Czego to człowiek w internecie nie znajdzie. Zaiste, skarbnicą jest on i oknem na świat pełen dziwów na niebie i ziemi, o jakich filozofom się nie śniło.
Ostatnio poszukując jakichś fachowych porad wyklikałem niechcący mój kodeks etyki zawodowej. No — mój, nie mój; uprawnień nie mam, dyplomu toże, ale zawód wykonuję. Co czyni mnie zdaje się przestępcą w kolejnej dziedzinie życia, ale z tym mniejsza.
Czytam więc sobie punkt po punkcie obowiązujące mnie reguły — etyki wszak nigdy za wiele, także i ta do pokonania nieprzyjaciół naszych się przyda.
Zastanowił mnie już ten punkt:
2.7 Reguła: Architekci, w interesie wszystkich obywateli Europy, promują w należny i odpowiedzialny sposób społeczną rolę i znaczenie architektury.
Ciekawe, że ja, wraz koleżankami i kolegami po fachu, powiedzmy, robię co robię (czyli promuję itd.) w interesie obywateli Europy właśnie. Rozumiałbym, że Kodeks nałożony mi przez Miłościwie Panującą Izbę, będącą konstytucyjnym organem władzy samorządu zawodowego, nawołuje do działań w interesie państwa polskiego i jego obywateli. Rozumiałbym, że dba o interes Unii Europejskiej, do której Rzeczpospolita należy, wraz ze wszystkimi swemi obywatelami. Bowiem wszyscyśmy obywatelami UE, w myśl postanowień przyjętego przez RP Traktatu z Maastricht.
Ponieważ jednak użyto zwrotu obywatele Europy, chodzić może jedynie o potoczne znaczenie tego słowa, oznaczające stałych mieszkańców jakiegoś regionu lub miasta, jak twierdzi szacowne Wydanictwo Naukowe .
Czemuż etyka zawodowa nakazuje mi promować rolę i znaczenie w interesie Mołdawian, Ukraińców, a być może i Gruzinów (kto wie, kudy ta Europa mityczna sięga), ale już nie w interasie Azjatów, Afrykanów i Amerykanów (rdzennych i napływowych)?
Czyżby społeczna rola i znaczenie architektury w ogóle były w interesie Europejczyków jedynie? A może z jakchś przyczyn mnie, Europejczyka nie obejmują etyczne zobowiązania wobec obywateli innych kontynentów?
Nie jest to wszystko wyjaśnione, a szkoda.
Wolno jednak przypuszczać, iż ewentualność o zaniechaniu zobowiązań etycznych wobec Azjatów i Australiczyków bynajmniej nie wynika z jakiegokolwiek poczucia wyższości białych mężczyzn zasiadających w strukturach Izby Architektów wobec innych ras. Co to to nie. Dowodem jest punkt poniższy:
4.4 Reguła: Architekci nie dyskryminują nikogo z powodu rasy, płci, religii, kalectwa, stanu cywilnego lub orientacji seksualnej.
I jest to chwalebne.
Aliści, nie byłbym sobą — sobą jątrzącym i szukającym dziury w całym, sobą lejącym wodę na młyn wiadomych sił, sobą szydercą (hamuj, hamuj!) etc, etc… Otóż nie byłbym jak wyżej, gdybym nie zastanowił się, czy w świetle przytoczonej 4.4 Reguły wolno dyskryminować z innych, niewymienionych tamże, powodów?
Wyobraźmy sobie, teoretycznie czysto: wchodzimy do biura architektonicznego, a tu wywieszka: rudych i kurdupli nie obsługuje się!
I co?
Kodeks Etyki Architektów milczy.
Milczy zapewne z zażenowania.
Kodeksowi coś takiego nie przyszło do głowy, dlatego o tym nie wspomniał.
Kodeks przecież codziennie spotyka się wśród polskich architektów z dykryminacją z powodu rasy, płci, religii, kalectwa, stanu cywilnego lub orientacji seksualnej. Niejednokrotnie Kodeks słyszał, jak architekt klientowi powiadał, że mężczyźni to ogólnie głupi są i do garów, nie zaś do projektów zabierać się mają. Albo też, że katolom projekty dwukrotnie drożej się wycenia. Kodeks wie o takich haniebnych przypadkach, więc ich zakazuje. Ale żeby dyskryminować ze względu na wzrost, czy łysinę? Albo przez timbr głosu jak u posłanki Senyszyn?
To się może narodzić jedynie w chorej wyobraźni. Nie wspomnę przez litość dla siebie samego, z czego chora ta wyobraźnia być musi. I tak wiadomo.
Zresztą, oczywiście, wstydliwe przemilczenie Kodeksu takich hipotetycznych casusów jest problemem wydumanym. Wszak Konstytucja RP, w punkcie drugim artykułu trzydziestego drugiego stwierdza wyraźnie:
Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Ktoś o równie złej woli co ja, mógłby zainteresować się, po cóż Kodeks Etyki zawiera zapis, który już zawarto w starszych (wiekiem i rangą) ustawach.
