Ale umiem już zagonić konie do stajni. Potrafię też potraktować odmownie takich, co ich Pańcia nie lubi.
Pachnę zapachem własnym. Bardzo ładnie. Pańci nie odbiło na szczęście i po psich salunach mnie nie prowadza.
Kiedyś to jednak było porządniej. Mówiło się: “Idę do fryzjera” albo “To ja prowadzę ten fryzjer”. Teraz, żeby obciąć włosy, trzeba wybrać się aż do salonu. Nie jest tak, że w salonie leją whiskey albo strzelają do czerwonoskórych, zaczęli strzyc… Widać ludzie jednak porządnieją. Przestali pić, przestali strzelać... Tylko włosy, prawda, nie trawa, w zimie też rosną. Wot kakaja żopa.
A mówiąc poważnie: bardzo ładny myszor. Stylowy. Jeśli nie nosi gazet, to może chociaż ciągnie sanki… Przy okazji, dla informacji — w Warszawie nie pędzimy koni, choć stajni wszędzie pełno. I stajennych też. W Warszawie po prostu pędzimy.
choćby cała seria przygód Bellewa Zawieruchy. Za komuny przetłumaczyli tylko niektóre opowiadania, reszta była zbyt wywrotowa.
Fraszka ściga koty, ale jak dogoni, to nie wie, co dalej z nimi robić. Na Wrzecionie mamy sporo bezpańskich, niektóre są silnie cwane w sobie. Raz jeden taki kociamber, zamiast spieprzać, ustawił się bokiem i spojrzał wyzywająco. Pieseczek zgupiał.
Ale fakt – ona dla odmiany wyżera im jedzenie, które zostawiają kocie babcie. Biedne głodne zwierzę, państwo go nie żywią y nie bronią.
Owczarkowość niemiecką to strzyc mogą tylko na rozumie upośledzeni ostatecznie.
Ja jej nawet do kąpieli nie muszę prowadzać, bo niby po co?
Papu porządne dostaje oraz surowe, to pachnie. Nawet kiedy namoknie, jak gąbka.
W sprawie koni, to my dość nomadyczni jesteśmy. W sensie – pozawarszawscy.
I tu Magulsiakowa przydaje się znakomicie. Ja otwieram bramkę padoku a ona już załatwia całą resztę, nie myląc boksów.
Londona, to ja pasjami, ale w późnej podstawówce tudzież wczesnym ogólniaku.
Dostałam kręcioła na punkcie Północy kiedy na żywo gadałam z panem Centkiewiczem.
Tego, co pomieniłaś – nie znam. Cud! :D
Magia, niestety dla kotów, wie co robić w przypadku bliskiego kontaktu III stopnia. I trza ją pilnować, żeby kolejnych trofeów do domu nie znosiła.
przeca zaznaczam tam i ówdzie, że czy lata temu wyzbyłam się zgubnego nałogu czytelnictwa. Teraz tylko piwo i pornole, jak przystało na młodego wyborcę PO… opcjonalnie dzika róża und piękny i dobry nasz portal.
Mam te wszystkie knigi na twardym dysku zapisane i już.
Północ jest cudowna. Zaliczyłam osiem lat temu Nordkapp.
Ziggiego nie miała przyjemności (własnej) poznać. I lepiej żeby nie poznała. Ze względu na zmiany biochemiczne zachodzące kiedy w człowiekach złych, wydziela się adrenalinka. Magulsiakowa ma znakomity węch…
Ilustracja:
Magulsiakowa jest już po dwóch szkoleniach z obrony.
Wczesna jesień.
Beskid Wysoki.
Drapiemy się dziarsko po tamtejszych pagórkach.
Słyszymy podniesione głosy.
Magulsiakowa zaczyna się jeżyć niby szczotka ryżowa.
Zza zakrętu wyłania się Para Mieszana.
Pan wrzeszczy na Panią. Ona płacze.
Z jestestwa Magulsiakowej dobywa się złowrogi, cichy gulgot.
Małżonek wpina karabinek z linką do obroży Magulsiakowej.
Kiedy Pan podnosi rękę na Panią Magulsiakowa wykonuje skok.
Kolega Małżonek (90 kg żywej wagi) unosi się w powietrzu.
Magulsiakowa obciążona Pańciem zamiast szyi sięga tylko uniesionej ręki.
Pan, mówiąc wprost, zeszczał się w majty.
Pogroziliśmy Panu paluszkiem i poprosiliśmy, żeby nigdy więcej nie podnosił ręki na kobiety.
Pies. Mądre i lojalne stworzenie. Różnie to bywa z ich właścicielami.
Swego czasu nosiłem gazetki po osiedlach, w Nowej Hucie (to taka Praga Północ, tylko jeszcze bardziej). Zdarzyło mi się pewnego razu, że jeden “ura bura – król podwóra” napuścił na mnie pieska, ot tak dla zabawy.
No i dostali bardzo bolesną naukę rozumu, naukę w sprayu. Najpierw piesek, a potem właściciel. Piesek wariował z bólu (nawet mi go było szkoda), uliczny wojownik trafil do Szpitala Żeromskiego, i wzrok odzyskał po dwóch dniach (jak plotkowali złośliwi).
No, to tyle w kwestii takich, co chca budzić czworonożny respekt :)
Powyższy incydent nie wyleczył mnie z zajoba na punkcie psów, goldenów zwłaszcza. Golden retriever i labrador to najpiekniejsze stworzenia, jakie chodzą po powierzchni ziemi (może jeszcze owczarek berneński). Takiego przytulić, po prostu uwielbiam.
... ale kuźwa, rottweilero-sceptykiem to dożywotnio pozostanę ! :)
ten dysk z cedekami niekompatybilny :P Gdyż albowiem składa się z szarej gąbki, a nie z kwarcu. W mózgoczaszce uprasza się dziur nie czynić pięknej i dobrej gospodyni w czwartek.
Gdzieś na Wrzecionie wala się wersja analogowa Londona, to mogę uprzystępnić.
Nie powinno być takiej możliwości, żeby psiaka skazywać na eutanazję za grzechy jego właściciela. Zawsze w ostatecznym, rozrachunku, winny jest człowiek.
Jak ten palant, o którym pisałeś. IMO.
A teraz uważaj. :) Bardziej na przyszłość.
Istnieją sposoby, żeby psiaki, tak jak i ludzi, uodpornić (w pewnym zakresie) na oddziaływanie np. gazu pieprzowego czy innego łzawiącego.
To naprawdę da się zrobić. Bierz na to poprawkę.
W kwestii berneńczyków, to nic mi nie mów. Do tej pory nie mogę odżałować Kaspra, który opuścił nas 8 miesięcy temu.
Oto Kapek, (po prawej) najukochańszy ever:
[edit] A Rotki są świetne. Tylko, znowu, wszystko zależy od rąk ludzkich w jakie trafią. Właśnie przymierzamy się do adopcji takiego jednego, po przejściach.
Nie powinno być takiej możliwości, żeby psiaka skazywać na eutanazję za grzechy jego właściciela. Zawsze w ostatecznym, rozrachunku, winny jest człowiek.
