Nie lubię Lund. To wietrzna i zimna dziura. Paskudna. Rzygającą żabami.
I podają tam Tuborga.
A ja nie znoszę Tuborga.
A w ogóle… do tego wszystkiego, to bolał mnie ząb, w tym Lund.
Pewnie znajdą się tacy, którzy zaklinać się będą, że to miłe i ładne miasteczko. Piękne latem i jeszcze cudowniejsze, gdy pokryte śnieżnym puchem.
I że można dostać tam też Carlsberga.
Ale ja tam byłem.
Co z tego, że w październiku?
Byłem kiedy byłem i piłem to co piłem.
Swoje wiem. Wiem i już !
Wracajmy do tematu, było to tak:
Pewnego jesiennego wieczora wpadłem do tamtejszej knajpki.
W telewizorze, wiszącym nad kontuarem, leciała akurat relacja z którejś z papieskich pielgrzymek do Skandynawii.
Przysiadłem się do stolika, od którego biło żarem emocji. Wydał mi się najodpowiedniejszy w ten ziąb.
Tym bardziej, że przywołano mnie do niego radosnym:
Siadaj fundamencie katolski!
Trochę mnie to zdziwiło, bo gęby jeszcze nie otworzyłem, a jedyne co o mnie było wiadomo, to to że jestem z Polski.
Pewnie samo z Polski bystrym wystarczyło.
Ale, jako że stawiano to i owo, to nie godziło mi się ani dąsać i ani odmawiać.
Tak więc siadłem sobie i nadstawiłem czujnie ucha.
A było czego posłuchać, bo zgromadzeni stanowili w pełni reprezentatywną próbkę nowoczesnego społeczeństwa Europy. Multikulturowego.
Była tam zatem jedna Racjonalistka, jedna Protestantko- Luteranka, Sziwaista i dwoje Buddystów. Wszyscy z dużej litery.
Z pokorą wsłuchałem się w nieśmiertelny antykatolicki kanon, historyczny: stosy, wyprawy krzyżowe, rozwiązłość i przepych kleru. trala…la…
Wsparty współczesnym trala…la: nieuznawanie rozwodów, antykoncepcji, eutanazji, oraz współczującym trala…la; wbrew człeczej naturze celibat księży oraz dyskryminacja kobiet i gejów.
Całość celnie spuentowała pytaniem, wiotka i blada racjonalistka z Finlandii(cóż za zadziwiający zbieg okoliczności?):
“A zwróciliście uwagę, ile nienawiści do człowieka bije ze spojrzenia Wojtyły?”
I wówczas, jak na komendę, wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
Nie miałem wyjścia, musiałem w końcu zająć stanowisko, określić się.
“Nie nie zauważyłem”, odpowiedziałem szczerze-
“pewnie macie dużo racji w tym co mówicie, tylko zastanawia mnie jedno.
Ta wasza troska o kondycję obcej wam w końcu społeczności.
Ale to pewnie cecha mitycznej europejskiej otwartości.
Wiadomo, ja taki nie jestem. Tego mi brak.
Czy ja pochylam się z troską nad niedolą mnichów buddyjskich?
Że muszą golić głowy i pokazywać się na mieście w tych niemodnych już od wielu sezonów, pomarańczach?
Z może nie każdemu one pasują?
Czy to nie jest jaskrawy gwałt na jednostce?
Czy narzucanie stroju i fryzu nie jest nieludzkie?
W XXI wieku?
Nie zastanowiło Was, że któryś z mnichów chciałby mieć na głowie jakąś odmianę, może dredy,
albo może chciałby chodzić w zielonym prześcieradełku w stokrotki?
Czemu mu tego odmawiać?
Czemu tłumić jego indywidualność?
No, ale to w sumie nie moja sprawa.
Tak jak nie moją sprawą jest obowiązkowy, a mocno obciachowy strój i rytuał klubu golfowego z Ostersund…”
Po sekundzie, gdy było już za późno, pożałowałem swoich słów. Czułem, ze przez nie, całkowicie straciłem szansę na fińską koleżankę.
Choć jeszcze chwilę wcześniej zapowiadało się tak pięknie;
But I know from your eyes
and I know from your smile
that tonight will be fine,
will be fine, will be fine, will be fine
for a while.
Nie wiem dlaczego, czytając dziś te wszystkie notki poststrasburskie, wraca do mnie Lund?
Nic nie mam przeciwko Buddzie w biurze Gretchen, krucyfiksowi w gabinecie doktora K., portretowi T. Kotarbińskiego zdobiącym pokój pani prof.S.
Tak jak zupełnie nie razi mnie fotografia Aśki i Zuzy stojąca, w drewnianych ramkach, na biurku Agaty.
Nie są to przecież nosiciele jakiś zbrodniczych i złowrogich idei skierowanych przeciwko rasie ludzkiej i mnie osobiście.
