Najpierw edycja dzisiejsza:
We wpisie “Bracia. Dziesięć” napisałem coś takiego: “Nie potrafię ostatnio racjonalnie myśleć...Myślałem, by napisać na ten temat notkę, ale nie potrafię. W sumie odsyłam Was pod adres www.pomocdlarenaty.pl i bardzo proszę, byście tam skoczyli i… No dobra, proszę tylko o odwiedzenie tej strony i o nic więcej nie. W każdym razie Renatę znam jeszcze z czasów podstawówki i informacja o jej chorobie rzuciła mnie o ścianę i wywołała nienawiść wobec ludzi, którzy znęcając sie nad bliskimi cieszą się dobrym zdrowiem.”
Wczoraj w programie “Warto rozmawiać” zajęto się przypadkiem Reni i jest nadzieja na…No jest nadzieja. Nadzieja. Udało się zebrać trochę grosza. Może uda się. Może. Jest nadzieja. Nadzieja.
I jeśli mogę o coś prosić: wspomóżcie Renatkę.
A teraz właściwy tekst
No i Griszeq załatwił mnie.
Bo ma rację, a ja nie lubię, gdy ktoś ma rację.
To znaczy dopuszczam, że może mieć, no ale nie za często, nie.
No ale dobra, niech tam będzie, zwłaszcza, że płynie mi z głośnika Mieczysław Fogg z Bumelantami.
A zatem niech dzieje się.
Są dni, gdy nie potrzebuję budzika. Tak było właśnie we wtorek.
Obudziłem się parę minut po piątej. Oczywiście na śniadanie kawa, bo jakżeby inaczej.
Do tego druga kawa, ale taka malutka.
Rzecz jasna bez cukru, bo to zabójstwo dla organizmu.
Dziś, myślę sobie nie jadę autobusem. Spacer do miejsca, które widzisz zajmuje jakieś dwadzieścia minut spokojnej autonogi.
To, że akurat widok jest ospały, to raczej specyfika tego miejsca, niż wyjątkowość chwili.
Może niezupełnie, bo są chwile tłoczne, czyli msze.
Trzeba zaznaczyć, że ta ulica nazywała się kiedyś Legnicka.
Po lewej stronie widzisz kościół.
Kiedyś odprowadzałem kuzynkę do domu, a była to godzina, kiedy autobusy już nie jeździły.
Akurat przechodziliśmy obok kościoła.
Drzwi otwarte, jasno, w środku mnóstwo ludzi coś mamrocze.
Kurczę, za późno na mszę, może DJ Rydzyk przyjechał?
A tu okazało się, że tego samego dnia JP2 nie żyje.
No tak, nie każdy ma ochotę siedzieć bezmyślnie przed telewizyjką i radyjkiem.
Natomiast ten tydzień PO, no to było coś tragicznego.
Plus tego wszystkiego był taki, że częściej spotykaliśmy się ze znajomymi w knajpach.
W samiuśkim dolnym lewym rogu widzicie (tak naprawdę trzeba się wpatrzeć) Jezu Kryst Nr Jeden. Jest drzewniany i sobie wisi na krzyżu. Jest opatulony czymś w rodzaju takiej wiaty. Brązowy jest. I piękny jak greckie rzeźby. A ponoć Jezu Kryst był taki brzydki sobie, jak mówili mi na Diskawery.
Tam trochę dalej za kościołem jest Jezu Kryst Nr Dwa. Kiedyś pisałem ci o nim, że ciągle ma pecha. Co jakiś czas odrąbują mu rękę i pan proboszczu musi załatwiać zapas dłoni.
Po prawej stronie, naprzeciwko kościoła, mamy miejsce kultu JP2.
Rośnie dąb wsadzony ku czci zmarłego.
Ludzie przychodzą, modlą się do JP2, zdarza się, że więcej ludzi jest w tym miejscu, niż pod Jezu Krystem.
To jaki w końcu ten polski katolicyzm jest?