Jak ten palant, o którym pisałeś.
trzy zdania, same mądre, żadnych teorii spiskowych … ktoś się podszywa pod Magię :D
A teraz uważaj. :) Bardziej na przyszłość.
Istnieją sposoby, żeby psiaki, tak jak i ludzi, uodpornić (w pewnym zakresie) na oddziaływanie np. gazu pieprzowego czy innego łzawiącego.
To naprawdę da się zrobić. Bierz na to poprawkę.
Istnieją, zgadza się, też się o tym niestety przekonałem (na szczęście nie na Hucie)
Istnieją też bardziej bezpośrednie sposoby, żeby pieska uspokoić na trwale. Ale to już nie ja. Ja sobie obiecałem, żelazo tylko i wyłącznie w kuchni i do grzybów.
Młody gniewny z blokowiska nie był jedyny, grzechów młodości mam więcej, w tym jeden szczurek znany z gazet … ale temat jakby nie o tym :)
W kwestii berneńczyków, to nic mi nie mów. Do tej pory nie mogę odżałować Kaspra, który opuścił nas 8 miesięcy temu.
Sobaczki niesamowite ! Piekne, przyjazne (zwłaszcza do dzieci), przy tym usłuchane. Rosną, prawda, jak pieron. Ale to kwestia lokalu i spacerów (one potrzebują miejsca i ruchu) ... Fuga mojej sąsiadki to jest moje wielkie (i odwzajemnione) uczucie.
A najbardziej zabawne przygody miałem z pieskami typu amstaff. Ale już nie rozmywam.
EDIT : veto. Moja przygoda to jedno, statystyki to drugie. Była właśnie na Nowej Hucie taka durna moda “trzymam rottweilera = jestem grrrroźny mafioso”. Na prostego studenciaka nie wystarczył (patrz powyżej), wystarczyły za to na cały szereg kilkuletnich dzieci, zagryzionych przez te bydlęta. Żeby było “śmieszniej” – dzieci najczęściej z rodziny lub sąsiedztwa owych głupków.
Nie zawsze pierwsze wrażenie się liczy. Czy cóś. :)
Owszem, takim sposobem jest kulka. W przypadku mojej Damy jest to jedyny sposób.
Okładanie jej pałą i gaz – nie powoduje puszczenia chwytu. Kwestia treningu.
Nie wyobrażam sobie dużego psiaka w małym mieszkanku na Mariensztacie. Zostawianego na wiele godzin w samotności, bo Pańciostwo pracuje.
Kwestia odpowiedzialności.
Nazbyt często bywa tak, że właśnie te duże i/lub uchodzące za agresywne, pozbawione odpowiedniej dawki ruchu, atencji i miłości są sprawcami wypadków.
Z winy egoistycznych kretynów, pozbawionych wyobraźni.
Właśnie takich, o których piszesz. Później całą rasę wpisuje się do rejestru. Kiedy należałoby wpisać do tegoż ich właścicieli i pseudo-hodowców.
Nie masz racji w pierwszym akapicie, ale bez szczegółów tym razem. Zresztą takich atrakcji jej nie życzę, bo dobrze jej z pyska patrzy.
W dalszej części – krótko, prosto i bez spisków (admin, ktoś się pod Magię podszywa !) zostaje się tylko zgodzić. Zwłaszcza z trudnym słowem na o (ale chyba zbyt trudne, żeby ambitna młodzież w dresach je zrozumiała).
Złą opinię mają np. amstaffy, a to mocno na wyrost. Ja tam mam z nimi dobre doświadczenia (choć nieraz mocno zabawne). W ich akurat przypadku – kwestia wychowania właśnie.
EDIT : a właśnie dobrze, że podrzuca ! Gdyby Murik nie istniał, należałoby go wymyślić !
to jego drugi domek. Wychował się na zabawach z Fraszeczką, wzięliśmy je tego samego dnia (koniec listopada 2005).
Jak byłam jeszcze młodą i piękną maturzystką, to mogłam usiąść po turecku na podłodze i psiuńcio mieścił się między kolanami od trufla do ogona. No ale urosła i teraz jest majestatycznym zwierzęciem circa 25 kg.
Muriczek jest z rąk prywatnych, więc wiadomo dokładnie, kiedy się urodził, Fraszka jest uratowana z podwórka w Pułtusku.
A co do ślicznych ras, to ja zawsze mówię ojej, jak widzę takie:
Jasne, że może być i kozik albo inny tasak, jeśli cokolwiek z tego arsenału miałeś na myśli. Ale ja naprawdę tego mniej się obawiam. Psia reakcja (szczególnie po treningu) jest znacznie szybsza niż machnięcie uzbrojoną łapą człowieczą.
Ale zostawmy to. Beskid mi całkowicie wystarczy i nie ma powodu, żeby Magulsiakową kłopotać.
Nie tylko amstaffy mają taką opinię. Każda rasa wpisana do rejestru ma ją zszarganą, dzięki ludzkim debilom. Ale urzędniczy kretyni nawet nie pomyśleli o mieszankach, które produkują odpowiedzialni hodowcy. Chyba nie muszę nadmieniać, że kasztanom znęcającym się nad psiakami celem przyuczenia ich do walk ku uciesze takich samych umysłowych kasztanów, wyrywałabym nogi z dupy? Aż by furczało.
Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby kwestionować dobrodziejstwa z jakimi spotyka się Murik podrzucany.
Ino sama posiadając doświadczenia, z powodu za hotel czasami robimy, patrzę sobie jak takie coś na psią psyche wpływa. Czasami, przy dużej częstotliwości albo dłuższym pobycie, psiak się gubi w sobie. (“Czasami” podkreślono wężykiem.)
I tyle.
Samojedy są fajowskie, ale jeśli chodzi o czesanie – to dziękuję. Postoję. :)
Pies wiadomo, musi sobie sutalic miejsce w stadzie.
Jak jest na smyczy to se niczego nie ustali, tylko rzucal sie bedzie.
Moj pies jest wielki, moj pies jest slodki, moj pies jest wierny i kochany. Ale moj pies sie rzuca na inne psy, po powachaniu, bo jest wiekszy i musi im pokazac to i owo.
Poniewaz mieszkamy pod Warszawa, mamy za domem dzikie pola chodzimy tamoj na spacery, bieganie. Ale inni tez sa tacy madrzy. I psy sie genralnie spinaja. Poniewaz moj jest najwiekszy, wiec nie bardzo mam ochote narazc inne psy na rany i prowadzam mojego w kanagncu, a jak widze zblizajacy sie problem, to do nogi i po 10 nawolywaniach głupi Hovowart raczy wrocic, najpier wsprawdziwszy czy sie czasem jakis wrog nie paleta obok. Bo po co mnie w koncu wola, jesli nie ma powodu?
I jestem jedynym osobnikiem z psem w kagancu. Pies sie przyzwyczail, od 4 lat ma kaganiec na mordzie i jakos nie cierpi czy snieg czy upal.
