kurde rzuciłbym tu powiastkę z deMello, która pokazuje, że narodowość to w jakis sposób etykietka też.
jest taka anegdota u niego, jak pakistańskie wojsko uwolniło Hindusów mówiąc im że są w Indiach, ci wpadli w orgazm prawie patriotyczny, się okazało później, że jeszcze jednak w Pakistanie:)
Bo góry to góry (Himalaje to Himalaje), nie ma gór indyjskich i gór pakistańskich.
To etykietki są, no.
Hierarchię wartości masz dobrą i każdy pewnie tak ma, że najważniejsze to co najbliższe.
Tyle że dla mnie (choć właściwie np. przyjaciół i osoby wazne mam tylko wśród Polaków) nie ma de facto różnicy między Polakami a innymi ludźmi.
I nie rusza mnie bardziej, ze zginęło 20 Polaków niż ze zginęło 20 Hindusow.
Bo niby dlaczego właściwie?
Oooo, znalazłem, z “Przebudzenia” to jest:
Sa takie slowa, ktore nie odnosza sie do niczego. Na przyklad: “Jestem Hindusem”. Przypuscmy, ze jestem jencem wojennym w Pakistanie i mowia mi:
– Zamierzamy cie dzisiaj zabrac za granice, abys mogl rzucic okiem na swoj kraj.
Przewoza mnie wiec za granice, patrze poprzez nia i mysle: “Och, moj kraj, moj piekny kraj. Widze wioski, drzewa i wzgorza. To moj rodzinny kraj”. Po chwili jednak jeden ze straznikow mowi:
– Przepraszam, ale pomylilismy sie. Musimy pojechac jeszcze z dziesiec mil.
Czego dotyczyla moja reakcja? Niczego. Mialem w umysle slowo “Indie”. Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistosci nie istnieja granice pomiedzy krajami. To ludzki umysl je stworzyl. Zazwyczaj nalezacy do glupich, ograniczonych politykow. Kiedys moj kraj byl jednym krajem, teraz sa juz z niego cztery. Gdybysmy byli mniej czujni, byloby ich szesc. Mielibysmy wowczas szesc flag, szesc armii. Dlatego jeszcze nikt nie zlapal mnie na tym, bym oddawal honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawaja mnie odraza, gdyz sa falszywymi bogami. Komu mam oddawac honor? Moge oddac honor ludzkosci, ale nie fladze otoczonej armia.
Flagi istnieja jedynie w glowach ludzi. W kazdym razie slownik nasz zawiera tysiace slow, ktore nie maja zadnego odniesienia do rzeczywistosci. Ale wyzwalaja w nas wielkie emocje! Zaczynamy wiec widziec cos, czego nie ma. Naprawde widzimy indyjskie gory, podczas gdy ich nie ma i naprawde widzimy Hindusow, ktorzy nie istnieja. Istnieja jedynie wasze amerykanskie uwarunkowania. Ale to nie jest cos specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Swiata wiele sie dzis mowi o “inkulturacji”. Czym jest to, co zwiemy “kultura”? Nie jestem tym slowem zachwycony. Czy oznacza ono, ze masz chec zrobic cos, poniewaz uwarunkowano ciebie tak, abys to zrobil? Ze chcialbys czuc cos, poniewaz tak cie uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobrazmy sobie amerykanskie dziecko zaadoptowane przez rosyjska pare i wychowywane w Rosji. Nie ma pojecia, ze urodzilo sie w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanow. Dziecko to zostaje wpisane w okreslona kulture, nasycone literatura. Patrzy na swiat oczyma nabytej kultury. Mozesz nawet powiedziec, ze nosi swa kulture ze soba, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykanska cos innego. Japonka nosilaby kimono. Nikt nie identyfikuje sie z ubiorem. A wy chcecie nosic swa kulture z wiekszym zaangazowaniem niz ubranie. Szczycicie sie swa kultura. Uczy sie was, ze macie byc z niej dumni. Pozwolcie mi wyrazic to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuite, ktory powiedzial mi kiedys:
“Zawsze gdy widze zebraka lub biedaka, nie moge nie dac mu jalmuzny. Nauczyla mnie tego matka.”
Jego matka czestowala posilkiem kazdego biednego, ktory stanal na jej drodze.
Powiedzialem mu:
“Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, calkiem mily z punktu widzenia zebraka, niemniej jednak przymus.”
Przypominam sobie tez innego jezuite, ktory zwierzyl sie na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: “Mam osiemdziesiat lat, jestem jezuita od lat szescdziesieciu pieciu. Ani razu nie zaniedbalem swej godzinnej medytacji, ani razu.” Moze to byc bardzo chwalebne, ale tez moze to byc jedynie przymus. Nie ma nic wspanialego w tym, ze pozostajemy jedynie mechanizmem. Piekno czynu nie polega na tym, ze stal sie on nawykiem, ale na jego wrazliwosci, swiadomosci, jasnosci spostrzegania i celowosci reakcji. Moge powiedziec “tak” jednemu zebrakowi, a innemu “nie”. Nie jestem zniewolony przez zadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doswiadczen lub mojej kultury
Pino,
kurde rzuciłbym tu powiastkę z deMello, która pokazuje, że narodowość to w jakis sposób etykietka też.
jest taka anegdota u niego, jak pakistańskie wojsko uwolniło Hindusów mówiąc im że są w Indiach, ci wpadli w orgazm prawie patriotyczny, się okazało później, że jeszcze jednak w Pakistanie:)
Bo góry to góry (Himalaje to Himalaje), nie ma gór indyjskich i gór pakistańskich.