Taki pogański, co?
Chyba.
A tak to miejsce wyglądało za “niemca”.
(Foto pochodzi ze strony www.galeria.lubin.pl, gdzie powinniście zobaczyć, jak Lubin zmieniał się na przestrzeni lat. I jak piękny był przed wojną)
To Jezu Kryst Nr Dwa
Rozmnożyło się tych tygrysów ponad miarę. Gdzie nie spojrzyć, tam kociaki.
Kociaki pokazują też głupotę ludzi.
Jedna z barmanek, taka, co to nakłada jedzenie, przyrządza je, skrobie i w ogólę grzebie w rzeczach jadalnych, w czasie przerwy śniadaniowej ujrzała takiego właśnie malca.
I nie wiem, czy laska była uczuciowa, czy głupia, dość że wzięła tego kotka dzikuska na ręcę i jęła go całować po zaślinionych oczkach.
Gdy się napieściła wróciła jak gdyby nic do pracy, a ja już wiem, gdzie za czeskiego boga nie zjem.
To kocię to efekt powrotu do domu.
Toto za kotkiem do tył bloku przy ulicy Kruczej. Ten blok, a raczej bloczysko, to fenomen sam w sobie. Co ja gadam, żaden fenomen. No dobra, pierdykło mi się, ale nie chce mi się edytować, a zatem niech będzie fenomen.
Dlaczego? A dlatego, że jest ostatnim budynkiem w ciągu czterech bloków.
Łącznie ma to jakieś dwieście metrów ze sporym hakiem.
A kotek to nawet haka nie ma.
Ta wiedźmińska kępa to nie posiadłość na przedmieściach. Musiałbym zwariować, by tak daleko łazić. Nawet biorąc pod uwagę, że mieszkam tam, gdzie Lubin zmienia swą szlachetną nazwę na Przylesie. Dlaczego akurat “Przylesie” to też ci pokazywałem, więc nie jojcz, że teraz nie powiem.
Poszukaj.
W końcu aż tak dużo wpisów to nie mam.
Kiedy miałem działeczkę chodziło się na nią ulicami Wrzosową, a jak ktoś miał fantazję, to wchodził w Ptasią, bo lubił dookoła.
Paru ludzi tu mieszka, trzeba przyznać: były poseł-dyrektor banku-były towarzysz sekretarz- były prezydent miasta- były wojewoda- w ogóle były.
Rządził lokalnym oddziałem PKO BP tak dobrze, że dostał zakaz wstępu na teren placówki.
Ale za to jego żona wygrała w toto lotka pięć tysięcy złotych.
Mieszka tu też była szefowa lubińskiego centrum kultury, były starosta, sporo lekarzy itd. Żaba też mieszka. I Tania. I Klopsik.
I nawet nie wiem, czyja to kępa. Pewnie Kępińskiego.
A to jest rosnąca nieopodal dwukolorowa odmiana orzecha przewłoskiego. Knyf polega na tym, że po wyschnięciu łupki owocu mają dwa kolory. Pierwszy, tradycyjny, oraz drugi, zielonkawy. Ciekawe, jak teraz będzie wyglądać reklama mebli orzechowych.
A to co jest?
No proszę cwaniaczki?
Tyle macie do powiedzenia, a ciekawe, czy wiecie co to za drzewo zapuszczające korzeń przy śmietniku stojących na chodniku. Niedaleko przychodni zresztą.
Ho, tu jesteśmy już na drugim końcu miasta. O ile mój koniec miasta znajduje się niedaleko drogi na Wrocław lub Legnicę- zależy gdzie chcesz jechać- to ten koniec, jest bliżej, to znaczy troszkę dalej, ale nie do końca, więc przyjmijmy, że takie bliiiiiiżej drogi na Zieloną Górę (jeśli wybierzesz się w prawo), albo jeśli chcesz to na Chocianów (w lewo), a nawet w kierunku Obory (noooo, to już prosto).