A jedynie wyrazy hołdu, szacunku, atencji i miłości, ludzi w ten sposób manifestujących swe przywiązanie do określonych osób i wartości.
Fakt, demonstrowany w przestrzeni publicznej, ale czy mnie w czymś ta demonstracja uchybia?
Czy komukolwiek uchybia?
Nie rozumiem zupełnie bólu ateistów- racjonalistów, jaki powoduje u nich widok krzyża.
Przecież symbol ich wiary(lepiej:niewiary) bije po oczach z wielu ścian budynków publicznych.
NIC wisi sobie wszędzie. Czasami jest to naprawdę olbrzymie NIC.
I jakoś nikomu to NiC nie przeszkadza.
Mogliby ateiści zastosować, tak cenną w demokracji, zasadę wzajemności?
No, znowu się zagalopowałem. Z tym naprawdę olbrzymim NIC to już przesadziłem. Jeszcze się ktoś obrazi?
Sorki wielkie…
Wiadomo przecież, że zimą nie świętujemy NIC, a przybycie do miasta konwoju jaskrawo oświetlonych trucków.
Z rozradowanymi wyrośniętymi krasnalami za kółkiem, z napisem Coca-cola na burtach.
Z Atlanty, jakby kto nie wiedział....
komentarze
Zdarza się,
Natalię i Zuz oskarżono kiedyś w Londynie o masowy mord w Dżabała.
zgadnij, o co szło
Yasso,
dobre:)
Acz nie jest tak, że to ateiści i racjonaliści chcą ustawiać życie katolikom tylko, odwrotnie tez bywa.
Zresztą moim zdaniem w tej całej dyskusji jest nierównowaga, zaczeło się od symboli,znaczy rozpętała się dyskusja o te wiszące krzyże (dziś dopiero zauważyłem, że wpokoju nauczycielskim w technikum w S. też wisi, jutro sprawdzę jak w innej szkole:)).
Druga strona zaś nie odpowiada broniąc symboli czy uzasadniając je (znaczy niektórzy tak robią, Poldek np.) tylko jedzie se po ateistach, że to gupki, że nieuczciwi, że sataniści, że cuś tam.
Zresztą wystarczy przejrzeć notki salonowe z ostatnich kilku dni.
A krzyż, de facto, piękny symbol.
Dla mnie może być, tak jak obok niego mogłyby wisieć i Gwiazda Dawida i Półksiężyc.
Albo ten obrazek COEXIST z wpisanymi w to słowo symbolami religijnymi.
Tylko rozumiem, że komuś to może przeszkadzać.
Acz oczywiście obecność symboli religijnych moim skromnym zdaniem nie powinna obrażać nikogo, nawet jak onn innowierca czy niewierzący jest.
Bo w jaki sposób?
grześ -- 17.11.2009 - 20:54Yassa
Czytam kolejny raz (dla emiprycznej weryfikacji, nie dlatego, że nie rozumiem :) i zupełnie nie wiem z jakiego powodu od słów całość celnie spuentowała pytaniem, wiotka i blada racjonalistka z Finlandii , zaczynam się uśmiechać i tak już do końca tekstu. Mniejsza o to.
Swoje spojrzenie wyłożyłam we wczorajszym tekście, który jak błyskotliwie wnioskuję czytałeś, więc nie będę się powtarzać.
W kilku miejscach jednak się czepnę tego, co napisałeś.
Mam wrażenie, że sprzeciw wobec symboli religijnych w miejscach publicznych nie jest związany z troską, czy zainteresowaniem losem wspólnoty katolickiej (albo jakiejkolwiek innej), lecz raczej z potrzebą zachowania neutralności religijnej tych miejsc.
Oczywiście zdarza się, że ludzie lubią sobie pogawędzić o błędach i potknięciach Kościoła na przestrzeni dziejów, ale lubią też utożsamić islam z fundamentalizmem, a Dalajlamę z kretynkiem.
Po co? Powodów może być sto milionów: żeby coś uzasadnić, żeby siebie do czegoś przekonać, żeby czegoś w sobie nie zobaczyć, na zasadzie ty jesteś gupi, a ty też jeszcze gupszy , ze złości, w ramach sprzeciwu, bo są neofitami, czy też właśnie odstąpili od swojej wspólnoty religijnej, z powodu tęsknoty za wiarą, albo z powodu uważania wierzących za debili. I tak dalej.
Wszystkim religiom się dostaje. Jedni za pomarańczowi, inni zbyt czarni, tamci tylko koszerne i ze wszystkim lecą do rabina, a muzułmańskie kobiety nie mogą założyć bikini.
Tak było, jest i będzie, jak przypuszczam. Kwestia jest w tym, co z tym robić. Na razie widzę wzywanie do walki, a to budzi mój osobisty sprzeciw.