Gdyby wszyscy koledzy byli w kagancach, to krwi by nie bylo.
A nie kazdy wlasciciel nadaje sie na tresera. Oj nie kazdy,. Natomiast dziwnym trafem kazdy lubi jak jego pies dziabniego innego.
Bezsens. Bo nie widzieli jak sie gryza wielkie psy, co to za ryk, jakie to walki lwow sa.
Moj pies, tak jak Miagiczny nie smierdzi, pachnie, kapie sie w sniegu, tarza sie z uwielbieniem.
Tak a propos to spy dziela sie na dwie kategorie:
gowno jady
i
gówno tarzany
I tym miłym lecz kulturalnym akcentem się żegnam.
przypomniałeś mi niesamoity wieczór i spacer sprzed lat, jak pies Iwan (ten ze zdjęć) zjadł najpierw gówno i przegryzł zdechłą żabą:)
Na co ja później w domu wpadłem na genialny pomysł, dodawania mu inhalolu do wody, by mu z pyska nie śmierdziało, niestety z inhalacji nie chciał skorzystać:)
No młodzi byliśmy i gupi, znaczy ja i pies:)
A twoja klasyfikacja nie do końca mnie przekonuje, bo i raz się wytarzał on też.
Jasne, że może być i kozik albo inny tasak, jeśli cokolwiek z tego arsenału miałeś na myśli. Ale ja naprawdę tego mniej się obawiam. Psia reakcja (szczególnie po treningu) jest znacznie szybsza niż machnięcie uzbrojoną łapą człowieczą.
za to znam takich kilku, którym wystarczy jedno machnięcie, i to nie tylko do pieska…
(inna sprawa, że ja się do tej grupy nie zaliczam)
magia
Nie tylko amstaffy mają taką opinię. Każda rasa wpisana do rejestru ma ją zszarganą, dzięki ludzkim debilom. Ale urzędniczy kretyni nawet nie pomyśleli o mieszankach, które produkują _odpowiedzialni hodowcy.
Amstaff to zwierzę miłe i wesołe, dobrze wychowane nie stanowi zagrożenia.
Bliski kontakt miałem dwa razy. W Anglii i Gruzji. Monty (6 mies.) mnie uwielbiał, na spacerach puszczałem luzem, wszelkie murzyństwo trzymało sie z dala (co na Brixton miało swoje plusy) :P
Jessie (5 lat) “umnaja diewuszka, no żriot, bljad, kak korowa”, że zacytuje właścicielkę. Jessie była kochana i towarzyska, nie rozumiała niestety po rosyjsku, więc tylko po gruzińsku szlo ją przywołać do porządku.
A dzisiaj na Kazimierzu spotkałem szczeniaka goldena :) :) :) To jest najpiękniejsza rzecz, jaka chodzi po ziemi na czterech łapkach, i tego się trzymam. O !
O ile sobie przypominam to hovki należą do molosowatych. Jak berneńczyki czy rotki.
No to mają silnie rozwinięty instynkt terytorialny i lubią dominować, szczególnie samce. Ale to jeszcze nie powód, żeby gryzły wszystko co się rusza.
Kasper był socjalizowany już jako trzymiesięczny szczeniak. Nigdy nie rzucił się na żadnego innego psiaka, czy cóś. Nigdy też nie wykazywał zainteresowania obcym człowiekiem (w sensie: “dziabnąć”) jeśli ten człowiek się nim uprzednio nie zainteresował. Tak został nauczony. Nigdy też nie łaził w kagańcu, jak zresztą żaden pies, który z nami pomieszkiwał i pomieszkuje. Nie ma potrzeby.
I tak powinno być. Jeśli nie jest, trza mieć pretensje do siebie a nie do piesa.
Nie wiem czy byłeś kiedyś na jakiejś psiej wystawie albo zawodach. Ludzi i psiaków jest multum. Gdyby normalnym było to, co opisujesz to każden jeden zostałby natychmiast zdyskwalifikowany, bo takie psie zachowania są niedopuszczalne w cywilizowanym światku psów i psiarzy.
No a zdanie “Natomiast dziwnym trafem kazdy [właściciel] lubi jak jego pies dziabniego innego”, to jakiś horror. Ty to tak na poważnie napisałeś? :)
Pretensji nie przyjmuję. O! Jednakże, po namyśle, mogę obiecać, że następne “cuda” zapodam dopiero za czas jakiś. Może być?
Na razie, uchylając rąbka tajemnicy, powiem, że główną bohaterką będzie koleżanka psica podobna do Iwana Cudnego.
Tak więc proszę mnie tu nie odchodzić za daleko. No. :)
Jessie (5 lat) “umnaja diewuszka, no żriot, bljad, kak korowa”
Pokulałam się. :D
No kurde, nie ma lekko. Moich gamoniowatości też do żarcia nie trzeba namawiać. A idzie tego?... łomatulu! I nie wiadomo gdzie się podziewa. Wszystko wytrzęsą ganiając, Potwory. :)
1. Idę sobie kiedyś z Montym do parku, mały skacze na wszystkie auta/drewa/kosze, ogólnie zadowolony z życia. Nagle coś mu strzeliło do głowy i fruuuu ===> postanowił zwiedzić miejscowy sklepik. MAW biegiem za nim.
Monty (wleciał do środka) – fruuuu na biednego klienta.
Klient (lekko przestraszony) – ?! MAW (wbiega z wywalonym ozorem) – don’t worry, he just wants to play …
Klient (z uśmiechem) – Eee, kurwa, to maluśkie jeszcze…
2. Idziemy z Jessie na miasto. Lewan, mój 14- letni gospodarz, opowiada anegdotki o swoich dziewczynkach (dzielę jego rewelacje przez cztery, a i tak nieźle zostaje !)
Jessie postanawia sobie pobiegać. Niechby sobie i biegała, ale nie po jezdni ! (bo kaukascy jeżdżą jak idioci) MAW – Jessie, kuda-że, dura ! Poszla oborot ! Idi k nam ! Idi sjuda, ja że skazal !
Tubylcy (patrzą tak jakoś dziwnie)
Lewan (pokazuje na MAWa) Ar rusuli … Poloneli var.
(po czym wola psa w jezyku miejscowym)
Tutaj objaśniam – Lewan, Tamara (jego mama) i Jessie żyli w Zugdidi, na granicy z Abchazją. Połowe tego miasta stanowią wojenni uchodźcy, którzy Rosjan najchętniej wdeptaliby w ziemię, albo powiesili za jaja. MAW jest natomiast osobnikiem zdecydowanie słowiańskim z wyglądu, bo kaukaskim to na pewno nie.
Jessie byla uroczą wielokrotną mamą (w każdym miocie po 5-6 sztuk), jej szczeniaki miały wzięcie po obu stronach granicy … a jeśli idzie o żarcie, uprawiała bardzo skuteczny lobbying. Kładła mianowicie łebka na kolanach delikwenta przy stole, i dalejże zmiłowania ludzkiego wyglądać ...
