Wczoraj prawda brylowała w mediach.
Ambasador Rosji przedstawił bieg wypadków w Gruzji. Oto spokojnie sobie żyjący Osetyńcy Południowi, będący zresztą w znacznej mierze obywatelami Rosji, zostali znienacka napadnięci przez nieprzewidywalnych Gruzinów. W dodatku przy zastosowaniu ciężkiej artylerii. Przy okazji stacjonujący tam, pokojowy garnizon wojsk rosyjskich też ucierpiał. W takiej sytuacji musiała Rosja zareagować. I zadbała tylko o to aby Gruzji uniemożliwić ewentualną napaść na niezawisłe już państwa, jakimi się tymczasem stała nie tylko Południowa Osetia ale i Abchazja.
A ludzie niezorientowani powtarzają nieprawdziwe informacje o tym, jakoby gruzińska akcja była sprowokowana a rosyjska nadmierna. Tam od siedemnastu lat wrze. Przecież gdyby Kosowarzy zostali przez Serbów napadnięci i zabijano by przy tym Unitów, to Unia by posłała swoje wojska dla ukrócenia serbskiej samowoli.
Rosja także nie grozi Polsce i nie zamierza jej wcale w czymkolwiek ograniczać. Wypowiedzi Miedwiediewa o wojskowej reakcji na tarczę właściwie nie skomentował.
Na unijny szczyt szefów rządów musi pojechać prezydent. Będzie tam omawiana sprawa Gruzji a on, jak nikt inny jest w sprawie zorientowany. Był tam przecież osobiście. Nasza zaś konstytucja daje mu pełne do tego prerogatywy. Stwierdza bowiem, że reprezentuje państwo polskie. Nie ma zatem najmniejszej wątpliwości, że to on ma się tam znaleźć i stanowisko państwa przedstawić. Ponieważ zaś jest wybrany w wyborach powszechnych to ma już mandat narodu i jego stanowisko jest stanowiskiem narodu.
Uroczyste zaś podpisanie umowy o lokalizacji w Polsce amerykańskich antyrakiet, po rosyjsku to wspaniale brzmi, zostało prezydenckim spóźnieniem zakłócone wskutek złośliwości rządu. Ów oto, pod pozorem remontu windy, “ganiał” najwyższego dostojnika w państwie po schodach. W wyniku tego do sześciu minut spóźnienia doszły trzy następne. Teraz zaś policzono owe stopnie. Jest ich pięćdziesiąt cztery. Czyli trzy minuty zajęło sforsowanie schodów i kawałka korytarza. Pewnie był pionowy.
Bo i SLD się wczoraj pokazało. Oto ta lewicowa partia nie ma żadnych koneksji z PiSem a prezydencki udział w konflikcie gruzińskim jest ze wszech miar naganny. Tak to sobie właściwą polszczyzną wyłuszczył osobiście Grzegorz Napieralski. Nie odnosił się do wyników sondaży ale jego zachowanie zdradzało wyraźny strach przy każdej wzmiance o nich. Zaś Platforma jest według SLD formacją szkodliwą i w miejsce sprawowania władzy uprawia kampanię wyborczą. Wyścig zaś do Brukseli oraz wszelkie dywagacje na temat prezydenckiego spóźnienia Polskę ośmieszają.
Środa, to zła dla prawdy pora.