Widzę nakręcanie spirali niechęci.
W gruncie rzeczy, jakby się nad tym zastanowić, to po co mają być obecne symbole religijne w publicznych szkołach (np. szkołach)?
Oczywiście nie są one wyrazem jakiejkolwiek złej ideologii, ale co z tego, skoro wyrazem określonego systemu wartości są z całą pewnością?
Wyobrażam sobie klasę, w której wiszą symbole różnych religii, ale co z ateistami w tej klasie?
Moja skłonność do rozumienia mniejszości kiedyś mnie zgubi z pewnością, ale wciąż słyszę pytanie mojej niewierzącej przyjaciółki, która zaprowadziła swoją córkę na rozpoczęcie roku i okazało się, o czym nie była uprzedzona, że inauguracja zaczyna się Mszą Świętą, dlaczego tak jest w publicznych szkołach? Przecież nie pójdzie do kościoła, bo to idiotyczne.
Ta sama dziewczynka ma całkowicie wolne godziny lekcyjne, bo większa część jej klasy ma w tym czasie religię.
Moim zdaniem to nie jest w porządku wobec tych dzieci.
Mój przyjaciel posłał swoją córkę, żadną miarą nie Żydówkę, do szkoły Laudera. W pewnych środowiskach to jest cool i trendy, oraz w ogóle fajne bardzo więc ją posłał. No trudno żeby miał pretensję, że dziecko uczy się hebrajskiego, a w piątek lekcje są krócej, prawda?
Rozpisałam się straszliwie, za co przepraszam najuprzejmiej.
Na koniec dwa sprostowania:
1. Gretchen ma gabinet nie biuro
2. Mnisi buddyjscy żyją w celibacie
:))
Pozdrowienia.
Gretchen -- 17.11.2009 - 21:43Dziewczyny i Grzesiu,
przepraszam, ale mam jeszcze masę pilnej roboty na wczoraj, a już najpóźniej na jutro rano.:)
Mała niewyróbka, a zachciało mi się jeszcze wystukać notkę.
Gupol jeste, gupol.:)
Teraz nie jestem w stanie nawet przeczytać Waszych komentarzy, jak tylko będę mógł, to się zjawię i grzecznie się do nich ustosunkuję.:)
Pozdrawiam Was i przepraszam, ale muszę spadać. Dzięki i dobranoc
yassa -- 17.11.2009 - 22:04Yassa
Zatem długość mojego komentarza jest wprost proporcjonalna do Twojej przewiny.
:)
Gretchen -- 17.11.2009 - 22:08-->Yassa
A ja bym wolał, żeby Finka nie była blada. Wiotka Finka… to jest piękne i dobre. Rozmarzyłem się...
Nieważne. Poza tym jedno sprostowanie. Ateiści nie wieszają sobie NIC. Oni nawet nie chcą NIC. Oni chcą, żeby nie wisiał (!) krzyż, ikona, półksiężyc, cokolwiek odnoszącego się do guseł. Jest jednak różnica.
Poza tym — ;)
——————————
referent Bulzacki -- 17.11.2009 - 22:28r e f e r a t | Pátio 35
taka uwaga nordycka
Ja tam katolickiego kleru nie kocham, jak powszechnie wiadomo. Zarzucać można mu sporo – i legendarną pazerność , i ośli upór w sprawach obyczajowych, i bydlątka z Irlandii “mocno kochające” dzieciaki (w dosłownym sensie niestety).
Tym niemniej jednak…
Zda mi się, że można w szwedzkiej gazecie opublikować karykaturę Jana Pawła II – nastepnego ranka tłum wyznawców katolicyzmu nie będzie palił sklepów IKEA i samochodów Volvo. Widzi mi się, że katolicy nie podkładają bomb w sztokholmskim metrze pod hasłem “Jezus jest wielki, śmierć niewiernym”. Wydaje mi się też, że to nie przybysze z krajów katolickich pełzną do Szwecji, płodzą po 6-8 sztuk potomstwa, po czym żyją na koszt miejscowego podatnika (bo po co mieliby pracować ?)
Taaak… wychodzi na to, że ten katolicyzm wcale nie jest najgorszy.
O tym wszystkim też drogi yasso wspomniałeś swojej Fince ? :D
MAW -- 17.11.2009 - 22:31Yasso
pozwolisz, że tylko się uśmiechnę
MarekPl -- 17.11.2009 - 22:38:)
Ukłony
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.
Ja znowu niemerytorycznie,
bo się już wypisałem na ten temat.
Co to jest ten Tuborg?
I dlaczego niektórym jest tak fajnie,że w Skandynawii byli/bywają, a ja nigdy tam nie byłem.
Niesprawiedliwy ten świat, no.
grześ -- 17.11.2009 - 22:38Grzesiu
Co to jest Tuborg?