——————————————————————————————————————————
I niech mi ktoś powie, że amstaffy nie są sympatyczne. Kochane zwierzaki, nie to co rottweilery przebrzydłe.
\Inna sprawa, że to pies niełatwy, dominujący i trza go umieć wychować, nie dla każdego on n pewno jest,ja z moim brakiem konsekwencji i tendencja do rozpieszczania piesa nie nadawałbym się na właściciela takowego pewnie.
\Magio, czekam więc niecierpliwie na dalsze odsłony psich historii:), właśnie może poza zdjęciami jakies opowieści?
Wiki 3 kiedyś fajnie o swoich piesach opowiadał, nie pamiętam czy tu czy w S24, ale ciekawe to było.
Motto "Życie jest religią. Niektórzy myślą, że świat istnieje, by mogli go przezwyciężyć, zignorować lub wyłączyć. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym, co dali życiu. Staną się snem przeszłości."
komentarze
O w mordkę,
prześliczna :)
Czy to owczarkowa niemiecka?
pururu
Pino -- 15.02.2010 - 13:13Zgadzam się z bażantem
Pięknościowa.
Uprasza się o dalszy ciąg, na przykład kiedy przyjdzie wiosna .
Fraszka też pięknościowa, proszę o przekazanie to może mnie zje w drugiej kolejności przynajmniej. :)
Gretchen -- 15.02.2010 - 13:18A juści!
Owczarkowość magiczna jest niemiecka.
Fraszkę i fraszkową Pańcię pozdrawiająco merdająco. :)
Magia -- 15.02.2010 - 13:24Pańciu Gretchen
Podziękowanie za komplementowanie.
Fraszka jest piękna i dobra, jak jej Pańcia.
Nikogo jeść nie będzie. Przynajmniej w czwartek. :)
Udzieliłam swojej Pańci dyspensy na ten wieczór.
Poszczekująco, miziająco… :)
Magia -- 15.02.2010 - 13:29Don't boat yourself,
jak tylko usłyszy domofon, to rozedrze mordę.
W końcu się uspokoi, ale na wstępie będziecie miały wystrzałową rozrywkę. :)
Pino -- 15.02.2010 - 13:33Pańcia Magia przeszła odpowiednie szkolenie.
Poza tym ona jest nieco szalona i kocha wszystkie piesy miłością wielką.
Szybko się z Fraszką dogadają, se myślę.
Merdająco… :)
Magia -- 15.02.2010 - 13:41-->Magia
Ładny myszor.
——————————
referent Bulzacki -- 15.02.2010 - 14:13r e f e r a t | Pátio 35
Babcia
też pozdrawia i mówi jaki piękny pies.
Pino -- 15.02.2010 - 14:17Jaki myszor? - Panie Referencie
Jaki myszor? – se warknęłam.
Kilka tygodni temu upolowałam dla Pańci myszorów dwóch i przyniosłam. Ale jakoś mało zadowolona była, choć za uchem podrapała.
Poszczekująco pozdrawiająco.
Magia -- 15.02.2010 - 14:22-->Magia
Ja do każdego psa mówię myszor ;( Chyba że chodzi po gazety. Bo jak tylko leży i pachnie, to myszor. Psu trzeba znaleźć jednak zajęcie…
——————————
referent Bulzacki -- 15.02.2010 - 14:24r e f e r a t | Pátio 35
Pańciu Pino
Bardzo proszę pozdrowić Pańcię Babcię.
Łapę podaję grzecznie.
Magia -- 15.02.2010 - 14:27Nicpoń ma piesa,
który raz wziął, zadusił kocięta i ułożył pod drzwiami rządkiem.
Pan Józio go opierdolił.
To następnym razem wziął i przyniósł żywe.
P.ieS. Pani psico, gdyby panina Pańcia jakimś cudem nie znała opowiadania Londona pt. “Kochany Kleks”, to proszę jej serdecznie polecić.
Pino -- 15.02.2010 - 14:30Po gazety nie chodzę.
Ale umiem już zagonić konie do stajni. Potrafię też potraktować odmownie takich, co ich Pańcia nie lubi.
Pachnę zapachem własnym. Bardzo ładnie. Pańci nie odbiło na szczęście i po psich salunach mnie nie prowadza.
Hau!
Magia -- 15.02.2010 - 14:31-->Magia
Kiedyś to jednak było porządniej. Mówiło się: “Idę do fryzjera” albo “To ja prowadzę ten fryzjer”. Teraz, żeby obciąć włosy, trzeba wybrać się aż do salonu. Nie jest tak, że w salonie leją whiskey albo strzelają do czerwonoskórych, zaczęli strzyc… Widać ludzie jednak porządnieją. Przestali pić, przestali strzelać... Tylko włosy, prawda, nie trawa, w zimie też rosną. Wot kakaja żopa.
A mówiąc poważnie: bardzo ładny myszor. Stylowy. Jeśli nie nosi gazet, to może chociaż ciągnie sanki… Przy okazji, dla informacji — w Warszawie nie pędzimy koni, choć stajni wszędzie pełno. I stajennych też. W Warszawie po prostu pędzimy.
Czołem, wracam do zajęć,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 15.02.2010 - 14:39r e f e r a t | Pátio 35
Pańcia nie pozwala ganiać kotów
Ale i tak gonię im kota, kiedy nie widzi.
Z Londona czytała mi chyba jakiś Zew. Tego, co Pańcia Pino napisała to nie znam. Powiem, żeby wynalazła i poczytała.
Dziękuję, chwilowo w pozycji “waruj”.
Magia -- 15.02.2010 - 14:41London w ogóle jest super,
choćby cała seria przygód Bellewa Zawieruchy. Za komuny przetłumaczyli tylko niektóre opowiadania, reszta była zbyt wywrotowa.
Fraszka ściga koty, ale jak dogoni, to nie wie, co dalej z nimi robić. Na Wrzecionie mamy sporo bezpańskich, niektóre są silnie cwane w sobie. Raz jeden taki kociamber, zamiast spieprzać, ustawił się bokiem i spojrzał wyzywająco. Pieseczek zgupiał.
Ale fakt – ona dla odmiany wyżera im jedzenie, które zostawiają kocie babcie. Biedne głodne zwierzę, państwo go nie żywią y nie bronią.
hau hau
Pino -- 15.02.2010 - 14:49Panie Referencie
W końcu się dorwałam. Do klawiszy. :)
Owczarkowość niemiecką to strzyc mogą tylko na rozumie upośledzeni ostatecznie.
Ja jej nawet do kąpieli nie muszę prowadzać, bo niby po co?
Papu porządne dostaje oraz surowe, to pachnie. Nawet kiedy namoknie, jak gąbka.
W sprawie koni, to my dość nomadyczni jesteśmy. W sensie – pozawarszawscy.
I tu Magulsiakowa przydaje się znakomicie. Ja otwieram bramkę padoku a ona już załatwia całą resztę, nie myląc boksów.
Pozdrawiająco.
Magia -- 15.02.2010 - 14:53Poważna psica. Budzi respekt.
