Słów jeszcze parę skreślić muszę
Bo choć w tym nie ma mojej winy
To jednak mam łagodną duszę
Z powodu biednej tej dziewczyny
Co mnie rodziła popołudniem
Co mi oddała grupę zero
I choć powinnam przybyć grudniem
To przyszłam lipcem, śmierć frajerom
Oni męczyli się we wojsku
By jechać potem do Imperium
To musiał być jedyny sposób
Musiały być dziejowe ferie
I tylko lipiec, tylko Olga
Ta ani morska, ani świnka
To była wnuczka Leopolda
To była dzielna ta dziewczynka
Tak być musiało i tak było
I przecież zwyciężyło męstwo
I wszystko dobrze się skończyło
I nie groziła nigdy klęska
Bażanty potoczyły okiem
Czujnie po wnętrzu piekarnika
I mają pokój dziś z widokiem
I drzwi starannie chcą zamykać
Nie czują żadnej nienawiści
Chroni na zawsze je Ochrona
Bo godni żalu są faszyści
Bo każde zło się da pokonać
Nad recydywą nie bolejmy
Niech się zamartwia o nich klawisz
Ale ja jestem człek uprzejmy
I tak współczuję, gdy się dławisz
I nagle wiersz mnie już nie słucha
I nie wiem co napisać jeszcze
Życie tak bardzo bywa kruche
I pozostaje tylko deszczem