Piwo.
Baaardzo dobre. :)
W Skandynawii też nie byłam, ale tam zimno i blade Finki się mądralują.
Gretchen -- 17.11.2009 - 22:46Yassa
ta nienawiść była pewnie takiego ładunku jak u Hitlera.. . Ba! Dużo większa, gdyż Hitler pociągnął za sobą swój – zaledwie – swój naród, natomiast Jan Paweł II pociągną za sobą kilkakrotnie więcej ludzi.. . Więc ładunek w oczach znacznie większy.. .
Chyba coś nie tak z racjonalistką skoro tak łatwo odnajduje nienawiść w ludziach.. – nie mieści się w głowie. Nawet pozdrawiam mi się odechciało.. .
Ale dzięki za ten tekst.
************************
poldek34 -- 17.11.2009 - 23:24W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Gre,
no co ty opowiadasz,że zimno to akurat w sumie plus:)
Choc dawniej bardziej zime, jesień i mrok lubiłem niż obecnie.
Ale Skandynawia ma u mnie same pozytywne konotacje: mrok, dobra muza, świetna literatura, czysto, nieskażona przyroda, alkohol lubią, święty Mikołaj i jeszcze pewnie dziesiątki rzeczy:)
A i filmy stamtąd, też genialne.
Jedyny minus to brak wina i pewnie kuchnia by mi nie podeszła tyż, ale może bym się przyzwyczaił.
grześ -- 17.11.2009 - 23:42Grzesiu
Zimno to plus? Zimno definicyjnie to minus. :)
A z alkoholem to tam nie można za bardzo, bo zaraz przyjdzie do Ciebie właściwa komisja. Do domu przyjdzie. Oni mają kamery w sklepach i jak Cię zauważą zbyt często, to interweniują. Wyobrażasz sobie coś takiego?
Poza tym ciemno.
Nie, Skandynawia nie. Brrr…
Gretchen -- 17.11.2009 - 23:47Sverige / Suomi
Ale Skandynawia ma u mnie same pozytywne konotacje: mrok, dobra muza, świetna literatura, czysto, nieskażona przyroda, alkohol lubią, święty Mikołaj i jeszcze pewnie dziesiątki rzeczy:)
literatura skandynawska – mnie się kojarzy z panią Lindgren :)
przyroda – to tak, same lasy i jeziora (polecam latem – kto lubi ciszę i spokój, ma jak znalazł)
alkohol – jeden (!!!) sklep na gminę – Systembolaget , a ceny w nim drakońskie (acz można się zaopatrzyć u przyjezdnych z PL/LT/LV )
Mam jeszcze swoje pozytywne skojarzenia z Finlandią (z krajem, nie z wódką), ale może zachowam je dla siebie :D … ja się na szczęście nie zdążyłem pokłócić o religię ;P
MAW -- 18.11.2009 - 00:07Gretchen,
naprawdę nie chcę żadnych konfliktów, więc nie wjeżdżaj proszę mi na Skandynawię. bo krew się bydzie loć ;)
Jaka komisja? Gdzie, chyba nie w Danii? Powinnyśmy zostać aresztowane ewidentnie w takim razie :D
Kuchnia? Grześ, nie bluźnij, i w Danii i w Szwecji możesz – tak samo jak np. w Holandii – jeść najpyszniejsze rzeczy świata, olewając śledzie w mleku i inne wynalazki. Turcja, Indie, Tajlandia, Chiny i cała reszta dostępne bez recepty ;)
Zimno? To jest mit, temperatury podobne do polskich. Za to rzeczywiście dominuje klimat morski = ciągle wieje.
Z literatury to ostatnio Stieg Larsson mi przypasował, nawet jeśli to lewak.
I żeby nie było tak całkiem nie na temat: 6 marca 1953 Pius XII miał powiedzieć: “teraz zobaczy moje dywizje” ;P
Pino
W Szwecji, żeby być precyzyjną.
Nie chodzi o to, że alkohol jest nielegalny, lecz o to, że oni (w tej Szwecji) mają dość ostrą jazdę na punkcie kontroli. Jak zbyt często odwiedzasz sklepik z alkoholem, to przyjdą do Ciebie mili państwo i zadadzą kilka pytań.
To nie moja wina, że tak jest.
Gretchen -- 18.11.2009 - 13:46O cholera,
spędziłam kiedyś w Sztokholmie trzy tygodnie, ale miałam wtedy 15 lat, byłam młoda i niewinna, a ze zdrożnych rozrywek interesowały mnie głównie gry video… Wiedziałam, że Dania jest najlepsza. Zresztą – cała Skandynawia ostro pije, pamiętam, że w 2002 najwyższy wskaźnik spożycia spirytu na głowę w Europie mieli Finowie, ale to m.in. dlatego, że Szwedzi do nich przyjeżdżają po (nieco) tańsze alko.