Czy Ziggi ją poznał?
merlot -- 15.02.2010 - 14:53собака - твой друг и защитник
bardzo ładne hau, choć gdzie jej tam do Murika …
MAW -- 15.02.2010 - 15:14Pinolu
Londona, to ja pasjami, ale w późnej podstawówce tudzież wczesnym ogólniaku.
Dostałam kręcioła na punkcie Północy kiedy na żywo gadałam z panem Centkiewiczem.
Tego, co pomieniłaś – nie znam. Cud! :D
Magia, niestety dla kotów, wie co robić w przypadku bliskiego kontaktu III stopnia. I trza ją pilnować, żeby kolejnych trofeów do domu nie znosiła.
Buziaki.
Magia -- 15.02.2010 - 15:04No ja też,
przeca zaznaczam tam i ówdzie, że czy lata temu wyzbyłam się zgubnego nałogu czytelnictwa. Teraz tylko piwo i pornole, jak przystało na młodego wyborcę PO… opcjonalnie dzika róża und piękny i dobry nasz portal.
Mam te wszystkie knigi na twardym dysku zapisane i już.
Północ jest cudowna. Zaliczyłam osiem lat temu Nordkapp.
pururu
Pino -- 15.02.2010 - 15:11Merlocie
No może wzbudzać. Ten respekt, znaczy się.
Ziggiego nie miała przyjemności (własnej) poznać. I lepiej żeby nie poznała. Ze względu na zmiany biochemiczne zachodzące kiedy w człowiekach złych, wydziela się adrenalinka. Magulsiakowa ma znakomity węch…
Ilustracja:
Magulsiakowa jest już po dwóch szkoleniach z obrony.
Wczesna jesień.
Beskid Wysoki.
Drapiemy się dziarsko po tamtejszych pagórkach.
Słyszymy podniesione głosy.
Magulsiakowa zaczyna się jeżyć niby szczotka ryżowa.
Zza zakrętu wyłania się Para Mieszana.
Pan wrzeszczy na Panią. Ona płacze.
Z jestestwa Magulsiakowej dobywa się złowrogi, cichy gulgot.
Małżonek wpina karabinek z linką do obroży Magulsiakowej.
Kiedy Pan podnosi rękę na Panią Magulsiakowa wykonuje skok.
Kolega Małżonek (90 kg żywej wagi) unosi się w powietrzu.
Magulsiakowa obciążona Pańciem zamiast szyi sięga tylko uniesionej ręki.
Pan, mówiąc wprost, zeszczał się w majty.
Pogroziliśmy Panu paluszkiem i poprosiliśmy, żeby nigdy więcej nie podnosił ręki na kobiety.
Dziękuję za uwagę.
Magia -- 15.02.2010 - 15:27Przepożyteczne zwierzę,
gdyby była chłopcem, powinna nazywać się Harry. ;)
Pino -- 15.02.2010 - 15:29MAW
W zasadzie to samo, co w komentarzu do Merlota.
Tak, to mój przyjaciel i obrońca.
Magia -- 15.02.2010 - 15:40We wogóle, przyjaźń ze strony zwierzaków i ich do mnie zaufanie poczytuję sobie za zaszczyt.
Ha!
To jak na twardym to może się zgłoszę z płytką?
Czterołapny Dirty Harry? :)
Magia -- 15.02.2010 - 15:46Już nie aż tak bardzo. Po wypadkach beskidzkich powtórzyliśmy kurs z posłuszeństwa.
hau
Pies. Mądre i lojalne stworzenie. Różnie to bywa z ich właścicielami.
Swego czasu nosiłem gazetki po osiedlach, w Nowej Hucie (to taka Praga Północ, tylko jeszcze bardziej). Zdarzyło mi się pewnego razu, że jeden “ura bura – król podwóra” napuścił na mnie pieska, ot tak dla zabawy.
No i dostali bardzo bolesną naukę rozumu, naukę w sprayu. Najpierw piesek, a potem właściciel. Piesek wariował z bólu (nawet mi go było szkoda), uliczny wojownik trafil do Szpitala Żeromskiego, i wzrok odzyskał po dwóch dniach (jak plotkowali złośliwi).
No, to tyle w kwestii takich, co chca budzić czworonożny respekt :)
Powyższy incydent nie wyleczył mnie z zajoba na punkcie psów, goldenów zwłaszcza. Golden retriever i labrador to najpiekniejsze stworzenia, jakie chodzą po powierzchni ziemi (może jeszcze owczarek berneński). Takiego przytulić, po prostu uwielbiam.
... ale kuźwa, rottweilero-sceptykiem to dożywotnio pozostanę ! :)
MAW -- 15.02.2010 - 15:53Magia,
ten dysk z cedekami niekompatybilny :P Gdyż albowiem składa się z szarej gąbki, a nie z kwarcu. W mózgoczaszce uprasza się dziur nie czynić pięknej i dobrej gospodyni w czwartek.
Gdzieś na Wrzecionie wala się wersja analogowa Londona, to mogę uprzystępnić.
hopla hop
Pino -- 15.02.2010 - 15:54MAW
Nie powinno być takiej możliwości, żeby psiaka skazywać na eutanazję za grzechy jego właściciela. Zawsze w ostatecznym, rozrachunku, winny jest człowiek.
Jak ten palant, o którym pisałeś. IMO.
A teraz uważaj. :) Bardziej na przyszłość.
Istnieją sposoby, żeby psiaki, tak jak i ludzi, uodpornić (w pewnym zakresie) na oddziaływanie np. gazu pieprzowego czy innego łzawiącego.
To naprawdę da się zrobić. Bierz na to poprawkę.
W kwestii berneńczyków, to nic mi nie mów. Do tej pory nie mogę odżałować Kaspra, który opuścił nas 8 miesięcy temu.
Oto Kapek, (po prawej) najukochańszy ever:
[edit] A Rotki są świetne. Tylko, znowu, wszystko zależy od rąk ludzkich w jakie trafią. Właśnie przymierzamy się do adopcji takiego jednego, po przejściach.
Magia -- 15.02.2010 - 16:26ano właśnie
Nie powinno być takiej możliwości, żeby psiaka skazywać na eutanazję za grzechy jego właściciela. Zawsze w ostatecznym, rozrachunku, winny jest człowiek.
Jak ten palant, o którym pisałeś.
trzy zdania, same mądre, żadnych teorii spiskowych … ktoś się podszywa pod Magię :D
A teraz uważaj. :) Bardziej na przyszłość.
Istnieją sposoby, żeby psiaki, tak jak i ludzi, uodpornić (w pewnym zakresie) na oddziaływanie np. gazu pieprzowego czy innego łzawiącego.
To naprawdę da się zrobić. Bierz na to poprawkę.
Istnieją, zgadza się, też się o tym niestety przekonałem (na szczęście nie na Hucie)
Istnieją też bardziej bezpośrednie sposoby, żeby pieska uspokoić na trwale. Ale to już nie ja. Ja sobie obiecałem, żelazo tylko i wyłącznie w kuchni i do grzybów.
