Wracali po kilku godzinach w wesołym nastroju. Ela bardzo polubiła Andrzeja. Doszła do wniosku, że on jest tak samo miły jak Kanusia. Domyśliła się, że to pewnie ich cecha rodzinna.
Kupiła komputer, panowie od instalowania mieli pojawić się jutro od rana. Mają też od razu podłączyć komputer pod Internet, więc wracali w pogodnym nastroju. Karolina też była w skowronkach, bo myślała, że będą się tłuc autobusem, więc droga do domu przebiegała im w pogodnym nastroju.
Gdy wrócili, Ela chciała się jakoś zrewanżować za podróż, ale Andrzej nie chciał nawet o tym słyszeć. Pożegnali się i Andrzej podjechał na tył sklepu, a one poszły wiejską drogą w stronę domu Eli. Gdy uszły kawałek Karolina zagadnęła:
- Fajny facet, skąd go znasz? To jakaś twoja rodzina?
- Nie, nie rodzina. To syn przyjaciółki, a zarazem gospodyni mojej babci. Wczoraj ją poznałam, obdarowała mnie wiejskimi wędlinami, trochę z nią pogadałam, a dziś poznałam Andrzeja i jego żonę.
- Żonaty? – Karolina nie kryła rozczarowania – jak fajny facet to zawsze żonaty.
- O! Widzę, że ci wpadał w oko – zaśmiała się Ela.- A teraz przygotuj się, dochodzimy do mojego domu.
Rzeczywiście, Ela skręciła w szeroką aleję otuloną z obu stron wiekowymi dębami. Droga wysypana biały gryzem mile chrzęściła pod stopami.
- No gdzie ten twój dom?
- Już jesteśmy w ogrodzie, a za chwilkę go zobaczysz.
- To ten park też twój?
- Też mój – uśmiechnęła się radośnie Ela – a to mój pałac! – Wskazała na domu wyłaniający się zza drzew.
- Matko Boska! To prawdziwa posiadłość! – Karolina wpadła w euforię, chyba nie spodziewała się tego, co zobaczyła.
Zostawiła Elę, a sama pobiegła do przodu, dotykała drewnianych okiennic, przebiegała pod kolumienkami od strony frontu. Pobiegła od drugiej strony, by zobaczyć ogromny taras. Kiedy obejrzała dom z zewnątrz, Ela akurat otwierała drzwi do domu.
- Jeśli tak jest w środku jak na zewnątrz, to ja ci się nie dziwię, że chcesz tu zostać. Tyle, że utrzymanie tego, będzie kosztować fortunę!
- Wiesz, na razie się tym nie martwię, ogrzewanie centralne jest, węgiel w piwnicy też, chyba z dziesięć ton. Woda też, tylko na razie zimna, nie umiem odkryć jak zrobić, by była ciepła. Pewnie trzeba napalić w tym piecu w piwnicy, ale to potem, najlepiej się kogoś spytam, żeby czegoś nie popsuć. Poza tym, babcia mi zostawiła trochę pieniędzy, więc na początek mam. Chciałabym zrobić trochę remontu na strychu, byłoby tam cudne miejsce do pisania. Bo tu – wskazała głową wnętrze domu – chciałabym zachować dawny klimat. Wiesz, tu – stały pośrodku biblioteki – czuje się oddech pokoleń.
- Zupełnie rozumiem o co ci chodzi – powiedziała Karolina, zaglądając do pokoju – alkowy, który Ela podejrzewała, że był pokojem jej mamy. – Ale tu cudnie, mogę tu spać – jęknęła Karolina lustrując biały pokoik panieński. – Proszę, proszę! Chcę tu spać, nigdy takiego cudeńka nie widziałam, będę się czuła jak udzielna księżniczka, chyba, że ty tu śpisz? – spojrzała z zapytaniem na Elę.
- Nie, śpię w pokoju pani domu, ogromnej sypialni na końcu holu, jak chcesz możesz spać tutaj. Choć szczerze, myślałam, że będziesz ze mną dzieliła tamto ogromne, małżeńskie łoże. Musisz zobaczyć łazienkę, też jest z epoki, a w kuchni jest piękny rzeźbiony, drewniany kredens. Zresztą cały dom jest cudny.
- Kurcze, ja tylko trzy dni urlopu sobie wzięłam – jęknęła Karolina – a mogłabym tu zostać do końca życia. Wybacz, że przyjechałam tu, tylko by cię namawiać do powrotu, wiesz, myślałam, że oszalałaś, że dom to jakaś wiejska rudera…wybaczysz mi?