MAW,
ja miałem fazę w swoim czasie na literaturę stamtąd, szczególnie fińską, konkretnych tytułów juz nie pamiętam, ale dobre rzeczy były.
Dobre są też “Szkice o literaturze skandynawskiej” Jarosława Iwaszkiewicza.
Co do alkoholu nie znam się, ale opinie słyszałem, że właśnie dużo piją tam.
No i Skandynawia to zagłębie metalowej muzy (tu więcej Docent by powiedział, który ciągle nie napisał historii blacku:))
Pino, no ale mi chodzi o rdzenną kuchnię, to co tubylcy jedzą, to dziwne chyba jest), takie wrażenie mam.
A nawet jak zimno, to akurat to mi nie przeszkadzałoby.
grześ -- 18.11.2009 - 22:12Znaczy zalet widzę więcej niż wad.
Grzesiu,
jasne, ale po co się katować?
Zresztą obecnie narodowe dania Szwecji to pizza i kebab :) Serio.
Literatura to przede wszystkim kryminały, a ze starszych rzeczy to Astrid i Tove wymiatają.
Zimno zaś jest zdrowe dla człowieka.
Wniosek – należy przeprowadzić się do Skandynawii.
Jestem za
:)
grześ -- 18.11.2009 - 22:28Ja to zrobię.
A jeśli się nie uda, to… witaj mi Imperium.
Byle nie Moskwa, wolę jakieś zadupie typu Rostów nad Donem, przynajmniej jest tam ciepło…
Skandynawski obrazek, na przestrogę fotoamatorom
Jak to robiąc landszaft na północy o północy trzeba uważać, żeby nie prześwietlić zdjęcia.:)
Dziękuję za komentarze i spadam.
Odezwę się jak będę troszkę swobodniejszy.
Pozdrawiam wszystkich
yassa -- 19.11.2009 - 11:14Yassa,
wybitnie na temat są te komentarze :)
Hehe, kiedyś grałam w Harstadzie na deku w szachy o trzeciej w nocy…
yassa
zdjęcie zarombiste. Krajobraz jakby trochę w stylu Władcy Pierścieni.. – subiektywne skojarzenie.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 19.11.2009 - 11:49W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Yassa,
no tylko się człowiekowi zostaje zakochać w tej okolicy, co na zdjęciu.
Cudowne, ja chcem do Skandynawii:)
P.S. Na razie czeka mnie zaś podróż do starego piastowskiego miasta, nauczać ludzi dojcza…, he, he.
grześ -- 19.11.2009 - 14:28Pino,
chwała Najwyższemu, że komentarze już nie na temat.:)
Jak długo w końcu można o tym samym?:)
A o trzeciej w nocy w jesiennym Harstadzie, przeżyłem prawdziwą chwilę grozy.
Przez moment przekonany byłem, że nie raczyliśmy się regionalną księżycówka(pędzą tam bez umiaru) a metylem kupionym od Ruskich, który zdążył rzucić mi się na oczy.
Na szczęście okazało się, że nic z tych rzeczy, tylko na niebie pojawiła się banalna zorza polarna.
Pozdro
yassa -- 19.11.2009 - 16:10Poldku,
dzięki ale to tylko surówka.:) Skan fotki zrobionej analogowym mju, w trybie auto.
Żebyś widział jak mi wyszła panorama robiona z tego samego miejsca i w tym samym czasie przyzwoitą lustrzanką?
Po skromnej adjustacji w photoshopie.:)
To dopiero był prawdziwy Władca Pierścieni ful wypas.
Musiałem zdjąć go ze ściany, bo znajomi nabijali się, że sobie puzzla powiesiłem.:)
Pozdrawiam
yassa -- 19.11.2009 - 16:14Grzesiu,
nie marudź, tylko działaj.:)
Pierwsze wskazówki:
najpierw lecisz na Gdynię, nie zgubisz się, język w końcu znasz.:)
Potem promem do Karlskrony, a stamtąd prosto jak drut, na Kirunę.
W Kirunie, w lewo w kierunku Narviku, a następnie E-10 prawie do końca.
Kilka kilometrów przed miejscowością o najkrótszej w świecie nazwie – A, możesz zacząć napawać tym widoczkiem.:)
Pozdrawki
yassa -- 19.11.2009 - 16:19Narvik
Zajebiste miasto. Poszliśmy tam na mszę, siedzimy na norweskim kazaniu, po czym ksiądz nagle zaczyna gadać po polsku. Okazało się, że oprócz nas obecna jest wycieczka z Nowego Sącza, zostaliśmy wszyscy zaproszeni na kawę i ciasto.
I nad Narvikiem widziałam niesłychany landszaft, od strony morza, z jachtu – miasto opasane przez dwie tęcze, jedna w drugiej :)
Narvik?