Młody gniewny z blokowiska nie był jedyny, grzechów młodości mam więcej, w tym jeden szczurek znany z gazet … ale temat jakby nie o tym :)
W kwestii berneńczyków, to nic mi nie mów. Do tej pory nie mogę odżałować Kaspra, który opuścił nas 8 miesięcy temu.
Sobaczki niesamowite ! Piekne, przyjazne (zwłaszcza do dzieci), przy tym usłuchane. Rosną, prawda, jak pieron. Ale to kwestia lokalu i spacerów (one potrzebują miejsca i ruchu) ... Fuga mojej sąsiadki to jest moje wielkie (i odwzajemnione) uczucie.
A najbardziej zabawne przygody miałem z pieskami typu amstaff. Ale już nie rozmywam.
EDIT : veto. Moja przygoda to jedno, statystyki to drugie. Była właśnie na Nowej Hucie taka durna moda “trzymam rottweilera = jestem grrrroźny mafioso”. Na prostego studenciaka nie wystarczył (patrz powyżej), wystarczyły za to na cały szereg kilkuletnich dzieci, zagryzionych przez te bydlęta. Żeby było “śmieszniej” – dzieci najczęściej z rodziny lub sąsiedztwa owych głupków.
MAW -- 15.02.2010 - 17:32Pinolu
Aaaaa, to w ten deseń?
‘OK. Oświadcza się uroczyście – żadnych dziur ze szczególnym uwzględnieniem czaszki z mózgiem w środku.
Wersja analogowa się nada. Zdecydowanie bardziej niż cyfrowa.
Magia -- 15.02.2010 - 16:45Psy łagodzą obyczaje
przepraszam Cię, prawdopodobnie rozwali boczek, może później Serwer powie, jak się zmniejsza.
Pino -- 15.02.2010 - 16:54Magio
Kapitalna!
Moja taka zwyczajna, ale też pocieszna.
Pozdrawiamy przesyłając głaski.
partyzant -- 15.02.2010 - 16:55:) MAW
Nie zawsze pierwsze wrażenie się liczy. Czy cóś. :)
Owszem, takim sposobem jest kulka. W przypadku mojej Damy jest to jedyny sposób.
Okładanie jej pałą i gaz – nie powoduje puszczenia chwytu. Kwestia treningu.
Nie wyobrażam sobie dużego psiaka w małym mieszkanku na Mariensztacie. Zostawianego na wiele godzin w samotności, bo Pańciostwo pracuje.
Magia -- 15.02.2010 - 17:03Kwestia odpowiedzialności.
Nazbyt często bywa tak, że właśnie te duże i/lub uchodzące za agresywne, pozbawione odpowiedniej dawki ruchu, atencji i miłości są sprawcami wypadków.
Z winy egoistycznych kretynów, pozbawionych wyobraźni.
Właśnie takich, o których piszesz. Później całą rasę wpisuje się do rejestru. Kiedy należałoby wpisać do tegoż ich właścicieli i pseudo-hodowców.
Pinolu
Zmniejsza się wybierając po załadunku opcję “dostosuj rozmiar”, albo inny wymiar.
Kurde, to Fraszka? Prawdziwy wilk morski.
Magia -- 15.02.2010 - 17:05Pniękna. :)
Nie,
to jest Muriczek, nasz pies okazjonalny. :)
tylko że to nie jest załadowane, a bezpośrednio wklejone z facebooka…
Pino -- 15.02.2010 - 17:08Śliczna psina
:)
Pozdrawiam
MarekPl -- 15.02.2010 - 17:08Partyzancie
Jaka tam “zwyczajna”?
Postawa słuszna, umięśnienie znakomite. Na paszczy czujność się maluje oraz uwaga na otaczające okoliczności.
No proszę Cię, Psica jak malowanie.
A jak się wabi? – Magulsiakowa dopytuje pozdrawiając merdająco.
Magia -- 15.02.2010 - 17:08Pinolu
W jakim sensie ten psiak, Murik znaczy się, jest okazjonalny?
Pozdrawiająco, nie łapiąco…
Magia -- 15.02.2010 - 17:12Tzn
jest psem przyjaciółki domu naszego, która prowadzi szaleńcze życie kobiety światowej i czasami go podrzuca na Wrzeciono, w związku z tym.
Pino -- 15.02.2010 - 17:14.
Siostrzenica nazwała ją 10 lat temu “Karusia”. I tak zostało.
A nieopodal, takiego koleżkę spotykamy.
partyzant -- 15.02.2010 - 17:15Aaaa, Pinolu
Ale niezbyt często podrzuca, co? Inaczej ją znielubię. O!
Magia -- 15.02.2010 - 17:24Partyzancie
Magulsiakowa pozdrawia Karusię. Imię pasujące, idealnie.
Jak zobaczyłam niebieskojęzycznego futrzaka – padłam. Cudny! :)
Magia -- 15.02.2010 - 17:26no cóż
Nie masz racji w pierwszym akapicie, ale bez szczegółów tym razem. Zresztą takich atrakcji jej nie życzę, bo dobrze jej z pyska patrzy.
W dalszej części – krótko, prosto i bez spisków (admin, ktoś się pod Magię podszywa !) zostaje się tylko zgodzić. Zwłaszcza z trudnym słowem na o (ale chyba zbyt trudne, żeby ambitna młodzież w dresach je zrozumiała).
Złą opinię mają np. amstaffy, a to mocno na wyrost. Ja tam mam z nimi dobre doświadczenia (choć nieraz mocno zabawne). W ich akurat przypadku – kwestia wychowania właśnie.
EDIT : a właśnie dobrze, że podrzuca ! Gdyby Murik nie istniał, należałoby go wymyślić !
MAW -- 15.02.2010 - 17:37On sobie nie krzywduje,
to jego drugi domek. Wychował się na zabawach z Fraszeczką, wzięliśmy je tego samego dnia (koniec listopada 2005).
Jak byłam jeszcze młodą i piękną maturzystką, to mogłam usiąść po turecku na podłodze i psiuńcio mieścił się między kolanami od trufla do ogona. No ale urosła i teraz jest majestatycznym zwierzęciem circa 25 kg.
Muriczek jest z rąk prywatnych, więc wiadomo dokładnie, kiedy się urodził, Fraszka jest uratowana z podwórka w Pułtusku.
A co do ślicznych ras, to ja zawsze mówię ojej, jak widzę takie:
Pino -- 15.02.2010 - 17:33MAW
Czy przypadkiem akapity się nie popieprzyły? :)
Jasne, że może być i kozik albo inny tasak, jeśli cokolwiek z tego arsenału miałeś na myśli. Ale ja naprawdę tego mniej się obawiam. Psia reakcja (szczególnie po treningu) jest znacznie szybsza niż machnięcie uzbrojoną łapą człowieczą.
Ale zostawmy to. Beskid mi całkowicie wystarczy i nie ma powodu, żeby Magulsiakową kłopotać.