Cerkiew nam się buduje.
Pierwsza jest na ulicy 1- ego Maja. Niedaleko tylnego wejścia do byłego Defilu.
Obecnie świątynia znajduje się może piętnaście metrów od wytrzeźwiałki, co też można traktować, jako plus. Bo człowiek nie wielbłąd itd.
To jest właśnie widziana z tyłu cerkiew przy pierwszomajowej ulicy. Teraz z Defilu zrobiono bazar, zwany centrum handlowym, czy tam halą kupiecką. Weź przestań, obciach i porażka. Mogli zrobić z tego coś w rodzaju Starego Browaru, a stworzyli muzeum szczęk.
A teraz wracamy do kończonej właśnie cerkwi. Ten obrazek mógłby wystarczyć jako osobny wpis i pewnie wrócę do niego, bo w prawolewej półkuli powstają wspomnienia związane z tym obrazkiem. Ale o nich innym razem.
W każdym razie to co teraz widzicie, to tak: most, pod którym są tory, po których kolej udaje, że prowadzi ludzkie połączenia ciuchciuchowe.
Po lewej mamy park, o którym za chwilę. A po lewej najpierw wytrzeźwiałka, która w ten sposób prowadzi szkolenia dla lubinian, że w czasie imprez na powietrzu, jakiś cizio wrzeszczy ze sceny, że narkotyki są bueeee, i w ogóle sucks, no mają takie skutki: odczuwasz po nich podniecenie, masz zwiększone ciśnienie, czujesz, że możesz góry przenosić itd. I wtedy zastanawiasz się, kiedy ten cizio zacznie mówić o negatywnych skutkach jaranka.
Fakne, pardąsik, fajne jest też to, że ulica, którą widzisz, zaraz po dokładniunim remoncie została zamknięta dla ruchu. Dlaczego? Bo dlatego. No.
Pffff, tu pewnie polegnę.
To coś, to pewnie godło Lubina. Kurwa, ale obciach, pokazywać coś, o czym się nie wie.
A zresztą.
Rzecz ta, przyjmijmy, że godło, lub herb umieszczone jest na ścianie lubińskiego Sanepidu. Instytucja ta mieści się podobnie jak pierwaja cerkiew, czyli pierwszomajowej.
I to nawet nie daleko.
Bo to jest tak.
Jest cerkiew. Potem idziesz se od tej cerkwi w stronę rynku, o którym pisałem ci, a jeśli nie widziałeś to sorka, ale musisz se znaleźć, no.
No i ten, idziesz, czekaj, ile to idziesz…? Qurwa, no…No dobra, sto metrów.
I jest ten Sanepid.
No.
A trochę dalej jest ulica, na której był bazar. Też o nim pisałem. Poszukaj sobie.
Wracamy! Wracamy, ale już!
Widzisz ten kamyczek prawda?
Znajduje się w parku, nie inaczej. Popatrz wyżej, na to zdjęcie z zamkniętą ulicą, mostem i niewidocznymi pod nim torami. No.
I teraz tak. Ten kamyk leży dokładnie po lewej. Czyli tak, jakbyś robił to zdjęcie, to kamień jest obok ciebie.
Jest jednakowoż problemito, heh.
Bo od niedawna park, po którym z kuzynami popylaliśmy w piłeczkę, praliśmy się, był jakiś czas temu cmentarzem.
I stosunkowo niedawno ktoś postanowił, znaczy ktoś- władze miejskie pewnie- no ten ktoś postanowił, że będzie to Park Aliantów.
Grisza, ja ciebie naprawdę przepraszam, ale ja nie wiem, o co z tym chodzi.
Kiedy dowiem się, przylezę i pochwalę się.
Oczywiście przy użyciu przekleństw.
To jest wierzba, gdyby ktoś nie wiedział
Park Aliantów.
O!
Mięso! Znajome mięso się przypałętało!
Ty, Stopczyk, znasz jakiś przepis na gyrosa z kota?