Tak naprawdę, to zupełnie nie wiem co Wy, dziewczyny w tym Narviku widzicie?
Byłem tam kilka lat temu z żoną.
Ona też jest zachwycona.
Zaraz gdy tam przybyliśmy, aby zaoszczędzić trochę czasu, orzekłem, ze najlepiej będzie, jak tym razem, to ja zrobię zakupy, a ona dowie się gdzie jest cmentarz wojskowy?
Na przykład na pobliskim postoju taksówek.
Sklep załatwiłem myk, myk i co widzę?
Na umówionym miejscu stoi sobie moja kochana i rozchichotana żona.
Otoczona wianuszkiem taksówkarzy.
A ci, jak samce podczas tańca godowego;
jaka pani piękna, jaka zgrabna,
takich oczu to ja jeszcze nie widziałem, a ja to gotów jestem się z panią ożenić- nawet dziś…
Podszedłem i zgasiłem napaleńca; no to żeś się trochę spóźnił kolego.
Żonisko zaś spytałem:
I jak? Czego się dowiedziałaś?
A dowiedziałam się, że to niedaleko, jakieś dwa kilometry za portem, o tam…a ten miły pan, gotów jest nawet nas podrzucić…za friko…- cieszyła się moja piękna. Najpiękniejsza w całym Narviku.
Eeee…tylko dwa kilometry, to nie będziemy pana fatygować…- taktownie nie chciałem sprawiać kłopotu.
Ruszyliśmy więc pieszo we wskazanym kierunku; – Zauważyłaś, ci faceci muszą być nieźle napruci, o tej porze? – Jasne, są nawaleni jak meserszmity, jak to kierowcy w pracy,
istnieje przecież powiedzenie; pijany jak norweski taksówkarz – odcięła się yassowa jadowicie.
I tak sobie konwersując, minęliśmy port, wyszliśmy z miasta, przeszliśmy 2 km., potem 5 km. i nic.
Przy dziesiątym spytałem; czy na pewno to ten kierunek i czy chodziło o dwa kilometry?
Kierunek a jakże, ale te kilometry? No niezupełnie.
Okazało się, że ci przesympatyczni taksówkarze tak naprawdę powiedzieli że to dwie mile.
Dwie mile norweskie. A mila norweska to 10 km.
Choć tak zupełnie szczerze mówiąc, to nie potrafię racjonalnie wyjaśnić dlaczego w tym Narviku mi się nie podoba.:)
yassa -- 19.11.2009 - 19:17Tłumaczenie tzw. ludziom zachodu
spraw tak prostych, które na wschód od Odry pojmuje dość przygłupi gimnazjalista jest sprawą trudną.
O ile nie beznadziejną.
Istnieją różne światy.
Światy mentalne.
Jest świat zachodni, w mojej optyce zupełnie głupi. Płytki bardzo, sprowadzony do wyćwiczonych kontr/i/reakcji. Umownie protestancki.
Jest świat wschodni, w mojej optyce jednocześnie tajemniczy/dziwny/pociągający (prawosławny).
I jest świat nasz.
Igła -- 19.11.2009 - 19:20Świat dawnej Rzeczpospolitej ale i Słowacji, Węgier, Rumunii, Jugosławii.
W tym świecie można się normalnie napić, i w mordę wziąć albo dać.
Hi hi,
bywa :) To lecim po kolei:
Bergen – fantastyczne, poczułam się jak w średniowieczu, tylko ta cholerna zimna woda w sanitariatach w porcie!
Alesund – dopłynęliśmy tam po trzydniowym sztormie, także sama radość. Chłopcy w pięciu się kotłowali w saunie, a ja miałam swoją na wyłączność :P
Kristiansund – nie pamiętam, ale chyba ładny
Trollfjord – jak to Trollfjord
Harstad – paskudna dziura, intrygujący kot nas pilotował
Narvik – omówiony
Tromso – wypas
Oslo nie znam, spałam w samochodzie :)
Panie Igło,
pan jak Budzy gada o tym Wschodzie i Zachodzie:)
On podobnie zachwyca się Wschodem a Zachód raczej krytykuje.
Acz moim zdaniem takie gadanie, ż eta kultura/cywilizacja głęboka , ta płytka jest, to upraszczanie jest.
grześ -- 20.11.2009 - 21:47Polecam
wywiady z Jerzym Nowosielskim… ciekawe rozkminki o prawosławiu, ikonach itd
Gretchen,
wybacz proszę , ze dopiero teraz odpowiadam, ale wcześniej byłem mocno zaganiany.
Dla płynności narracji zacznę od Skandynawii.:)
Kilka lat temu sąd w Uppsali skazał tamtejszego pastora luterańskiego za głoszenie z ambony, że homoseksualizm jest grzechem.