- Och Karolina, dziecinna jesteś, czemu bym ci miała mieć coś za złe? Zwłaszcza, że przygarnęłaś mnie, gdy odeszłam od Marka, pomagałaś mi zawsze gdy cię potrzebowałam. Słuchaj – zmieniła nagle temat – dostałam od babci list, który napisała do mnie przed śmiercią. Tam były pieniądze, hi hi, babcia ominęła fiskusa. Wiesz, mam jeszcze zabezpieczenie w złotych rublach i wspaniałych perłach. Było też tam trochę biżuterii i…wiesz co, coś ci położę na dłoni, tylko zamknij oczy, dobrze?
- OK. Jesteś strasznie tajemnicza, to będzie jakaś zagadka? – Powiedziała Karolina zamykając oczy.
- Nie, nie zagadka, ale powiedz co czujesz? – Wyjęła kluczyk i położyła Karolinie na wyciągniętej ręce.
- Zimne! To lód? – Karolina otworzyła oczy i obejrzała kluczyk – z czego to zrobione, że ta ziębi?
- Myślałam, że tylko ja czuję zimno. Nie wiem, z czego jest zrobiony, wygląda na srebro. Babcia zostawiła mi go w spadku jako talizman. Podobno już od kilku pokoleń jest w naszej rodzinie, zawsze dostają go kobiety.
- Może to wskazówka? Może tu napiszesz swoją wielką powieść, a nazwiesz ją „Srebrny Kluczyk”?
Wiesz, jeżeli jest klucz, powinien być i zamek, prawda? Dziwne, że nikt nie próbował odszukać zamka pasującego do kluczyka. A swoją drogą, czytasz mi w myślach? Chciałam właśnie zacząć taką powieść, zwłaszcza, że miałam tej nocy fantastyczny sen…
- O! o czym?
- Właśnie o tym kluczyku i o babci. Kluczyk rozbijał się na drobne kawałki, a babcia kładła palec na ustach w geście milczenia. Taka jakby zagadka, może tym chciała mi coś zakomunikować?
- Nie wierzę w duchy jak wiesz…ale też nie mam natury pisarza. Jestem realistką, aż do bólu.
- O to mi właśnie chodzi, nie bujasz w obłokach, a mimo to, zimno kluczyka też odczuwasz.
- Zapewne jest zrobiony z takiego metalu, na pewno można to racjonalnie wytłumaczyć.
- OK. No to weź go w rękę i próbuj rozgrzać. Każdy metal da się w ten sposób rozgrzać, prawda?
- Niby tak, ale…ja nie jestem fachowiec, może są jakieś metale tak zimne?
Jeszcze potem do zmroku próbowały rozgrzać metal kluczyka. Choć obie podświadomie wiedziały, że się nie uda. Ela podzieliła się z Karoliną przypuszczeniem, że za tym kluczem zapewne kryje się jakaś straszna tajemnica. Karolina zbyła tę rewelację raczej sceptycznie, choć…no właśnie, straciła pewność i racjonalność.
Wieczór nadszedłem niepostrzeżenie, zajadały kolację złożoną z super smacznej szynki od Kanusi i wczorajszego chleba. Obie milczały, każda z nich próbowała na własną rękę odkryć we własnym umyśle tą zagadkę. Pierwsza odezwała się Karolina.
– Szynka jest boska, cholera, to jest właśnie urok mieszkania na wsi. A co do tego klucza, wiesz, powinnyśmy poszukać do niego zamka, musi być w tym domu. Gdyby był sam klucz, nie przechowywano by go z taką pieczołowitością, prawda?
- O tym samym myślałam…tylko gdzie szukać tego, co ten klucz otwiera. I czy powinno otwierać się coś, co tak długo jest w zamknięciu?
- Nie przybieraj postawy wieszczącego medium! Brr…aż mi zimno po plecach przeszło. To normalne życie, nie film o wampirach, wiec nie dramatyzuj, OK.? Chyba, że w twojej rodzinie są jakieś niewyjaśnione i tajemnicze sprawy?
- Niewiele wiem o własnej rodzinie. Ojciec własnej nie miał, jego rodzice, a moi dziadkowie zmarli zanim ja przyszłam na świat, nie miał rodzeństwa. A matki rodziny nie znałam, babcia niby mi napisała, że cały czas kontaktowała się z ojcem, miała o mnie dokładne informacje, ale ja nic o tym nie wiedziałam.
- Ta babcia, co ci ten dom zapisała? Nie znałaś jej?