Miasto magiczne, jakim jest Lubin nie oznacza, że rządzi nami magik mydlący oczy mieszkańcom. No dobra, tak jest. Przyznaję, rządzi nami magik. I mitoman.
Ale to nie on jest na poniższym zdjęciu.
Jabba The Hutt, bo o nim mowa zatarasował mi drogę wtedy, gdym się najmniej tego spodziewał!
Wkurzony byłem, bo coś mi się aparat nie chciał włączyć, a trza było mi się spieszyć, bo Jabba już odpalał wrotki.
Na szczęście zdążyłem, ale co odchorowałem to moje.
Sytuacja miała miejsce mniej więcej tutaj. Przyglądał się temu Terminakot , a jego zachowania zmusza mnie do delikatnego wycofania się z pytania skierowanego do Stopy, heh.
Nie wiedziałem, że na osiedlu Polne mieszkają tak dzielne zwierzęta. Cudne.
Kot. Przyjaciel człowieka. Jestem wzruszon.
A wiecie, że całkiem niedaleko jest siedziba lokalnej kablówki?
Tej, o której wam pisałem, i to niedawno?
No, tam gdzie pracuje ta laska, z cycuniem fajnym, tak.
Nie, kot nie został rozjechany. Szkoda.
To nie ten sam czarnuch, widziany koło Jabby na Polnym, lecz na Przylesiu.
Na ulicy…! Ptasiek. Stoi sobie, bo wie. A co wie? A bo ja wiem?
Przyjąłem, że wie.
W sumie to patrzył się.
Na co?
Na to coś na następnych zdjęciuniu.
Przyjrzyjcie się.
Widać coś oprócz cosia?
To jeszcze raz.
Uwielbiam to zdjęcie, choć dopiero co je zrobiłem.
To jest w ogóle coś, co poruszyła Ania i Griszeq, a ja dopiero zuważyłem.
To samotnie stojące drzewa.
Skąd to się bierze?
Nie wiem.
Choćbym nie wiem, w jaki sposób tłumaczył, jest to podświadome.
Wiesz, ta brzoza, która rośnie niedaleko mnie- ona jest piękna. Wrzuciłem ją sobie na tapetę w komputerku.
Zresztą kilka zdjęć niżej stoi brzoza. Też samotna.
Niedawno był dąb. Samotny.
Wielkie drzewa. Siła. Majestat. Samotne. Ochrona. Widzę takie drzewo i czuję, ja wiem? Szacunek? Podziw? Poczucie bezpieczeństwa?
Cholera wie.
To tak jak z różą. Kiedy żyje, uważam ją za śliczną. Kiedy jest martwa, zasuszona, jest piękna.
Podświadomie.
Kurczę, no to, to jest obraza dla złomiarzy, lub rzucone im wyzwanie!
Bo tak: to, co widzisz, to znaczy te trawy, drzewka i krzewy to torowisko.
Co prawda są zdaje się cztery tory jako tako utrzymane, ale pozostałe…
Normalnie agroturystyka.
Szczaw jest. Kto tęskni za zupą szczawiową proszony o przyjazd do Lubina.
Z Warszawy wyjeżdżamy PKSem od 16.30, w Lubinie jesteśmy ok. 1- ej w nocy. Potem dziesięć minut piechotką ulicą pierwszomajową.
Aż do końca.
Widzisz tory i w lewo.
Zbierasz, po czym kładziesz się, jak to zwykle w agroturystyce bywa.
Wracasz do Warszawy ze specjalną, kolejową odmianą szczawiu.
Brzoza. Lubin. Przylesie. Wrzosowa. Znów samotna. Mejestatyczna.
No co, to koniec na dzisiaj, nie?
W tym miejscu prośba do Admina- Ty, weź to wrzuć w widoczne miejsce, co? Powstało mi coś zupełnie innego.
Nie, żebym się prosił. Na to jestem zbyt honorowy.
