- jak to sąsiedzi- wymyślają setki powodów pożaru. Herman słyszy nawet, że to pewnie on sam spalił rodziców.
Chłopiec ucieka ze wsi.
Jakiś czas później, w innej wsi, już starszy Herman pracuje w jednym z gospodarstw jako pomocnik: naprawia dachy, pasie bydło itp.
Dwa lata później Herman dowiaduje się o wybuchu wojny. Postanawia wstąpić do wojska.
Podczas pożegnalnego obiadu, gospodyni pyta Hermana, po co idzie na wojnę. Dla ojczyzny, tu jest twoja ojczyzna- mówi. Herman tłumaczy, że idzie na wojnę, bo nic mu nie zostało. Nic go nie wiąże. Co mu zostało? A tak, przynajmniej będzie bił się za rodziców, za złe języki… Gospodyni jest przykro, że Herman zapomina o nich. Ten reflektuje, przeprasza ich. Żegna się. Odchodzi.
Punkt mobilizacyjny Wojska Polskiego. Herman zostaje przydzielony do działu zaopatrzenia, będzie kwatermistrzem.
Jest zły, bo przecież przyszedł tu, by się bić, nie grzać dupę na tyłach. Oficer tłumaczy mu wyrozumiale, że żołnierz, który nie otrzyma na czas zaopatrzenia nie jest żołnierzem. Że tak naprawdę od kwatermistrza zależy wojna.
Front. Herman jest kwatermistrzem i widać, że jeszcze jakoś nie przekonał się do swoich obowiązków.
Front. Podczas, gdy Herman gra we własnoręcznie wykonane karty z kolegami. Wpadają sanitariusze- przywieziono pierwszych rannych. Jest ich tyle, że brakuje ludzi do pomocy.
Herman przerażony pomaga przenosić coraz to nowych rannych do polowych i zaimprowizowanych lazaretów. Patrzy na postrzępione ciała, kikuty, przestrzelone głowy, zniekształcone pociskami korpusy. Patrzy na sanitariuszy i lekarzy wściekłych, że nie udało im się uratować rannych. Medycy źli na siebie wyżywają się na otoczeniu. Za to Herman, już u siebie w kwaterze, popijając samogon jest już jednak szczęśliwy, że jest kwatermistrzem.
Tymczasem na front przyjeżdża transport z protezami dla rannych. Nowe, stare, czyste, brudne. Niektóre uszkodzone i niedopasowane. Do Hermana przychodzi lekarz, mówi, że nie wszystkie protezy nadają się do wykorzystania, a to, co jest nie wystarczy dla wszystkich. Herman wścieka się- bo od jakiegoś czasu zamiast troszczyć się o amunicję i żarcie, musi latać za „jakimiś cholernymi protezami. Mało, że z trupów ściągamy?!”- mówi.
Jakiś czas później na froncie trwa święto, bo oddział Hermana wygrał pierwszą od dłuższego czasu potyczkę. Panuje rozprzężenie. Wreszcie jeden z pijanych oficerów wystrzeliwuje w niebo racę. Dowództwo wpada w panikę. Wszyscy rozbiegają się, jednak na próżno. Po chwili naprowadzony wystrzeloną racą wróg otwiera zmasowany ogień na obóz. Rozpoczyna się masakra. Eksplozja rzuca ciałem Hermana.
Jakiś czas później. Szpital. Podłe, fatalne warunki. Brudne bandaże, brak wszystkiego, czym powinien dysponować szpital. Herman odzyskuje przytomność. Przez jakiś czas nie wie gdzie jest. Do pełnej przytomności doprowadza go jakiś smród. Ostrożnie rozgląda się. Na jego twarzy maluje się strach. Patrzy powoli na swą nogę. Płacze. Nie może uwierzyć, jego noga jest w strzępach.
Podczas jednego z rutynowych badań lekarz tłumaczy Hermanowi, że trzeba amputować nogę. Herman wygląda jednak, jakby był nieobecny, nic nie miało znaczenia, tak jest złamany.
Jakiś czas później. Herman słyszy, jak lekarze zastanawiają się, skąd wziąć protezę dla niego. Wreszcie po pewnym czasie pojawia się sanitariusz, który przynosi protezę po zabitym Niemcu. Jest całkiem dobra, tylko trzeba ją dopasować.