- Nie mówiłam ci? Nie, nie znałam jej, nawet nie wiedziałam o jej istnieniu! Wiesz, tu tkwi cała tajemnica. Jak mama od nas odeszła, ja miałam dwa lata, ojciec wychowywał mnie sam. Nigdy też nie mówił o matce, ani jej krewnych. Może to dla niego było zbyt bolesne? Nie umiem ci tego wytłumaczyć, bo sama nie wiem…nigdy się ojcu o żadnych dziadków nie pytałam.
- Kurcze! I teraz babcia po śmierci zapisuję ci ten dom? Daje ci tajemniczy klucz? Cholera, to już samo w sobie jest dość tajemnicze, nie uważasz?
- Fakt. Widzisz, ona podobno bała się ze mną spotkać. Może czuła, że jest winna temu, że matka była, jaka była.
- A jaka było twoja matka?
- Trudno mi ją określić. Odeszła od nas, bo podobno spotkała miłość swego życia. Potem, z tego co wiem, potrafiła zmieniać swoje uczucia do coraz to nowych partnerów. Nie wie, może miała jakieś kompleksy. Nigdy się mną nie interesowała odkąd odeszła, więc i ja uznałam ją w sercu za zmarłą. Potem jak zginęła, nawet nie zrobiło mi się przykro.
- Rozumiem, chyba zachowywałabym się tak samo. Przepraszam za to moje wścibstwo, ale próbuję ci pomoc rozwikłać zagadkę kluczyka.
- Wiesz, nigdy specjalnie nie kryłam mojego życia. A że o tym nie mówiłam? Nie było się czym chwalić.
- Jasne. Głupio mi, wiesz, nie wiedziała, że twoja matka cię zostawiła.
- Znamy się pięć lat, prawda?
- No tak, pięć. Cholera, kawał czasu.
- Pamiętasz, ja ci mówiłam, że moja matka zginęła w wypadku samochodowym?
- Tak, to było chyba ze dwa lata temu. Pamiętam, że wtedy dziwiłam się, że mówiłaś to obojętnie, teraz rozumiem, dlaczego.
- No właśnie. Dziś jednak mam wyrzuty sumienia, ze wtedy tu nie przyjechałam na pogrzeb. Może poznałabym babcię, która, z tego co mówi Kanusia, była bardzo dobrym człowiekiem. Może było jej równie ciężko jak mi? Chciałabym z nią porozmawiać, ale niestety dziś już jest za późno. Może ona powiedziałaby mi, dlaczego mama była taka. Czemu ona sama bała się konfrontacji ze mną. Podarowała mi wszystko, ale nie dała najważniejszego…wskazówki.
- Jakiej? Nie rozumiem.
- Widzisz, ten dom, to historia moich przodków, a ja tu weszłam jak laik i profan. Nic nie wiem, a chciałabym. Mam nadzieję, że z pomocą Kanusi czegoś się dowiem. To skomplikowane, nigdy nie byłam sentymentalna, przecież wiesz…ale tu, cholera, trudno to określić, ja czuję, że coś powinna odkryć, czegoś się dowiedzieć, rozumiesz?
- No…jakby. Słuchaj na dziś dość, OK.? Idziemy spać, jutro z rana przyjeżdżają fachowcy od komputera, musimy być przytomne. Myślę, że potem zaczniemy robić takie prywatne dochodzenie. Też wydaje mi się, że ten dom kryje jakąś tajemnicę, zbyt dziwne było zachowanie twojej nieżyjącej babci, ona też coś ukrywała. Jeżeli bym mogła, to chciałabym ten jej list do ciebie przeczytać, OK.?
Obie były bardzo zmęczone, zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień, zwłaszcza, że Karolina miała za sobą długą podróż. Piszcząć umyły się w zimnej wodzie, a Ela przyrzekła, że jutro sprawdzi jak się tu robi ciepłą wodę. Poszły spać, Ela do sypialni babci, a Karolina do białej sypialni.
Usłyszała jeszcze jak Karolina gasi światło w pokoju i kładzie się na łóżku, bo stęknęły sprężyny wiekowego łoża. Sama też weszła i spojrzała na zieloną kapę łóżka, by po chwili ją odchylić i przytulić policzek do chłodnej, białej pościeli.
