Wstyd mi w kółko narzekać, że nie tak w tej Polsce jak miało być. No ale co otworzę oczy, to znów widzę coś nie takiego. Postanowiłam więc siłą woli zmusić się do tego, żeby zobaczyć co jest takie. Co działa.
No wiec działa kran. Woda leci.
Działa dom. Stoi.
Działa sklep. Są w nim świeże bułeczki.
Musi więc działać i piekarnia. W której te bułeczki pieką.
Działa radio.
Jacyś panowie i panie wciąż w nim im krzyczą na tle muzyk różnych i bardzo namawiają mnie do kupienia, zapisania się, ulokowania czy uczestniczenia. Nie jestem pewna czy o to ma chodzić w radiu – chciałam na przykład ustalić która godzina, bo kilka urządzeń w domu podawało różny czas – i to już nie zadziałało. Ale to tylko dlatego, że nie starczyło mi siły woli, żeby przetrwać pokrzykujących panów i panie, poczekać do jakiejś wyraźnej godziny i odsłuchać komunikat.
W zasadzie działa autobus, który miał mnie dowieźć do apteki. Jechał. Pan Autobusowy nie sprzedał mi tylko biletu, bo była sobota a od poniedziałku nowe ceny, więc Pan biletów nie ma, w kioskach – mówi – też nie mają, a jak pani chce jechać na gapę – to już ja o tym na gapę wspomniałam – to pani jedzie, co mnie to obchodzi.
W końcu ma rację: co go to obchodzi. On się nie musi czuć gospodarzem w przedsiębiorstwie autobusowym, w którym pracuje i nie musi dbać o to, żeby to przedsiębiorstwo zarabiało. Przypuszczam, że za daleko jest od jego stanowiska do stanowiska księgowego, który liczy zyski, żeby miało mu zależeć.
Na użytek tej sytuacji sformułowała mi się szybko w głowie hipoteza, że jak ta odległość jest za duża – że w ogóle jak system jakiś duży się robi i jest w nim bardzo wiele zmiennych, na które nie mamy wpływu – to pojedynczy człowiek – tak jak Pan Autobusowy – koncentruje się raczej automatycznie na zadaniach priorytetowych, ignorując mniej ważne. Zadaniem priorytetowym jest chyba to, żeby autobus jechał. No to jedzie. Czyli niby działa.
Patrzę, że znowu mnie ściąga na stare tory. Znowu niby widzę, że działa – a jednocześnie, że nie działa. Gombro, Gombro nieustający. I my z nim, jak ukąszeni. Kiedyś kąsał Hegel – z tego Miłoszowi zrobiła się całkiem ładna książka. Teraz kąsa – wybacz Mistrzu!– Gombrowicz.
Choć, można powiedzieć: postęp widzę, postęp.
Jedno wydaje mi się ciekawe. Im bliżej mnie – tym bardziej jakieś coś działa. Obiad kiedy trzeba, pościel uprana i wysuszona, felieton napisany, na uniwersytecie u młodszej córki sesja zgodnie z planem i siedzenie nad notatkami działa bardzo.
Za progiem – także symbolicznym – się zaczyna. Administracja mojego domu nie działa. Robi co chce, a nie to co chcemy my, którzy mieszkamy w domu przez nią administrowanym. Skrzyżowanie przy którym mieszkam od dwóch lat nie działa – raz na tydzień dwa albo trzy samochody muszą się na samym środku stowarzyszyć z wielkim hukiem, bo tak zostało ono zaprojektowane, co wszyscy wiedzą i o czym zostało napisane w licznych pismach krążących miedzy mieszkańcami a władzą. (Poczta działa!) Już mi się właściwie nie chce sprawdzać co i jak działa – nie działając – w telewizji albo w gazetach.