Jakiś czas później. W pomieszczeniu kwatermistrzowskim. Herman, już z dopasowaną protezą, z pasją wykonuje swe obowiązki. Zachowuje się, jakby nic się nie stało, pogodził się z losem.
WSPÓŁCZEŚNIE
Żabice. Sławek wchodzi do piwnicy. Pomieszczenie wygląda niemal jak muzeum. To miejsce, w którym Sławek przechowuje szczególnie ważne dla niego przedmioty. Z dumą ogląda swoje skarby. Wiesza nowo kupioną na bazarze szablę.
Po chwili obok stawia… protezę Hermana.
Wydaje się, że poświęca jej więcej uwagi, niż szabli.
Do piwnicy wchodzi cicho żona. Czule obejmuje męża. Sławek z zadumą mówi, że może kiedyś otworzy muzeum. Ale nie takie zwykłe. Muzeum Ludzkich Losów. „No tak, ty mój kustoszu”- mówi żona wtulając się w Sławka.
KONIEC ODCINKA
komentarze
Ty,
no moc ma,
kurczę
prezes,traktor,redaktor
max -- 25.09.2008 - 23:05Hm,
a mi dalej się wydaje, że drugi odcinek najlepszy.
Ten mnie jakoś nie poruszył.
Może dlatego że zmęczony jestem.
Idem spac, jutro wieczorkiem przeczytam jeszcez raz, to pomyślę jaki on jest.
Ten odcinek.
pzdr
grześ -- 25.09.2008 - 23:11Ha!
Dwie różne opinie.
A może jak Grzesiu nawróci się, będą dwie jedynie słuszne?
W każdym razie Maksu big dzięki!!!!
A z Grzesiem poczekam do jutra:-D
Human Bazooka
Mad Dog -- 25.09.2008 - 23:12mad, na razie to jak mam oceniać
to drugi najlepszy, pierwszy troszkę mniej, a ten na miejscu honorowym bo trzecim
:)
pzdr
grześ -- 25.09.2008 - 23:15Grzesiu
Ale tu jest dramat największy, bo dzieciak, który najpierw traci wszystko, potem na nowo zdobywa, i znowu traci.
To jest przecież o odzyskiwaniu nadziei na nowo. Wbrew wszystkiemu.
Human Bazooka
Mad Dog -- 25.09.2008 - 23:25@Mad
Całkowicie technicznie…
Polska Armia nijak nie pasuje to do tej historii. Zmobilizowany (1939?) nijak nie miałby czasu na zmieszczenie całej tej historii w czasie wojny obronnej – więc działoby się to albo w Afryce/Włoszech/Normadii, albo w ramach Armii Berlinga. Może faktycznie najlepiej by to pasowało do berlingowców, bo cały klimat drugiej części opowiadania (chlanie, jakieś strzelanie racami itp.) pasuje do standardowego wyobrażenia o tym, jak wyglądała wojna na wschodzie.
Wiem, że to czepianie się szczegółów, ale kiedy chodzi o opowieści umocowane w historii to właśnie dbałość o szczegóły liczy się jak diabli. Tu nie ma miejsca na “Nibylandię”, chyba że opowieść jest dla kompletnych laików.
Historia… czy ja wiem. Jakoś brakuje mi w niej czegoś co by mnie zaciekawiło, przykuło uwagę, pozwoliło polubić czy choćby znienawidzieć głównego bohatera. Niby coś tam jest, ale np. z góry wiemy że bohater przeżyje (bo w końcu to on opowiada historię) i jest mi on raczej obojętny – może z wyjątkiem początku kiedy żal straumatyzowanego dziecka, ale wątek podpalaczy też jest jakby zawieszony w próżni. I nie za bardzo wem, jak można to zmienić – może po prostu dobre dialogi, których oczywiście w tego typu szkicu póki co nie ma. W każdym razie – wolałem poprzedni odcinek.
Barbapapa -- 26.09.2008 - 07:58Tu mnie zagiąłeś:-)
Przemyślę to.
Human Bazooka
Mad Dog -- 26.09.2008 - 08:08A ja myślałem,
że to ma być o zwolennikach i czytelnikach Starego…
jotesz -- 26.09.2008 - 12:28:)
:-D
Human Bazooka
Mad Dog -- 26.09.2008 - 12:31Ale poczytam!
:-O
jotesz -- 26.09.2008 - 12:36