Jeśli piekło istnieje, jest zimne

Że tak zamanifestuję od niechcenia swój brak kłopotów z codziennym bytem materialnym: jako jedynaczka dziedziczę docelowo różne fajne rzeczy. Jedno duże mieszkanie w centrum Warszawy jest już praktycznie moje.

W tym mieszkaniu nadal mieszka Zło.

Zło przeżyło na tym świecie prawie dziewięćdziesiąt trzy lata, umarło dokładnie w osiemdziesiątą rocznicę zamachu majowego. Nie byłam na pogrzebie, pisałam tego dnia maturę z historii. Nie wiem, gdzie dokładnie jest ten grób i nigdy tam nie pójdę.

Co się dziwicie, że jestem półdiablę weneckie, skoro naprawdę jestem wnuczką Diabła?

(Może tak, na ludowo, przemówi do was bardziej, bo to, co Magia pisze o psychopatach, wyraźnie jest za trudne.)

Na odczynienie takiej aury w mieszkaniu jest prosta metoda. Trzeba zaprosić obcokrajowców (w moim przypadku będą to Ukraińcy). Niech wynajmą, zrobią remont, pomieszkają kilka lat. Wtedy problem zniknie.

Spędziłam trochę upojnych godzin, porządkując to upiorne miejsce. Wynosiłyśmy graty, robiłyśmy zdjęcia, myłyśmy półki, czyściłyśmy piwnicę. Chodziło się tam z obrzydzeniem i wychodziło z ulgą.

Meble były ponad stuletnie, wyszabrowane zaraz po wojnie. Najciekawsze było wielkie dębowe biurko, dokładniej zawartość szuflad.

Zło nie miało żadnych przyjaciół, nienawidziło wszystkich. Swojej rodziny oczywiście też, ale jej trzymało się kurczowo. No, jedną osobę kiedyś wyjebało bez pardonu ze swego mieszkania, ale to pomińmy. Można uznać za przyjemny akt sprawiedliwości dziejowej, że kilka lat później Zło zostało skopane ze schodów na Wrzecionie. Już byłam wtedy na świecie i widziałam tę scenę, malutkie bażanciątko. (Przerażone totalnie; żeby na rodzinnym obiedzie ktoś nagle wyciągał pistolet?)

Zło nudziło się na starość, popadało w coraz głębszą demencję, nie mogło już pracować i zarabiać. Siedziało za dębowym biurkiem, patrzyło w okno i pisało listy do nikogo.

Plik tych listów znalazłam w szufladzie. Przepięknym charakterem pisma, chociaż coraz bardziej drżącą, starczą ręką, było powypisywane: nazywam się Leopold S…, jestem podpułkownikiem Wojska Polskiego, walczyłem w Powstaniu Warszawskim, mój pseudonim „Michał”. I tak dalej, a potem dla odmiany jakieś brednie o ziemi na Podlasiu, która była jego, ale ktoś ją ukradł, i drobiazgowe wyliczenia w arach, z dokładnością do trzech miejsc po przecinku.

I jeszcze jakaś pocztówka – że smutno tak siedzieć w domu samemu, drogi kuzynie (ten kuzyn to już w rzeczywistości wtedy nie żył, Zło miało Alzhaimera), ale już jutro, o godzinie takiej to takiej, odbiorę z dworca moje domowe panie, które wracają z urlopu.

Pustka, cisza, zapadający zmrok. Wielkie biurko, za oknem podwórko-studnia, widok na rozpadające się cegły.

***

Noszę w dżinsach wojskowy pas ze sprzączkami do kabury, znalazłam go w szafie przy którejś turze porządków.

Jestem dobrym i słodkim Bażantem.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Pino

Powiem Ci, że od jakiegoś niedługiego czasu chodzi mi po głowie ta kwestia. Zagnieżdżonego, zapatrzonego w swoje dobro, aroganckiego Zła. Po głowie łazi lecz tematu nie tykam na piśmie, bo już samo myślenie o tym jest przerażające.

Jest w atmosferze Twojego tekstu coś z mojego przerażenia. Może to ten chłód zionący, nie wiem.
Gdybyś potrzebowała pomocy w zmianie energetycznej powierzchni mieszkalnej, celem przystosowania jej do mieszkania przez ludzi (w tym Bażanty) to się polecam.

Pozdrowienia Bażantku.


W przeciwieństwie do Gretchen (choć może słowo przeciwieństwo

jest zbyt dużego kalibru), kwestia “zapatrzonego w swoje dobro, aroganckiego Zła” chodzi mi po głowie od lat.
Nie ma to jednak nic wspólnego z “wiarą w Zło”, w poldkowym ujęciu wiary i Zła.


Witam drogie Panie,

ja zaparzę herbatę w kociołku, Gretchen naleje, a Magia będzie piła.


Jeśli można...

Herbatę mogę nalewać. Pić już niekoniecznie. ;)


Fuck,

zapomniałam, przy cybernetycznej pamięci mam jednocześnie sklerozę, nie wiem jak to możliwe…

soczek jabłkowy


Żaden problem.

Natomiast to, co piszesz o tym panu, daje do myślenia. Oj, daje.


No wiesz,

nie mam papieru nawet na kwant, chyba że liczyć maturę.