Nie tylko amstaffy mają taką opinię. Każda rasa wpisana do rejestru ma ją zszarganą, dzięki ludzkim debilom. Ale urzędniczy kretyni nawet nie pomyśleli o mieszankach, które produkują odpowiedzialni hodowcy. Chyba nie muszę nadmieniać, że kasztanom znęcającym się nad psiakami celem przyuczenia ich do walk ku uciesze takich samych umysłowych kasztanów, wyrywałabym nogi z dupy? Aż by furczało.
No.
Magia -- 15.02.2010 - 18:15Pinolu
Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby kwestionować dobrodziejstwa z jakimi spotyka się Murik podrzucany.
Ino sama posiadając doświadczenia, z powodu za hotel czasami robimy, patrzę sobie jak takie coś na psią psyche wpływa. Czasami, przy dużej częstotliwości albo dłuższym pobycie, psiak się gubi w sobie. (“Czasami” podkreślono wężykiem.)
I tyle.
Samojedy są fajowskie, ale jeśli chodzi o czesanie – to dziękuję. Postoję. :)
Magia -- 15.02.2010 - 18:25A tera przepraszam uprzejmnie
Stadko dopomina się o swoje.
Zgodnie z grafikiem serwujemy dziś paciaję. :)
Magia -- 15.02.2010 - 18:30PSIARSKOSC
Pies wiadomo, musi sobie sutalic miejsce w stadzie.
Jak jest na smyczy to se niczego nie ustali, tylko rzucal sie bedzie.
Moj pies jest wielki, moj pies jest slodki, moj pies jest wierny i kochany. Ale moj pies sie rzuca na inne psy, po powachaniu, bo jest wiekszy i musi im pokazac to i owo.
Poniewaz mieszkamy pod Warszawa, mamy za domem dzikie pola chodzimy tamoj na spacery, bieganie. Ale inni tez sa tacy madrzy. I psy sie genralnie spinaja. Poniewaz moj jest najwiekszy, wiec nie bardzo mam ochote narazc inne psy na rany i prowadzam mojego w kanagncu, a jak widze zblizajacy sie problem, to do nogi i po 10 nawolywaniach głupi Hovowart raczy wrocic, najpier wsprawdziwszy czy sie czasem jakis wrog nie paleta obok. Bo po co mnie w koncu wola, jesli nie ma powodu?
I jestem jedynym osobnikiem z psem w kagancu. Pies sie przyzwyczail, od 4 lat ma kaganiec na mordzie i jakos nie cierpi czy snieg czy upal.
Gdyby wszyscy koledzy byli w kagancach, to krwi by nie bylo.
A nie kazdy wlasciciel nadaje sie na tresera. Oj nie kazdy,. Natomiast dziwnym trafem kazdy lubi jak jego pies dziabniego innego.
Bezsens. Bo nie widzieli jak sie gryza wielkie psy, co to za ryk, jakie to walki lwow sa.
Moj pies, tak jak Miagiczny nie smierdzi, pachnie, kapie sie w sniegu, tarza sie z uwielbieniem.
Lagriffe -- 15.02.2010 - 19:01Tak a propos to spy dziela sie na dwie kategorie:
gowno jady
i
gówno tarzany
I tym miłym lecz kulturalnym akcentem się żegnam.
Nic tu nie gra,
wątek na TxT, pozbawiony choćby jednej jutubki?
Ech, giniesz dobry rzymski obyczaju…
Pino -- 15.02.2010 - 19:05Magio, wszyscy tu się zachwycają i w ogóle
ja też prawie z zachwytu umarłem, ale zgłaszam pretensję do ciebie:)
Ja tu chcę się od TXT odciąć, z tydfzień chociaż się nie logować, a ty kilkanaście godzin po mym (nie)pożegnalnym tekście takie cuda wrzucasz.
No nie ma lekko, jak piesy tu się prezentują, w dodatku owczarki niemieckie, to i ja muszę :) się wypowiedzieć.
Aaa, wrzucam mojego ulubionego piesa, choć on już nie żyje, no i mój nie był i pokręcony był i dziwny.
Ale cudny w jakiś sposób też:
grześ -- 15.02.2010 - 21:45Lagriffe,
przypomniałeś mi niesamoity wieczór i spacer sprzed lat, jak pies Iwan (ten ze zdjęć) zjadł najpierw gówno i przegryzł zdechłą żabą:)
Na co ja później w domu wpadłem na genialny pomysł, dodawania mu inhalolu do wody, by mu z pyska nie śmierdziało, niestety z inhalacji nie chciał skorzystać:)
No młodzi byliśmy i gupi, znaczy ja i pies:)
A twoja klasyfikacja nie do końca mnie przekonuje, bo i raz się wytarzał on też.
grześ -- 15.02.2010 - 22:26Grzesiu,
kroisz cytrynę na pół, łapiesz psa i mu smarujesz zęby.
Będzie się wyrywał, ale to działa jak pasta :p
Pino -- 15.02.2010 - 22:29O, nie znałem takiego patentu,
a tak w ogól przydałaby się tu AnnPol ze swoim labradorem do kolekcji
Ann, gdzie jesteś?
Labrador pilnie poszukiwany.
A goldena jednego cudownego tez poznałem, jak udzielałem przez rok chopaczkowi z gimnazjum korków z dojcza, cudowne piesy też.
P.S. Muszę od znajomej wychamęcić zdjęcia jej labradoropodobnego piesa, to wrzucę kiedyś tu.
grześ -- 15.02.2010 - 22:36Chciałem czujnie zauważyć,
że to, co Pino nazywa dla zmyłki Fraszką, zachowuje się jak typowy ten, no, jak mu tam, ten, co buduje, te, no, jak im tam…
…żeremie?
merlot -- 15.02.2010 - 22:54hau
Czy przypadkiem akapity się nie popieprzyły? :)
o bljaaad, ale wtopa :D oczywiście w drugim :)
Jasne, że może być i kozik albo inny tasak, jeśli cokolwiek z tego arsenału miałeś na myśli. Ale ja naprawdę tego mniej się obawiam. Psia reakcja (szczególnie po treningu) jest znacznie szybsza niż machnięcie uzbrojoną łapą człowieczą.
za to znam takich kilku, którym wystarczy jedno machnięcie, i to nie tylko do pieska…
(inna sprawa, że ja się do tej grupy nie zaliczam)
Nie tylko amstaffy mają taką opinię. Każda rasa wpisana do rejestru ma ją zszarganą, dzięki ludzkim debilom. Ale urzędniczy kretyni nawet nie pomyśleli o mieszankach, które produkują _odpowiedzialni hodowcy.
Amstaff to zwierzę miłe i wesołe, dobrze wychowane nie stanowi zagrożenia.
Bliski kontakt miałem dwa razy. W Anglii i Gruzji. Monty (6 mies.) mnie uwielbiał, na spacerach puszczałem luzem, wszelkie murzyństwo trzymało sie z dala (co na Brixton miało swoje plusy) :P
Jessie (5 lat) “umnaja diewuszka, no żriot, bljad, kak korowa”, że zacytuje właścicielkę. Jessie była kochana i towarzyska, nie rozumiała niestety po rosyjsku, więc tylko po gruzińsku szlo ją przywołać do porządku.
