Jestem piękny i ranny

Na początku lat dziewięćdziesiątych odkryto w historii „białe plamy” Zaraz co przytomniejsi zaczęli je zaczerniać drukiem albo kolorować kamerą. Odbywało się to, niby na zasadzie, kto pierwszy ten lepszy. Należy jednakowoż zaznaczyć, że kolejka do prawdy, wbrew pozorom była starannie pilnowana.

Wiele było w tym bujd i bylejakości, jak to przeważnie, gdy wszyscy się pchają do jednego okienka, co zawsze, każdy przytomny może sprawdzić na poczcie.

Następnie odezwały się sowy zamieszkujące stalowy komin „odlewni prawdy” post solidarnościowych mediów i dalejże się drzeć, szarpać, tłuc skrzydłami o rdzę i wymurówkę . Kurz, pył, azbest i rdza na głowy publiczności, która niewiele z tego zrozumiała.

Zmieniano nazwy ulic – kłopot! Mniejsza z tym. Każdy to zna. Wróćmy do dnia dzisiejszego.

Dojrzała generacja patriotów, którzy w latach siedemdziesiątych biegali po ulicach miast ślicznych, miast pachnących zapiekanką z pieczarkami. Rozumiem, że skoro dorośli, muszą mieć swoją jutrzenkę, swych bohaterów, równie bezkompromisowych jak oni sami. Tyle, że martwych.

Idealni do wciągnięcia na piedestał okazali się, walczący z komuszą zarazą powojenni partyzanci, bez sensu nazywani „Żołnierzami Wyklętymi”
Po pierwsze „żołnierz” to nie to samo co uzbrojony człowiek – Nawet partyzant.

Żołnierz jest człowiekiem, fragmentem armii zarządzanej przez mniej lub bardziej legalne Państwo. Żołnierza obowiązuje regulamin, w zamian za co jest objęty aprowizacją, nadziałem broni, amunicji, sortów mundurowych, żołdem, itd…

Nie jest żołnierzem człowiek, który wedle własnego, nawet słusznego mniemania, nie podporządkowuje się rozkazom swoich generalnych przełożonych. Czapka z orzełkiem nie czyni żołnierza, podobnie jak szabla przy boku, nie czyni szlachcica.

Po drugie, idea w imię której się walczy, nie czyni ludzi szlachetniejszymi niż są w rzeczywistości. Ciężko pisać, ale przegranych należy oceniać źle. Coś im umknęło. Gdyby, tak jak dzisiaj piszą mistrzowie tworzący nową legendę, prowadziło zagony „wyklętych” powszechne poparcie, komuchy nie mieliby szansy na liźnięcie ruskiego zadka.

Każdy człowiek i każda społeczność mają nieprzekraczalne granice wytrzymałości. Sześć lat niemieckiego i ruskiego terroru. Armia w oflagach i na Syberii, albo innej Palestynie. Rzezie niewiniątek. Rekwizycje. Przemoc codzienna. Poniżenie. Masowe exodusy. Śmierć bliskich. To nie są czynniki, które wzmacniają człowieka w człowieku.

Zapewniam Was, mili moi, że większość ludzi nie łaknie nagłej śmierci na polu bitwy, ani kuli w tyle głowy, gdzieś na zapleczu. Nikt nie powinien też wymagać od ludzi pracowitych, oddawania trybutu zarówno państwu, jak i zbrojnej opozozycji, opozycji, która nie potrafi obronić ich przed zajadłą przemocą rzeczonego, nawet bandyckiego, państwa. Albo tak, albo tak.

Łatwo nasładzać się cudzą śmiercią. Grzać forsę na „wyklętych” jako najnowszych bohaterach- Łatwo! Inaczej pewnie by wyglądała medialna czeladź, gdybym założył antysystemową partyzantkę miejską i z bandą internetowych zbirów zaczął przeglądać lodówki popularnych, prawicowych celebrytów.

Dawaj jeść, taki owaki, bach kałacha na stół w kuchni.

- Maciek, zleź z tej baby, to żona naszego dobroczyńcy!

- Rekwiruję pański płaski telewizor 56 cali!

- Co się pan drzesz? Przynajmniej abonament pana minie, o włos!

Łatwo podpisywać się cudzą śmiercią albo poniżeniem, grubkując, że szlachetność, wolność i pogoń za bezwzględną racją, jest obowiązkiem tych, którzy nie mają żadnych obowiązków wobec Ojczyzny, która traktowała ich bardzo źle. Bywa i tak.
Przeczytałem ostatnio tekst, wspomnienia księdza, który odprowadził w świat Nieogarnionej Księgi, pannę Inkę.

Dygresja. Za tą śmierć, za ten sądowy mord, każdy jeden komuch powinien zawisnąć tak skutecznie, aż mu z tyłka wysypie się kawior, a mordą odda szampan, którego się raczył nachłeptać.

Ksiądz wspomina o milczących żołnierzach z eskorty.
Młodzi, milczący żołnierze.
Poborowi komuny.
Nie dla nich szable, łzy medialnych panienek.
Czytając, wielu im złorzeczy, wyklina chłopskich synków o „buraczanych twarzach”
Prostota przekazu budzi mój gniew.

Dobranoc Państwu!

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Panie Jacku!

Domyślam się, że ma Pan jakieś osobiste zatargi z Żołnierzami Wyklętymi.

Jeśli żołnierz jest żołnierzem podziemnego państwa, a potem zostaje zdradzony przez sojuszników i w pewnym stopniu przez władze swojego państwa, to przestaje być żołnierzem? Rozumowanie trochę niekonsekwentne.