Bardzo mnie to ubawiło.
Nawet zastanawiałem się czy nie donieść do właściwej prokuratury na rabina Schudricha, który za grzech uważa spożywanie wieprzowiny.
Mnie to boli, bo uwielbiam sznycle wiedeńskie, u nas zwane schabowymi.
A szlachetny Rebe tym swoim gadaniem, spowodował mój dyskomfort.
Nie jest ważne, czy jestem Żydem, czy nie. Ważna jest zasada.:)
Podobnie, radziłbym Pino rozważenie możliwości oskarżenie proboszcza z Łapszy Niżnej.
Ten z kolei twierdzi, że grzechem jest fajczenie tytoniu. Jej pewnie też nie jest miło wysłuchiwać takich rzeczy, zwłaszcza jak należy się do tej samej wspólnoty Kościoła Powszechnego.
Z drugiej zaś strony, z uczciwości, dla pełnego obiektywizmu, dostrzegając równe traktowanie obywateli wobec prawa, przypomnieć należy innych Skandynawów skazanych za przekonania.
Sąd w Stavangerze skazał onegdaj grupę racjonalistów, którym tak doskwierało panoszenie się krzyża w przestrzeni publicznej, że puszczali z dymem okoliczne Stavy.
Typowy Stav wygląda tak:
Ale zacznijmy ab ovo;
wyobraźmy sobie osobę przybywającą do obcej krainy, w której historycznie, religijnie i kulturowo od wieków istnieje zwyczaj zdobienie ścian budynków publicznych określonym znakiem.
Będącym fundamentem tamtejszego społeczeństwa, symbolizującym istotne dla niego wartości.
Tak się składa, że z niewiadomych bliżej przyczyn, akurat ten symbol, tej osobie nie bardzo odpowiada.
W wyniku czego, w pełni zdeterminowana doprowadza do nakazu eliminacji ogólnospołeczne akceptowanego zwyczaju. Dla własnego komfortu jednostki – wbrew woli ogółu.
Czy działanie tej osoby nie jest przypadkiem powodowane ideologicznym zacietrzewieniem?
Czy nie jest wywoływaniem konfliktu z pozycji ideologicznych?
Czy nie jest objawem fundamentalizmu?
czy nie jest akcją budzącą przeciwną jej, a całkowicie zrozumiałą w tym wypadku reakcję ?
Czy nie jej jesteśmy świadkami?
A może jest to objaw jedynie deklaratywnej(!) tolerancji i poszanowania odmienności?
Czy w końcu, taka amputacja nie zuboża to nas wszystkich?
Czy nie prowadzi do unifikacji?
Co zaś tyczy Twojego tekstu, to budzi on moje zdumienie.
Rozumiem; Buddę i krzyż chowamy do szuflady. By nikogo nie drażnić, by ułatwić kontakt. Słowem, dla świętego spokoju.
Po to tylko, by Buddystka terapeutka, mogła z czystym sumieniem pożegnać skołowaną pacjentkę; Idz z Bogiem dobra kobieto.:)
Podobnie ma się ze swastyką i sierpem i młotem.
Według prawa manifestowanie sympatii do Hitlera i Stalina dozwolone jest jedynie w zaciszu domowym.
Dziwna zaiste ta twoja koegzystencja. Koegzystencja w krypcie? Z kim ?
Z innymi ukrywającymi wstydliwie swój światopogląd?
A czy nie piękniej byłoby gdyby owa nieszczęsna katoliczka, zobaczyła w terapeutce siedzącej pod dyskretnym Buddą na półce, dobrego, życzliwego człowieka? Na którego można liczyć?
Wyzbyła się swych, zakładanych przez Ciebie, uprzedzeń?
Uświadomiła sobie, że Buddyści to nie jacyś żałośni nawiedzeńcy z bębenkami, a tacy sami ludzie jak ona? A czasami może nawet lepsi?
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 21.11.2009 - 15:50Czekaj, czekaj,
daj namiary na tę Łapszę Niżną, to się zastanowię :)
Taki ks. Boniecki nie jest z mojej bajki, ale on na przykład podobno nawet za kierownicą jara, czego ja nie praktykuję :)
Pino, siostro,
no nie rozbrajaj mnie, a gugiel od czego?
A swoją drogą, gdyby tak zaktywizować Sergiusza, machnąć mały banerek, podjąć stosowną akcję i zdobyć tą drogą( nawiązka na TXT i odszkodowanie za naszą krzywdę moralną)kaskę na utrzymanie serwera?
Starczyłoby pewnie i na serwer i na camelki dla Ciebie i wieprzka dla mnie…
Pozdro
yassa -- 21.11.2009 - 15:48No wiesz,
liczyłam na taki barwny opis, jaki zaserwowałeś Grzesiowi :)
Zresztą jestem ogólnie sierotą geograficzną, więc niech proboszcz grzmi bezpiecznie ze swej ambony.
