Wydaje się, że ostatnie zdanie powinno mieć nieco inny szyk. Dokonując w nim minimalnej korekty, akcja obrałaby następujący przebieg: „Przewracając się, okradziona staruszka uderzyła w drzwi wejściowe, a te wypadły z zawiasów.”* Pomimo tej drobnej niedoskonałości językowej, policjanci nie dali za wygraną i dalej ścigali napastnika.
Gazeta tak oto relacjonuje ostatnią fazę pogoni za Rafałem Z.: „Zdesperowany złodziej uderzył w twarz policjanta, który chciał go zatrzymać. 27-latek wybiegł z dworca, uciekając w poprzek Alei Jerozolimskich, za hotel Mariott, a następnie wzdłuż Nowogrodzkiej. Pościg skończył się w kościele przy tej ulicy. Przestępca samotnie klęczał w przedsionku. Staruszka odzyskała skradzione rzeczy, a Rafał Z. odpowie za kradzież.”
Reporterzy nie donieśli, co stało się z Rafałem Z. Wiadomo natomiast, że wkrótce po zajściu, staruszka wróciła do domu, wzięła tabletki przeciwbólowe i położyła się spać. Od natłoku wrażeń rozbolała ją głowa, a stłuczone na dworcu biodro pulsowało, jakby chciało oderwać się od kości. Nieoczekiwana przygoda spowodowała, że nie zdążyła na pociąg do Torunia i bilet drugiej klasy w przedziale dla niepalących przepadł. „Łatwo przyszło, łatwo poszło” – pomyślała ze smutkiem, zdając sobie sprawę, że wraz z biletem przepadła cała wycieczka, wygrana w konkursie na hasło reklamowe konserwy turystycznej. „Zawsze z nią!” – wystarczyło tylko tyle, żeby wziąć główną nagrodę.
Wstała rześka i wypoczęta. Biodro prawie nie bolało. Chodziła wprawdzie ostrożniej, ale przecież chodziła!, co jeszcze wczoraj wcale nie było takie pewne. Nastawiła wodę na herbatę i otworzyła odzyskaną przez dzielnych policjantów torebkę. Wyłożyła na stół kosmetyczkę, dokumenty, portmonetkę, notatnik w bordowej okładce i zawiniętą w cynfolię kanapkę z żółtym serem. Spod podszewki wycisnęła ołówek, który znowu wpadł do środka przez dziurę w bocznej kieszeni. „Zawsze jakiś dureń wejdzie ci w drogę – szepnęła. – Tydzień przygotowań i w ostatniej chwili kradną torebkę. W dodatku na dworcu.” Rozwinęła kanapkę i skrzywiła się z niesmakiem. Położyła ją na sobotnią gazetę i razem wrzuciła je do kosza. „Fatalne są te kanapki z placu Unii” – trzasnęła klapą śmietnika, po czym weszła do łazienki.
Ciąg dalszy niebawem…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
komentarze (68) skomentuj