A dzisiaj na Kazimierzu spotkałem szczeniaka goldena :) :) :) To jest najpiękniejsza rzecz, jaka chodzi po ziemi na czterech łapkach, i tego się trzymam. O !
MAW -- 15.02.2010 - 23:16Hańcza (dla zmyłki)
Ludzie płynęli kajakiem i krzyczą “Patrz! Bóbr płynie!”.
Pino -- 15.02.2010 - 23:58Taka Magia jest marzeniem męskiej części
mojej rodziny :)
I żeńskiej, ale głośno o tym nie mówię ;)
dorcia blee -- 16.02.2010 - 03:00Lagriffe
O ile sobie przypominam to hovki należą do molosowatych. Jak berneńczyki czy rotki.
No to mają silnie rozwinięty instynkt terytorialny i lubią dominować, szczególnie samce. Ale to jeszcze nie powód, żeby gryzły wszystko co się rusza.
Kasper był socjalizowany już jako trzymiesięczny szczeniak. Nigdy nie rzucił się na żadnego innego psiaka, czy cóś. Nigdy też nie wykazywał zainteresowania obcym człowiekiem (w sensie: “dziabnąć”) jeśli ten człowiek się nim uprzednio nie zainteresował. Tak został nauczony. Nigdy też nie łaził w kagańcu, jak zresztą żaden pies, który z nami pomieszkiwał i pomieszkuje. Nie ma potrzeby.
I tak powinno być. Jeśli nie jest, trza mieć pretensje do siebie a nie do piesa.
Nie wiem czy byłeś kiedyś na jakiejś psiej wystawie albo zawodach. Ludzi i psiaków jest multum. Gdyby normalnym było to, co opisujesz to każden jeden zostałby natychmiast zdyskwalifikowany, bo takie psie zachowania są niedopuszczalne w cywilizowanym światku psów i psiarzy.
No a zdanie “Natomiast dziwnym trafem kazdy [właściciel] lubi jak jego pies dziabniego innego”, to jakiś horror. Ty to tak na poważnie napisałeś? :)
Pozdro.
Magia -- 16.02.2010 - 11:09Ha! :) Grzesiu
Pretensji nie przyjmuję. O! Jednakże, po namyśle, mogę obiecać, że następne “cuda” zapodam dopiero za czas jakiś. Może być?
Na razie, uchylając rąbka tajemnicy, powiem, że główną bohaterką będzie koleżanka psica podobna do Iwana Cudnego.
Tak więc proszę mnie tu nie odchodzić za daleko. No. :)
Pozdrówka pozdrawiające.
Magia -- 16.02.2010 - 11:38MAW
Jessie (5 lat) “umnaja diewuszka, no żriot, bljad, kak korowa”
Pokulałam się. :D
No kurde, nie ma lekko. Moich gamoniowatości też do żarcia nie trzeba namawiać. A idzie tego?... łomatulu! I nie wiadomo gdzie się podziewa. Wszystko wytrzęsą ganiając, Potwory. :)
Magia -- 16.02.2010 - 11:51Dorciu
To trza się zakrzątnąć wokół sprawy. :)
Ino po namyśle i wszechstronnym rozważeniu “za” i “przeciw”.
Magulsiakowa kazała pozdrowić merdająco. Zaraz w głowie się przewróci Jaśnie Pani od nadmiaru komplementów. Żesz… :)
Magia -- 16.02.2010 - 11:54Magio
Czy pieski nie gryza Magnolii?
Agawa -- 16.02.2010 - 12:49Ni! :)
Jeszcze tego by brakowało!
Magia -- 16.02.2010 - 13:04Ale małe uwzięło się na dwa żywotniki (w sensie: tuje) i strasznie je obrabia.
Trudno, cóż robić? :)
Merlot ma racje:)
Fraszka bardzo podobna do
Agawa -- 16.02.2010 - 13:20Boberek
I co się gapicie?
Pino -- 16.02.2010 - 13:29amstaff stories
1. Idę sobie kiedyś z Montym do parku, mały skacze na wszystkie auta/drewa/kosze, ogólnie zadowolony z życia. Nagle coś mu strzeliło do głowy i fruuuu ===> postanowił zwiedzić miejscowy sklepik. MAW biegiem za nim.
Monty (wleciał do środka) – fruuuu na biednego klienta.
Klient (lekko przestraszony) – ?!
MAW (wbiega z wywalonym ozorem) – don’t worry, he just wants to play …
Klient (z uśmiechem) – Eee, kurwa, to maluśkie jeszcze…
2. Idziemy z Jessie na miasto. Lewan, mój 14- letni gospodarz, opowiada anegdotki o swoich dziewczynkach (dzielę jego rewelacje przez cztery, a i tak nieźle zostaje !)
Jessie postanawia sobie pobiegać. Niechby sobie i biegała, ale nie po jezdni ! (bo kaukascy jeżdżą jak idioci)
MAW – Jessie, kuda-że, dura ! Poszla oborot ! Idi k nam ! Idi sjuda, ja że skazal !
Tubylcy (patrzą tak jakoś dziwnie)
Lewan (pokazuje na MAWa) Ar rusuli … Poloneli var.
(po czym wola psa w jezyku miejscowym)
Tutaj objaśniam – Lewan, Tamara (jego mama) i Jessie żyli w Zugdidi, na granicy z Abchazją. Połowe tego miasta stanowią wojenni uchodźcy, którzy Rosjan najchętniej wdeptaliby w ziemię, albo powiesili za jaja.
MAW jest natomiast osobnikiem zdecydowanie słowiańskim z wyglądu, bo kaukaskim to na pewno nie.
Jessie byla uroczą wielokrotną mamą (w każdym miocie po 5-6 sztuk), jej szczeniaki miały wzięcie po obu stronach granicy … a jeśli idzie o żarcie, uprawiała bardzo skuteczny lobbying. Kładła mianowicie łebka na kolanach delikwenta przy stole, i dalejże zmiłowania ludzkiego wyglądać ...
——————————————————————————————————————————
I niech mi ktoś powie, że amstaffy nie są sympatyczne. Kochane zwierzaki, nie to co rottweilery przebrzydłe.
MAW -- 16.02.2010 - 16:59MAW,
a weźże się odwal od rottweilerów, ty:0
Słodkie są;
http://c.wrzuta.pl/wi3762/90aab3b5000e1249479e4229/0/rottweiler
\Inna sprawa, że to pies niełatwy, dominujący i trza go umieć wychować, nie dla każdego on n pewno jest,ja z moim brakiem konsekwencji i tendencja do rozpieszczania piesa nie nadawałbym się na właściciela takowego pewnie.
\Magio, czekam więc niecierpliwie na dalsze odsłony psich historii:), właśnie może poza zdjęciami jakies opowieści?
Wiki 3 kiedyś fajnie o swoich piesach opowiadał, nie pamiętam czy tu czy w S24, ale ciekawe to było.
grześ -- 16.02.2010 - 17:08