Nie wiedziała jak długo spała, obudził ją szelest w pokoju, myślała, że to Karolina. Śniła znów o kluczyku, który rozpryskiwał się na milion kawałków…przyzwyczajała oczy do mroku, by dojrzeć, co ją obudziło. Ale w pokoju nic się nie działo, ani nikogo nie było, więc otuliła się kołdrą, bo poczuła chłód i zaczęła zasypiać. Zagłębiała się znów w sny, kluczyk wirował jej przed oczami, ale tym razem widziała rękę, drobną, wypielęgnowaną dłoń dziewczyny, to w niej wirował kluczyk. Potem usłyszała perlisty śmiech, który zamienił się w szloch. Drobne bose stopy biegły po schodkach na strych, długa jasna suknia zamiatała schodki…a potem kluczyk spadał i rozbijał się o posadzkę, jak grudka lodu.
komentarze
No, no, gotycko się robi:)
wciągam się w sumie w akcję i w klimat.
P.S. Plisss, nie “ta”, tylko “tę”. Opowiadanie to jednak nie potoczna polszczyzna mówiona.
:)
Pozdrówka.
grześ -- 27.11.2009 - 23:19Cholera gdzie?
nie mogę poszukać.
Widzisz, mnie właśnie ciężko.
Piszę bardzo późno, czasem czegoś nie dopatrzę, a potem za chiny znaleźć nie mogę.
Wspólny blog I & J
Alga -- 27.11.2009 - 23:29re: Dom Elżbiety IV
a gotycko dopiero będzie.
Wspólny blog I & J
Alga -- 27.11.2009 - 23:30Tu
Karolina zbyła tą rewelację raczej sceptycznie, choć…no właśnie, straciła tą pewność i racjonalność.
Obie milczały, każda z nich próbowała na własną rękę odkryć we własnym umyśle tą zagadkę
pzdr
grześ -- 27.11.2009 - 23:35poprawiłam
jasne, nawet jedno Tą usunęłam. mam pewne skłonności, których nie dostrzegam, dopiero po pewnym czasie rażą mi oczy.;p
No cóż, na swoje usprawiedliwienie dodam, żem bardzo zapracowana jest.
Wspólny blog I & J
Alga -- 27.11.2009 - 23:45Pani Iwono!
Tu brakuje myślnika:
Wiesz, jeżeli jest klucz, powinien być i zamek, prawda? Dziwne, że nikt nie próbował odszukać zamka pasującego do kluczyka. A swoją drogą, czytasz mi w myślach? Chciałam właśnie zacząć taką powieść, zwłaszcza, że miałam tej nocy fantastyczny sen…
A tu jest „fachowiec” zamiast „fachowcem”
- Niby tak, ale…ja nie jestem fachowiec, może są jakieś metale tak zimne?
Sama akcja wciąga coraz bardziej.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.11.2009 - 05:13Nie słuchaj Jerzego
z tym fachowcem, to jest dialog, nie opis, może być niepoprawnie, potocznie się tak mówi.
Natomiast przyczepię się do początku:
Wracali po kilku godzinach w wesołym nastroju. Ela bardzo polubiła Andrzeja. Doszła do wniosku, że on jest tak samo miły jak Kanusia. Domyśliła się, że to pewnie ich cecha rodzinna.
Ekhm… poziom trzeciej klasy podstawówki
Kupiła komputer, panowie od instalowania mieli pojawić się jutro od rana. Mają też od razu podłączyć komputer pod Internet, więc wracali w pogodnym nastroju. Karolina też była w skowronkach, bo myślała, że będą się tłuc autobusem, więc droga do domu przebiegała im w pogodnym nastroju.
Do internetu – tutaj akurat powinno być poprawnie. Mieszasz czasy – mieli, mają, wracali, razem brzmi to dziwnie. I zrobiłaś powtórzenie z nastrojem.
Na razie tyle, pozdrawiam
Pani Iwono!
Pani Pino ma rację. Wniosek jest raczej skutkiem analizy danych niż obserwacji. Domyślamy się czegoś, czego nie możemy wiedzieć. Tutaj raczej powinno być pomyślała.
Panowie mają pojawić się rano. Natomiast panie mogą czekać na nich od rana.
Natomiast co do moich uwag, to uważam, że nie należy promować kaleczenia języka, tylko dlatego, że tak się mówi.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.11.2009 - 10:04Panie Jerzy,
u Algi jest dużo dialogów i co logiczne polszczyzny potocznej.
Jak chcemy napisać opowiadanie podczas czytania którego czytelnik nie ma poczucia sztuczności i wrażenia “tak się nie mówi”, trzeba zrezygnować czasem z poprawności:)
Ten fachowiec nie przeszkadza zupełnie, szczególnie że akcja jest na wsi, gdzie ludzie mówią z różnymi naleciałościami.
Mnie bardziej przeszkadzało w poprzednich notkach dziwne użycie przymiotników, np. “nie chciała być wścibską” i wiele przymiotników zakończonych na “ą”, ja bym napisał wszędzie “wścibska” itd
Chyba że to jakaś stylizacja, ale zgrzytało mi to strasznie.