Papier! No tak, to dla niektórych rzecz święta. :)

Och, dla przykładu, nie mam papieru na tłumaczenie z (jak to niektórzy mówią) małpiego języka. Za to, znając jakiś temat i – “od biedy” – małpi język, jestem w stanie ocenić, czy jeden Ktoś, ze stosownym papierem, dokonał masakry na tekście oryginalnym książki, bo nie miał pojęcia o tym, co tłumaczył a nie chciało mu się douczyć.
Coś na zasadzie pomylenia “castle” z “lock”. Teoretycznie jedno i drugie jest zamkiem. :)


Magia

A zgadniesz, co to jest “rybny tank wiszący na ścianie”? Bo ja nie byłam w stanie się domyślić, musieli mi wyjaśnić.


Zgaduję. :)

Sak, pojemnik na ryby w kształcie worka?

ps. A tak przy okazji… Przypuszczam, że “piekło” nie istnieje. Nie jest ani zimne ani gorące. “Niebo” też nie istnieje. Moje przypuszczenia odnoszą się oczywiście do rozpowszechnianej wersji “piekła/nieba” w religiach monoteistycznych.


Hahaha,

się nabijasz, czy też gupia jesteś jako mua? Po prostu akwarium. Fish Tank.

Mnie się wyświetliła wizja rybnego czołgu, czterej pancerni i łosoś.


Piekło

Tytuł jest parafrazą bardzo pięknej szanty, tylko że tam chodzi o wręcz przeciwnie, znaczy o raj.

Jeśli piekło ominę, dopłynąć chcę tam,
Gdzie delfiny figlują, w wodzie czystej jak łza,
A o mroźnej Grenlandii zapomina się tam…


Pani Marszałek, gdzieżbym śmiała się nabijać!

Oczywistym jest, że myśli me pobiegły chyżo ku dywizji czołgów o rybim kształcie!
Przecież nie posiadam stosownego papieru! Sak był tylko próbą maskowania oczywistości.

W kwestii piekła… Po co omijać coś, czego nie ma?


chichłam

Akwarium wiszące na ścianie, sak na ryby, jeszcze lepiej… sprawdzić, czy jest otwór, jak w skrzynce na listy?

Piekło jest na ziemi, znaczy takie kwanty piekła porozrzucane w różnych miejscach, no.


Piekło jesli istnieje

jest tylko w nas.
Jak i niebo.

Acz równie powszechne mniemanie to to, że piekło to inni (ale oczywiście to łatwizna, takie myślenie)

P.S. Zastanawiam się czy są naprawdę źli ludzie, czy tylko ci źli to skrzywdzeni, sfrustrowani, chowający się, udający, ci, którzy w jakimś momencie poszli za daleko i nie umieją zawrócić.

Na szczęście wiem, że są ludzie dobrzy:)


grześ

Prawie wszyscy są dobrzy. Istnieje jakaś ograniczona liczba mutantów, na których się niekiedy w życiu wpada. Znałam dwóch. Tego, co żyje, też znasz, na szczęście wirtualnie ino.

Skrzywdzeni, kurwa, dobre sobie. Nie twierdzę, że jestem jakoś straszliwie skrzywdzona, gdzieżbym śmiała, laboga. Tym niemniej, pokochałam swoje życie dopiero w wieku lat dwunastu. I jestem dosyć zahartowana, a zresztą, popacz na motto.


Pino wpadałam do piekła cztery razy,

ja zmarzlak, tam jest gorąco. To źli ludzie są zimni, współczuję, mieszkanie bym sprzedała, aury kiepskiej trudno się pozbyć,
pozdrowienia.


AnnaP

już nie wpadniesz, idź i nie przejmuj się więcej idiotami +


Chciałabym coś dodać.

Możecie w to nie wierzyć, ale jestem pacyfistycznym bażantem, sprzączki od kabury mnie wkurzały, bo się blokują na szlufce.

Pasek pojechał do pracowni krawieckiej w Bielsku, wróci w poniedziałek. No. :)


Dopiszę, bo to komiczne.

Leopold całe życie Pisał. To był diabelnie inteligentny człowiek, wyszedł z totalnego syfu (wyobraźcie sobie wieś podlaską przed pierwszą wojną światową), pojechał do Warszawy, dostał się do wojska i piął się po szczeblach. W 1938 roku miał zdawać maturę – i zdałby na pewno, tylko że, kapitanie Wojska Polskiego, wsiadaj na czołg, jedziemy rewindykować odwiecznie polskie Zaolzie. :D

Uwielbiam historię mojej rodziny, z każdej strony, ludzie na P, ludzie na S, ludzie na M i ludzie na Z, gdzie nie poskrobiesz, wychodzi – nic spektakularnego, nie podręczniki szkolne, ale akademickie opracowania już tak, w wielu przypadkach – byli niemal wszędzie i robili wszystko, hej ho, wszyscy po cichutku współtworzyliśmy historię Europy. A nawet Stanów oraz Tbilisi.

Nie zawsze, dodajmy, sensownie. Obawiam się, że gdzieś, w bocznych gałązkach, mam wyjątkowo okropną i b. historyczną postać, ble, fuj – Julian Marchlewski. Shame.

No, więc Leopold uwielbiał pisać, na przykład podania, genialnie się odnajdywał w poplątanej strukturze komunistycznej biurokracji – moja mama strzelała w młodości facepalm za facepalmem, bo ten znowu wysyłał, gdzieś do urzędu odpowiedniego: “Proszę o przydział talonu na kożuch, dla mojej szczupłej Żony.”

autentyk!


Subskrybuj zawartość