To etykietki są, no.
Hierarchię wartości masz dobrą i każdy pewnie tak ma, że najważniejsze to co najbliższe.
Tyle że dla mnie (choć właściwie np. przyjaciół i osoby wazne mam tylko wśród Polaków) nie ma de facto różnicy między Polakami a innymi ludźmi.
I nie rusza mnie bardziej, ze zginęło 20 Polaków niż ze zginęło 20 Hindusow.
Bo niby dlaczego właściwie?
Oooo, znalazłem, z “Przebudzenia” to jest:
Sa takie slowa, ktore nie odnosza sie do niczego. Na przyklad: “Jestem Hindusem”. Przypuscmy, ze jestem jencem wojennym w Pakistanie i mowia mi:
– Zamierzamy cie dzisiaj zabrac za granice, abys mogl rzucic okiem na swoj kraj.
Przewoza mnie wiec za granice, patrze poprzez nia i mysle: “Och, moj kraj, moj piekny kraj. Widze wioski, drzewa i wzgorza. To moj rodzinny kraj”. Po chwili jednak jeden ze straznikow mowi:
– Przepraszam, ale pomylilismy sie. Musimy pojechac jeszcze z dziesiec mil.
Czego dotyczyla moja reakcja? Niczego. Mialem w umysle slowo “Indie”. Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistosci nie istnieja granice pomiedzy krajami. To ludzki umysl je stworzyl. Zazwyczaj nalezacy do glupich, ograniczonych politykow. Kiedys moj kraj byl jednym krajem, teraz sa juz z niego cztery. Gdybysmy byli mniej czujni, byloby ich szesc. Mielibysmy wowczas szesc flag, szesc armii. Dlatego jeszcze nikt nie zlapal mnie na tym, bym oddawal honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawaja mnie odraza, gdyz sa falszywymi bogami. Komu mam oddawac honor? Moge oddac honor ludzkosci, ale nie fladze otoczonej armia.
Flagi istnieja jedynie w glowach ludzi. W kazdym razie slownik nasz zawiera tysiace slow, ktore nie maja zadnego odniesienia do rzeczywistosci. Ale wyzwalaja w nas wielkie emocje! Zaczynamy wiec widziec cos, czego nie ma. Naprawde widzimy indyjskie gory, podczas gdy ich nie ma i naprawde widzimy Hindusow, ktorzy nie istnieja. Istnieja jedynie wasze amerykanskie uwarunkowania. Ale to nie jest cos specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Swiata wiele sie dzis mowi o “inkulturacji”. Czym jest to, co zwiemy “kultura”? Nie jestem tym slowem zachwycony. Czy oznacza ono, ze masz chec zrobic cos, poniewaz uwarunkowano ciebie tak, abys to zrobil? Ze chcialbys czuc cos, poniewaz tak cie uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobrazmy sobie amerykanskie dziecko zaadoptowane przez rosyjska pare i wychowywane w Rosji. Nie ma pojecia, ze urodzilo sie w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanow. Dziecko to zostaje wpisane w okreslona kulture, nasycone literatura. Patrzy na swiat oczyma nabytej kultury. Mozesz nawet powiedziec, ze nosi swa kulture ze soba, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykanska cos innego. Japonka nosilaby kimono. Nikt nie identyfikuje sie z ubiorem. A wy chcecie nosic swa kulture z wiekszym zaangazowaniem niz ubranie. Szczycicie sie swa kultura. Uczy sie was, ze macie byc z niej dumni. Pozwolcie mi wyrazic to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuite, ktory powiedzial mi kiedys:
“Zawsze gdy widze zebraka lub biedaka, nie moge nie dac mu jalmuzny. Nauczyla mnie tego matka.”
Jego matka czestowala posilkiem kazdego biednego, ktory stanal na jej drodze.
Powiedzialem mu:
“Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, calkiem mily z punktu widzenia zebraka, niemniej jednak przymus.”
Przypominam sobie tez innego jezuite, ktory zwierzyl sie na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: “Mam osiemdziesiat lat, jestem jezuita od lat szescdziesieciu pieciu. Ani razu nie zaniedbalem swej godzinnej medytacji, ani razu.” Moze to byc bardzo chwalebne, ale tez moze to byc jedynie przymus. Nie ma nic wspanialego w tym, ze pozostajemy jedynie mechanizmem. Piekno czynu nie polega na tym, ze stal sie on nawykiem, ale na jego wrazliwosci, swiadomosci, jasnosci spostrzegania i celowosci reakcji. Moge powiedziec “tak” jednemu zebrakowi, a innemu “nie”. Nie jestem zniewolony przez zadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doswiadczen lub mojej kultury
grześ -- 15.01.2010 - 23:58