Dlatego błagaaaaaaaaaaaaaaam!
:-)
PS Pozdrowienia dla Delilah!
No i jestem!
komentarze
fajne kiciusie
:) ale wole psy:)
AnnPol -- 07.10.2008 - 17:38Podobają mi się zdjęcia samotnych drzew – jakiś mam sentyment do ich symboliki
hmmmm
jakoś swojsko wygląda ta Belgia … :)
“I don’t need to fight
Docent Stopczyk -- 07.10.2008 - 18:30To prove I’m right”
oj rany
co ten gościu do mnie gada?!!!!
Human Bazooka
Mad Dog -- 07.10.2008 - 18:54Aniu
Też wolę psy, ale niestety nie było żadnego pod ręką:-(
Human Bazooka
Mad Dog -- 07.10.2008 - 18:55no bo jeśli dziś wtorek to jesteśmy
w Belgii :P
“I don’t need to fight
Docent Stopczyk -- 07.10.2008 - 21:15To prove I’m right”
Kotki fajne,
inne zdjęcia tyż, a w ogóle co ty dziś płodny jak nie przymierzając Azrael?
:)
Nie żebym miał coś przeciw, ale odnotowuje te tekstową aktywność.
Pozdrówka.
grześ -- 07.10.2008 - 21:41fakt, kotki
super. ale kotki generalnie to fajne zwierzątka …
“I don’t need to fight
Docent Stopczyk -- 07.10.2008 - 21:48To prove I’m right”
Grzesiu
Ale jutro będzie impotencja:-D
Human Bazooka
Mad Dog -- 07.10.2008 - 22:00Stopczyken
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Human Bazooka
Mad Dog -- 07.10.2008 - 22:09Eee, no co ty,
imptencji mówimy stanowcze nie:)
Zresztą ja jazk zwykle czekam na “Starociarzy” i “Braci”, więc ich już spłodziłeś wczesniej, wiec teraz w sumie możesz być impotentny:)
grześ -- 07.10.2008 - 22:35Nie żebym tego zyczył w sumie…:)
No niby tak...
...ale sam widzisz, że “B” i są skończeni i nie…
Heh, zaczynam się tłumaczyć, ale masz rację.
Human Bazooka
Mad Dog -- 08.10.2008 - 07:21Mad
Ty leniu.
Kiedyś do zdjęć był opis… Napełniał te obrazy treścią. A tak… Zdjęcia fajne. No ale juz tylko zdjęcia.
Czepiam się coś Ciebie ostatnio, ale tak jakoś mam.
Griszeq -- 09.10.2008 - 09:23Aaaa, bo
Miały być tylko zdjęcia.
Human Bazooka
Mad Dog -- 09.10.2008 - 09:30Dog
Wiem. Dlatego pisze, ze sie czepiam. Bo zdjęcia same w sobie OK. Po prostu podobaly mi sie zawsze te wirtualne wycieczki po Lubinie z Twoimi opowieściami o miejscach i zdarzeniach…
Wiesz jak jest – jak ludzi przyzwyczaisz, to potem uważaja ze “im sie należy”...
Griszeq -- 09.10.2008 - 09:40He he
Grisza, ale przecież one będą:-)
Tym razem tematem był wtorek.
Human Bazooka
Mad Dog -- 09.10.2008 - 09:42Ty, ale może masz rację
Bo to zdjęcia Jabby The Hutta aż prosi się o parę zdań.
Albo świecący tygrys.
Kurwa, muszę pomyśleć.
Human Bazooka
Mad Dog -- 09.10.2008 - 09:46Mad
No mnie zainteresowała ta tablica na kamieniu…
I potwierdzam zdanie AnnPol co do fotografowania samotnych drzew. I sunie mi się pytanie do łba – dlaczego Mad fotografuje z uporem maniaka te samotne drzewa?
Myśl, myśl. Zawsze z tego dobre rzeczy wychodzą....
