Wie Pan – ja nie rozumiem sensu Pańskiego komunikatu.
Nie rozumiem na czym mają polegać podobieństwa w polityce krajów UE i Rosji. Pisze Pan o Kosowie tak, jakby zapomniał Pan, że największymi orędownikami jego niepodległości byli Amerykanie. Stawianie teraz sprawy Kosowa tak, jakby to UE była głównym pomysłodawcą i egzekutorem jest niezłą ściemą, dość daleką od prawdy.
Polityka dużych krajów UE jest przede wszystkim pragmatyczna i dobrze, że taka jest, ponieważ oznacza to, że jest obliczalna. Politya Rosji jest również pragmatyczna, lecz także imperialna, co stanowi wyzwanie – też militarne – dla rosyjskiej “bliskiej zagranicy”, ale również dla samej Unii Europejskiej, ponieważ każdy układ polityczny żyje dzięki określonej infrastrukturze, a jej istotną część Rosjanie chcieliby przejąć. Elity UE wcale nie są skłonne scedować tę infrastrukturę na rzecz Rosji. Odpowiednie zapisy blikujące pojawiły się już nawet w Traktacie Lisbońskim, ale oczywiście to jest jeszcze za mało. Niemniej jednak – różne kraje były w różny sposób zaangażowane w interesy z Rosjanami, więc urabianie wspólnej opinii musiało trochę potrwać.
Niemniej jednak – ma Pan rację. W długiej perspektywie Europa potrzebuje Rosji, lecz również Rosja będzie potrzebować Europy, jeśli nie chce dopuścić, aby być tak samo podjechana przez Chiny.
Z Rosjanami jest ten kłopot, że mają tę gównianą mentalność, że albo sami knutem walą, albo ich trzeba knutem walić, co wcale nie pomaga w znalezieniu równowagi. Więc szuka się teraz odpowiedniej miary, aby Rosjanom pokazać, że nie są zupełnie bezkarni i że na nich też jest jakieś przełożenie. Można to nazwać – a owszem – zmuszeniem ich do określonych, porządanych zachowań.
Lecz Pańska teza, że wojna wybuchnie między USA a UE+Rosja jest na obecną chwilę mocno wydumana. Być może za sto lat. Ale to zupełna futurologia. Na obecną chwilę Rosja nie daje elitom UE żadnej gwarancji utrzymania status-quo, więc nie ma tam poważnych graczy, którzy chcieliby za wiele zaryzykować. To może się zmienić jedynie wówczas, gdy Rosja pozwoli na ekspansję Europejskiego kapitału u siebie, lecz na to się na razie nie zanosi. Oni najlepszych fantów oddawać nie chcą, więc najbliższy prawdy jest układ chłodnego partnerstwa między UE a Rosją.
Ogólnie, to wydaje mi się, że Pan po prostu tak bardzo UE nie lubi, że wrzuca ich pan do wspólnego z Rosją wora, bo tak Panu z tym lepiej.
@Podróżny
Wie Pan – ja nie rozumiem sensu Pańskiego komunikatu.
Nie rozumiem na czym mają polegać podobieństwa w polityce krajów UE i Rosji. Pisze Pan o Kosowie tak, jakby zapomniał Pan, że największymi orędownikami jego niepodległości byli Amerykanie. Stawianie teraz sprawy Kosowa tak, jakby to UE była głównym pomysłodawcą i egzekutorem jest niezłą ściemą, dość daleką od prawdy.
Polityka dużych krajów UE jest przede wszystkim pragmatyczna i dobrze, że taka jest, ponieważ oznacza to, że jest obliczalna. Politya Rosji jest również pragmatyczna, lecz także imperialna, co stanowi wyzwanie – też militarne – dla rosyjskiej “bliskiej zagranicy”, ale również dla samej Unii Europejskiej, ponieważ każdy układ polityczny żyje dzięki określonej infrastrukturze, a jej istotną część Rosjanie chcieliby przejąć. Elity UE wcale nie są skłonne scedować tę infrastrukturę na rzecz Rosji. Odpowiednie zapisy blikujące pojawiły się już nawet w Traktacie Lisbońskim, ale oczywiście to jest jeszcze za mało. Niemniej jednak – różne kraje były w różny sposób zaangażowane w interesy z Rosjanami, więc urabianie wspólnej opinii musiało trochę potrwać.
Niemniej jednak – ma Pan rację. W długiej perspektywie Europa potrzebuje Rosji, lecz również Rosja będzie potrzebować Europy, jeśli nie chce dopuścić, aby być tak samo podjechana przez Chiny.
Z Rosjanami jest ten kłopot, że mają tę gównianą mentalność, że albo sami knutem walą, albo ich trzeba knutem walić, co wcale nie pomaga w znalezieniu równowagi. Więc szuka się teraz odpowiedniej miary, aby Rosjanom pokazać, że nie są zupełnie bezkarni i że na nich też jest jakieś przełożenie. Można to nazwać – a owszem – zmuszeniem ich do określonych, porządanych zachowań.
Lecz Pańska teza, że wojna wybuchnie między USA a UE+Rosja jest na obecną chwilę mocno wydumana. Być może za sto lat. Ale to zupełna futurologia. Na obecną chwilę Rosja nie daje elitom UE żadnej gwarancji utrzymania status-quo, więc nie ma tam poważnych graczy, którzy chcieliby za wiele zaryzykować. To może się zmienić jedynie wówczas, gdy Rosja pozwoli na ekspansję Europejskiego kapitału u siebie, lecz na to się na razie nie zanosi. Oni najlepszych fantów oddawać nie chcą, więc najbliższy prawdy jest układ chłodnego partnerstwa między UE a Rosją.
Ogólnie, to wydaje mi się, że Pan po prostu tak bardzo UE nie lubi, że wrzuca ich pan do wspólnego z Rosją wora, bo tak Panu z tym lepiej.
Zbigniew P. Szczęsny -- 18.08.2008 - 10:28