W dużych systemach – a właśnie takie zaczynają się za progiem „mojego” – planuje się wydajność, dostępność i rozwiązania tolerowane. To ważne, bo nawet najmniejsze przerwy w sprawnym działaniu lub obniżenie wydajności mogą spowodować wymierne straty finansowe. W dużych systemach trzeba zapewnić odpowiednią stabilność i niezawodność procedur. Służy temu wszystkiemu centralizacja i standaryzacja. Które to wykluczają osobista odpowiedzialność osób działających w systemie albo zostawiają na nią mało miejsca.
Właśnie zadzwoniła do mnie Pani z prywatnej firmy leczącej, w której mamy abonament. W recepcji czekała recepta na lek, którą zamówiłam – po europejsku – przez telefon. Pojechał ją odebrać ktoś o tym samym nazwisku co ja ale o innym imieniu. Systemowi się nie zgadzało i już chciał nie wydać recepty ze swojej paszczy ale miał widać przewidzianą procedurę na okoliczność sprzecznych danych przy odbiorze i system – w postaci miłej Pani – zatelefonował do mnie z pytaniem czy może receptę wydać osobie w połowie nietożsamej ze mną. Zgodziłam się z radością i dostałam receptę od systemu, który w ten sposób przeszedł był gładko fazę rozstrzygnięcia sprzeczności, w literaturze fachowej zwany conflict resolution.
Działający system notatek z filozofii mojej młodszej córki zwrócił mi uwagę na starego Kanta, tego co działał kiedyś w Królewcu i zobaczył niebo gwiaździste nad sobą i prawo moralne w sobie. Kant uważał, że jeśli nie ma miejsca na osobistą odpowiedzialność, upada moralność. Jak już upadnie i leży – to już nie Kant, tylko ja – to trzeba potem na każdą okazję stworzyć przepis prawny i procedurę, żeby coś jakoś jednak działało.
Hej! Macham do Was z samego środka błędnego koła. Jak tak u was? Czy coś jeszcze działa?
p.s. Za czas jakis felieton bedzie dostepny w papierowym wydaniu Magazynu Obywatel, www.obywatel.org.pl. Moze wrzuce go tez do salonu ale jeszcze nie wiem.
Grzesiu, nie marudź, bardzo poproszę.
komentarze
Hm, a czemu ja mam marudzić
jak wszystko działa:)
A tak w ogóle to smakowity tekst, znaczy, podoba mi się.
A najgorzej jak czasem coś niby działa, a tak naprawdę to nie za bardzo.
Hm, a ztym panem od autobusu, to on robi swoje, a że polityka firmy badziewna jest i takie wpadki sie zdarzają, to w sumie co on ma zrobić.
Zostaje mu tylko robić swoje czyli jechać przed siebie:)
Pozdrówka
grześ -- 01.06.2008 - 10:35grzesiu,
a, bo pamietam, że marudziłes, ze i tu i w salonie – więc w tym watku upraszałam o …
Ja sie czuje wlasnie jak ten Pan Autobusowy: w sumie nie wiadomo co robic, zostaje tylko jechac przed siebie. Z nadzieją, ze jednak dojade w jakieś dobre miejsce.
Tak więc:
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 01.06.2008 - 12:00Pani Anno!
Problem polega na tym, że ludzie nie chcą odpowiedzialności a chcą wolności. Gdy dochodzi o wybór pomiędzy nimi, a bezpieczeństwem, to rezygnują z wolności.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.06.2008 - 12:13Oj, Panie Jerzy,
ja tam chcę i wolności i odpowiedzialności. I jeszcze pare takich osób na świecie jest. Tylko “cóś” małą mamy siłę przebicia.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 01.06.2008 - 12:17Pani Anno!
A co z bezpieczeństwem?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.06.2008 - 12:42PAnie Jerzy
Jeśli rozważac to abstrakcyjnie: jak pojawia sie wolnosc bez odpowiedzialnosci, to pada moralnosc, co powoduje koniecznosc wprowadzania nakazów, zakazów i innych odgórnych procedur. Wolnosc jest zagrozona, bezpieczeńsywo sie ulatnia.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 01.06.2008 - 13:31Pani Anno!