Griszeq -- 09.10.2008 - 09:58;-)))))
smakowitości….
Griszeq -- 09.10.2008 - 16:34Czekaj, Griszeq
Bo sam się trochu załatwiłem.
Dałem tyle zdjęć, to teraz trzeba się napocić, by nie dać ciała i ładnia pokoziołkować.
“Pokoziołkować” powiedziałem???? Już źle ze mną, heh.
Tak, że proszę mi się nie burzyć, jak będę na raty rozpisywał:-)
Human Bazooka
Mad Dog -- 09.10.2008 - 16:39WSZYSCY
Słuchajcie, zrobiło mi się z tego wpisu coś nowego, innego.
Zachęcam do czytania, no!!!
Human Bazooka
Mad Dog -- 09.10.2008 - 20:16Zaraz czytam, no:)
pzdr
grześ -- 09.10.2008 - 20:19Przeczytałem
a apropos drzew ale nie samotnych, to weź przeczytaj se to:
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=2004089
Piekny tekst.
A przypomniałem se o nim, bo ktoś na Salonie pod jednym wpisem Leskiego napisał, że drzewa przy drogach powinno się wycinać.
Niedaleko mnie jest (znaczy była właściwie) zwykła ulica między dwoma wiochami, po obu stronach przez kilometr drzewa fajne, wszystkie wycięli (choć ruch tam minimalny) a nawierzchnia dalej badziewna, to apropos ochrony kierowców.
sorry że nie na temat.
pzdr
grześ -- 09.10.2008 - 20:51Mad
Bezwzględniu musze do Lubina przyjechać. Byłem tam raz w życiu – kupiłem rower na jakimś blokowisku i wracałem do domu bez oglądania miasta…
Trudno mówic, jaki jest polski katolicyzm… Czy jest bardziej pogański niż inne katolicyzmy… Choć można zaryzykować twierdzenie, że katolicyzm w odmianie afrykańskiej czy południowoamerykańskiej zawiera znacznie więcej elementów przeniesionych z wierzeń lokalnych “przedchrześcijańskich”. Napisano milion książek o adaptowaniu świąt pogańskich na potrzeby wiary chrześcijańskiej. Sporo ludzi wierzących wspomina JP2 na szycie Diablaka, zwanego tez Babią Górą, bo JP2 lubił tę górę i na nią właził. Może jest tak, że ludziom bliżej do człowieka, który w końcu był taki jak oni… Może czują obecność (we wnętrzu siebie) pod tym dębem o którym piszesz i dlatego tam lubią się zbierać? Indywidualna sprawa, nie do oceny.
Koty to zupełnie osobny temat. Ponieważ towarzyszą mojej rodzinie nieprzerwanie od 20 lat, mogę więc stwierdzić jednoznacznie, że jesteśmy kociarzami. I powiem Ci Stary, że nigdy nikt u nas nie załapał nic od żadnego kota. A nie były to domowe kiciusie, które świat ogladają przez szybę. Z drugiej strony – zimą znowu zacznie sie dramat i coroczna wojna. Chodzi o okienka piwniczne w blokach. Jeśli się je pozamyka, koty bedą padać z zimna. Otwarte – to ubytki ciepła no i zapach kocich odchodów, wyjątkowo odrzucający. Są też gnoje, którzy do miejsc gdzie litosciwi ludzie karmia koty podrzucaja trutke na szczury.
Napisz coś więcej o tych cerkwiach. Czy w Lubinie jest jakaś większa diaspora prawosławna? Coś wiesz, skąd się wzieli? Bo dwie cerkwie w nie tak znowu dużym mieście to sporo… Jak na Polskę oczywiście.
Park Aliantów. Może byli tam pochowani piloci? A może pomordowani jeńcy wojenni? W Klodzku jest miejsce kaźni Finów wymordowanych przez szwabów w czasie 2WS. A wracając do parku – coś sie zmieniło? Nie można już w piłę grać? Chłopaki już sie nie tarzaja po trawie? Straż Miejska chodzi po parku i goni, czy moze to juz chlopakom nie chce sie grac w piłę?
No a drzewa… Co można powiedzieć? Jak oddać wrażenie, gdy człowiek opiera czoło o chropowatą korę? Gdy patrzy na kompletny chaos we wzorcach liści brzozy poruszanych wiatrem? Nic mądrego powiedzieć się nie da… Ale zdjęcia doskonałe…
Pewnie możnaby zaryzykować twierdzenie, że masz Stary mimo wsztstko pustelnicza duszę i ciągnie Cię do tych samotnych drzew… Ale to jakąś taką tanią amatorską psychologią mi śmierdzi, więc nie bedę tu zgrywał gireroja – znawcy Madowych ścieżek…
No a tekst o szczawiu całkiem mnie rozwalił. I przypomniałem sonbie, że nie pamietam, kiedy ostatni raz jadłem pyszną zabielana zupęszczawiową z jajem… Ech…
Dzięki Stary. To miasto ma szczęście, że ma takiego Mada, co potrafi i chce o nim pisać...
Griszeq -- 10.10.2008 - 08:38Griszeq
Wielkie, wielkie dzięki:-)
Co do Parku Aliantów, to już jestem na tropie. Może po południu lub pod wieczór coś na ten temat napiszę.
Z cerkwiami będę miał większy problem, bo będę musiał zasięgnąć informacji u osoby, która jest bliżej tej części Lubina.
Jeśli będę coś wiedział, to napiszę, albo i oddam jej głos.
Pustelnicza dusza?
Coś w tym jest…
Jeszcze raz wielkie dzięki, Grisza.
:-)
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 09:44Madzie
Cała przyjemność po mojej stronie. Jak pewnie wiesz, ja traktuje TXT jak bliższą lub dalszą kupe kumpli i kumpelek.
Pewnie to, co by nie uszło w towarzystwie “ę”; “ą”, spoko uchodzi u brachów. No choć granice tez jakieś są....
Czekam więc na ten tekst o cerkwiach, bo mnie zainteresowało skąd na zachodzie Polski diaspora prawosławna…
Griszeq -- 10.10.2008 - 10:31Wiesz, wiesz:-)
A przesiedlenia z Kresów na tzw. Ziemie Odzyskane?
To był zaczyn.
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 10:40Mad
Wiem. Ale z tego mogłaby byc też fajna gaduła… Ciekawe…
Griszeq -- 10.10.2008 - 11:09Wiesz, ja nie mam pojecia, czy wysiedleńcy z Kresów byli prawosławni, bo jakoś zawsze mi sie kojarzyło, że był ruskojęzyczny żywioł prawosławny i polskojęzyczny zywiol katolicki. No ale może to jakis głupawy stereotyp tylko?
No wiesz,
Wiesz, tu pewnie przydałby się Bagiński, ale ja spróbuję.
Na dole to różnie było, ale przecież mieszane małżeństwa nie były jakąś anomalią.
Podział religijny zszedł na doły przecież na wskutek rozgrywania tej sprawy przez “górę”.
Ot XVI wiek, gdy Sejm wymyślił sobie katolicyzację na ukrainnych terenach, czy nagła iluminacja Chmielnickiego i jego kozaków, którzy przecież wcale tacy religijni nie byli.
Wojna przybrała nowe szaty.
A UPA? Przecież oni mordowali swoich, bo tworzyli np. rodziny z katolickimi Lachami.
Wiem, mówię skrótowo.
Ale to potężny temat dobry do poruszenia przy innej okazji.
Zresztą mamy na txt komentatorkę (niestety jeszcze nie ujawniła się), która mogłaby na ten temat powiedzieć ciekawe rzeczy. Tak sądzę.
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 11:16Poza tym
Tu, na Ziemiach Odzyskanych, a już szczególnie w Lubinie i okolicach taka cerkiew to jednak był taki ośrodek spajający tych ludzi.