PS. Skłamałam… pani Grażynka kilka razy dała mi goldena na osłodę, kiedy się mordowałam z tym przeklętym łukiem :)
Pino,
no dobrze już, dobrze. Masz ten gminny obrazek:
Niekiepsko, nie? Pewnie będzie z kogo doić...
yassa -- 21.11.2009 - 16:03Faktycznie,
mam dzwonić do Suwałk po poradę prawną? Znajoma pani adwokat jara strasznie…
Bądz poważna Pino,
do jakich znowu Suwałk?
To zadupie przecież!
Co oni tam mogą o świecie wiedzieć?
Uppsalę trzeba ruszyć!
pozdro
yassa -- 21.11.2009 - 16:23Znam, byłam,
ale użytecznych kontaktów to tam niet :P
Już widzę, jak Szwedzi na procesie będą usiłowali wymówić Łapsza Niżna
Spoko Pino,
wbrew pozorom wymówiliby.
Na moje ulubione Hagfors (komuna przez która wiedzie zimowy Rajd Szwecji) autochtony mówią Hagforsz, a od żadnego Norwega nie usłyszysz Oslo, tylko Oszlo.
Mają więc oni te Łapsze niezgorzej obcykane.
A tak przy okazji nazw miejscowości,
kiedyś gdy prułem przez południe Szwecji a zmierzch już ponaglał, nakazałem wypatrywać dzieckom jakiejś mety na noc.
W samochodzie wywiązała się następująca rozmowa – najautentyczniejsza;
-Tata! Patrz Araby!
-nie, nie będziemy ryzykować, wypatrujcie dalej…
-Tata! Patrz Forsa!
-forsa nie jest teraz ważna, ważne jest spanie, wypatrujcie dalej…
-Tata! Patrz Kurvy 3!
-aaa…to by nawet pasowało, byle tylko mama się nie dowiedziała…
Pzdr
yassa -- 22.11.2009 - 11:29Yassa, dobre:)
pzdr
grześ -- 22.11.2009 - 11:48Grzesiu,
maszsszsz…:)
Tak przy okazji obaw Pino, to jeszcze jedna obserwacja.
Skandynawowie przejawiają niesamowite wprost talenty językowe. Gościliśmy kiedyś 10 i 12 latka stamtąd, posługujących się poza ojczystym, również angielskim i hiszpańskim. (W miarę biegle, w każdym razie komunikatywnie).
Te ich talenty rodzą czasami zabawne sytuacje, np. gdy o 7 rano w Hemsedal, do mojego pokoju wpada rozradowany facet z ciepłym powitaniem;
K…twoja w d…p… mać!
To Geir, którego sąsiadem jest hr.T. pochodzący z Warszawy, więc siłą rzeczy Geir zdążył już łyknąć z tej polszczyzny to co najlepsze.:)
Albo Per. Lubiący wypić, ceramik.
Przechadzał się kiedyś na warsztatach plenerowych wśród studentów, odziany jedynie w niezawiązaną podomkę z dyndającym czymś tam i z kieliszkiem białego wina w ręku.
I chłonął język.
W pewnym momencie, podszedł do Zosi, spojrzał, najpierw uważnie na jej wazonik, a następnie głęboko, baaardzo głęboko w jej oczy i zakomunikował w nienagannej polszczyźnie:
Jeszcze miękki!
Wywołując tym długo nieschodzący pąs na zosinym niewinnym liczku.:)
Pozdrawki
yassa -- 22.11.2009 - 12:39Hyhy,
azali byli osoby mrowie a mrowie?
Panno Pino, a reszta kadłuba nie?
Pani musi umysłowa robota wykonać?
Kwas pikrynowy. Bardzo wielka moc, ona pcha ciężar, któren śmiga.
A ta dama to Pani mać?
Ona wykonywa zła zamiara poprzez okno.
Niedobrze,światłość była na Pani osoba.
Pani winna nie siadywać na światłość!
Ja takoż proszę won!
yassa -- 22.11.2009 - 15:33O rany boskie,
powiedziała Alicja ze zgrozą.
Pino, nie zagaduj proszę, bo już jestem w niedoczasie.
Najpierw musiałem udać się do czynnej 24h placówki handlowej,
Ja, w dzień święty u kupczyków?
Możesz to sobie wyobrazić?
Ile za to grozi?
Dwa lata czyśćca jak nic. Nie?
A teraz warzę...
Pozdro i sorki
Ps.
yassa -- 22.11.2009 - 15:55Zachciało się żonisku zasiąść na wyższej i grubszej gałęzi, to w weekendy podnosi sobie kwalifikację, a wszystko na mojej głowie…
Ok, nie przeszkadzam,
uważaj tylko na winogrona syte jad :)