Zwłaszcza, że Kodeks Etyki nie wspomina, iż architekci nie kradną, nie zabijają i nie cudzołożą. Ale że nie dyskryminują ze względu na płeć — owszem.
Odpowiedź na te przemądrzałości jest tak oczywistą oczywistością, że pisząc ją prycham wręcz ze zniecierpliwienia, dobitnie stukając w klawiaturę.
Pierwsze primo, dobrego (czyli przepisów) nigdy dość.
Drugie primo, powtarzanie matką wszelkiej wiedzy. Powtarzanie matką wszelkiej wiedzy. Powt… (wrrróć!)
Trzecie i kto wie, czy nie najważniejsze primo*, to że są sprawy ważne i ważniejsze.
Nie kraść to ważne jest i dobrze, że kodeks karny zabrania. Zabijać (jeśli zabijany sobie nie życzy i jakość jego życia jest zadowalająca) też nie jest OK. Wiadomo to i chwatit’. Ale dyskryminacja przez orientację jest naszym problemem pierwszej rangi, przez to cała Europa na przemian się za nas wstydzi i śmieje. Walka z dyskryminacją przez płeć to nasz wielki, zbiorowy obowiązek. Manify nie wystarczą. Profesorka-ministerka-filozofka Środa mówiła wszak słusznie i naukowo, że wciąż trzeba się u nas domagać respektowania tego jakże martwego zapisu konstytucji. Szczęśliwie, awangarda narodu, jaką stanowią zatroskani o interes obywateli Europy architekci, już się tą dyskryminacją zajmie. A nawet już zajmuje, czego dowodem 4.4 Reguła.
Tu chciałem zgłosić wniosek racjonalizatorski: w nastęnej wersji Kodeksu Etyki Architektów należy zamieścić punkt o ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych oraz wspieraniu Obamy w walce z kryzysem gospodarczym.
To ostatnio jest jeszcze postępowsze od walki z dyskryminacją.
Na koniec wspomnę jeszcze, w akcie ostatecznym lojalności cechowej, o jednej sprawie.
Istnieją głosy, iż cały Kodeks Etyki nadaje się... no, do niczego godnego w każdym razie, odkąd Trybunał Konstytucyjny uchylił jedyne istotne jego zapisy — zakazujące architektom startować w konkursach gdzie głównym kryterium jest cena.
Głosy te są fałszywe i pół biedy, jeśli z niewiedzy się biorą.
Niniejszy felietonik dobitnie wszak wykazuje, jak ważne kwestiie rozstrzyga Kodeks, dzięki któremu żyje się etyczniej i lepiej. Wszystkim.
*Autor jest niedouczony i dlatego nie rozumie co znaczy obce, trudne słowo primo, którego przez to użyć poprawnie, bynajmniej, nie umi. Jakże kontrastuje prowincjonalna ignorancja autora z wyskokim poziomem składni Kodeksu Etyki Zawodowej, gdzie każda reguła porzedzona jest nie tylko numerem porządkowym, ale i słówkiem reguła. Nieuczony autor wobec takiego dictum staje w progu, głowę nisko kłoni, czapkę niezdarnie mnąc w spracowanych rękach.
komentarze
Panie Odysie
Pan jesteś człekiem starej daty ( choć dziwnie młodym, bo z ubiegłego wieku dopiero ) i tak samo upierdliwym.
Popatrz na takiego p.Lorenzo, któren piwo z Marksem i Engelsem pił a nawet z Napoleonem na Moskwę maszerował, jak markietant
Przecież pan masz misję do wykonania.
Jako jeden z wielu.
Teraz wszyscy mają misję.
Nawet producent musztardy i keczapu ma.
A co dopiero ktoś, kto domy buduje.
A potem w tych domach trza zrobić gładź gipsową, nie mylić z zagipsowanym mózgiem, przy pomocy szpachli od producenta z misją.
Igła -- 09.03.2009 - 22:25Panie Igło
Z misją, to ja sądzę, że owszem.
Tylko przypomina mi się żart z czasów, co mnie jeszcze nie było:
Dzisiejsze zebranie, towarzysze, obejmuje dwa punkty:
1) budowa stodoły w naszym kołchozie, oraz
2) budowa socjalizmu.
Ponieważ z przyczyn obiektywnych i przejściowych problemów z zaopatrzeniem, brakuje desek, gwoździ, papy i cementu, proponuję przejść od razu do punktu 2).
Ja, panie Igło, pozwolę sobie wracać upierdliwie do punktu pierwszego.
Tej misji.
Kłaniam się przedwojennie
odys -- 09.03.2009 - 22:34Odysie
tej, jak to skromnie nazwałeś – felietonik jest kawałem dobrego rzemiosła.
Widzę, jak ładnie ująłeś to co i gdzie indziej mam miejsce. W sposób piękny i uprzejmy obdarłeś kolejne środowisko z “cudzych” piórek zostawiając ich nagich z głupią miną. Tylko oni tego narazie nie widzą, ale kiedyś zobaczą. Czas to pokaże.
Pozdrawiam
MarekPl -- 10.03.2009 - 11:34