Wiesz, zwiezieni z Kresów; obca ziemia. obcy ludzie, nie zawsze przyjaźni, a przynajmniej obojętni…
Zagubienie, samotność, taka początkowa nieporadność...
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 12:44No i co ja mam napisać?
Aż się wzruszyłem oglądając niektóre obrazki…
I przypomniałem sobie, przy 1. Maja (pewnie dzisiaj nazywa się inaczej), na skrzyżowaniu ze Skłodowskiej (pewnie nazywa się tak samo) i Szeroką (później Tysiąclecia, teraz nie wiem) jedyny w mieście cepeen, a naprzeciwko cukiernię. Nie wiem, dlaczego. Może jakieś ciacha stamtąd jadłem? A obok był taki spożywczak, gdzie kupiłem raz prawdziwy wiejski chleb.
Co to ludzie za bzdety pamiętają? Sklep z chlebem…
oszust1 -- 10.10.2008 - 13:15A co ja mam powiedzieć?
Nic, tylko muszę jutro pójść w te miejsca i pokazać je Tobie:-)
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 13:17Mad
urwanie łba, czytam – ale nie pisze… sorki.
Griszeq -- 10.10.2008 - 13:32Griszqu,
Oczywiście, że większość wysiedlonych (jak to elegancko brzmi… wysiedlonych, a nie na przykład wypędzonych) była katolikami. Ale byli przecież Łemkowie i było też trochę prawosławnych (właściwiej: unitów). I ci nie-katolicy, szczególnie na Dolnym Śląsku, jakoś tak się trzymali razem. Nie można tego może nazwać religijno-kulturowym kotłem, ale różnorodność dało się zauważyć. Dodaj do tego jeszcze Greków, których tysiące znalazło w powojennej Polsce azyl, dodaj trochę autochtonów, którzy nie wyjechali na zachód, a próbowali tu sobie ułożyć powojenne życie (mieli przerąbane, ale jakoś przetrwali) i będziesz miał obraz Dolnego Śląska w latach 45-80.
(resztę tekstu niech Mad oceni, bo nie jestem na bieżąco)
Z Lubinem jest tak, że do połowy lat 60. było to ciche, spokojne miasteczko, jakich na Dolnym Śląsku wiele. Jedynym większym zakładem pracy była fabryka gitar i fortepianowych mechanizmów Defil. Obecnie targowisko. A, i mleczarnia jeszcze była. Przyszła miedź i zjechały dziesiątki tysięcy ludzi z całej Polski. Totalna mieszanina, głównie chłoporobotnicza, choć oczywiście trochę “mądrzejszych” też się zjechało, bo ktoś to kopanie miedzi musiał jakoś organizować. Rzecz jasna najechało też całe stado ludzkiego szlamu, szuj i karierowiczów.
No i dał się zauważyć jakiś brak świadomości, że to “moje miejsce na ziemi”, a raczej poczucie tymczasowości, podlewane obficie alkoholem (no bo co za te nic nie warte komunistyczne złotówki można kupić?).
Teraz to wygląda inaczej, głównie za sprawą kosmicznego szmalu, jaki spadł na niektórych. Wyobraź sobie giełdową spółkę zarządzaną jak za komuny. Wyobraź sobie najgorzej prowadzący sprawy miasta samorząd, który jednakże ma miliony z podatków do przemielenia.
No i to jest Lubin, gdzie do dzisiaj mam przyjaciół.
oszust1 -- 10.10.2008 - 13:33Ok
O tym mieszanym Lubinie, jego “eksplozji” po rozruchu miedzi pisałem w projekcie “Bracia”, chyba na samym początku.
Tam mówiłem, czym to miasto mogło być i komu/czemu w jakimś stopniu zawdzięczamy co, co mamy obecnie.
Ale patrzcie też tutaj: jestem na jedynce!
Human Bazooka
Mad Dog -- 10.10.2008 - 13:42