Wolność bez odpowiedzialności to anarchia. Wiem. Ale większość ludzi nie chce wolności. Krzyczą o wolności, ale szukają bezpieczeństwa. Co więcej uważają, że jeśli oni nie chcą wolności,vto trzeba ją zabrać ją innym.
I zabierają! Kawałek po kawałku…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.06.2008 - 15:07Panie Jerzy,
Na tych co zabiaraja, moge sie złoscic – na innych nie. I niewiele z tego wynika.
To co moge, to pokazywac to, co widze. Tyle mogę.
No i to robię.
Czasem mi się wydaje, że to nie ma sensu.
A czasem, ze ma.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 01.06.2008 - 14:49Pani Anno!
Pan tomek zrobił u siebie cudeńko, i powiedział, że udostępni mi możliwość opublikowania tych 22 stron w tej technologii. Będzie się działo…
Życzę szczęścia, bo na Kursku ponoć wszyscy zdrowi byli…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.06.2008 - 21:22Pani Anno
króciutko, ale z pełną rewerencją (ech, to TXT):
bardzo mi odpowiada Pani pisanie – tak tu, jak i u Delilah.
zdrowia, szczęścia i wytrwałości życzę...
merlot -- 01.06.2008 - 21:43Panie Jerzy,
czy pan Tomek to to samo co merlot?
Jesli dobrze sie domysliłam (tak jak sie domysliłam w innym blogu, ze pani Dorota to chyba Delilah) – to mam szczescie. Tylko nie rozumiem po co wprowadzac bałagan w cos, co moze byc proste.
po co zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 02.06.2008 - 00:22merlocie,
dzieki za dobre słowo i rewerencję.
wytrwale
Anna Mieszczanek -- 02.06.2008 - 00:24zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Pani Anno!
Jak adresat rozumie i nie ma pretensji, to o co chodzi? :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.06.2008 - 05:33Nieźle sie ten miesiąc zaczyna, Pani Anno,
chaos się wzmaga, choc wedle pewnych teorii jest on też zorganizowany. Czyli klapki na oczy i do przodu.
Zdrowia życze głównie, choć reszty tudzież
Lorenzo -- 02.06.2008 - 08:35Panie Jerzy,
o to chodzi – mnie – że zajęło mi to niepotrzebnie jakąś ilość czasu. Przy dwóch osobach sobie poradziłam. Przy – powiedzmy – piętnastu, jak nic będę wściekła, bo bedzie mi sie myliło do kogo Pan pisze i kto Panu odpowiada.
Ja też lubię jak świat dostosowuje się do mnie ale i często dostosowuję się do niego. Taka wymiana we współzaleznosci.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 02.06.2008 - 08:58Pani Anno!
Bardzo mi przykro. :(
Szczęścia życzę
Jerzy Maciejowski -- 02.06.2008 - 12:59Pani Anno,
ja to akceptuję.
Ten typ tak ma, taka jego Maciejowska uroda;-)
Czasami występuję pod własnym imieniem, szczególnie w dyskursach na poważne tematy. Ponieważ ostatnio siedzę głównie w kuchni, to merlot jest zupełnie na miejscu. Ale jak się wezmę za zbawianie Ojczyzny, pewnie i Tomek się pojawi.
pozdrawiam w dwójnasób
merlot -- 02.06.2008 - 14:03merlocie,
ale ja wrednie i egoistycznie pisałam – nie w trosce o Ciebie, a o siebie. Bo jak ilosc bałaganu w bałaganie przekracza pewna wartość to ani merlot ani moje ulubione moselskie czasem moze nie pomóc. MI.
Pana Jerzego pozdrawiam tak czy siak oraz Obu Panom
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 02.06.2008 - 16:35>Pani Aniu
Znakomicie mnie Pani rozpracowała:)
Zaś jeśli chodzi o postęp-dziś chyba nigdzie nie udało mi się go dostrzec. Ale jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam
Delilah -- 02.06.2008 - 16:58