P.S. Jak pan nie wierzy, że trzeba używać języka potocznego, proszę obejrzeć jakiś polski serial, najlepiej “Klan”.
Poziom sztuczności, nierealności dialogów i języka, jakim mówią tam bohaterowie, jest nie do zniesienia.
Z dwojga złego lepsze chyba błędy:)
grześ -- 28.11.2009 - 11:01Panie Grzesiu!
Nie oglądam telewizji. Między sztucznością a błędami jest całkiem sporo miejsca. Argument z wsiowością odpada zupełnie bo obie panie są z Warszawy. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.11.2009 - 11:28>grzesiu
stylizacja języka, czy nawet wierne jego odtwarzanie jest jak najbardziej ok. nie tylko w dialogach.
taki zabieg jest często stosowany kiedy narrację prowadzi narrator świadek lub narrator bezpośredni. oni, należąc do jakiegoś środowiska, posługują się specyficznym językiem. przykład – Masłowska w “Wojnie…”.
taki “naturszykowski” styl czasami sprawdza się w literaturze pamiętnikarskiej czy wspomnieniowej. Grzesiuk jest doskonałym przykładem takiego pisania. odarcie go ze specyficznego sposobu wyrażania się pozbawiłoby “trylogię” całego uroku. warto jednak dodać, że nie ma tam rażących błędów i próg komunikatywności nie został przekroczony.
natomiast narrator trzecioosobowy musi być “przezroczysty”. o nim nic nie musimy wiedzieć, bo nie jest częścią zdarzeń, historii. to tylko “opowiadacz”, lektor :). dlatego używa jak najbardziej poprawnego pod każdym względem języka.
Docent Stopczyk -- 28.11.2009 - 12:05__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos
Jeszcze trochę krytyki
Jeszcze potem do zmroku próbowały rozgrzać metal kluczyka. Choć obie podświadomie wiedziały, że się nie uda. Ela podzieliła się z Karoliną przypuszczeniem, że za tym kluczem zapewne kryje się jakaś straszna tajemnica. Karolina zbyła tę rewelację raczej sceptycznie, choć…no właśnie, straciła pewność i racjonalność.
Pierwsze dwa zdania bym połączyła w jedno. Ostatnie jest do przerobienia, żadnych “no właśnie” w opisie narratora.
Wieczór nadszedłem niepostrzeżenie, zajadały kolację złożoną z super smacznej szynki od Kanusi i wczorajszego chleba. Obie milczały, każda z nich próbowała na własną rękę odkryć we własnym umyśle tą zagadkę. Pierwsza odezwała się Karolina.
Wywal to “super”. Rozwiązać, a nie odkryć i “tę”, a nie “tą zagadkę”! Będę gryzła ;)
Doc, zgadzam się w 100 proc
:)
grześ -- 28.11.2009 - 13:50Ale powiem Ci,
że chociaż każdy praktycznie akapit woła o poprawki, to historia się rozwija interesująco :)
"zbyła tę rewelację raczej sceptycznie"
nie wiem czy można coś “zbyć sceptycznie”. lepiej by było “podeszła do tej rewelacji sceptycznie”
Docent Stopczyk -- 28.11.2009 - 14:54__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos
All
dzięki wszystkim za zainteresowanie und krytykę, teraz jeszcze nie bardzo mam czas, wieczorem się odniosę do wszystkiego.
Sorry, że to tak niedopracowane, ale jak już pisałam wklejam wszystko w stanie tzw. surowym, potem będą poprawki.
Cieszę się natomiast, że podoba się ogólny zarys.
Pozdro.:D
Wspólny blog I & J
Alga -- 28.11.2009 - 19:50Przeczytałam wszystkie uwagi krytyczne.
jak już pisałam, jest to tzw. surowa opowieść.
Teraz żadnych poprawek nie będę robić, tak się nie da.
Kiedy skończę, będę miała czas na analizę tekstu.
Bo nanoszenie poprawek teraz, graniczyć będzie z grzebaniem co chwila w tekście, wreszcie zmienianie sekwencji, co na pewno nie przyspieszy rozwoju akcji.
To tyle na razie.
Jak już pisałam, wklejam to, by opowieść posuwałam mi się do przodu.
Kaleczenie języka, jasne, są to naleciałości z mojego regionu. Będę je poprawiać.
Wspólny blog I & J”:http://amazoniawweekend.blogspot.com/
Alga -- 28.11.2009 - 23:03