Jeśli żołnierz z poboru znalazł się w eskorcie katów bohaterów podziemnego państwa, to usprawiedliwiony jest uległością wobec siły okupanta sowieckiego? To chyba nie jest to poważne wytłumaczenie…

Przykro mi, że tak fatalnie ocenia Pan tych, którzy mieli odwagę walczyć z sowietami.

Łączę wyrazy należnego szacunku

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy!

Niby dlaczego, skąd to Panu przyszło do głowy?

Sygnalizuję jedynie, że przy tak rozdrobnionych ruchu oporu nie da się wszystkich ocenić jednoznacznie. Zarówno skuteczność jak i zachowanie poszczególnych dowódców można by ocenić przedstawiając zestawienia ich skutecznych działań bojowych biorąc pod uwagę koszty.

Z obecnych internetowych dyskusji i połajanek, wyłania się obraz partyzantki o skali większej niż ta, z czasów wojny światowej. Uważam, że ludzie wpadają w pułapkę własnych życzeń, ponieważ gdyby tak było w rzeczywistości, władza sowiecka w Polsce byłaby poważnie zagrożona a nic mnie o tem nie wiadomo.

W ogóle, niespecjalnie lubię, gdy ktoś ( to nie do Pana ) nasładza się przelaną krwią, nieintencjonalnie dopisując się do list spadkobierców cudzego heroizmu, a każde zdanie odrębne widzi jako szczekanie zdrajcy.
Pozdrawiam

Wspólny blog I & J


Panie Jacku!

To zmienia postać na „poleżeć”. Zgadzam się z Panem, że tłumy spadkobierców Żołnierzy Wyklętych są zdumiewająco liczne. Niejednokrotnie można podejrzewać, że im głośniej ktoś krzyczy w tej sprawie tym więcej wstydliwych kart z historii rodziny chce ukryć. Niemniej, nie można z tego powodu powielać komunistycznej propagandy o bandytach z lasu. Większość z nich, to byli żołnierze Armii Krajowej, albo żołnierze oddziałów powstałych na gruzach „rozwiązanej Armii Krajowej”. Proszę zauważyć, że nawet politycy rządu londyńskiego nie zachowywał się konsekwentnie w stosunku do sowieckiej okupacji. Zatem czego oczekiwać od ludzi w kraju? To wszystko nie znaczy, że gdyby sowieci wycofali się z prl-u to nie zrzucilibyśmy komunistycznej władzy. Przecież oni pilnowali tu swoich interesów jeszcze w latach 90.! Niechęć do nowej władzy była dość powszechna. Natomiast ta władza konsekwentnie rozbijała wszelkie działania niepodległościowe.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Czy ja wiem?

Gdybym wówczas żył, pewnie załapałbym się w lesie jako wyklęty, o ile oczywiście dotarłbym do lasów gęstych, itp. Rzecz w tym, że nie bardzo wykładałbym sobie to dzisiaj, jako coś dobrego. Jako plus dla mnie.

Im starszy, tym jestem delikatniejszy. Im więcej wiem, tym mniej skory jestem do ferowania krwawych sądów. Zresztą, co ja w końcu takiego sensacyjnego napisałem by nagle zostać agentem, kacapem, zdrajcą, świnią und knajackim bardem UB?
Tekst wisi.

Czytając, dochodzę do wniosku, że nie muszę z autorami tych inwektyw grać w jednej drużynie. Jako kto? co? Tym bardziej, gdy ktoś znający moje teksty od kilku lat, nagle mnie tak nazywa. Z jakie, pytam, racji?

Wspólny blog I & J


Panie Jacku!

Nie wiem, kto i gdzie Pana wyzywa. Natomiast w powyższym tekście pisał Pan o Żołnierzach wyklętych jakby to byli bandyci. Niektórzy mogli tak się zachowywać, niemniej jak znam zasady państwa podziemnego, za coś takiego szło się pod sąd. Natomiast okupanci mogli rabować spokojnie, wystarczyło, że stwierdzili, iż rabują kułaka lub „polskiego pana”. Nie jestem pewny, czy kiedykolwiek byłbym w stanie działać w konspiracji, niemniej byłbym dumny, gdyby mi się udało.

Myślę, że dla wielu ludzi tu może być problem, że nie czuje Pan, która strona sporu była dobra, a która zła…

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy!

Tekst jest w zasadzie o nieznośnym dla mnie klangorze, który się nagle podniósł. Mam wrażenie, że za trzy sezony każdy będzie potomkiem “ŻW” a co ważniejsi nawet trzech.
Oczywiście tekst jest prowokacyjny, ponieważ, że zacytuję pewnego dziennikarza sportowego:

“nie jesteśmy tu po to by się nawzajem lizać po jajach”

Wystarczy spojrzeć na mapę z naniesionym działaniami grup zbrojnych w latach 40/50 by zauważyć, że nawet geografia była przeciwko nim.

Ps.

Usłyszałem wczoraj miły tekst Jerzego Dobrowolskiego z 1971 roku, w którym porównuje przedwojenną Sieniawę do tej z początku epoki Gierka. Cytuję:

“Przed wojną Sieniawa była biednym, zapyziałym miasteczkiem, którego mieszkańcy nie mieli żadnych perspektyw. A dzisiaj? Proszę bardzo!Czytamy, że przedwczoraj urodził się tam siedmioletni chłopiec!”

Pozdrawiam

Wspólny blog I & J


Panie Jacku!

Ten siedmioletni noworodek jest rewelacyjny. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość